Aż 60 punktów Kemby Walkera, buzzer-beater Jimmy’ego Butlera w tym samym meczu, trzecia z rzędu porażka Warriors po kłótni Draymonda z Durantem, przegrana Bostonu u siebie z Utah i porażka LeBrona w Orlando – to najważniejsze wydarzenia sobotniej nocy w NBA.
10 meczów, aż 9 drużyn w back-2-backu, z czego 7 grających trzeci mecz w ciągu czterech dni – trzeba się było troszkę spocić, ale nie było tak źle. Po ostatniej i po piątkowej nocy czuć, że miesiąc minął i liga wchodzi na właściwe obroty.
Denver @ New Orleans 115-125 Jokić 25/8a – Davis 40
Utah @ Boston 98-86 Mitchell 28 – Irving 20/8z
Golden State @ Dallas 109-112 Durant 32 – Doncić 24
Philadelphia @ Charlotte 122-119 OT Embiid 33/11z – Walker 60
LA Clippers @ Brooklyn 127-119 Gallinari 28 – Allen 24
Sacramento @ Houston 112-132 Hield 23 – Harden 34
LA Lakers @ Orlando 117-130 James 22 – Vucević 36/13z
Atlanta @ Indiana 89-97 Lin 16 – Bogdanović 22
Oklahoma City @ Phoenix 110-100 George 32/11z – Warren 23
Toronto @ Chicago 122-83 VanVleet 18 – Blakeney 13
1) Anthony Davis właśnie rzucił 83 punkty w ciągu dwóch dni. Z łokciem, który mu przez dwa tygodnie doskwierał wszystko już w porządku, więc New Orleans Pelicans prowadzili komfortowo po przerwie i pokonali u siebie Denver Nuggets 125:115.
O ile jeszcze do przerwy było na styku, Pelicans zdominowali drugą połowę, zdobywając w całym meczu 20 punktów z kontry do 10 Nuggets, nie faulując i wygrywając punkty z linii 31 do 8.
Dzień po rzuceniu 43 punktów w wygranej z Knicks (129:124), Davis i Pelicans wygrali już po raz piąty w sześciu ostatnich meczach. Davis trafił 10 z 20 rzutów z gry i aż 20 z 21 rzutów wolnych, Julius Randle miał 21 punktów i 14 zbiórek z ławki rezerwowych, borykający się z kostką Nikola Mirotić miał 20 punktów i 10 zbiórek, a Jrue Holiday walczył z faulami, ale dodał 19 punktów.
Dla Jazz Nikola Jokić miał 25 punktów i 8 asyst, Gary Harris rzucił 24, Juancho Hernangomez miał 20 punktów i 11 zbiórek, ale była to już piąta porażka Nuggets w sześciu ostatnich spotkaniach.
2) I nagle po 68 punktach w środę przeciwko Dallas i piątkowej porażce w Filadelfii, Utah Jazz komfortowo prowadzili sobie w drugiej połowie w TD Garden, pokonując Boston Celtics 98:86. Przede wszystkim Donovan Mitchell odbił się po meczu na 11/35 z gry i 0 asyst przeciwko 76ers, rzucając 28 punktów.
Była to już druga porażka Gordona Haywarda przeciwko swojej byłej drużynie w ciągu ośmiu ostatnich dni.
Wracający do żywych Hayward się wciąż znajduje na jakiś dyskryminujących jego biały atletyzm highlightach:
Obrona Jazz zatrzymała zmęczonych Celtics na skuteczności 38% z gry i 15% za trzy. Celtics wyszli z szatni i na wczorajszych nogach rzucili w trzeciej kwarcie tylko 17 punktów.
Kluczem był backcourt Jazz, bo Mitchell miał pomoc od Richarda Rubio, który rzucił 20 punktów. Dla Bostonu, który rzucił swoje najmniej punktów w meczu od 22 października, Kyrie Irving miał 20, ale Jayson Tatum tylko 10, i nikt inny nie rzucił nawet tylu dla Celtic Pride.
3) Lukę Doncica od początku sezonu bolały już kostka, kolano i w ostatnim tygodniu bark, dlatego mój typ na to, że nie zagra więcej niż w 55 meczach nadal aktualny. No ale póki gra, to jego floater i 24 punkty przeciwko Golden State Warriors załatwiło sprawę, i mistrzowie NBA przegrali po raz trzeci z rzędu, tym razem na wyjeździe 109:112 przeciwko Dallas Mavericks.
Warriors grali oczywiście bez pachwiny Stephena Curry’ego i palca u stopy Draymonda Greena, także bez pozostałych części ciała zawodników, którzy stanowią serce rozczłonkowywanej w mediach drużyny. I jeszcze w drugiej połowie prowadzili nawet ośmioma punktami, zanim Mavericks zwarli szeregi i zaskoczyli Warriors na samym końcu.
To trudny floater Luki na 70 sekund przed końcem wyprowadził Mavericks na prowadzenie 109-108 i to jego dwa rzuty wolne na siedem sekund przed końcem meczu ustaliły wynik.
Nic tak nie cieszy:
Kevin Durant rzucił 32 punkty, ale tylko trzy w czwartej kwarcie, w której trafił 1 z 7 rzutów – tym razem nie mając pomocy, nie przyszedł do gry w crunchtime i nie poprowadził zespołu na swoich barkach, co wielu z nas chciałoby w jego karierze zobaczyć. Klay Thompson dodał 22 punkty, ale potrzebował do tego aż 24 rzutów. Ciężej o pozycje bez Stepha i Dray’a. 15 punktów dodał Quinn Cook, a wracający do formy po kontuzji Shaun Livingston dodał 14.
Porażki Warriors nie trafiają już nawet do tytułów – niech to będzie dowodem w jakim kryzysie są.
Harrison Barnes wreszcie ruszył, rzucając 23 punkty przeciwko swojej byłej drużynie. Tymczasem to Mavericks wygrali pięć z sześciu ostatnich meczów, choć z Warriors akurat są 2-17 w ostatnich 19 spotkaniach. Doncić do 24 punktów (9/20 FG) dołożył 9 zbiórek i 4 asysty, DeAndre Jordan miał 13 punktów i 10 zbiórek, a Dennis Smith Junior 14 punktów i 6 asyst.
4) Trwa miesiąc miodowy Jimmy’ego Butlera w Filadelfii.
No ale przecież to jego były klub z Minnesoty po wymianie z 76ers nie przegrał jeszcze meczu.
Wszyscy są szczęśliwi. Ostatniej nocy najbardziej był Butler:
Trójka Jima z przedmieść Houston dała Philadelphia 76ers już drugie w tym sezonie emocjonujące zwycięstwo nad Legendarnymi Kotami z Charlotte, tym razem 122:119. I to Jimmy zrobił różnicę, najpierw blokując Kembę Walkera i ratując piłkę na 15 sekund przed końcem, a potem dziabiąc trójczynę na końcu nad Dwayne’m Baconem. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby się oblizał. Nawet 60-punktowy mecz Kemby musi się skończyć właśnie tak dla kibiców Charlotte…
Joel Embiid swoje peregrynacje przez życie i twórczość Cody’ego Zellera skończył tym razem na 33 punktach (9/23 FG) i 11 zbiórkach, Ben Simmons zagrał swój najlepszy mecz od czasu wymiany, taki na 23 punkty, 11 zbiórek i 9 asyst, a J.J. Redick też taki na 23. Było to drugie po końcówce, ale już trzecie w tym sezonie zwycięstwo 76ers nad Bobcats. Butler miał tylko 15 punktów, to jednak nieważne. Jego punkt 13-ty, 14-ty i 15-ty poszły w świat, choć Jeremy Lamb rzucił więcej.
Hornets wracali w tym meczu w drugiej połowie. Wracali na barkach niezastąpionego Kemby Walkera, którego 60 punktów było rekordem sezonu. Walker był jak zawsze w takich meczach frenetyczny, tak że największe gwiazdy i najmniejsze z planet układu słonecznego były zazdrosne o jego blask. Trafił 21 z 34 rzutów z gry, w tym sześć trójczyn. Trafił też wszystkie 12 rzutów wolnych, miał 7 zbiórek i 4 asysty.
Tu w 85 sekund jego wszystkie punkty z crunchtime, żeby nie przedłużać:
Po zakończeniu sezonu pochodzący z Bronksu Walker stanie się niezastrzeżonym wolnym agentem i choć wybudował sobie w Charlotte dom, to właśnie 76ers mogą być zespołem, który zaproponuje mu nowy kontrakt. New York Knicks tym bardziej powinni, ale to już chyba lepiej zostać w Charlotte.
Zauważyłem, że w Wake-Upie akcja jest taka, że wklejamy teraz wywiady pomeczowe Jimmy’ego Butlera z Sereną Winters, która stworzyła Lakers Nation, a teraz, cyk i stoi z mikrofonem w Philly. Nie ma już lojalności w tym sporcie. Take it from here, Jimmy:
5) Szturm Los Angeles Clippers zaskoczył Nets na Brooklynie. 37-22 w czwartej kwarcie dało tej agresywnej, garażowej, ale sympatycznej drużynie z Los Angeles wygraną 127:119.
Danilo Gallinari rzucił 28 punktów, Tobias Harris miał 27, a my w niedzielę zamknięte sklepy. Montrezl Harrell dodał 16 punktów i 10 zbiórek na rozpoczęcie trzymeczowej trasy wyjazdowej Le Clips. Zaczynają ją w bardzo dobrych humorach, bo było to już dla nich czwarte zwycięstwo z rzędu. Lou Williams dodał 16 punktów, i powoli zaczyna wyrastać spośród kandydatów na 6th Man of the Year – już sześciokrotnie w tym miesiącu rzucał powyżej 20 punktów.
Dla Nets to już czwarta porażka w pięciu ostatnich meczach. No ale jeszcze w piątek pokonali Wizards i dobrze, że Jarrett Allen wyzdrowiał, bo tym razem miał 24 punkty i 11 zbiórek, a D’Angelo Russell, który znalazł rytm, dodał 23 punkty i rozdał 10 asyst – miły gapa. Joe Harris za to rzucił 19 punktów dla młodych rozwodniczek z Örebro, Allen Crabbe wreszcie rzucił chociaż 15 dla podenerwowanego w domu ojca.
I Marcin Gortat grał w pierwszej piątce na 10 punktów i 8 zbiórek dla Clippers. Naprawdę historia nie mogła się lepiej napisać. Clippers nie da się nie lubić.
Dla sympatyków Biggie’go Smallsa sobotnie intro Brooklyn Nets:
6) Trudno nie lubić też Sacramento Kings. Niestety trafili akurat na rozpędzające się cargo z Teksasu.
James Harden rzucił 34 punkty i rozdał osiem asyst, więc Houston Rockets zdominowali drugą połowę w wyraźnym zwycięstwie u siebie 132:112 przeciwko Kings.
Rockets prowadzili 71-59 do przerwy i nie zdjęli nogi z gazu. W trzeciej kwarcie rzucili 38, do końca meczu nie przestając rypać Kings i smagać ich tym swoim rakietowym ogniem.
Nierówno grający w tym sezonie Chris Paul dodał 24 punkty i sam rozdał 9 asyst, Clint Capela miał 23 punkty, 16 zbiórek i 5 wielkich bloków, a Rockets trafili – uwaga – 20 z 47 trójek, grając na 57-procentowej skuteczności. Czyli wystarczyło zabrać Carmelo Anthony’ego, żeby eksplodowali też w ataku?! Wszystkie drużyny powinny handlować po Melo, żeby tydzień po jego podpisaniu zacząć przechodzić takie przeobrażenie!
To już 7 zwycięstw Rockets w 9 ostatnich meczach, po tym jak oczywiście rozpoczęli sezon 1-5. W niedzielę rano po raz pierwszy znaleźli się powyżej bariery 0.500, zwanej jeszcze niedawna szczytem marzeń ich sobotnich rywali, którzy tak rewelacyjnie poczynają sobie w tym sezonie.
Buddy Hield trafił 10 z 17 rzutów i skończył z 23 punktami, De’Aaron Fox dodał 19 punktów, Marvin Bagley 16, i choć Kings trafili 45% rzutów z gry, to była to dla nich już trzecia porażka w czterech ostatnich meczach.
7) Zawsze kiedy ktoś robi kontrolowany blowout na drużynie LeBrona Jamesa przynosi to pytania o przyszłość drużyny LeBrona Jamesa i pozwala też zwycięzcom poczuć się lepiej.
Choć przyznajmy, że pokonywanie zeszłorocznych Cavaliers, czy tegorocznych Lakers trudno porównać do wygrywania z drużynami Heat LeBrona, czy nawet Cavaliers, kiedy grał jeszcze dla nich Kyrie. No ale jeśli dodatkowo atak Orlando Magic miał okazję zdziesionować obronę Lakers w tym 130:117 ram pam pam, a Nikola Vucević kilka meczów po rzuceniu Lakers buzzer-beatera tym razem mógł rzucić 36 punktów, to w Steve’a Clifforda zawodnicy Magic zaczynają ufać. Nie pierwsi i nie ostatni.
Magic byli w rzeczy samej dominujący po przerwie, zwłaszcza Vuc, który rzucił w drugiej połowie 24 punkty i w pewnym momencie Magic prowadzili już różnicą 21 punktów, kończąc serię zwycięstw Lakers na czterech. Tak, wiem, zatkam uszy, zamknę oczy, nie wydarzyło się, ale kibicu Lakers prawdziwe zespoły poznaje się po tym jak grają na wyjeździe. Lakers dali się rozkojarzyć w sobotę, bo prowadzili przez pierwsze 15 minut tego meczu. To było jeszcze wtedy, gdy generowali takie defensywne highlighty jak ten. Patrz na Lonzo:
LeBron James miał tylko 22 punkty, za to highlighty stania w obronie, 19 punktów, nie przestojów, dodał Lance Stephenson, a 17 Brandon Ingram. Ale Lakers przegrywali na starcie drugiej połowy już 15 punktami i potem nigdy nie zeszli poniżej dziesięciu, z LeBronem siedzącym w czwartej kwarcie na ławce i kontuzjowanym Rajonem Rondo zirytowanym, że jego symulacja w zegarku Apple’a przewidywała zupełnie inne rezultaty.
Na tym polega jednak magia Orlando Magic.
8) Świetny mecz Atlanta Hawks, ale gramy przez 48 minut. Indiana Pacers zdominowali ostatni kwadrans w potrzebnym 97:89 u siebie, tym bardziej imponujące, że zrobili to bez stłuczonego kolana Victora Oladipo i reszty jego ciała. Bojan Bogdanović rzucił 22 punkty, Darren Collison miał za to skromne, ale bardzo przydatne 12 punktów i pięć asyst. Hawks zapisali sobie już siódmą porażkę z rzędu i wizje R.J’a Barretta w Atlancie stają się coraz wyraźniejsze.
Było aż 14 zmian prowadzenia, dopóki Pacers nie wygrali drugiej połowy 50-33, zatrzymując atak-“atak” Hawks na skuteczności 36% z gry, dominując też na deskach, gdzie Myles Turner i Domantas Sabonis złożyli się na 27 przepychańców.
Aaron Holiday – tak! – rzucił 12 punktów z ławki dla Pacers, a Thaddeus Young o takie 11. Pacers grali bez Oladipo, którego rozbolało prawe kolano i już w sobotę popołudniu wiadomo było, skąd to 8 punktów rzuconych przez niego w piątek.
Jeremy Lin rzucił 16 punktów dla sprzedawców hot-dogów, którzy za dnia pracują, a noce spędzają na piętrowych łóżkach na klatkach schodowych wieżowców w Tajwanie, wysyłając zarobione pieniądze na wieś do swoich pięknych rodzin, ale kochając swoje życie, bo jest to jedyne życie, które mają. Kent Bazemore dodał 13 punktów, myślami już przy drużynach innych niż Atlanta Hawks.
9) Na sympatycznym terminarzu, po cichu, Oklahoma City Thunder są już 10-5 po starcie 0-4. Nikt nie jest bardziej gorący niż Siakam Zachodu, Jerami Grant. Pytania o przyszłość kontuzjowanego Russella Westbrooka w koszulce Thunder dla ich kibiców są irytujące, być może jednak Westbrook zobaczy teraz ile talentu w tym zespole czeka na uwolnienie.
Prawdopodobnie nie.
Thunder grali bez Westbrooka już po raz szósty z kolei i pokonali w Arizonie Phoenix Suns 110:100. Westbrook pięć pierwszych meczów opuścił oczywiście z powodu skręcenia kostki, ale od piątku już trenował i w sobotę nie zagrał z przyczyn prywatnych.
Thunder ziewali jednak w Arizonie, prowadząc w pewnym momencie już 18 punktami, mając 32 od Paula George’a i aż 26 od Stevena Adamsa. Dla Suns tylko 16 punktów Devina Bookera, 23 T.J’a Warrena i 21 punktów DeAndre Aytona.
Słusznie się Josh Jackson wydarł po tej akcji do T.J’a Warrena czy ten “chce kurwa grać czy nie”:
10) Przysięgam, że Chicago Bulls grają w NBA, bo przecież mam tutaj przed oczami wynik 83:122 u siebie przeciwko Toronto Raptors i Toronto Raptors jeszcze do wczoraj byli zespołem w NBA, więc to musiałby być tylko nieprzewidziany sparing z amatorskim zespołem, no ale to w NBA przecież się nie zdarza, więc Chicago Bulls muszą być zespołem NBA.
23 straty i skuteczność 35% z gry stawia to jednak pod znakiem zapytania.
Fred VanVleet wrócił wreszcie do żywych i rzucił 18 punktów, zastępując w piątce odpoczywającego po piątkowym meczu w Bostonie Kawhi’a Leonarda. Danny Green dodał 17 punktów, Serge Ibaka przetworzył 16, a sympatyczny Pascal Siakam nadal wyskakiwał z ekranu na 12 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst. Tylko Kyle Lowry walczy z dołkiem, bo rzucił 8 punktów. Okazało się jednak, że Lowry walczy teraz też z bólem kostki.
Dla Bulls – najwięcej – 13 punktów rzucił taki gracz jak Antonio Blakeney.
Czekaj całą sobotę na dużą noc w NBA. Zaśnij z drinkiem w ręku siedząc o 00:55. Obudź się o 5:30. WTF.
Skąd ja to znam…
Nic tak nie cieszy jak płaczące dziecko? ;) Ciekawe czy Green nie ‘załatwił’ Warriors obrony tytułu w tym sezonie. Coś mogło pęknąć w tym zespole, trzy porażki z rzędu, srogi oklep od Houston i becki od Dallas. Nie wyglądało to za dobrze.
Atlanta spadła już na taki poziom że wygranych z nimi nie zapisuje się nawet do bilansu ;) Trzy porażki z rzędu Warriors mimo że w międzyczasie wygrali z Hawks…
Aw
Montrezl Harrel #NBAVote
Wale-Up Panowie, może coś o nfl :)
Redakcjo czy moglibyśmy wrócić do dyskusji z poprzedniego wake upa? Szło to sobie w bardzo ciekawym kierunku, mianowicie część abonentów zarzuca wam, że się opierdalacie. Ciekaw jestem waszego stanowiska :)
Redakcja stosuje znaną i szanowaną, w niektórych kręgach, metodę chowania głowy w piasek, co powoduje, że nie dostrzega się kłopotów, które kłębią się na powierzchni ;)
Nie bój się, przyjdzie Palma i Znyk to pewnie w swoim stylu wyśmieje.
Zrobię to jutro. Obiecuję :)
Can’t wait ;)
intrygujące porównania, szanuję.
mam też pytanie: czy miewacie problemy z odtwarzaniem niektórych filmów (poza yt) podczas czytania wake-up? (iPhone)
pozdrawiam!
Na IPadzie tez są problemy z odtwarzaniem filmów. Zarówno na chrome jak i na Safari.
Hejt tygodnia dla algorytmu yahoo ktory nie wsadzil mi vuca drugi raz do skladu oraz dla mnie ze tego nie sprawdzilem
Fajny Wake up
Wake up i Flesz w jednym. Ludzie – chill!
No właśnie chyba nie do końca chill… Jeszcze niedawno też tak reagowałam i myślałam, że nawet jak są gorsze miesiące czy mniej treści to z szacunku do twórców tutaj będę zawsze. Zwłaszcza, że jestem od zawszepopierwsze praktycznie non stop. Ale ostatnio głównie znajduje się tu opisany boxscore. W momencie kiedy np. The Athletic jest po prostu przesycony treścią wchodzenie tutaj po prostu przestaje mieć sens. I nie powinno być też tak, że przymykamy jako czytelnicy oko na wszystko, bo Maciek i Adam spróbowali jako pierwsi w Polsce i mamy sentyment. Ja mam, ale teraz już się mocno wahałam czy przedłużyć abonament. Przedłużyłam, ale chyba ostatni raz. Po prostu od jakiegoś czasu kompletnie nie czuję, że cokolwiek tracę nie wchodząc na szóstego gracza.
konkurencja widzę podkłada świnie :>
Za mało rąk do pracy na pokładzie,mam wrażenie, ale to jedyny minus :)
Żałuję, że w wakacje przez akcje 6gracza dałem namówić się na wykupienie abonamentu, zrobiłem to na rok, spodziewałem się treści jak dawniej, jak widać, płać za robotę a nie przed jej skończeniem tutaj ma swoje odzwierciedlenie, ten ostatni rok…
same here. Ale słychac było, że coś jest nie tak z podejściem w Palmie na wiosnę.
I szczerze będę się zastanawiał czy kliknąć przedłużenie w przyszłe wakacje.
Maciek był raperem, oczekujecie niesamowitej płodności, zaangażowania i braku wyjebki? :D
Na początku 6G Adam był dla mnie wręcz zbyteczny, pisał niechlujnie i nieciekawie, a ja byłem od chłopaków z ZP1. Odszedł Przemek, Sebastian nie ma czasu, Maciek z roku na rok coraz mniej daje od siebie, a Adam się rozwinął i jest Alem Horfordem strony, pieprzonymi 82 meczami w sezonie od sześciu lat, nie opuszcza meczów i chwała mu za to, bo jest regularność, choć bez przesadnej płodności.
Zestaw 7 wake-upów, 4 flesze, 5 dniówek, 3 Palmy, newsy + po jednym dodatkowym tekście od każdego z założycieli strony w tygodniu regularnie i byłoby cacy. Kosztem niewielkiego dodatkowego effortu od Maćka, który nie musi wcale oglądać po 5 spotkań dziennie, by napisać coś dobrego.
Odnoszę wrażenie, że kiedyś to było 8h pracy za darmo, a teraz 4h pracy zarobkowej. Długa droga, by tu dojść i wypracowana ciężko marka, ale trzeba to trzymać za mordę, bo cierpliwość niektórych może się skończyć. Mogę płacić 5zł więcej, jeśli będzie trzeba, ale chciałbym pasji i zaangażowania.
ktoś tu ostatnio w Palmie chwalił się regularną systematyczną pracą :P
czekam na efekty.