Wake-Up: Był crunch-time! Rockets wygrali w Oakland i jest remis w Finale Zachodu

36
fot. League Pass
fot. League Pass

Wreszcie! Wreszcie doczekaliśmy się meczu, w którym dużo się działo. Meczu na miarę rywalizacji będącej przedwczesnym finałem NBA. Obejrzeliśmy strzeleckie wymiany ciosów, zmiany prowadzenia i emocjonującą czwartą kwartę, w której do ostatnich sekund ważyły się losy zwycięstwa.

Wygrali Houston Rockets. Po kompromitującej porażce w poprzednim meczu, teraz przwerwali serię 16 kolejnych zwycięstw gospodarzy w Oracle Arena i w Finale Zachodu także mamy remis.

Houston @ Golden State 95:92 (2-2)

Początek należał do Warriors, którzy rozpoczęli mecz runem 12-0. W drugiej kwarcie odpowiedzieli James Harden i Chris Paul, przejmując prowadzenie dla Rockets. Trzecią kwartę ponownie zdominował gorący Stephen Curry i gospodarze mieli dwucyfrową przewagę przed ostatnim fragmentem gry. Wtedy goście znowu odpowiedzieli i na sześć minut przed końcem odzyskali prowadzenie.

Na 37.7 sekundy przed końcem Draymond Green stanął na linii, faulowany przy walce o zbiórce po spudłowanym layupie Curry’ego. Trafił jeden z dwóch wolnych, zmniejszając stratę do 2 punktów. W kolejnej akcji Harden w izolacji ze Stephem nie trafił pull-up trójki i kiedy Green zebrał piłkę na zegarze pozostawało 13.8 sekundy.

Steve Kerr miał timeout do dyspozycji, ale nie zdecydował się go wykorzystać, licząc zapewne, że uda im się znaleźć lepszą pozycję od razu atakując. Niestety dla Warriors ten plan nie wypalił, bo Rockets dobrze bornili i skończyło się kontestowanym jumperem Klay’a Thompsona. Nie trafił, ale jeszcze Shaun Livingston faulował Paula przy zbiórce, wysyłając go na linię na 0.5 sekundy przed końcem.

CP spudłował pierwszą próbę, drugą wykorzystał (+3) i gospodarze mieli jeszcze ostatnią szasnę, żeby doprowadzić do dogrywki. Udało im się znaleźć otwartego Curry’ego w rogu – idealna sytuacja – ale jemu nie udało się przełamać swojej niemocy w czwartej kwarcie (1/8). Rockets mogli świętować pierwsze w swojej historii playoffowe zwycięstwo w Oakland.

“I thought this is the highest level we’ve ever played defensively, without a doubt, because we’re talking about the best offensive team ever.” Mike D’Antoni

Warriors zostali zatrzymani w czwartej kwarcie na 12 punktach, spudłowali wszystkie swoje 6 prób zza łuku i mieli więcej strat (4) niż celnych rzutów (3).

A jeszcze w trzeciej kwarcie zanotowali 6/9 za trzy, kiedy Curry złapał ogień podobnie jak w poprzednim meczu. Jego trzy kolejne trójki rozkręciły run 18-3 i mogło się wydawać, że Warriors przejmują kontrolę.

Rockets jednak szybko podnieśli się po tym ciosie, tak jak wcześniej w drugiej kwarcie. W pierwszej połowie Harden dał im sygnał do ataku i poprowadził comeback. Wsadził Draymonda Greena na plakat, zdobywając 11 kolejnych punktów dla gospodarzy.

Potem przyłączył się do niego Paul trafiając trzy trójki i w sumie dwaj liderzy Rockets zanotowali w tej kwarcie aż 29 z 34 punktów swojej drużyny. W czwartej kwarcie Harden miał już tylko 2 punkty, ale Paul dołożył 8, a na 2:25 przed końcem Eric Gordon trafił bardzo ważną trójkę, swoją jedynką w tym meczu (1/8).

Paul stanął na wysokości zadania po słabych wcześniejszych występach i to był zdecydowanie jego najlepszy mecz tej serii. Zdobył 27 punktów trafiając 5/9 zza łuku. Harden 24 ze swoich 30 punktów miał już w pierwszej połowie (0/6 za trzy po przerwie). Do tego wyjątkowo dobrze spisywał się w obronie zaliczając 3 przechwyty i 2 bloki.

PJ Tucker zebrał 16 piłek. Gordon miał 14 punktów, a poza nim z rezerwowych jeszcze tylko Gerald Green pojawił się na parkiecie. Mike D’Antoni mocno zawężał rotację, podczas gdy Kerrowi brakowało kontuzjowanego Andre Iguodali. W pierwszej piątce wyszedł Kevin Looney, ale złapał 5 fauli, dlatego sporo grał też Jordan Bell.

Curry w trzeciej kwarcie rozstrzelał się na 17 punktów przy 5/8 za trzy, ale to był jedyny moment meczu, kiedy piłka wpadała do kosza po jego rzutach. W pozostałych trzech kwartach zanotował ledwie 4/16 z gry, ostatecznie zdobywając 28 punktów. Kevin Durant też miał kłopoty ze skutecznością – 9/24 z gry. Zaliczył 27 punktów i 12 zbiórek. Klay Thompson w drugiej kwarcie zeszedł do szatni z urazem kolana, wrócił, ale uzbierał tylko 10 punktów z 13 rzutów. Green był bliski triple-double z 11 punktami, 13 zbiórkami i 8 asystami.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Warriors mogą być bez Iguodali. Najwyższy czas, żeby Chris Paul przyszedł do gry
Następny artykułFlesz: Houston Golden State 2-2

36 KOMENTARZE

  1. To wszystko przez brak Igoudali.a Durant miał nierozchodzone buty i jeszcze mu się w czwartej kwarcie przypomniało, jak go Westbrook źle traktował. No i padało. No i sędziowie mogliby się ogarnąć, gwizdali, jakby w Houston grał LeBron. I dlaczego siódmy mecz znowu w Houston?

    0
  2. Houston pokazało serce do gry i Harden po tym meczu w moich oczach jest mvp, przy 12-0 i spuszczonych głowach sam podniósł zespół i odrobił stratę. Ale Houston często w obronie kontrataków robi szkolne błędy i jeśli chcą wygrać serię, mimo genialnego meczu, muszą to poprawić. Capela też niemal zupełnie zniknął a powinien być przewagą Houston.

    0
          • A ja tylko tak wtrącę, że jest 2:2, o ile jestem w temacie. Jeżeli Rockets nie wygrają serii, to nic się nie zmienia się w kwestii “rozdania tytułu” ?
            Ale Finał Boston-Rockets? Jestem za ☺

            0
      • Czyli jednak nie chodzi o to żeby były ciekawe, zacięte mecze, żeby były serie i żeby się działo (o co tak zawzięcie walczyłeś w komentarzach w poprzednim Fleszu) tylko po prostu o to żeby GSW przegrało.
        I po co było pisać jakieś bzdury o nudzie i końcu ligi zamiast po prostu otwarcie napisać że jesteś hejterem GSW? To jest dopiero słabe.

        Zaczynam chyba rozumieć mechanizm “kibica”.
        Nie mam swojej drużyny/zawodnika któremu kibicuję, ciesze się z wygranych, wkurzam po porażkach, ale dalej jestem z nimi … więc sobie pohejtuję kogoś kto wygrywa…. Kurde, znowu wygrali, trudno, napiszę że Cupcake, że zepsuta liga, że nudno, że nie ma co oglądać… o już mi lepiej. Git.

        Chyba nigdy nie zrozumiem antykibicowania innym, zamiast kibicowania swoim. To musi być strasznie wk@#$%$ące na dłuższą metę.

        0
        • Ale do czego pijesz?

          Uwziąłeś się na mnie, bo mam inne zdanie w kwestii KD i dominacji GSW. Ty jesteś hejterem.

          Jestem za zupełnie innym składem finału. Odpowiada mi to, jeśli te serie będa ciekawe, wyrównane. Ja pierdolę, co za ludzie. Nie napisałeś jeszcze nic o meczu, tylko wlazleś tu żeby podobnie jak kolega grashopper wsadzić innym palec w oko. Wszystko to o czym napisałeś, właśnie sam w tej chwili robisz. Żenada.

          Stick to basketball.

          0
          • Skoro odpowiadam na Twój post to powinno być dla Ciebie dosyć jasne czego dotyczy mój komentarz. Ale skoro nie jest to zacytuję:

            “I bardzo dobrze, niech GSW przegra tę serię. Będzie ciekawiej!
            Mam nadzieję, że Houston wytrzyma i wygra game 5.”

            Więc wyobraź sobie, że się na nic nie uwziąłem, ani Cię nie hejtuję (bo nie mam za co ani po co – właściwie to czego hejterem jestem? Dobre :D ) tylko po prostu wyciągnąłem wnioski z Twoich wczorajszych komentarzy i z dzisiejszego, które według mnie jasno pokazują dokładnie to co napisałem wyżej.

            Narzekałeś wczoraj jak to jest nudno, nie ma emocji, nie ma po co tego oglądać, kibicować, bo wszystko już jest jasne itd. itp.
            A tak naprawdę widać, że chodzi Ci tylko o to żeby GSW przegrało. I żę dopiero wtedy będzie ciekawie. Sam nie napisałeś nawet słowa o meczu (nie wiem co to w ogóle za argument w moją stronę, tym bardziej skoro sam tego nie zrobiłeś), o tym że się działo, że crunch time, emocje do samego końca, nic. Jedyne podsumowanie to “Houston musi wygrać mecz nr 5.” i drugi cytat, który wkleiłem jeszcze wyżej.

            Wszystko to co napisałem w poprzednim komentarzu dotyczy kibicowania. Tobie nie kibicuję, ani nie hejtuję, wyrażam opinię na temat Twoich komentarzy. W którym więc miejscu jest to dla Ciebie tym samym co kibicowanie swojemu zespołowi/graczowi vs. antykibicowaniu?
            Ochłoń trochę i poczytaj ze zrozumieniem proszę zamiast od razu zakładać że ktoś Ci wsadza palce w oko… chociaż szczerze mówiąc wątpię, że chociaż postarasz się zrozumieć, lepiej po prostu zaatakować argumentami bez żadnego sensu ani podstawy.

            0
          • Moje komentarze nie odnoszą się do ludzi to komentujących i ad personam nie komentuję ich myślenia czy sposobu kibicowania, pisząc np ty hejterze, ty jesteś taki czy owaki, bo myślisz o czymś tak czy siak. Chyba, że zostałem wywołany do tablicy, wtedy odpisuję.
            Ktoś jest fanem Duranta, GSW czy Lebrona, Celtics, Houston. Ktoś jest antyfanem Cavs, Celtic, GSW. Co za różnica. Kogo to obchodzi? Myślisz, że obchodzi mnie czy ogólnie ludzi tu na tej stronie, co użytkownik Stacz sądzi o sposobie podejścia do oglądania NBA użytkownika Big Teppa. Who da fuck cares?

            Ciebie natomiast najwyraźniej drażni to co piszę i to co sądzę o dominacji jednego zespołu, o decyzji Duranta. Mam propozycję. Zakończmy tą dyskusję na temat mojego podejścia, mojej oceny. Jest jaka jest i tego nie zmienisz.

            To moja ostatnia odpowiedź w tym temacie.

            Peace.

            0
          • Nie wiem czemu cały czas zakładasz, że mnie coś drażni. Czemu by niby miało mnie drażnić jaką masz opinię na temat GSW? To Twoja opinia i Twoja sprawa. Ja odnosiłem się cały czas do Twoich argumentów wczorajszych, że jest nudno itd. (nie chce mi się już tego wypisywać). Jak widać nudno nie jest (w obydwu finałach konferencji jest 2-2), a Twoje dzisiejsze komentarz po prostu mnie utwierdziły w przekonaniu, że przede wszystkim chodzi o Twoją niechęć do GSW. Wyraziłem swoją opinię, co na ten temat myślę i tyle. Ani Ci nie każę zmieniać zdania, ani nawet mnie zrozumieć.
            Ale ja, skoro na jakiś temat rozmawiamy, staram się wyciągać jakieś wnioski, wyłapać tok rozumowania rozmówcy itd.
            Po to się chyba rozmawia, nie sądzisz? ;)
            Pozdrawiam

            0
  3. nareszcie warto było zarwać nockę. Curry z każdą tą shimmy cieszynką przesuwa się do top wkur.. drażniających graczy wszechczasów. za mało pochwaliłeś Gordona – to on pierwszy wziął się za odrabianie strat bo szybko mógł to być blowout. do tego rzut jedynką (zębem), to było coś ?
    ddrzazgi z ego Draya do tej pory walają się po hali Warriors po tym facialu Hardena

    0
  4. A mnie denerwuje ta nonszalancja GSW, 4 q to był popis nieporadności ofensywy w konstruowaniu akcji, straty były wynikiem niedbałości, mam wrażenie ze GSW zbyt bardzo ufają strzeleckim umiejętnością Stefki i KD a zapominają ze mają przez sobą naprawdę solidną obronę. Fajnie jest 2-2….!

    0
  5. Klasyczny Green, który jak ostatni lamus po nieudanym bloku jeszcze musiał dołożyć swoje łapska na głowę i barki Brody. Kochałem gościa w Michigan State, ale z sezonu na sezon facet traci klasę w tych małych dirty plays, nawet po gwizdkach. Trafi kiedyś na kogoś :)

    0