Dniówka: Koszykarze bez koszy

2
fot. YouTube/NBA

Po pierwszej sesji treningowej w piątek Kevin Love mówił, że był to bardzo dziwny workout, ale te wszystkie obostrzenia i środki bezpieczeństwa zeszły na dalszy plan, bo najważniejsze było to, że wreszcie mógł wejść na salę. Od kiedy zaczął uprawiać koszykówkę, a gra od dziecka, była to zdecydowanie jego najdłuższa przerwa od rzucania piłki do kosza.

Podobne odczucia miał CJ McCollum. On wcześniej nie krył swoich obaw o bezpieczeństwo wznowienia treningów, ale ostatecznie przyjechał na salę i cieszył się, że wreszcie mógł potrenować. Od 50 dni nie rzucał do kosza…

Obaj mają podpisane $100-milionowe kontrakty i mieszają pewnie w ogromnym rezydencjach, ale nie mają w nich koszy. I wcale nie są wyjątkiem. Wcześniej słyszeliśmy już o tym, że Giannis Antetokounmo, Khris Middleton czy Jayson Tatum czas pandemii spędzają nie mając dostępu do kosza. W takiej samej sytuacji przez pierwsze tygodnie był również Stephen Curry, dopóki żona nie zamówiła kosza, który mogli ustawić przed domem.

Zawodnicy NBA nie mają koszy w swoich domach – to jedno z największych zaskoczeń koronalokautu, który trwa już dokładnie dwa miesiące. Można było się domyślać, że większość graczy nie ma prawnych boisk, ponieważ nie wszyscy zarabiają dziesiątki milionów dolarów rocznie, często też muszą się przeprowadzać, zmieniając domy, a wielu mieszka w apartamentach. Ale okazało się, że nawet największe gwiazdy nie mają własnych sal gimnastycznych, a co najbardziej może dziwić, niewielu miało chociażby kosz ustawiony w ogrodzie.

Marc Stein i Scott Cacciola z NY Times przepytali o tę kwestię prawie połowę drużyn. W Dallas Mavericks, Miami Heat, Washington Wizards czy Denver Nuggets tylko po dwóch zawodników miało jakikolwiek dostęp do kosza w momencie gdy rozgrywki zostały zatrzymane. W Golden State Warriors trzech. Z zespołów, które sprawdzili, zdecydowanie najlepiej wypadli gracze Orlando Magic, bo aż dziewięciu z nich pozostając w domu mogło porzucać do kosza. Nikola Vucevic początkowo nie był w tej grupie i dopiero od niedawna ma obok domu kosz, który zamontował sąsiad. Jak tłumaczy, jeszcze przed chwilą nawet nie miałby okazji go używać.

“Nawet gdybym miał kosz przed domem, ile bym z niego korzystał w czasie sezonu?”

Po co zawodnikom kosz na podwórku skoro kiedy tylko chcieli, zawsze mieli łatwy dostęp do świetnie wyposażonych, luksusowych sal swoich klubów? Kosz w domu był zbędny. Nawet Joe Ingles mimo że od dwóch lat jest ambasadorem firmy produkującej mobilne kosze, dotychczas nie miał takiego w swoim domu w Salt Lake City. Nie potrzebował. Jeśli już ktoś miał kosz na ogrodzie, to przeważnie dla dzieci. Jak chociażby Goran Dragić, który dopiero w prezencie od Jimmy’ego Butlera dostał kosz bardziej nadający się do treningu rzutowego. Ale też większość zawodników nie uważa rzucania do zewnętrznego kosza za odpowiednie przygotowanie formy rzutowej na normalne kosze w hali, dlatego tym bardziej nie czuli konieczności posiadania kosza przed domem. Dopiero teraz, gdy wszystko zostało zamknięte, doceniają, że mogą gdzieś po prostu porzucać.

“Rzucanie na zewnątrz nie jest na poziomie rzucania w środku, ale to daje pewien spokój ducha, żeby w ogóle porzucać.” weteran Jamal Crawford, który ma jeszcze nadzieję na powrót do NBA

Według Steina i Caccioli nasze błędne wyobrażenie o tym, że każdy gwiazdor NBA ma w domu prywatne boisko wynika z popkultury i takich programów jak dawne MTV Cribs, w którym Shaq oprowadzając po swojej posiadłości w Orlando chwalił się pełnowymiarowym boiskiem. Mogło się wydawać, że to niemal obowiązkowy element domu każdego koszykarza. Teraz okazało się, że nie jest to nawet coś zarezerwowane tylko dla największych gwiazd NBA, bo nawet niewielu z nich ma salę. Jeśli już, to mają boisko na ogrodzie, jak to mogliśmy zobaczyć przy okazji konkursu H-O-R-S-E. Chris Paul, Zach LaVine, Chauncey Billups i Paul Pierce grali na swoich zewnętrznych boiskach. Ale najbardziej wyróżniał się Mike Conley, który jako jedyny z ośmiu uczestników nie musiał martwić się warunkami atmosferycznymi, ponieważ ma do dyspozycji zamkniętą halę w swojej rezydencji w Columbus, Ohio.

Jednym z tych nielicznych, którzy mają prywatną salę jest również Bradley Beal. Goszcząc jakiś czas temu w podcaście u Zacha Lowe’a wspominał jak jego agent dziwił się, gdy postanowił kupić właśnie ten dom, który miał boisko do koszykówki. Po co zabierać pracę do domu?

“To zabawne bo zanim kupiłem ten dom Mark [Bartelstein] mówił ‘dlaczego potrzebujesz sali w domu? Po co? Masz do dyspozycji cały obiekt treningowy, który jest właśnie po to, a twój dom powinien pozwolić ci się od tego oderwać’. Ja na to ‘tak, ale naprawdę uwielbiam ten dom’. Oczywiście napisał do mnie dwa dni po zatrzymaniu sezonu ‘człowieku, to była najmądrzejsza inwestycja jaką kiedykolwiek zrobiłeś’. Opłaciło się.”

Dopiero koronalokaut sprawił, że boisko w domu przestało być niepotrzebnym luksusem.

2 KOMENTARZE