Draft 2020: Kogo da się lubić

5

W poprzedniej części przyjrzałem się bardzo wysoko notowanym graczom, którzy mnie osobiście przerażają. Głowami. Od zawsze uważam, że najtrudniej w zawodniku naprawić głowę i instynkty, czyli głowę i głowę. Do dziś pamiętam jak oglądając highlighty KCP z NCAA dziwiłem się jak ktoś tak boiskowo głupi może być rozpatrywany w kontekście nawet Top5 swojej klasy draftowej. Potem przyszedł do NBA, do moich Pistons, pokazał energię, atletyzm, mało strat (trudno o straty jak Twoją metodą na pozbycie się piłki jest niemal zawsze rzut) i miałem szczerą nadzieję, że się pomyliłem. Niestety potem okazało się, że jest chodzącym żywiołem, da się to opanować i wręcz dobrze ukierunkować w obronie, ale w ataku ogranicza go do oddającego rzuty role playera. Okazało się, że choć wyszkolenie inne, głowa w NBA została ta sama. Boiskowy głupek rzadko kiedy mądrzeje, zwłaszcza zmieniając poziom gry na wyższy. Naprawdę jest niewiele przykładów narwańców, którzy się ogarnęli, dlatego dla mnie to zawsze największa z możliwych czerwonych flag. W niedawnej historii draftów mamy tu np. Marquese Chrissa i Wade’a Baldwina, którzy mają fenomenalne narzędzia fizyczne do gry, ale kompletnie nie umieją ich użyć. Chriss jeszcze walczy, Baldwin już chyba jest nieodwracalnie stracony. Z drugiej strony, mamy w NBA mnóstwo przykładów dobrze ułożonych graczy, którzy mimo mniejszego potencjału fizycznego umieli przezwyciężyć trudności i dzięki umiejętności trzeźwego myślenia oraz dużemu czuciu gry, po początkowych kłopotach wyszarpali swoją ważną rolę w lidze. Kojarzycie może Lonzo Balla?

Jego nazwisko padło oczywiście nie bez przyczyny. Jego brat jest ulepiony z tej samej gliny. To o nim i paru innych zawodnikach, którzy budzą moją sympatię będzie dzisiejszy odcinek rozważań draftowych.

Zanim to jednak: Garść highlightów ludzi z poprzedniego odcinka – zgodnie z życzeniem.

James Wiseman

Cole Anthony

Anthony Edwards

LaMelo Ball – Mój numer jeden w tej klasie. Pod wieloma względami bardzo przypomina swojego brata, Lonzo, który w dużo bardziej utalentowanej klasie 2017 został wybrany z numerem drugim. Myślę, że jest jedynym zawodnikiem w tym roku, który jednocześnie ma wysoką podłogę i sporą szansę na zostanie gwiazdą ligi. Jest trochę większy od Lonzo, bardziej atletyczny, lepszy jako kozłujący w pick and rollu oraz jako gracz zdobywający punkty. Ma podobnie fantastyczny przegląd pola i feel do gry. To w czym jest gorszy od starszego brata to szybkość stóp i obrona. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę to, że obecna koszykówka stawia przede wszystkim nacisk na atak, trzeba powiedzieć po prostu: to lepsza wersja brata. Nie będzie tak dobrze podawał do kontry i chętniej poklepie piłkę, ale powinien to nadrobić dużo większymi możliwościami ofensywnymi, w tym lepszym rzutem. To co istotne, to w przeciwieństwie do większości grających pod kloszem NCAA dzieciaczków z tej klasy, LaMelo już grał z dorosłymi mężczyznami w poważnej, australijskiej lidze. Porównajmy jego statystyki z tych samych rozgrywek z innym czołowym prospektem tej klasy: La Melo Ball – 17 PPG, 7 APG, 7.5 RPG, 37% FG, RJ Hampton 8.8 PPG, 2.4 APG, 3.8 RPG, 40% FG. Warto zauważyć, że przed sezonem to ten drugi był uważany za lepszy materiał na gracza NBA. Oczywiście – rzuca się w oczy żenująca skuteczność LaMelo, co pozwala po raz 147 zadać pytania o to co myślał LaVar narzucając im tak kretyńską technikę oraz czy zmuszanie małych dzieci do rzucania dorosłymi piłkami z 10 metrów nie wypaczy trwale ich techniki rzutu. U Lonzo to wyglądało przez dwa lata strasznie i dopiero w tym sezonie udało mu się skutecznie poprawić łańcuch ruchowy przy oddawaniu rzutu i u młodszego Balla też będzie to wymagało sporo pracy. Pozytywne jest to, że już teraz dysponuje techniką niewiele gorszą od „nowego” rzutu starszego brata. Połączenie rozmiarów (202-204 cm u PG) z niezłym atletyzmem, fantastycznym przeglądem pola i dobrym czuciem gry daje LaMelo betonową podłogę – nie będzie w NBA gorszy niż pierwszy guard z ławki, a wszystko wskazuje na to, że powinien być co najmniej starterem. Jeśli natomiast uda mu się poprawić rzut oraz prędkość na stopach w obronie, może zostać spokojnie All Starem. Nie zobaczysz w nim Dwayne Wade’a lub Vicora Oladipo jak w Anthonym Edwardsie, ale też nie boisz się tego, że zostanie Dionem Waitersem. W tym roku taka podłoga nawet przy ciut niższym potencjale to skarb. Bardzo liczę na to, że jakimś cudem wpadnie w ręce „moich” Pistons. A jak nie on, to…

Killian Hayes – mój największy problem z mockami największych ekspertów to totalnie irracjonalnie wypadający z czołówki gracze. Bam Adebayo parę lat temu dla każdego lepiej otrzaskanego laika z Polski wyglądał jak Top5 gracz klasy. Eksperci mieli go w pewnym momencie niemal wypadającego z pierwszej rundy, a GMowie NBA, przedstawiciele jednego z najbardziej elitarnych zawodów świata, pozwolili mu polecieć aż na 14 miejsce. Do tej pory nie wiem czemu. W zeszłym roku wszyscy zastanawiali się czemu do cholery jeden z pięciu-sześciu najlepszych graczy rocznika, Brandon Clarke, wypadł z pierwszej dwudziestki w trakcie naboru… i patrząc po przebiegu mijającego sezonu chyba wciąż nie wiedzą. Rok wcześniej w dół leciał Shai Gilgeous-Alexander i… sam powiedz, czy 11. pozycja w drafcie (i jeszcze niższa w mockach) była usprawiedliwiona? Trudno to zrozumieć. W tym roku takim gościem jest dla mnie Killian Hayes. Mam nadzieję, że na razie. Jeśli do Pistons nie trafi LaMelo, to chciałbym tam właśnie Hayesa. Shit. Nie tylko dla Pistons jest dla mnie dwójką. Nie patrząc na drużyny, gdybym miał big board, niekwestionowanymi numerami jeden i dwa byliby Ball i Hayes, a po nich byłby potężny drop-off i potem chyba Edwards. Francuz wyróżnia się w tym roku tym, że jako jedyny nie ma trudnych do naprawienia wad. Tam gdzie LaMelo jest za wolny, Wiseman i Edwards (boiskowo) za głupi, Toppin, Anthony i Okungwu zbyt jedno wymiarowi, a Haliburton i Okoro bez rzutu, tam Hayesowi brakuje… skuteczności dobrze ułożonego rzutu? Prawej ręki? KijWieCzego? Serio – tu nie ma wad dyskwalifikujących i to jedyny taki prospekt w tym roku. Dosłownie jedyny. Ma świetny feel do gry, gorszy w tej klasie tylko od LaMelo, umie podawać efektownie i efektywnie jak chyba nikt w tym roku, gra krok przed obroną mimo, że gra dla niego jeszcze aż tak nie zwolniła, umie grać z piłką i bez, może być równie dobrze pierwszym obrońcą na rozgrywających rywali jak i pierwszym rozgrywającym w pick and rollu, a rzutowo, choć trafia na niskim procencie, ma nienaganną technikę, ładny step-back w prawo na półdystansie i świetną skuteczność z osobistych. 1 na 0 też wygrywa z koszem przez nokaut. Wydaje mi się, że ma w sobie wszystkie elementy dobrego strzelca poza skutecznością, a to właśnie tę skuteczność wyciągają mu eksperci od draftu. Eksperci są głupi. Jeśli to ma być jego jedyna wada, jestem przekonany, że dość szybko zniknie. A jeśli nie ona to jakie argumenty przeciwko niemu zostaną? Wybitna leworęczność? Manu i Harden też są/byli wybitnie leworęczni. A Hayes to dzieciak, to znowu niemal pewne, że poprawi użycie prawej ręki przy koźle w warunkach NBA. Koźle, który jest i tak już fantastyczny. Wspomniałem już, że gra w niemieckiej lidze dla dorosłych i świetnie sobie radzi? Nie? A to szkoda, może nawet nie było to potrzebne. Miałbym Francuza na pierwszym miejscu na swojej osobistej shortliście, ale jest za LaMelo tylko i wyłącznie z jednego powodu – nie ma jednej elitarnej umiejętności. Na ten moment zapowiada się na świetnego i wszechstronnego gracza. Ale LaMelo naprawdę widzi wszystko i czuje grę jak nikt. I tylko dlatego Hayes jest za nim. Ale to bardziej opcje 1A i 1B niż 1 i 2. Z każdym kolejnym fragmentem znalezionego meczu staję się coraz większym fanem. Gość będzie naprawdę dobry.

Isaac Okoro – jestem fetyszystą defensywy niezależnie od jakości ataku jaką niesie ze sobą gracz. Kochałem przez to Stanleya Johnsona, kochałem Justise Winslowa, zachwycił mnie Matisse Thybulle, nadmiernie polubiłem Talena Hortona Tuckera i Luguentza Dorta. Pamiętaj więc, że jeśli ktoś mnie porwał lockdown obroną i potencjalną możliwością ofensywną, jest to obarczone sporym ryzykiem zaślepienia. Do Okoro staram się podchodzić realistycznie. Jest nieprawdopodobnym obrońcą jeden na jeden, bez dwóch zdań najlepszym w tym drafcie. Umie wsiąść na rywala i go indywidualnie wyłączyć, jednocześnie cały czas pilnując passing lanes i sytuacji na boisku. W Auburn dobre rzeczy działy się kiedy był na boisku. Może kryć pozycje 1-4 i okazjonalnie switchować na piątki. W obronie daje wszystko. Problem jest w ataku. Jest super-efektywny jako roller, grając w ofensywie fałszywego centra. To nie przejdzie w NBA. W tej lidze musi rozwinąć rzut za trzy, żeby w obecnych czasach móc się utrzymać na boisku. 28,6% za trzy z bliższej linii za 3 to gówno nie rzut. W NBA będzie musiał dojść do 30+% z linii oddalonej od kosza o 7,24m. To może być bardzo długi i żmudny proces dla niego. Dlatego wypada kibicować temu, żeby trafił do organizacji z doświadczeniem w rozwoju rzutowym graczy. Na przykład San Antonio. Wydaje mi się, że jak większość tej klasy, jego późniejszy sukces jest skrajnie uzależniony od tego do jakiej drużyny trafi.

Obi Toppin – Jeśli mam typować sleepera w tej klasie, może to być właśnie Toppin. Osobiście mam go w Top5 tegorocznego naboru, ale widzę że w wielu miejscach wręcz wypada z pierwszej dziesiątki. Tymczasem Obi w ataku wygląda jak połączenie Amare Stoudemire z Blakiem Griffinem, a oparty na nim atak Dayton był jedną z najlepszych ofensyw NCAA. Nie jest zbyt duży jak na podkoszowego, ale za to niezwykle eksplozywny i sprawny, ma świetne jak na big mana czucie gry i już teraz mógłby grać 25 minut w dobrym ataku NBA. Poza atletyzmem dysponuje też solidnym rzutem z półdystansu i za trzy, umie podać do ścinającego kolegi, umie zaatakować przodem do kosza, zagrać tyłem, był rolującym po picku lub koszyczku, a nawet ładnie zapozorować hand-off i pokonać zmyloną tym obronę. Drużyny które szukają w drafcie gotowego produktu a nie potencjału do rozwijania powinny się w tym roku o Toppina zabijać. Bardzo lubię jego ofensywny repertuar. Co prawda kojarzy mi się z Ruim Hatchimurą, ale w wersji dużo bardziej kompletnej, o prawdziwym, a nie tylko pozornym atletyzmie. To skojarzenie wynika niestety też z drugiej strony parkietu i nieprzystającym do ofensywnego repertuaru skillu, a raczej no-skillu defensywnym. Na ten moment Obi jest za wolny na stopach żeby kryć czwórki nawet na poziomie NCAA, już nie mówiąc o mniejszych graczach, a trochę za mały i za słaby fizycznie na grę jako pełnowymiarowy center. To będzie największy problem w kontekście NBA. Jednak obecny nacisk na atak, w połączeniu ze small ballem wydaje się premiować graczy takich jak on. Nie patrzyłbym w tym momencie na jego niedoskonałości defensywne, w końcu taki wspomniany Griffin poza hustle nie daje w obronie kompletnie nic, a i tak zdrowy jest jednym z 15-20 najlepszych graczy w lidze. Drużyny tylko wizytujące draft w tym roku, jak na przykład Warriors, powinny z zachwytem przyjąć go w swoje szeregi.

Deni Avdija – O ile nie do końca go jeszcze umiem wyczuć, tak mam wrażenie, że kilka umiejętności, którymi dysponuje, predysponuje go w przyszłości do gry na poziomie pierwszej piątki w NBA. Najważniejsze co trzeba o nim wiedzieć, to że rozwija się równolegle w dwóch rolach – ballhandlera na poziomie międzynarodowym i gracza off-the ball na poziomie klubowym. W obu tych rolach do tej pory radził sobie ponadprzeciętnie, zwłaszcza międzynarodowo wygląda nieprawdopodobnie – na Mistrzostwach Europy do lat 20 był rok młodszy od rywali (i był drugim najmłodszym graczem na całym turnieju), a mimo to poprowadził zespół do złota, został MVP turnieju i zaliczył nieprawdopodobną linijkę: 18.4 PPG, 8.3 RPG, 5.3 APG, 2.4 BLK, 2.1 STL. Mężczyzna wśród dzieci, mimo że najmłodszy w stawce. W klubie też nieźle sobie radzi, mimo że nie ma piłki w rękach – gra w silnym Maccabi Tel Aviv i jest jednym z kluczowych graczy drużyny. Nie jest talentem z poziomu Luki Doncica, ale wygląda na potencjalnie dużo lepszego zawodnika niż np. Cedi Osman z Cavs. Jeśli miałbym go do kogoś porównywać, to określił bym go jako właśnie miks Osmana i Sarica. Jak przy każdym białym skrzydłowym będą się pojawiać poważne pytania o bronioną stronę parkietu, jednak bardzo dobry jak na europejskiego zawodnika atletyzm i solidne statystyki defensywne w dotychczasowej karierze pozwalają wierzyć, że może być kimś więcej niż przeciętnym obrońcą. Za to w ataku dzięki podwójnej roli w dotychczasowej karierze, wygląda jak ktoś kto na początku kariery będzie się sprawdzał jako trzeci ballhandler, grający poza piłką i mogący agresywnie kozłem atakować close’outy po odrzuceniu, kreując w ten sposób punkty dla siebie i kolegów. I tu przechodzimy do rysy na szkle, którą w sobie kryje każdy tegoroczny prospekt – w przypadku Deniego jest to rzut za trzy – w Eurolidze to tylko niecałe 28% skuteczności przy raptem 1.8 próby na mecz. Jest tu prosta zależność – jeśli nauczy się dobrze rzucać, będzie starterem na lata w NBA. Może nawet boarderline All Starem w rodzaju Danilo Gallinariego. Jeśli nie nauczy – szybko wróci do Europy.

W tym miejscu wcale nie kończymy z prospektami do pierwszej dziesiątki, ale wygląda na to, że kończymy z ludźmi którzy mają, nawet jeśli małe, szanse być w NBA gwiazdami. Od kolejnej części lecimy z rolesami

Poprzedni artykułKoronalokaut: Nuggets, Blazers i Cavs jako pierwsi otworzą swoje sale treningowe
Następny artykułGra Draftowa: Timmy pod koszem, Peja na dystansie

5 KOMENTARZE