Kajzerek: Indie czekają na swojego Yao

1
indie
Reuters

Mimo biznesowych macek NBA, które chwyciły już każdej części globu, przez żadną gotówka nie przepływała tak płynnie jak tą chińską. W tym momencie liga nie jest w stanie znaleźć dla tego substytutu, więc ewentualna utrata dużej części zysków z największej gospodarki świata oznaczałaby dla wielu generalnych menadżerów konieczność mocniejszego zaciśnięcia swojego paska. Adam Silver zadbał jednak o to, by na końcu ciemnego tunelu, w który wpędziły ligę lata desperackiego omijania tematów politycznych, zapaliło się światełko.

Koszykówka NBA dotarła do Bombaju, tak samo jak docierała kilkadziesiąt lat temu do Pekinu czy Szanghaju, z takimi samymi oczekiwaniami. 1,3 miliarda ludzi… to prawdziwe szaleństwo. Wychodząc z domu musisz uważać, żeby nie nadepnąć sąsiadowi na stopę. Na jednego mieszkańca przypada co najmniej jeden kij do krykieta. To w Indiach od wielu lat sport narodowy. W NBA zdają sobie sprawę, że nie mogą z tym konkurować, ale do gigantycznego generowania zysków wystarczy im miejsce numer dwa. Od 2006 roku Indie odwiedziło 35 zawodników najlepszej koszykarskiej ligi świata, drugie tyle odwiedzi je w przekroju kolejnych 12 miesięcy.

Penetrowanie rynku NBA rozpoczęła w 2011 roku, gdy otworzyła w Bombaju swoje biuro i wysłała specjalistów. Bardzo pomocny w całym procesie był Vivek Ranadive – kontrowersyjny właściciel Sacramento Kings, który przekonał Davida Sterna, że nie warto sprzedawać drużyny pewniakom z Seattle i słuszniej jest przekazać zespół w ręce grupy inwestorów, która powstała naprędce w gabinecie anonimowemu koszykarskiej społeczności Ranadive’a. Wtedy mieliśmy swoje wątpliwości. Teraz sytuacja nabrała nowej perspektywy. Człowiek o jakże imprezowo brzmiącym imieniu menedżerem sportowym okazał się… raczkującym, ale biznesowo ogarnął Kings naprawdę ponadprzeciętnie i za to wielkie brawa.

Odegrał także swoją rolę w przyswajaniu NBA do Indii, gdzie kilka dni temu Indiana Pacers i Sacramento Kings właśnie – rozdziewiczyli kraj rozgrywając mecz w ramach pre-season. Obserwatorzy zwrócili uwagę na to, że zainteresowanie amerykańską koszykówką w Indiach jest na tym etapie bardzo podobne do zainteresowania, jakie przejawiały Chiny, gdy NBA zacieśniało współpracę. Jednym z mechanizmów, który ma przyspieszyć proces w przypadku Indii jest akademia – utworzona kilka lat temu przez NBA. Jej naczelnym zadaniem jest budowa koszykarskiej struktury, ale pod powłoką wielkiej idei jest wlewanie do świadomości społeczeństwa nowych potrzeb, zaspokajanych wyłącznie przez najlepszych koszykarzy na świecie.

Kolejnym majstersztykiem ze strony ligi jest to, że zarówno w Indiach, jak i pozostałych częściach globu, pomagają wychowywać generacje, które w kolejnych latach przyniosą dwóch/trzech/czterech graczy gotowych wyjechać do Stanów i realnie walczyć o swoje miejsce w NBA. Zdecydowanie łatwiej kibicom utożsamiać się z koszykarzem, który dorastał dwie ulice dalej, niż z gwiazdą ekranu otoczoną pięknym amerykańskim krajobrazem.

Wszystko, co obecnie dzieje się w Indiach w kwestii budowania marki NBA jest przez ligę robione z premedytacją. Jednak ubrali to w tak kolorowe szaty, że nawet gdy zaczną odbiorcami manipulować, to kolejni kibice będą otwierali im drzwi do swoich domów kupując pakiet League-Passa, stojąc w kolejkach po jerseye Ziona Williamsona i zapełniając halę, w jakich mogą zobaczyć namiastkę wielkiego koszykarskiego show.

W 2022 roku Indie – według prognoz samozwańczych ekspertów – mają przebić Chiny jako najbardziej zaludnione państwo świata. W zeszłym roku 100 milionów hindusów oglądało NBA u tamtejszego nadawcy i ta liczba zapewne będzie regularnie i rokrocznie rosła. Zapowiedź meczu przedsezonowego pomiędzy Kings i Pacers także była ogromną bombą marketingową, jaka spadła na cały – nomen omen – Bombaj. Ludzie ze wszystkich stron byli atakowani monumentalizmem stojącym za renomą NBA.

W oczach tamtejszych obserwatorów i publicystów, ten w gruncie rzeczy niewiele znaczący mecz rozpoczął dla Indii zupełnie nową erę.

– Jako dziecko wychowane w Indiach w latach 90-tych, znałem Michaela Jordana i Magica Johnsona. Wiedziałem, że Chicago Bulls oznaczają coś dobrego. Z sześć razy widziałem Space Jam – pisze dla Slam Online publicysta Karam Madhok. – Wtedy nie rozumiałem wartości, jaka stoi za najlepszą koszykarską ligą na świecie. Moją Biblią był krykiet, a moim Bogiem Sachin Tendulkar (legenda krykieta) – dodaje.

Dla wielu Hindusów NBA nadal jest jak piękna galaktyką nad nieboskłonem. Silver jest bezlitosny w wykorzystywaniu tego marzenia. Gdy otworzył tam biuro ligi w 2011 roku, był jak Mike D’Antoni i jego 7-second-or-less. Uderzyli w perfekcyjny dla swoich potrzeb rynek, który z każdym rokiem nabiera coraz wyraźniejszych kształtów. Prawdziwym szaleństwem był przyjazd Kevina Duranta w 2017 roku, świeżo po jego pierwszym mistrzowskim tytule i nagrodzie dla MVP finałów. Brakowało tylko palm pod jego stopami i wyjących fanatyków

Gdy Kings i Pacers przyjechali do Bombaju, okazało się, że trafili do hinduskiej mekki koszykówki. Tamtejsze boiska skrywają wiele znakomitych historii i osobowości, które lokalnie budziły do życia fascynację naszym ulubionym sportem. Tamtejsza federacja koszykówki została założona w 1950 roku, zaraz po uzyskaniu przez Indie niepodległości. Już w 1951 kraj wystawił reprezentację na Igrzyska Olimpijskie. Kapitanem tamtej drużyny była legenda – Ranbir Chopra. Były to jednak miłe złego początki. Basket nigdy nie rozwinął się w stopniu pozwalającym reprezentacji zaistnieć na poziomie międzynarodowym. Społeczeństwo miało problemy grubszej treści, więc mało kto zwracał uwagę na sport drużynowy, w którym nie korzystano z kija.

Jednak gdy Donald Trump spotkał się z Narendrą Modim – ministrem rządu Indii, i w oficjalnej rozmowie zaproponował towarzyskie spotkanie przy okazji przedsezonowego meczu NBA w Bombaju, kilka głów eksplodowało. Dopiero wtedy do dużej części społeczeństwa dotarło, jak ważny jest to dla ich kraju event. W pierwszych rzędach pojawiły się gwiazdy Bollywood, reprezentanci kraju różnych dyscyplin i rzecz jasna politycy. Blichtr całego wydarzenia wydawał się być jednak bardzo skromny, na pierwszy rzut oka.

Mecz był zaledwie wisienką na torcie, który hindusi pochłonęli w całości. Na tamtym etapie Adam Silver jeszcze nie wiedział, że wkrótce będzie musiał te więzy zacieśnić, by znaleźć odpowiedź dla ewentualnych strat wynikających z chińskiego nieporozumienia. Jednak eksperci tamtejszego rynku zgodnie twierdzą, że prawdopodobnie nie będzie w stanie zrobić tego bez “Yao Ming Moment”. Na to tamtejsi kibice koszykówki czekają najbardziej, tymczasem perspektywa hinduskiej gwiazdy w NBA wygląda marnie. Indie ciągle nie mają w pełni profesjonalnej ligi.

Kluczem jest zadbanie o kolejne generacje, dlatego też w Indiach powstała akademia. Nie przez przypadek w trakcie obu przedsezonowych meczów Kings z Pacers najgłośniej dopingowały… dzieci.

– To był dla nas zupełnie inny rodzaj energii – mówił po wszystkim trener Nate McMillan. – Dzieciaki były naprawdę głośne, zawsze są głośne. Naprawdę cieszyły się tym meczem – dodaje.

To z tego pokolenia dojrzeć ma gwiazda, ale NBA na pewno nie będzie na nią czekać z założonymi rękami. Podczas samego meczu, kibice zdawali się co chwilę zmieniać barykadę, wspierając tych, którzy w danym momencie kwarty radzili sobie gorzej. Dogrywka była w tym wypadku jak czekoladowa polewa na twoim ulubionym ciastku.

Dlatego w kolejnych latach możemy obserwować duże przeniesienie siły marketingowej z Afryki (gdzie NBA aktywnie pomaga zakładać pierwszą profesjonalną ligę), prosto do Indii. Komunikat nie będzie jednoznaczny, ale będzie podpowiadał, że liga znalazła się na etapie, w którym troska o pieniądze jest nieco większa niż troska o wychowanie. W 2017 po raz pierwszy sponsoring sportowy w Indiach przebił granicę miliarda dolarów. Pieniądze dla NBA zaczynają trzepotać tuż pod nozdrzami.

Rynek sportu w Indiach nadal jest bardzo młody i nawet w krykiecie obserwujemy dynamiczne zmiany wśród potrzeb odbiorców. NBA dodatkowo musi stanąć w szranki z konkurencją w postaci angielskiej Premier League i hiszpańskiej LaLiga, które nie mają zamiaru czekać na kolanach i łapać resztki ze stołu, przy którym ucztuje Silver i jego idea. Generalny menadżer, który jako pierwszy uczyni hindusa regularnym graczem swojej rotacji, będzie zapewne całowany po rękach…

Poprzedni artykułJames Johnson wraca do trenowania z Miami Heat
Następny artykułTacko Fall zostaje w Celtics na two-way kontrakcie

1 KOMENTARZ

  1. jezeli spojrzec na demografie, to nie wiem czy Pivot na Indie, okaze sie skuteczny. Wedlug Banku Swiatowego do 2050 Afryka bedziec miec ponad 2.5mld ludnosci, czyli łacznie tyle ile Chiny+Indie razem(Chiny beda miec ponad 450mln emerytow w ciagu 20lat, bo polityka 1 dziecka spaprala generacje lat 70/80/90, jest nadwyzszka o ponad 80mln facetow na kobietami). Ok pytanie brzmi jak szybko Afryka bedzie rosnac gospodarczo, bo jesli okaze ze rownie szybko jak Indie, to potencjal ludzki bedzie dzialac na korzysc Afryki, do tego jak bylo powiedziane, latwiej jest sie utozsamiac sie z czlowiekiem z danego kraju niz obcy kulturowo gracze z USA. Moze bedzie narodzil sie nowy YAO, ktory czeka nad odkrycie w Nigerii czy Kongo. A byc moze narodzil sie nowy Giannis, ktory bedzie dominowac w NBA, bedzie gral dla Kamerunu, Senegalu czy innego kraju afrykanskiego, mimo ze zostanie uksztaltowany czy to w Europie, czy amerykanskim koledzu, to afrykanczykom duzo latwiej bedzie takiego gracza sprzedac jako swojego. Aha jeszcze jedno, Afrykanczycy uwielbiaja hazard, wiec duzy boom na rynku bukmacherskim moze przyspieszyc popularyzacje NBA

    0