Draft 2020: Lepsza klasa 2020 niż nic

9

Co robić w tym trudnym dla fana NBA czasie?

W trakcie kwarantanny przeszedłem od celowej izolacji od NBA przez zobojętnienie wywołane nadmiarem zajęć do tęsknoty za ligą. W tęsknotę sam się władowałem na własne życzenie, jak kto głupi po końcu audiobooka, zamiast kolejnej książki lub chociaż genialnego Business Wars, odpaliłem podcast Zacha Lowe z Billem Simmonsem dotyczący MVP. Potem poszło już lawinowo: zaległe odcinki Duncana z Hollingerem, zaległe Lowe Posty, zaległe Full 48, od dawna planowane Sterling Affairs od ESPNu, tego nie dało się zatrzymać. To było jak zapałka rzucona na stos siana. Nagle złapałem się na tym, że muszę obejrzeć coś nowego, że muszę znaleźć coś związanego z koszykówką, coś co będzie balsamem dla coraz bardziej stwardniałej od życia codziennego duszy. Nasza Gra Draftowa jest dla mnie takim trochę wypełnianiem naraz luki po fantasy i NBA, to był fantastyczny pomysł. (SZYBCIEJ do cholery z tymi pickami!)  Słucham też namiętnie Redraftables robione przez Simmonsa w ramach jego projektu The Book of Basketball 2.0. Ale to wciąż mało.

I nagle niedawno, poziom zapotrzebowania na koszykówkę sięgnął u mnie zenitu. Już nie tylko słucham o starych draftach, już nie tylko zastanawiam się nad tym co się dzieje w grze draftowej, ale zacząłem oglądać prospekty do najbliższego draftu NBA. Tego prawdziwego. Draftu słabego, draftu dziwnego. Takiego, który poziomem i głębią stoi gdzieś między klasą 2013 i klasą 2016. A mimo to, wciąż ciekawego. Tylko przez to, że nic innego teraz nie ma. Gdyby NBA wciąż trwało nie dałbym rady. Zupełnie by mnie nie interesował mimo dużej szansy moich Pistons na wysoki pick. Jednak brak lepszej koszykówki wepchnął mnie w ramiona tej gorszej. Co poradzić.

Moszcząc się w tych ramionach, oglądając materiały Schmitza i Hoop Intelect, czytając ESPN i Sama Vecenie, słuchając podcastów Chada Forda zacząłem nabierać choć trochę pojęcia kto jest kim w tym roku. Wciąż nie wiem czy wymieniłbym z głowy 20 tegorocznych nazwisk, ale wciągnąłem się na tyle, że nawet wyszukuję pojedyncze mecze tych „prospektów”, żeby poznać coś więcej niż ich highs and lows. Nie jestem i nie będę ekspertem od draftu, nie jestem i nie będę fanem tegorocznej klasy. Ale mam wrażenie, że udało się ją poznać na tyle, żeby napisać coś o paru graczach i to coś co nie będzie kopiuj-wklej z zagranicznych ekspertów.

Na razie mocku robić nie będę, zamiast tego postaram się systematycznie pisać o graczach, których już udało mi się obejrzeć w próbce większej niż same materiały od zagranicznych ekspertów.

Dziś pierwsza trójka, ludzie którzy choć potrafią zachwycić, to mają tak rażące wady, że nie zdecydowałbym się na ich wybór z pierwszym numerem:

James Wiseman – Możliwe że największa historia tego draftu. Przyjaźń z Pennym Hardawayem, przyjmowanie przez jego rodzinę pieniędzy od tej legendy NBA, tajemnica jego rekrutacji do Memphis, włącznie z podejrzeniami o to, że Penny dostał posadę szefa programu dzięki powiązaniom z Wisemanem. Seba Hetman napisał o Jamesie nigdy nie opublikowany tekst do Magic Basketball i może jak go poprosicie ładnie to gdzieś wrzuci? Na pewno warto byłoby to przeczytać. Co do samego Wisemana to jego pierwsza pozycja w ESPN Top100 to był pewien atawizm związany z historycznym sentymentem do big manów. Gość wygląda w highlightach jak połączenie Embiida z Amare i Noelem, ale w lowlightach bardzo mi się kojarzy z Marquese Chrissem. Trudno nawet sobie wyrobić o nim opinię po obejrzeniu większych fragmentów jego spotkań, bo w NCAA zagrał tylko 3 mecze, z czego dwa przeciwko żenującej konkurencji. Trzeci był przeciwko Duke i grubasowi Carneyowi. Dlatego jego statystyki i to co robił w tej małej próbce w żaden sposób nie są wymierne. Bardzo żałuję, że nie zagrał żadnego istotnego spotkania, które cokolwiek by nam powiedziało o tym co sobą reprezentuje. Na tle konkurencji z college’u i tym bardziej highschoolu wyglądał atletycznie nieprawdopodobnie, większy i sprawniejszy od kogokolwiek innego na boisku. Sama kombinacja rozmiarów i sprawności sprawia, że automatycznie widzisz w nim zawodnika NBA. On nie przynależy do jakiegokolwiek innego sportu. Ani FIBA, ani NCAA. Tylko NBA. Jednak z którym pickiem pójdzie? 10-15 lat temu byłby absolutnym pewniakiem do jedynki. Takim, że nikt mu nawet nie podskoczy. W obecnej NBA wydaje się jednak, że branie tak wysoko niekompletnego centra nie jest najmądrzejszym możliwym wyborem. A powiedzieć o Wisemanie „niekompletny” to niewiele powiedzieć. Gość na teraz bazuje na ogromnej przewadze fizycznej nad swoimi przeciwnikami. Jego atletyzm pozwala mu nadrabiać gapiostwo w obronie, a pułap na którym łapie piłkę, ukrywać niejednokrotnie dziurawe ręce. Jest wielki, skoczny, zbiera i dobija nad ludźmi… więc łatwo przegapić jego brak ogaru na boisku. Chętnie ciapie z daleka zamiast iść po punkty do dziury, a czasem potrafi świetnie zająć pozycję w pierwszych sekundach ataku – dlatego łatwo olać to, że w mnóstwie innych sytuacji zamiast użyć ciała decyduje się na nieefektywny jumper. Łatwo widzieć w nim sufit jakim byłby gorszy technicznie Joel Embiid, ale łatwość robienia strat, słaba decyzyjność i wrażenie niewykorzystywania swoich możliwości są strasznie podobne do tego co robił Chriss minus faule. Flagą ostrzegawczą jest też dla mnie zawsze sytuacja, w której dowodem na talent 7-footera jest pokazywanie jak kozłuje po linii prostej między przyszłymi informatykami (case Thona Makera). Mam wrażenie na teraz, że gość będzie lepszy w fantasy niż na boisku, troszkę w rodzaju trzepania pustych statystyk defensywnych w stylu Nerlensa Noela, ale obym się mylił. Tak czy siak, jest najlepszym prospektem na pozycji centra od czasu DeAndre Aytona, problem w tym, że bardzo dużo go na teraz dzieli od osiągnięcia swojego sufitu.

Cole Anthony – Przed sezonem był porównywany, na wyrost oczywiście, do Kyrie Irvinga. Teraz niektóre strony porównują go do Jamala Murraya. Kozioł funkcjonalny, bardzo dobry, ale mający przede wszystkim na celu minięcie rywala, a nie wkręcenie go w ziemię, dobre wykorzystanie zasłon, umiejętność atakowania od zasłony do kosza a po zasłonie znajdowanie pull-upu, szukanie przede wszystkim trójek i penetracji do obręczy. Brzmi świetnie. Prawda jest jednak taka, że to bardziej Carsen Edwards + atletyzm, a nie jedna z gwiazd ligi. Gość szuka w pierwszej kolejności rzutu, w drugiej rzutu i dopiero w trzeciej rzutu. Na parkiecie nie kreuje innych a w najlepszym wypadku poda tam gdzie podać trzeba bo partner jest niekryty. Podaje na czyste pozycje, a nie kreuje czyste pozycje. To ogromna różnica. Mimo to, często nie zauważa, że najprostsze podanie jest jednak ryzykowne i kiedy już wypuszcza piłkę z rąk to puszcza balon gdzieś pod kosz, z którego idzie przechwyt i kontra. Trudno mi sobie wyobrazić żeby miał być w lidze kimś większym niż instant offense z ławki. Jedyne co mi się w nim podoba (bo pull-up shooterem za trzy jest teraz niemal każdy przychodzący do ligi guard) to umiejętność atakowania obręczy i kończenia przez kontakt. Floatery, runnery, trudne layupy to jego chleb powszedni. W highlightach wygląda to imponująco, zwłaszcza kiedy nagle out of nowhere daje komuś nad głową z góry, ale jeśli obejrzysz jakiś cały mecz to zobaczysz, że na każdy fantastyczny layup przypada zupełnie idiotyczny floater w bok tablicy. Kojarzy mi się z Edwardsem lub Sextonem, ale istnieje też scenariusz, w którym staje się starterem na pozycjach 1-2 i zdobywa ponad 20 pkt na mecz. Choć mało prawdopodobny to potencjał trudny do zignorowania, zwłaszcza, że w loterii wiele drużyn ma potężne problemy z atakiem. Nie jestem fanem tego fizycznego Nate’a Robinsona, ale, cóż… pewnie zaraz się okaże, że Pistons go chcą ponad wszystko. Taki już mój fart.

Anthony Edwards – Chyba najczęściej w tej klasie pojawia się przy numerze 1 w mockach. Rzeczywiście, w highlighcie może zachwycić. Fizycznie odcina się od reszty klasy na takiej zasadzie jak Wiseman – ma ciało gwiazdy NBA. Jest duży, bardzo silny i niezwykle eksplozywny. Ma w sobie, za przeproszeniem, pierdolnięcie. Jak zobaczysz go w dwuminutowym highlighcie to pomyślisz, że to nowy Wade z lepszym rzutem. Może grać off-the-ball, łapać loby i kończyć z góry, może grać z piłką i przebijać się przez obronę swoim fantastycznym ciałem. Wreszcie, na uniwerku był jednoosobowym atakiem, gdzie miał za zadanie oddawać i trafiać trudne rzuty, do tego kreować punkty z izolacji. W tym kontekście jego 40% z gry i 30% za trzy nie dziwi. Nie dziwią też straty i gapiostwo po obu stronach parkietu bo Edwards dopiero od niedawna gra w koszykówkę, a ciało predysponuje go bardziej do footballu. Skauci zakładają że jego procenty skoczą w górę w lepszych ofensywach NBA, a on sam szybko nabierze ogłady. Zakładają, że jest tzw. late bloomerem co przełoży się na błyskawiczne uczenie się tego sportu, podejmowanie lepszych decyzji, ograniczanie strat, lepszą koncentrację… Mają nadzieję, że gra dla niego szybko zwolni, a jak zwolni to ze swoim ciałem i umiejętnością kreowania punktów z niczego będzie nie do zatrzymania. To czyni z niego największą nagrodę tegorocznej klasy, bo jeśli ktoś z niej ma być kiedyś All Starem (a w każdym, nawet najsłabszym roczniku ktoś taki jest) to najpewniejszym kandydatem jest właśnie Anthony. Z drugiej strony może być też największą karą, bo wszystko dotyczące sufitu Edwardsa opiera się na założeniach, że się poprawi i to poprawi we wszystkim. Jeśli zaś się nie poprawi to będzie jedną z największych katastrof w drafcie ostatnich lat, bo w tym momencie na boisku gra po prostu bez mózgu. Decyzyjność ma być może najgorszą wśród wszystkich czołowych prospektów i trudno naprawdę znaleźć jakąś regułę, która pozwoliłaby opisać to kiedy rzuca, kiedy podaje, a kiedy atakuje kosz. Podwojenia i potrojenia często próbuje pokonać rzutem lub kozłem (z marnym skutkiem), a nie podaniem do jednego lub nawet dwóch czystych kolegów. Zresztą rzut to dla niego najlepsza recepta na wszystko. Nie wiesz co zrobić? Rzucaj! Jeśli na poziomie NCAA już nabrał takiego nawyku, a nikt mu za dzieciaka nie wpoił podstaw koszykówki, to bardzo boję się o jego karierę w NBA. Za pięć lat może być równie dobrze gwiazdą NBA co ligi chińskiej, nawet nie Euroligi, bo ze swoim boiskowym IQ do Europy się na teraz zupełnie nie nadaje. Wiesz z kim mi się kojarzy w lowlightach? Z drugim sezonem Stanleya Johnsona w lidze letniej, kiedy SVG dał mu piłkę i kazał ćwiczyć rzut po koźle. To nie wróży dobrze. Tak bardzo przerasta innych fizycznie i tak strasznie cegli kiedy odchodzi od swojego bread and butter. Jest pickiem z najwyższym upside i na początku swojej przygody z tegorocznym draftem bardzo się nim podnieciłem, jednak na teraz bym go nie brał z pierwszym numerem, bojąc się spektakularnej klęski. Mam teorię, że late bloomerzy są dobrym materiałem tylko na podkoszowych i to wyłącznie w modelu, w którym zaczynają uczyć się od podstaw i błyskawicznie połykają kolejne etapy rozwoju, jak Joel Embiid czy Clint Capela. Bo guard/wingman który nie ma żadnych podstaw, a dostaje za sam talent od razu piłkę w ręce i nieograniczone zielone światło, to dla mnie najlepsza recepta na zmarnowanie potencjału. Jedyni dwaj późnorozwojowcy, którzy w ostatnich latach dali radę w NBA na pozycjach obwodowych to Victor Oladipo i OG Anunoby. Obaj przy tym swój rozwój opierali na przechodzeniu już na uczelni od bycia defensywnymi zadaniowcami do coraz większej roli z piłką, aż wreszcie dostawali możliwość decydowania o wydarzeniach na boisku. Podobny schemat przeszedł podkoszowy (ale grający teraz dużo z piłką) Pascal Siakam. Edwards natomiast tego nie doświadczył. Ktoś się zachwycił jego możliwościami i pozwolił mu rzucać i (nie)kontrolować grę. To mnie przeraża. Te najwyższe wybory są teraz tak trudne do zdobycia, a utalentowani gracze coraz rzadziej spadają w dół loterii, że nie można sobie pozwolić na spalenie picku na ryzykowny potencjał. Może jednak warto w Top3 wziąć kogoś takiego jak LaMelo Ball, gościa o trochę niższym suficie ale za to dużo, dużo wyższej podłodze. Mimo, że to Edwards potrafi spektakularnie zachwycić.

Kolejną część poświęcę graczom, którzy podobają mi się dużo bardziej: LaMelo, Okoro, Hayesowi, Toppinowi i Avdiji.

Jeszcze później zajmę się ludźmi, którzy w NBA mogą być co najwyżej solidnymi rolesami, czyli całą resztą.

Trzymajcie za mnie kciuki, żebym podołał, ta klasa jest naprawdę bolesna w odbiorze.

Poprzedni artykułFlesz: NBA nie może dokończyć sezonu bez D’Antoniego
Następny artykułGra Draftowa: Matrix w świecie Kawhia

9 KOMENTARZE

    • Nie patrz na reality show ani na cyrki jego starego (bo tak trzeba nazwać epizod na Litwie i ich drużynę w AAU).
      Gość jeśli chodzi o boiskowe IQ i czucie gry jest w top3 tego draftu i to luźno. Poziom zbliżony do Lonzo

      0
      • Dokładnie. Melo irytuje mnie od kiedy o nim uslyszalem po raz pierwszy, ale feel do gry ma zdecydowanie lepszy niż dzisiaj wymienieni bohaterowie.
        Ciągle też wierze w Lonzo. W tej trudnej rodzinie jest potencjał.

        0
  1. Pasowałoby wrzucić jakieś highlightsy. To pomaga mieć gościa przed oczami.

    Ogólnie fajowo,

    Hetman nie bądź “buła” nie można siedzieć ciągle z dzieciakami… trzeba oddychać. Wracaj.

    Oczywiście Pozdrawiam :)

    0