Dniówka: Tony Parker wraca do San Antonio. Kyrie Irving jest kiepskim liderem

2
fot. Brian Rothmuller / Newspix.pl

Przed weekendem historią w Bostonie była seria czterech kolejnych zwycięstw, podczas których gospodarze w TD Garden za każdym razem pokonywali rywali dwucyfrową różnicą punktów i błyszczeli w ataku zdobywając ich średnio 120. Przypieczętowali to blowoutem na trzecich w tabeli Indianie Pacers i mogło wyglądać na to, że wreszcie zaczynamy widzieć tych Boston Celtics, na których czekaliśmy od startu sezonu. Zespół, który miał zdominować Wschód. Zadowolony z postawy swojej drużyny Kyrie Irving mówił, że przełomowym momentem było spotkanie graczy po przegranym starciu z Milwaukee Bucks przed Świętami. To była ich trzecia z rzędu porażka i frustracja rosła, dlatego musieli sobie wyjaśnić kilka spraw, a po oczyszczeniu atmosfery poprawiła się chemia i wszystko zaczęło się coraz lepiej układać… aż do wyjazdu na Florydę.

Dwie kolejne porażki sprawiły, że w Bostonie szybko zapomnieli o tych dobrych nastrojach jakie panowały jeszcze kilka dni temu. Tym bardziej, że w Miami doszło do małej sprzeczki na ławce między Marcusem Morrisem i Jaylenem Brownem, a po końcowej syrenie meczu w Orlando Irving miał pretensje do Gordona Haywarda. Wychodzą frustracje, bo oczekiwania były i nadal są ogromne, a zawodnicy starają poświęcać swoje aspiracje dla dobra zespołu, ale Celtics ciągle nie są w stanie utrzymać wysokiego poziomu przez dłuższy okres czasu. Zwłaszcza jeśli nie grają na własnym parkiecie, bo w Bostonie wygrywają, ale na wyjeździe mają już pięć porażek w sześciu ostatnich meczach.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE