Flesz: Golden State Cleveland 2-0

9
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Finały NBA 2018
Golden State Warriors, Cleveland Cavaliers 2-0
Mecz nr 1: 124:114
Mecz nr 2: 122:103

Stephen Curry bije rekord meczu Finałów w celnych rzutach za trzy. Trafia 9, tyle ile skład Cleveland Cavaliers.

JaVale McGee rozpoczął mecz nr 2 w pierwszej piątce w miejsce Kevona Looney’a i wraz z nim szybko zainstalowany został nowy, jątrzący 29. obronę ligi system: slip-screeny. Nic wielkiego. Dla obrony Cleveland, która pozwoli Warriors w meczu nr 2 trafić dalej 57% rzutów z gry, to jednak, jak system.

Draymond Green w tych czasach ledwo już potrafi dać z góry, ale Warriors wyizolowali J.R’a Smitha i Kevina Love’a na dwójkowych wersjach łapię-zasłona, kozłuję-zasłona picków z wykorzystaniem Stephena Curry’ego i właśnie McVege. 15-6 Warriors.

Potem w semi-transition ściął w kształcie “U” do obręczy przed postawieniem zasłony Shaun Livingston. Jrue Holiday podskakiwał na kanapie.

fot. NBA League Pass
fot. NBA League Pass

Stały bywalec przysnął wyżej, ale gra wielki mecz. Curry większy. 30-24.

Trzydniowy brak skoków ciśnienia powietrza i bryza od oceanu nie poprawiają sił mentalnych podejrzanej trójki. Dokładnie 7 decyzji rzutowych do zakwestionowania w wykonaniu naszych, starych znajomych J.R.’a Smitha, Jeffa Greena i Jordana Clarksona.

Wszyscy trzej presują i nie ufają podaniu. Myślą chyba, że sam fakt otrzymania podania od wiadomo kogo daje piłce jakieś dodatkowe punkty prawdopodobieństwa, że wpadnie (niektórzy koszykarze naprawdę tak myślą). Idzie to więc na przekór teorii o tym, że w składzie Cavaliers mogłaby być Pani Zosia i jej sąsiad.

Livingston trafia rzuty, McVege lekki na stopach kończy je z góry. 51-38. Obaj grają kapitalnie, obaj nie pudłują ani jednego rzutu – 11/11 FG – i po meczu otrzymają od NBA.com za to swój wspólny highlight.

Klay Thompson drugi mecz z trzech ostatnich ma trzy faule już w drugiej kwarcie, Cavaliers trafiają 35% rzutów do przerwy, śpią na linii, ale Curry trafia dwie trójki pod koniec połowy i zmienia się w Human Heatcheck. Warriors trafiają 60% rzutów. 59-46. Curry 16. Kevin Durant dalej gra jak Corey Brewer bez zębów jedzony żywcem przez Półboga, Draymond jak niedokładnie przejechany kot.

Wydaje się patrząc od czwartku na te Finały, że wszystko jest w głowach, w koncentracji w obronie i w decyzjach w ataku Cavaliers. Fizycznie matchupują się zaskakująco dobrze, kiedy bez Andre Iguodali Warriors nie są w stanie regularnie huśtać się do rytmu produkowanego przez roboty bez serc. Wydaje się tak właśnie, kiedy Cavaliers otwierają drugą połowę trafieniem 10 z 13 rzutów i pierwsze sześć jej minut prowadzi do 71-76.

Bez Iguodali Kevin Love i jego ciało wyglądają jakby wreszcie po trzech latach przynależały do serii Cavaliers-Warriors. Jego wypoczęte ciało wygląda świeżej, niż australijski śnieg. To jednak Ojciec David West trafia trójkę z lewego rogu na 4 sek. przed końcem trzeciej kwarty. 90-80 Warriors.

Warriors zachowują się jakby wciąż jedli bezpośrednio z puszek, zapominając o lekcji savoir-vivre’u z meczu nr 5 Finałów w 2016 roku, znanym jako “4-1”. Wyprawa na Zachód otwiera jednak horyzonty innym graczom Cavaliers. Larry Nance Jr tańczy narodowy taniec Uzbeków, zaraz przelatuje nad jednym z rogów boiska jak pijany ptak i Curry trafia na nim dwie trójki. Jest 96-83 i Cavaliers nie mogą trafić żadnej.

Zaraz Curry trafi jedną dla dzieciaków:

Cavaliers trafiają jak Celtics w koszulkach Rockets.

Teraz Curry trafia dla chłopaków w Mogadiszu, którzy dostali koszulki Curry’ego po jego operacji kostki w 2011 roku:

Jeżeli zastanawiasz się dlaczego Hubie Brown dostaje coraz mniej meczów, odpowiedź jest wyżej.

Curry trafi jeszcze nad Turcją.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

9 KOMENTARZE

  1. A zamiast budzika na meczyk budzi cie pare godzin później żona szepcząc (c e d z ą c) do uszka wynik. I nie widzisz jej wyrazu twarzy, ale czujesz TĄ babską satysfakcje w głosie i nie napiszesz nic więcej, bo czyta komentarze i w każdej chwili gotowa jest cie zdemaskować…

    …że się mądrzysz, chociaż czasem nawet skróty przewijasz.

    0
  2. No i to jest właśnie ta obawa z Warriors, że jak będzie wieczór, że będą w ogniu to ich nie pokonasz i w moim odczuciu tak było dzisiaj. Ten rzut Curry’ego był ridiculous (musiałem sprawdzić w słowniku jak to się pisze), ale niektóre rzuty Klaya to też był niesamowity stopień trudności, ale fadewaye (też o tablicę) wchodziły jak miło na dobrej obronie Cavsów.

    Nic, takie życie. Myślę, że dlatego dla wszystkich kibiców Cavs w tej serii ten mecz nr 1 był tak bolesny, bo udało się trzymać Warriors przed sobą.

    I oczywiście superefektywny Durant, który w połowie trzeciej kwarty miał oddanych 8 rzutów – to się nazywa komfort gry, że nie MUSISZ rzucać więcej. Później jak to Durant odpalił kilka debilnych rzutów przez ręce, ale jak nie jest leniwy i pracuje na swoje rzuty to jest nie do zatrzymania. Na szczęście Cavsów robi tego regularnie.

    Ciężko to wygląda i znowu wydaje mi się, że coach Lue ograny przez Kerra z Javalem w piątce.

    0
    • A ja mam jednak odwrotne wrażenie. Pierwszy Flesz był surowy, bardziej jak zrzut notatek Maćka, które robił sobie podczas meczu, a tu – żeby ubarwić mecz, którego wszyscy się w końcu spodziewaliśmy – dorzucił całą masę żartów, ale z humorystyczną celnością a la Cavaliers…

      Znać zmęczenie materiału, nie ucieknie się od tego. Pora na zmiany.

      0
  3. W nba 2k jest taka odznaka “dimer” i jeśli ją zdobędziesz, to jest większa szansa, że po Twoich podaniach koledzy z drużyny będą trafiać. To jakby podnosi na ten moment ich umiejętność rzutu. Może Green czy Smith myślą, że LeBrona ma “dimera” ;)

    0