Flesz: 10 (plus 1) starterów do Meczu Gwiazd 2020

4
fot. NBA.com

W pierwszy dzień świąt o godzinie 17 naszego czasu rusza głosowanie na pierwsze piątki Meczu Gwiazd. Jest to już czwarty sezon, kiedy w obu konferencjach wybieramy po dwóch graczy obwodu (backcourt) i trzech graczy frontu (frontcourt). Choć pozycje z biegiem lat coraz bardziej się unifikują, to i tak reguły decydowania o tym kto na jakiej pozycji gra wydają się prostsze niż to co później dzieje się z naszymi głosami, jaki mają one wpływ na wybór, jaki jest wpływ mediów, trenerów, graczy, nie mówiąc już o tym, że na końcu i tak nie wiadomo kto gra z kim, dlaczego, po co i kto to ogląda.

W ostatnim dziesięcioleciu powszechnie i pobłażliwie zgodziliśmy się na to, że nie musisz głosować na tych najlepszych, za to możesz głosować na swoich ulubionych graczy. Możesz także oczywiście głosować na moich ulubionych graczy lub na graczy wymienionych na dole, którzy moim zdaniem na Twój głos dziś najbardziej zasługują.

Do graczy:


KONFERENCJA WSCHODNIA

BACKCOURT

Kemba Walker (Boston Celtics). W swoim dopiero pierwszym w karierze sezonie w organizacji, która ma plan na to jak wygrywać, Celtics zdobywają +3.2 punktu na 100 posiadań więcej z Walkerem na boisku, niż w sezonie 2018/19 zdobywali na parkiecie z Kyrie’em Irvingiem.  Podstawowa różnica – zrób sobie takie zadanie oglądając mecz Celtics – polega na tym, że gdy Kemba poda komuś piłkę i ta do niego wróci, jest w stanie podać ją raz jeszcze. Kyrie traktował to podanie powrotne jako wołanie o pomoc. Przy całym tym swoim altruizmie Walker jest nr 1 graczem Wschodu w efektywności strzeleckiej w pick-and-rollu (1.06 punktów na sto posiadań), a z 10 zawodników NBA trafiających najwięcej rzutów za trzy po koźle, tylko Devonte’ Graham #GoCats trafia z lepszą skutecznością niż jego 38.1%. Walker wypracował sobie też swój unikalny go-to-move: szybki start z miejsca, 8-9 metrów od kosza, jeden kozioł po prostej linii ciasno omijającej postawioną mu zasłonę i od razu wyjście za biodrem wysokiego w górę. Jest to ruch praktycznie nie do zatrzymania.

Jimmy Butler (Miami Heat). Po stylu w jakim odchodził z Chicago i Minnesoty, i po tym dlaczego latem wybrał grę w Miami, łatwo powiedzieć nam dziś, że Jimmy’emu chodzi tylko o wygrywanie. Od lat trudniej jednak te wygrywające ścieżki wyrazić jego indywidualnymi liczbami. Na przykład trafia w tym sezonie tylko 28% rzutów za trzy i jest poniżej średniej strzelcem w pick-and-rollu. Ale rewelacyjni dotychczas Miami Heat (22-8) są aż o 13.6 punktów na 100 posiadań lepsi z nim na parkiecie (drugi Bam Adebayo: tylko +5.1), a Butler jest 7 w całej NBA w różnicy efektywności (Net Rating +9.9) wśród zawodników grających po minimum 30 minut w meczu. Jego punkty nie równają się z formatem All-NBA 1st graczy (28.0 na 100 posiadań), zalicza jednak najlepszy w karierze rok we wskaźnikach zbiórek i asyst, grając na 2 najwyższym USG w karierze. Jest nr 1 w PER wśród guardów na Wschodzie. Nie można go jednak wpisać długopisem, bo…

Trae Young (Atlanta Hawks). Jest nr 2 w PER wśród guardów na Wschodzie, za to jedynym zawodnikiem konferencji w ligowym Top 5 punktów (29.0) i asyst (8.5; słyszałem, sam mówił, że wie kim był Tiny Archibald), a bardzo-jego Atlanta Hawks są aż o 14.8 punktów na 100 posiadań lepsi w ataku z nim na parkiecie. Mnóstwo wskaźników już drugi rok z rzędu pokazuje jednak, że Trae jest jednym z dziesięciu najgorszych obrońców NBA grających regularne minuty. Byłbym w stanie uargumentować to dlaczego to on powinien być starterem – w końcu jest 5 w NBA w punktach na 100 posiadań (37.4), choć to dopiero jego drugi sezon i tylko James Harden widzi na obwodzie więcej podwojeń – więc jeśli podobnie jak ja myślisz, że czepianie się niedociągnięć Younga w obronie jest niczym innym, tylko w gruncie rzeczy czepianiem się łatwo dostrzegalnych okiem negatywnych uwarunkowań fizycznych, jeśli oglądasz mecze Hawks i widzisz jaki ciężar ofensywny niesie na swoich barkach, głosuj na niego zamiast jednego z dwójki powyżej.


Brooklyn Nets są w tym sezonie lepsi ze Spencerem Dinwiddie’em w roli nominalnego kozłującego (12-6), niż byli w 11 meczach rozegranych z Kyrie’m Irvingiem (4-7). Bez Dinwiddie’ego na boisku zdobywają bobcatsowe 95.9 punktów na 100 posiadań, z nim są lepsi po obu stronach aż o +12.4 punktów.  Jest jednak jeszcze w stanie poprawić swój rzut za trzy (31%), aby stać się bardziej dominującym graczem pick-and-roll i aby nie zdarzało się jeszcze tak, że obrońcy przechodzą mu pod zasłoną. Podobnie rzecz się ma z trafiającym 33% za trzy, bardzo-bardzo praworęcznym, za to rozgrywającym znakomity sezon w pick-and-rollu z Domantasem Sabonisem Malcolmem Brogdonem. Kiedy tych dwóch jest razem na boisku, Pacers mają 7 atak NBA. Chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się, że Pacers będą w stanie funkcjonować tak dobrze bez Victora Oladipo (21-10). Tego poziomu podań od Brogdona (6 w asystach, 7.6) nie widzieliśmy w Milwaukee – Brook Lopez robił ‘pop’ za linię za trzy, a Giannis nie był wykorzystywany tak często jako rolujący, jak wykorzystywany jest w Indianie młody Sabas.

Bradley Beal w super-ofensywnych, za to fizycznie ograniczonych defensywnie WizKids, zalicza drugi z rzędu All-NBA sezon (35.1 punktów na 100 posiadań), ale nie mogę spokojnie przejść obok tego, że Wizards tracą z nim na boisku aż o 4.1 punktów na 100 posiadań więcej niż Hawks z kangurzymi rączkami Trae’a. Fred Van Vleet, Evan Fournier i Ben Simmons brani będą pod uwagę jako rezerwowi, ale nie mogą być, gdy mowa o starterach.

FRONTCOURT

Giannis Antetokounmpo (Milwaukee Bucks). Teraz trafiający 34% rzutów za trzy …świerszcze …nr 1 NBA w Net Rating wśród zawodników grających 30 minut w meczu (+17.1), nr 1 NBA w WinShares na minutę i o ćwierć kółka nr 1 NBA w PER (34.6; drudzy Harden i Doncić 31.8). Teraz, gdy trafia na 100 posiadań (2.5) tyle samo rzutów za trzy co Kawhi Leonard – a więcej m.in. niż Brogdon i Gordon Hayward – stał się też nr 2 strzelcem NBA na sto posiadań (44.6!) tylko za gościem, który nie wiadomo nawet czy gra w ten sam sport co reszta ligi.

Pascal Siakam (Toronto Raptors). Kawhi stał się w tej dekadzie definicją stopniowej, rokrocznej poprawy na przestrzeni pięciu-siedmiu lat – Siakam stał się definicją nawet nie trzy, co dwurocznego skoku. Nagle mamy jakże pasjonujący wyścig o to kto jest Najlepszym Koszykarzem Kamerunu! Ten gość potrafi zrobić na parkiecie już praktycznie wszystko. Trafił dotychczas w tym sezonie nawet 21 trójek po koźle, po tym jak w swoim Most Improved sezonie 2018/19 trafił …jedną. Żaden silny skrzydłowy tej w lidze nie dryblował tyle od czasu ostatniego snu Draymonda Greena. Ten niedoszły, katolicki ksiądz nauczył się koszykówki w sercu Afryki, bez wzorców, które my znaliśmy, dlatego jego styl gry jest czymś, czego nigdy w swoich życiach nie widzieliśmy. Statystycznie jest 10 w NBA w Net Ratingu dla minimum 30 minut na mecz (+9.1), a jego Raptors – z głęboką ławką – są aż o 9.9 punktów na 100 posiadań lepsi z nim na boisku. Jego gra pozapunktowa trzeci sezon z rzędu w przełożeniu na sto posiadań jest na tym samym poziomie – zbiórki, asysty, przechwyty i bloki praktycznie nie zmieniły się – za to jego punkty poszły w górę z poziomu 17.3 w 2017/18 aż do poziomu 32.6 w tym sezonie. Kiedy zmobilizowany znajduje się na szczycie swojej gry, staje się też All-NBA obrońcą. Jego następnym krokiem będzie więc zamykanie ludzi w crunchtime i walka o bycie nie tylko najlepszym graczem urodzonym w Afryce, ale najlepszym graczem z afrykańskim pochodzeniem.

Joel Embiid (Philadelphia 76ers). Jest nr 1 strzelcem NBA w post-up (1.14 punktu na posiadanie) i to nawet, gdy policzysz koszykarzy, którzy takich posiadań mają tylko 1.2 w meczu – a jest ich aż (aż?) 46. W dodatku gro z tych posiadań zalicza w obrębie dopiero 24 ataku NBA, którym są Sixers, kiedy dzieli parkiet z Benem Simmonsem. Jest 8 w PER, jest 9 w punktach na sto posiadań (35.2), a obrona 76ers jest aż o 8.6 punktów na 100 posiadań lepsza z nim na boisku, i to mimo tego, że kiedy jest na ławce, na parkiecie najczęściej są Al Horford i Matisse Thybulle. Embiid może jednak też znajdować się w obrębie – niestety dla fanów samego Embiida (licz w tym piszącego) – najlepszej definicji niebudowania zespołu wokół gracza formatu MVP. Linie podań z post ma najczęściej zajęte przez trzy pary rąk obrońców, a obok niego zwykle są przecież dwa przeciwne ciała. Dlatego musi kończyć przez podwojenia, a gra nie jest nawet blisko bycia łatwej dla niego, jak jest choćby dla Giannisa.


Embiid nie jest slam dunkiem jako trzeci kandydat do frontcourtu Wschodu. Jayson Tatum ma 3 Net Rating w całej NBA dla minimum 30 minut (+12.3), fizycznie dojrzewa, staje się coraz lepszym, twardszym obrońcą, a w ataku mądrzej i swobodniej operującym graczem w pick-and-rollu. W Indianapolis Domantas Sabonis swoją grą na poziomie 18 punktów, 11 zbiórek i 3 asyst na mecz wybudował ołtarz dla lat 90-tych, a Pacers są aż o 12.4 punktów lepsi z nim na boisku (tylko o 2.5 z Brogdonem). Do atletyzmu i kontrowersyjnie długich przedramion Bama Adebayo dołączają coraz szybciej jego playmaking i obrona – połknął m.in. Siakama w bezpośrednim matchupie. Robi postępy z tygodnia na tydzień i wobec nieco słabszego, ostatniego miesiąca Devonte’ Grahama, wyrasta powoli na faworyta do nagrody Most Improved Player, którym był przed sezonem. Zasługuje i na występ w Meczu Gwiazd, jak i na All-NBA Defense 1/2nd Team.

KONFERENCJA ZACHODNIA

BACKCOURT

James Harden (Houston Rockets). Daryl Morey wytłumaczy ci dlaczego Harden jest najlepszym strzelcem w historii gry. Złośliwie, ale i być może prawdziwie, można mu odpowiedzieć, że jest to też największa w historii różnica pomiędzy tym co mówią liczby, a test oka. Cyk. Czy można w grze zespołowej zdobyć mistrzostwo grając w ten sposób? Przekonamy się. Póki co, Harden jest nawet nie o jedno kółko, co o kółko i wiraż numerem 1 NBA w ilości posiadań punktowych w grze jeden na jednego (14.9 na mecz; drugi Westbrook 6.8, trzeci LeBron 5.4). A przede wszystkim do tego – jeśli nie liczyć Damiana Lillarda (1.15) – o kolejne kółko wyprzedza resztę NBA w efektywności tych izolacyjnych, nakierowanych na 3-plus-1 akcji (1.17; trzeci Doncić 1.03). Harden jest nr 1 NBA w punktach na 100 posiadań (47.7), jest nr 2 w WinShares na minutę i jest nr 2 ex-eaquo z Luką w PER. Harden jest w gronie starterów prawdopodobnie drugim po Giannisie no-brainerem, choć gra w stylu, jakiego nie tylko my nie widzieliśmy, ale nie widzieli wieloletni, defensywni koordynatorzy profesjonalnych klubów koszykówki. Domyślam się, że prawdopodobnie go nie znosisz i dlatego szukał będziesz tu innego wyboru – rozumiem, bo mi pewnie też flash player w tamtym miejscu internetu niespodziewanie padnie –  ale następnym razem zobacz czy polubisz oglądanie go w sposób, jaki pewnym gwiazdom komedii sugerował Zach Lowe: kiedy Harden kozłuje i wszystko zwalnia, masz wtedy czas, aby bez pauzowania, popatrzeć w jak przedziwne kształty ustawiają się obrony NBA. Bo te obrony robią rzeczy, które coraz bardziej, i bardziej, są strategiami wychodzącymi poza to co kiedykolwiek widziałeś. To science-fiction – to są jakieś pojebane rzeczy, typu odczytywanie pisma etrusków z jego lewego biodra, albo podwajanie gościa 30 metrów od kosza. Być może więc najlepszym sposobem na “oglądanie Hardena” będzie po prostu “nieoglądanie Hardena”. Spróbuj.

Luka Doncić (Dallas Mavericks). Szkoda, że kontuzja Luki odebrała nam oglądanie go w grudniu przeciwko Miami, Bostonowi i Sixers. Wcześniej jednak chyba nikt w tym sezonie nie rozgrzał nas bardziej. Doszło nawet do tego, że euroligowi kibice Doncica mieli zdzierę z nas kibiców NBA, bo “oj tam, my to już widzieliśmy”. Luka jest nr 2 w PER ex-eaquo z Hardenem, ale przede wszystkim już jest nr 3 w punktach na 100 posiadań (43.1), przy obręczy kończąc lepiej niż LeBron James. Pamiętasz wątpliwości co do jego atletyzmu? Zrzucił kilka kilo i wycyzelował swoje ciało, jak przecież myśleliśmy że zrobi (my, niecierpliwi). Dziś jest 3 strzelcem NBA w pick-and-rollu, a dodając do tego fakt, że jest też 3 w asystach na mecz (8.9), jest prawdopodobnie najlepszym graczem pick-and-roll w kraju, w którym nie może jeszcze wejść do sklepu i kupić niepasteryzowanego Kasztelana. Luka jest liderem chyba mimo wszystko najbardziej zaskakującego teamu NBA, który w ostatnim tygodniu pokazał bez niego, jak daleko może dojść tej wiosny.


Backcourt Zachodu to najłatwiejsza do wytypowania z czterech formacji. Pomaga temu fakt, że nie mamy w tym sezonie wśród kandydatów Stephena Curry’ego, Klay’a Thompsona, Chris Paul nadchodzi tak naprawdę dopiero od miesiąca, podczas gdy Damian Lillard akurat w ostatnim miesiącu poszedł w drugą stronę. Nie wiem też w jaki sposób można by uargumentować postawienie Donovana Mitchella powyżej Hardena i Luki. Russe…

Przekonamy się dopiero dziś czy niski skrzydłowy Paul George znajdzie się wśród guardów – jest w końcu startującym shooting guardem w Los Angeles Clippers – ale nawet to, że PG-13 trafia 40% rzutów za trzy i jest 6 w punktach na 100 posiadań w NBA (36.2), to raczej za mało, żeby w kolejnych tygodniach wbić się przed Hardena i Lukę.

FRONTCOURT

LeBron James (Los Angeles Lakers). Czas płynie nieubłaganie nie tylko dla nas i Toma Brady’ego, ale i dla Tatusia, który nie jest już tak eksplozywny, jak zwykł być – tylko 6,9% jego prób z gry to wsady (najmniej od pierwszego sezonu, sezonu stania-i-doglądania gry w Miami), oddaje najmniej wolnych od debiutanckiego sezonu 2003/04 i kończy przy obręczy gorzej niż gość do niedawna nazywany tu i ówdzie “Pączek”. No ale wreszcie jest też James numerem 1 ligi w asystach na mecz i …nikt nie jest tym zaskoczony. Gra też najlepszą obronę od drugiego sezonu w Miami i – podobnie – nikt nie jest tym zaskoczony (okazuje się być syreną i nikt nie jest zaskoczony, zostaje prezydentem USA i nikt nie jest zaskoczony itd itp). Jest 6 w lidze w PER i 5 w Net Ratingu dla minimum 30 minut na mecz. Lakers są aż o +14.0 lepsi z nim na boisku, niż gdy siedzi na ławce. Atak Lakers bez niego na boisku gra na poziomie Low-3 ligi, choć w tych minutach jest przecież na boisku inny All-NBA gracz. Zobaczmy jak Le Dad wytrzyma fizycznie trudny sezonu. Jego “prime” zdobywania tytułów nie będzie oczywiście nigdy tak dobry jak “prime” M.J’a, ale dziś faktycznie idzie po pierwszy z trzech tytułów, które pozostały mu do zrównania się z GOAT’em. Lubimy nowe historie, za to cały czas możemy być w procesie, w którym jesteśmy “Świadkami”.

Kawhi Leonard (Los Angeles Clippers). W ostatnich dwóch tygodniach podciągnął swoją efektywność strzelecką – jego 46% z gry i 36% za trzy wyglądają już przyzwoicie. Na pierwszy rzut oka Kawhi zalicza słabszy sezon, wciąż mając łatwiej niż inni, bo opuszcza jeden z meczów back-2-back. Na drugi rzut oka jego boiskowa chemia z Paulem George’m wygląda gorzej niż ta, gdy odkrywane są banery w Staples Center. Ale potem patrzysz w liczby i to atak Clippers jest lepszy na boisku z parą Kawhi-George niż atak Lakers z parą James-Davis. To Leonard, nie LeBron, jest nr 2 w całej NBA – tylko za Giannisem – w Net Ratingu dla minimum 30 minut na mecz (+14.2). To Leonard jest nr 4 w punktach na sto posiadań (37.8) i to z Leonardem Clippers są wyraźnie lepsi na boisku (+13.7), niż z George’m (+2.3), niszcząc teamy po bronionej stronie boiska (98.6 na 100 posiadań). Okazuje się, że jest tylko nieco gorszą wersji “najlepszego gracza NBA”, którą był wiosną; wiosną, gdy nawet w Finałach NBA potrafił utykać. A w tym graniu byle-do-wiosny wydaje się do tego z LeBronem prowadzić.

Anthony Davis (Los Angeles Lakers). Wreszcie może przede wszystkim grać jako silny skrzydłowy i nagle stał się najbardziej fizycznie dominującym graczem na tej pozycji. Jest nr 4 w WinShares na minutę (przed LeBronem), jest nr 4 w PER (przed LeBronem) i jest też 6 strzelcem NBA w przełożeniu na sto posiadań (37.3). W jakiś dziwny tylko sposób Lakers są lepsi o 0,3 punktu na 100 posiadań, gdy siedzi na ławce (eee …LeBron?). Tylko, że właśnie niedawny mecz przeciwko najlepszym w NBA Bucks – w którym był prawdopodobnie najbardziej wartościowym graczem na parkiecie – pokazał jego nieprawdopodobną wszechstronność i to jak wielkim graczem może być, funkcjonując jako 1B opcja w ataku i najlepszy obrońca w teamie mistrzowskim.


Trafiający 42% za trzy, przy blisko 10 próbach na mecz, Karl-Anthony Towns od dwóch tygodni nie jest zdrowy i nadal jego impakt na obronę jest niewidoczny. Denver Nuggets są o 9.8 punktu na 100 posiadań lepsi z Nikolą Jokicem, który odżył w grudniu, po rozczarowujących pierwszych sześciu tygodniach sezonu. Rudy Gobert natomiast co mecz robi w obronie za trzech dla tych wydobywających się z kryzysu Utah Jazz, którym drugi rok z rzędu do szczęścia nie jest potrzebny rozgrywający.

Mógłbym uargumentować to dlaczego Jokić powinien znaleźć się w powyższej trójce – w końcu podobnie jak to jest z Leonardem gra dotychczas poniżej swoich standardów, za to niekoniecznie standardów Top-10 gracza ligi (jest 9 w Net Ratingu). Zbyt dużo czasu jednak jesienią spędziliśmy na zastanawianiu się “co jest nie tak z Jokicem”. Tak dużo zresztą, że w pewnym momencie miałem wrażenie, że bierzemy udział w jakimś skeczu!

Jokester!

Trudno też jeszcze uargumentować kandydaturę Brandona Ingrama, więc największą historią wybierania graczy do piątek Konferencji Zachodniej jest to, jak wyjątkowo mała jest pula graczy, których powinniśmy brać pod uwagę.

Głosowanie rusza dziś i potrwa do 20 stycznia. Nasz głos stanowił będzie 50%, a głosy samych graczy i mediów po 25%. Starterów poznamy 23 stycznia, a rezerwowych tydzień później.

Poprzedni artykułSitarz: Zupełnie nowa droga wyjątkowego Anthony’ego Davisa w jeszcze innej NBA
Następny artykułWake-Up: Embiid zdominował Giannisa. Clippers znowu pokonali Lakers

4 KOMENTARZE