Nie LeBron James a Anthony Davis oddał dla Lakers najwięcej rzutów w sytuacjach clutch. Nie o LeBronie Jamesie, a o Anthonym Davisie mówiono nie tak dawno, że brak ego i gwiazdorskiej maniery zjadania posiadań w stylu jakże efektywnym i regularnym od drugiego sezonu gry, pozwalają kwestionować rolę najlepszego gracza zespołu; gracza alpha, gracza wygrywającego, nadgracza. Nie o Jamesie, a o Davisie byli trenerzy, m.in. Warren Mack, który kształtował Davisa od czwartej do ósmej klasy i Cortez Hale, trener koszykówki w szkole średniej Perspectives Charter w Chicago, mówili przed laty tak: może dominować jak LeBron, ale nie będzie jeśli ktoś go nie zmusi.
Ma 26 lat. Jest o rok starszy od Giannisa Antetokounmpo, który rok temu zdobył pierwszą w karierzę nagrodę MVP, zagrał w pierwszych Finałach Konferencji, był drugi w głosowaniu na najlepszego obrońcę ligi (AD był raz trzeci), w tym sezonie ponownie dokonał postępu w grze, jest zdrowszy, ciało nie zdradza go tak często, nie on stał się dostawką do jednego z dwóch najlepszych graczy w historii koszykówki, ale to on, jako kandydat na najlepszego gracza obecnie (a może i już najlepszy gracz na świecie) bije Davisa – i całą resztę – pod względem statystki faworyzującej wysokich, a więc PER Johna Hollingera, bo czym jest PER Davisa po 28 meczach równy 29.41, na ten moment dopiero trzeci wynik w karierze, a nawet czym jest PER równy 30.81 z sezonu 2014-15 (16 najlepszy PER w historii gry), w którym Davis był dopiero piąty w głosowaniu na MVP sezonu regularnego – czym są te liczby i kim jest Anthony Davis na tle Giannisa i rekordowego PER 34.59 i to rekordowego w skali jaka nigdy nie miała miejsca na poziomie elitarnym, poziomie Hall-of-Famerów i poziomie legend? Wreszcie: na poziomie graczy definiujących dyscyplinę?
Ponadto to wokół Giannisa, i wokół kilku innych graczy młodszego pokolenia, zbudowano system – lub podwaliny – w ramach filozofii, która być może nada tożsamość trzeciej dekadzie XXI wieku, a więc system heliocentryczny oparty na jednym graczu dominujący grę w niespotykanej do tej pory skali na dwóch najważniejszych płaszczyznach ofensywnych: na płaszczyźnie punktów i podań, scoringu i playmakingu. Bucks i Giannis, Mavs i Doncić, Hawks i Young, w umiarkowanym stopniu Lakers i LeBron (ale LeBron znajduje się w centrum od dziesięciu lat), Rockets i Harden, być może za kilka lat Raptors i Pascal Siakam. Nigdy Pelicans i nigdy Anthony Davis.
Ale A.D. nie był, nie jest i nie będzie kozłującym graczem; typem mierzącego ponad dwa metry wzrostu rozgrywającego. Więc jak w lidze, która wspiera kreatorów namiętnie dodając kolejnych strzelców na miejsca 9, 10, 11, 12 i dalej w rotacji, i jak w lidze, która wymaga od czwórek gry na piątce, ma odnaleźć się Davis, a przez odnaleźć należy również rozumieć „dominować” (z powodu klasy gracza)?
W jaki sposób ma to zrobić wysoki z rzutem, który rzadko prowadzi pick-and-rolle z drugim wysokim, albo z niskim w ramach inwersji ofensywnej (tutaj co prawda wszystko zależy od systemu i myśli trenera), który staje się lepszy wyłącznie w jednym z dwóch wymiarów (w wymiarze scoringu), który nie przepada za grą na środku, i któremu poziom „definiujący tę dyscyplinę” zdaje się odjeżdżać jeszcze przed wstąpieniem w prime-time; w gruncie rzeczy dlatego, że w tym co potrafi niemalże osiągnął sufit, że nie kozłuje na szczycie, wykonuje mniej kozłów na kontakt z piłką niż np. Paul Millsap czy Danilo Gallinari, wykonuje mniej podań na mecz niż Pascal Siakam czy Karl Towns, i nie może nas niczym nowym zaskoczyć? Jak ktoś kto okazał się ofiarą naturalnych predyspozycji, które nie premiują do rozwinięcia gry podaniem i gry na koźle, oraz uniemożliwiają przemianę wymuszoną przez warunki panujące w NBA i to panujące od dobrych kilku lat (do których Giannis dostosowuje się niespotykanie łatwo) – jak ktoś taki ma obecnie dominować? Zupełnie jakby A.D. trafił w nie do końca odpowiednią epokę.
Podsumowując: jest Anthony Davis osamotniony w świecie elitarnych graczy, co do których oczekiwania były zdecydowanie wyższe aniżeli uzyskanie statusu jednego z pięciu najlepszych graczy sezonu – co w jego przypadku wydarzyło się dość szybko. Jest też być może w przededniu osiągnięcia szczytu dla gracza o tejże strukturze, którego zdołano namaścić na następce LeBrona Jamesa w Los Angeles, mimo iż po sezonie zostanie wolnym agentem. Ale z LeBronem czy bez Davis znajduje się na granicy między dwoma stanami istnienia w NBA: niepodważalnego lidera zespołu bądź zdecydowanie najlepszej drugiej opcji w lidze i jednej z najlepszych historii.
To z jednej strony oznacza komfort, gdyż A.D. „może dominować jak LeBron, ale nie będzie jeśli ktoś go nie zmusi”. Z drugiej, to pewna degradacja znaczenia w świadomości publiki, która oczekiwała od Davisa wzięcia ligi sztormem i ustawienia się w wyśmienitej pozycji do zawładnięcie drugą połową tejże dekady, początkiem kolejnej, a może całą, co rzecz jasna wciąż może się wydarzyć. Jednak szanse, że tak będzie maleją z powodów wyżej przytoczonych: ewolucja systemów gry, wynurzenie się Giannisa i Doncicia, styl gry A.D wciąż piekielnie trudny do zatrzymania, ale konwencjonalny, taki zwykły, można powiedzieć przestarzały na tle tego co wyprawiają kontrkandydaci, a nawet pretendenci do tytułu najlepszego gracza ligi, którym Davis może nigdy nie zostanie.
W obliczu znanych tendencji elitarnych koszykarzy coraz trudniej docenić równie trudno zauważalny postęp Davisa w ataku czy łatwość zdobywania punktów skrzętnie prezentowaną pod obręczą, w pomalowanym, w mid-range, na linii rzutów wolnych i odważniej na dystansie. W dalszym ciągu ponad 60% rzutów jest asystowanych, a izolacje wciąż stanowią mniej niż 10% wszystkich posiadań w ataku. I to oczywiście nie są zarzuty kierowane w stronę gracza; nie mogą być, kiedy po złapaniu piłki może zrobić z nią tak wiele rzeczy: trójka i dwójka catch-and-shoot albo po koźle poprzedzone jab-stepami, floater w tłoku, rzut od tablicy, fade-away z obu stron, manewry tyłem do obręczy, rzuty hakiem, pompki: można by przepisać koszykarski słownik. Ten obraz gracza wciąż flirtuje z obrazem idealnym. Takim, który zdobywa masę punktów w jak najmniejszym czasie, mnóstwo punktów na posiadanie, jest uosobienie prostoty, bo sekwencja podanie -> rzut stanowi niespełna 100% sekwencji ofensywnych. Davis nie marnuje posiadań. Jest konkretny. Wszechstronność nie odbija się negatywnie podczas podejmowania decyzji. Wie co ma zrobić i robi to. Nie gubi się w wyborach rzutowych, te na ogół są optymalne, a to nie lada sztuka biorąc pod uwagę rozległy arsenał ofensywny.
Natomiast przywołując te same statystki Giannisa, Doncicia, Hardena, Jamesa czy nawet Pascala Siakama – wtedy sposób gry Davisa jawi się w grupie najlepszych graczy ligi jako anomalia. Ba, jawi się jako koszykarz wybrakowany, jako koszykarz – jak na te czasy – który nie zdołał rozwinąć zmysłów poza warstwą scoringu, który został poprowadzony w kierunku maksymalizacji tego, co w danym czasie, a więc kilka/kilkanaście lat temu, potrafił najlepiej. I znowu – to nie jest zarzut, gdyż nie można mieć wszystkiego. Ale rzeczywistość jest taka, że osiągnięcie porównywalnego wpływu na grę z wpływem wyżej wymienionych, już teraz wymaga od Davisa wyniesienie scoringu na poziom np. Jamesa Hardena z tego sezonu, a nawet przebicie go. Co więcej – scoring oznacza większą presję, gdyż jest to element kończący posiadania, a także stanowiący o wartości playmakingu, w przypadku Lakers playmakingu LeBrona Jamesa. A więc Anthony Davis wciąż będzie trwał w tym specyficznym odosobnieniu, za to na największej dotychczas scenie będą rozstrzygać się wszelkie zagadki związane z jego charakterem.
W 2015 roku wspomniany Mack przywołał dzień, w którym przekonał się, że Davis, a w zasadzie jego mentalność, potrzebuje dodatkowego bodźca: bodźca, który wówczas wykroczył poza motywację, ponieważ był formą perswazji na granicy przymusu. W Finale AAU w stanie Illinois zespół Macka i Davisa mierzył się z zespołem Student-Athletes, którego liderem był Rashad Wahab, porównywany do LeBrona Jamesa wyłącznie z powodu postury.
Anthony był przerażony grą przeciwko niemu. Powiedział mi, że boli go stopa. Ale powiem ci, że bał się. Skąd wiem? Kiedyś przywoływałem graczy do siebie i kładłem dłoń na ich sercach. Serce Davisa biło w rytmie doom-da-da-doom-da-da. Czułem je przez żebra. Bał się.
Gdy Khalil, zmiennik Davisa, wybił ząb broniąc pick-and-rolla, potrzebowałem Anthony’ego. Podszedłem do niego i powiedziałem wskazując na Khalila: słuchaj, ten dzieciak daje z siebie wszystko i przed chwilą stracił zęba. Chcesz mi powiedzieć, że będziesz siedział na końcu ławki i mówił o bolącej stopie? DoWszedł na parkiet. Po sześciu minutach zmniejszyliśmy stratę z 20 do 6 punktów. Przegraliśmy, ale A.D. zebrał każdą piłkę. To był jego show. Powiedziałem mu: spójrz co zrobiłeś w sześć minut, wyobraź sobie cały mecz.
W lutym 2018 roku w Nowym Orleanie tuż po stracie DeMarcusa Cousinsa nikt nie wzbudził w Davisie poczucia winy i nie oparł motywacji na krzywdzie kolegi z zespołu. Nawet wiadomość Alvina Gentry’ego – zupełnie przeciwna do przekazu Macka – o tym, ażeby A.D. nie nakładał na siebie presji wywołała odwrotną reakcję. Davis presję nałożył i to z jakim skutkiem. Chciał być jak Westbrook i był jak Westbrook. Zwłaszcza kilka miesięcy później w pierwszej rundzie, kiedy walec Pelicans wygrał cztery mecze z Portland Trail Blazers, a A.D. grał po obu stronach parkietu najlepszą koszykówkę w lidze.
I to z tamtego okresu w karierze, w którym Davis i jego były zespół wygrali najwięcej, powstał cytat, który opowiada o ewolucji z kilkunastolatka w dorosłego mężczyznę, z gracza niechętnego wyzwaniom, podróżom poza strefę komfortu, do gracza gotowego stać się dominującą siła w NBA. Zupełnie jakby A.D. rekompensował strachy młodości (a nawet pobyt w Kentucky) ekscytującą wizją kolejnych lat w NBA doznaną przecież na niewielkiej próbie 48 zwycięstw w sezonie regularnym i 5 zwycięstw w dwóch playoffowych rundach:
Kiedy patrzysz na LeBrona, wiesz, że w każdym sezonie będzie świetny, a jego zespół stanie do walki o mistrzostwo. Od teraz do końca chcę być obecny w rozmowach na temat szans mojego zespołu w walce o tytuł. Nie co kilka lat. W każdym sezonie. Jeśli ma się to wydarzyć będziemy musieli wygrywać, a je będę musiał być dominującym graczem.
Chcę być najlepszym koszykarzem. Chcę grać w playoffach. Mają wymieniać moje nazwisko wśród kandydatów do nagrody MVP. Nie chcę pozostawić żadnych wątpliwości co do mojej osoby.
Wydaje się, że końca dobiegł okres, w którym Davis nie w pełni rozumiał na czym tak naprawdę polega rola najlepszego gracza w zespole, jakie idą za tym konsekwencje, jak wzrasta odpowiedzialność za szatnię i wydarzenia na parkiecie i o ile więcej par oczu zwraca się w stronę koszykarza, który boryka się z chronicznym brakiem pewności siebie i manią zadowalania wszystkich wokół z powodu persony miłego, wyrozumiałego, chłopca – maski, która tak do niego przywarła, że stała się część osobowości; maski, z którą Davis postanowił się rozstać żądając wymiany.
Ale grając z LeBronem Jamesem ma obok siebie pewnego rodzaju bufor bezpieczeństwa, gdyż James nie wymaga do niego przejęcia zespołu (jeszcze nie teraz), a tylko wyraził chęć podziału obowiązków i usunięcia się w cień. I chociaż A.D. jest coraz bardziej wokalny, może w obecnej sytuacji nigdy nie wyzbyć się cech charakteru, które przez ostatnich siedem lat zwalczał w dobrej wierze jak się okazuje przeskoczenia pewnej górki, na którą wspina się za plecami m.in. Antetokounmpo – i to za plecami coraz mniejszymi. Może za to ten sezon i ewentualnie lata kolejne potraktować jako ostateczną fazę poznania siebie, ustalić fundamentalną sprawę: jest liderem (wydaje się, że był nim w Pelicans) czy co-liderem (jest nim obecnie). Okoliczności nie mogły być lepsze.
Nie bez przyczyny w tym samym L.A. i z tym samym LeBronem obok, zachodzą procesy na parkiecie, ale przede wszystkim w świadomości Davisa. Dwie rzeczy niejako sprzeczne podlegają symbiozie. Jedno karmi drugie. Nie próbują się zwalczać. Chęć liderowania wzmacnia postawę drugiej opcji i odwrotnie. Dzięki temu prawdopodobnie kształtuje się najefektywniejsza hybryda w lidze: hybryda gracza, który może przejmować mecze i gracza, który może ustąpić miejsca. A więc hybryda pierwszej opcji z opcją drugą. Najlepszy pomocnik LeBrona Jamesa. Ale też gracz, który będzie domagał się owej pomocy od LeBrona w skali dotąd niespotykanej. Gracz najlepszy w swojej kategorii niedostępnej dla innych, osamotnionych.
Jeśli jest w lidze zawodnik, który w playoffowej serii, niekoniecznie w całych playoffach, może przesunąć Jamesa do roli sidekicka (co co jakiś czas dzieje się w meczach sezonu regularnego), to jest nim Anthony Davis. Jeśli jest gracz, dla którego LeBron James może być uzupełnieniem, a nie na odwrót, to jest nim Anthony Davis. Davis pozostający w swoich strefach (co prawda oddaje rekordowe 3.7 rzutu z dystansu), potrzebujący doskonałych podań w okolice obręczy, przestrzeni pod nią i na półdystansie, pełnego wsparcia i to nie tylko po atakowanej stronie parkietu, po której on i James funkcjonują sprawnie (90 asyst LeBrona do Davisa przy 274 celnych rzutach tego drugiego, aż 25% wszystkich podań James kieruje właśnie do niego). Mowa o wsparciu w obronie. To tam LeBron może być uzupełnieniem tego, co nazywamy „greatness”, a nie na odwrót. Tego, czego Davis wymaga od zespołu:
Wychodzimy po to, żeby być najlepszym zespołem. Chcemy wygrać każdą kwartę. Chcemy nurkować po każdą piłkę. Wygrać klasyfikację hustle, zbiórek, każdej małej rzeczy. Jeśli będziemy to kontynuować, będzie w porządku.
Wymagania stawiane przez Davisa – jakże odważnie – to jeden z powodów, przez które LeBron gra w obronie najlepszy sezon od lat. Wakacyjne słowa o partnerstwie nie zostały rzucone na wiatr. Według Defensive Real Plus/Minus od ESPN jest najlepszym obrońcą ligi (stan na 23.12). Według oczów jest jednym z kilku/kilkunastu najlepszych, długo nie był tak skoncentrowany na defensywnych zagraniach, chociaż w poprzednim, najgorszym od lat sezonie, wciąż imponował koszykarskim IQ w kwestii udzielania pomocy (do kontuzji pachwiny Lakers grali 10 najlepszą obronę w NBA, po powrocie 31 stycznia 11 najgorszą). Frank Vogel potwierdza to, o czym wiemy od lat:
James ma oczywiście fizyczne atrybuty, dzięki którym może dominować, ale nie mówi się wystarczająco dużo o jego umyśle w obronie. Potrafi rozpoznać zagrywki zanim się wydarzą.
A sam James czuje się wywołany do tablicy::
To dla mnie próba sił. Uwielbiam wyzwania stawiane przez trenera, Anthony’ego, i samego siebie. Latem wykonałem mnóstwo ciężkiej pracy nad powrotem do dyspozycji sprzed urazu, chciałem odzyskać szybkość, odbicie, zwrotność, poprawić czas reakcji.
Podobnie wyzwaniem dla Davisa było zwiększenie agresji w ofensywie. Obydwaj przejawiali tendencję do wyczekiwania na przyjście gry. Davis w ataku, LeBron po obu stronach. Davis pracował nad tym przez kilka ostatnich lat. James etap, w którym nie przychodził na najważniejsze mecze zamknął w 2011 roku. Ich drogi były podobne, przeżycia psychologiczne nie różniły się aż tak od siebie mimo wręcz przepaści porównawczej. Obydwaj uczyli się tego, jak atakować rywali, jak odbijać ataki, jak ataki wykorzystywać, jak atakować obronę i jak atakować dzięki obronie. W Los Angeles połączyli doświadczenia. Korzystają ze swoich umiejętności. LeBron nie został sprowadzony do roli stricte rozgrywającego, a Davis – zwłaszcza Davis – nie jest odpowiedzialny przede wszystkim za grę w defensywie. O wiele łatwiej wyrwać się do przodu wiedząc, że strefy, za które w domyśle mam odpowiadać Ja, są zabezpieczone przez kolektyw i przez Niego.
W tej nowej, zmieniającej się z roku na rok lidze, ewoluującej w rejony obce maestrii Anthony’ego Davisa, którą należy będzie wynieść na poziom spektakularny zdejmując nieco obciążenia z ciała 35-letniego Jamesa – w tej nowej lidze koszykówki Anthony Davis znajduje się w miejscu, w którym nie ma co leczyć niedostatków na tle Giannisów i Donciciów, a należy stać się zarówno uzupełniającym jak i uzupełnianym przez wyjątkowy jednoosobowy support. Należy oczekiwać rekompensaty za to, co oddaje się Jamesowi w wielu defensywnych posiadaniach, za które Davis powinien otrzymać nagrodę DPoY. Należy zwieńczyć żmudny, trwający siedem pełnych sezonów, proces odblokowywania pewnych partii umysłu, które wyzwalają agresję, żądzę kontrolowania piłki i zdobywania punktów. Należy stworzyć nowy układ, nowy wymiar, nowy system: do heliocentryzmu LeBrona Jamesa dołączyć geocentryzm Anthony’ego Davisa. Niech Davis krąży wokół Jamesa, i niech James krąży wokół Davisa. Niech ich orbity się przecinają, i to jak najczęściej. Niech kontrą na rewolucję będzie forma współistnienia zależnie niezależna od siebie.
Sztos, takie teksty od Piotrka to poezja
Mega tekst!!
Super tekst Piotr! Jedna techniczna uwaga – wydaje mi się że nadużywasz zdań wielokrotnie złożonych. Przez to tworzą się „tasiemce”, a tekst trudniej się czyta. Poza tym jest świetnie :)