NBA wraca po dniu przerwy, a do rozegrania pozostało już tylko dziewięć dni sezonu regularnego. Przed nami ostatnie mecze i kluczowe rozstrzygnięcia. Przy tym ścisku w obu tabelach wszystko wskazuje na to, że do samego końca będą ważyły się losy poszczególnych pozycji, a na Zachodzie może również samego awansu do playoffów, bo Denver Nuggets cały czas walczą. Znajdują się tuż za plecami New Orleans Pelicans, a też mają tylko dwie wygrane mniej niż Minnesota Timberwolves, z którymi zmierzą się jeszcze dwa razy. Poza tym, różnica tylko dwóch meczów dzieli obecnie miejsca cztery i osiem, więc tu też może być jeszcze sporo przetasowań.
Na Wschodzie Toronto Raptors po ostatniej porażce z Boston Celtics nadal nie mogą być pewni pierwszego miejsca. Do tego w dwóch grupach toczą się niezwykle wyrównane pojedynki o pozycję numer trzy i sześć (choć może bardziej o siedem), w obu mamy po trzy drużyny, które dzieli tylko mecz różnicy.
To wszystko zapowiada interesujący finisz sezonu.
Walka toczy się także na samym dnie ligi o jak największą liczbę piłeczek i te drużyny grają coraz bardziej rezerwowymi składami, przez co sporo tych meczów jest już nie do oglądania, ale na szczęście można skupić się na tych spotkaniach, które będą miały znacznie.
Za dziewięć dni wszystko będzie już jasne jeśli chodzi o wyniki drużynowe, ale tak samo jak rok temu, na wyróżnienia indywidualne za fazę zasadniczą będziemy musieli poczekać do zakończenia playoffów. Uroczysta gala rozdania nagród odbędzie się w ostatnim tygodniu czerwca. Jak zwykle zwycięzców będą wybierali dziennikarze, ale NBA daje też jeden głos kibicom i właśnie rozpoczęło się głosowanie, które potrwa do ostatniego dnia sezonu regularnego. Można wybierać swoich faworytów i to też dobry moment, aby również w Dniówce w ramach podsumowania sezonu przyznać nagrody. Zaczniemy od tego najbardziej wyrównanego i najciekawszego wyścigu o tytuł najlepszego debiutanta, a także od naszej nagrody dla szóstego gracza.
Rookie of the Year
Jak pamiętamy, w poprzednim sezonie ta nagroda była największym problemem, ponieważ tak na dobrą sprawę nie było komu jej przyznać. Joel Embiid zdecydowanie dominował wśród rookies, ale wystąpił tylko w 31 meczach i nie spędził na boisku nawet 800 minut. Malcolm Brogdon był najlepiej grającym zawodnikiem z draftu 2016, a do tego dużym stealem z drugiej rundy i ostatecznie to on zdobył nagrodę, ale w każdym innym roku nie miałby na to większych szans. W tym sezonie jego nazwisko nawet nie pojawiłoby się w tej dyskusji.
Ben Simmons powinien być wówczas ROY, ale stracił sezon lecząc stopę (jak dobrze, że teraz przez cały sezon jest zdrowy i można już zapomnieć o tamtych problemach). Teraz szybko przypomniał dlaczego został wybrany z jedynką w drafcie, imponując swoją wszechstronnością. Jest rozgrywającym w ciele skrzydłowego, który bardzo dobrze gra po obu stronach parkietu i udowodnia, że unikając rzutu za trzy także można być wartościowym zawodnikiem w dzisiejszej koszykówce. Ma na swoim koncie już 11 triple-doubles, co jest drugim najlepszym osiągnięciem debiutanta w historii NBA i ma szasnę zostać także dopiero drugim po Oscarze Robertsonie ze statystykami na poziomie 15-8-8.
Jest trzecim najlepszym strzelcem wśród rookies zdobywając 15.8 punktów, a robi to niezwykle efektywnie atakując pomalowane i skuteczność 54% gry daje mu miejsce w top-15 całej ligi. Jest też czwartym najlepszym podającym NBA z średnią 8.2 asyst, natomiast wśród guardów więcej piłek niż jego 8.0 zbiera tylko Russell Westbrook. Do tego znajduje się jeszcze w top-10 ligi pod względem przechwytów (1.71). Tak więc już jako debiutant Simmons jest wyróżniającym się zawodnikiem na tle całej ligi, a co najważniejsze – jego świetna gra przekłada się na zwycięstwa. Po latach tankowania Sixers nie tylko odbili się od dna, ale też są o krok od rozpoczęcia playoffów na własnym parkiecie. Oczywiście w Philly numerem jeden jest Embiid, to jednak nie zmienia faktu, że Simmons także odgrywa kluczową rolę. To on jest głównym playmakerem, a obecnie udowodnia, że bez swojego kolegi również potrafi prowadzić zespół.
Po pierwszych tygodniach sezonu wydawało się, że tytuł debiutanta roku może bardzo szybko się rozstrzygnąć i Simmons będzie poza zasięgiem. Byłoby tak w zeszłym roku, wtedy miałby nawet szanse na jednogłośny wybór. Teraz na szczęście wyzwanie rzucił mu Donovan Mitchell, który stał się jednym z największych objawień sezonu. Po wybranym z 13 numerem w drafcie zawodniku nikt nie oczekiwał, że od razu będzie kluczową postacią swojego zespołu, ale dzięki temu, że tak się stało, Jazz są bliscy zapewnienia sobie awansu do playoffów.
Mitchell pozwolił kibicom w Salt Lake City zapomnieć o Gordona Haywardzie i wypełnił ogromną dziurę jaka została po nim w ofensywie drużyny. Od grudnia już regularnie zdobywa średnio 20 punktów na mecz, będąc główną postacią ataku. Jak dużą rolę odgrywa wskazuje nie tylko jego 20.3 punktów, ale także to, że poza nim w Jazz jeszcze tylko przehandlowany do Cleveland Rodney Hood zdobywał średnio więcej niż 14 punktów. Tylko ośmiu zawodników w lidze miało więcej strzeleckich posiadań w pick-and-rollu, a jego wskaźnik USAGE wynosi aż 29%. Nie jest w tym względzie liderem wśród rookies, bo wyprzedza go Dennis Smith Jr (29.1%), ale w jego przypadku nie jest to tylko oddanie piłki debiutantowi, żeby się ogrywał i zdobywał doświadczenie, a wygrywanie meczów. Oczywiście bez Rudy’ego Goberta nie byłoby tego dobrego wyniku Jazz, ale bez Mitchella też nie, bo umieraliby na atakowanej stronie parkietu. Mają największe kłopoty ze zdobywaniem punktów i najgorszy atak(104.3), kiedy ich najlepszy strzelec siedzi na ławce.
Nie licząc 31 meczów Embiida, Mitchell jest pierwszym debiutantem z średnią na poziomie 20 punktów od czasu pierwszego sezonu Blake’a Griffina w 2010/11. Od razu warto dodać, że ostatnim rookie, który mimo takich zdobyczy nie otrzymał nagrody ROY był Carmelo Anthony, ale on przegrał tę rywalizację z LeBronem Jamesem. Tymczasem Mitchell poza strzeleckimi popisami, jest też częścią świetnej obrony Jazz, zalicza 3.6 zbiórek i tyle samo asyst, a także 1.5 przechwytów.
Zarówno Simmons jak i Mitchell rozgrywają świetny sezon, pomagając swoim drużynom wygrywać – zwycięstwa w przypadku oceny debiutantów przeważnie schodzą na dalszy plan, więc jest to tym bardziej imponujące – a do tego przez cały sezon prezentują wysoką formę i poza krótkimi, słabszymi okresami, nie zaliczyli znaczącego kryzysu. Trudno wybrać, który z nich bardziej zasługuje na ROY. Simmons jest wszechstronniejszym zawodnikiem, więc to daje mu przewagę, ale też pojawiają się głosy, że on miał przewagę obecności w lidze od roku, podczas gdy Mitchell prosto z uczelni wszedł w NBA na jeszcze wyższy poziom. Dalego wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby przyznanie im obu tej nagrody, tak jak kiedyś dostali ją razem Elton Brand i Steve Francis, czy wcześniej Grant Hill i Jason Kidd
Trzecie miejsce dla Jaysona Tatuma, który także odegra ważną i większą niż można było przypuszczać przed sezonem rolę w Celtics. Pomógł swojej drużynie poradzić sobie ze stratą Haywarda, a obecnie pomaga im wygrywać mimo plagi kontuzji. W całym sezonie jest trzecim strzelcem Celtics z średnią 13.9 punktów, natomiast w marcu zdobywa 16.8. Do tego od samego startu imponuje niezwykłą efektywnością swoich rzutów i jest liderem NBA ze skutecznością 43.4% za trzy.
Sixth Man of the Year
Najlepszym szóstym graczem jest bezkonkurencyjny Lou Williams.
Był on już najlepszym rezerwowym ligi w 2015 roku, kiedy występował w Toronto, pojawiał się także w dyskusji w zeszłym sezonie, ale teraz rozgrywa najlepszy sezon kariery i szybko wykasował konkurencję. Już właściwie od połowy rozgrywek ta nagroda należy do niego, kiedy pomógł uratować sezon Clippers, przejął rolę lidera i utrzymał ich w grze mimo ogromnej plagi kontuzji. Jego średnia 22.7 punktów to drugie najlepsze osiągniecie w historii w wykonaniu zawodnika, który większość meczów rozpoczynał na ławce. Lepszy był tylko Ricky Pierce zaliczając 23 punkty w 1989/90. Ale trzeba też zwrócić uwagę, że poza meczem na 50 punktów, Lou miał też sześć występów z dwucyfrowym dorobkiem asyst, a wcześniej w karierze udało mu się to tyko raz. Średnio zalicza 5.3 asyst, co także jest jego rekordem kariery i drugim najlepszym wynikiem wśród rezerwowych.
Drugie miejsce przyznałbym zeszłorocznemu laureatowi, Ericowi Gordonowi. W tym sezonie po dojściu Chrisa Paula jego rola teoretycznie spadła, ale poprawił swoją średnią do 18.3 punktów. Ponownie był kluczową postacią Rockets, a przede wszystkim przypomniał o swojej wartości kiedy CP lub James Harden byli kontuzjowani (stąd też 30 razy występował w roli startera).
Na trzecie miejsce nie ma jednego faworyta i myślę, że warto wyróżnić trzech zawodników:
Terry Rozier – przez większość sezonu najważniejszym rezerwowym w Bostonie był raczej Marcus Smart, ale Rozier odegrał kluczową rolę pod nieobecność Kyrie’go Irvinga. Tego też oczekuje się od rezerwowego, że kiedy trzeba, wchodzi w większe buty zastępując startera i właśnie za to jak świetnie spisuje się w pierwszej piątce, Rozier najbardziej zasługuje na docenienie. Jako starter w 12 meczach średnio notuje 18.6 punktów, 42.6% za trzy, 6.3 zbiorek i 5 asyst (w sezonie 11.5, 38.9%, 4.6 i 2.8)
Fred VanVleet – kluczowa postać najlepszej ławki rezerwowych tego sezonu. Zalicza średnio 8.8 punktów, 3.2 asyst, trafia 41.4% za trzy, często jest w grze w cruch time i jego obecność na boisku robi największą różnicę w Toronto (z nim o są o 8.5 punktów na sto posiadań lepsi niż gdy siedzi na ławce).
Kelly Olynyk – po przeprowadzce do Miami rozgrywa swój najlepsze sezon w karierze (11.5 punktów, 37.8% za trzy, 5.7 zbiórek i 2.7 asyst), potwierdzając swoją wszechstronność jako podkoszowy, który nie tylko rozciąga grę zza łuku, ale też kreuje kolegów. Jest zdecydowanie najbardziej plusowym zawodnikiem Heat i z nim na parkiecie są średnio o 5.7 punktów na sto posiadań lepsi od rywali. Drugi w tym względzie Wayne Ellington ma wskaźnik 3.0.
(55-21) Toronto @ (47-30) Cleveland 1:00
Od początku sezonu przy tych wszystkich zachwytach nad Raptors pojawiała się mniej lub bardziej widoczna gwiazdka* – poczekajmy do playoffów, czy wtedy wreszcie nie zawiodą. Teraz playoffy jeszcze nie nadeszły, a Raptors już zaczęli mieć kłopoty. Wpadli w mały dołek i zamiast spokojnie szykować się na najważniejszy etap sezonu, muszą jeszcze walczyć o utrzymanie jedynki. Mają bilans 3-3 w ostatnich meczach, a przed nimi jeszcze sześć spotkań w pozostałe 9 dni, w tym na początek trudny back-to-back: dzisiaj w Cleveland i jutro w Bostonie. W obu tych halach ostatnio przegrywali i jeśli teraz też nie uda im się wygrać, Celtics mogą ich wyprzedzić. (Ten jutrzejszy mecz może okazać się kluczowy, a jeśli Raptors mają pozostać na jedynce, przegrana dzisiaj nie będzie złym rozwiązaniem, bo pomoże Cavs utrzymać się na trójce).
Cavs tymczasem prowadzeni przez rewelacyjnego LeBrona wygrali już osiem z dziewięciu meczów, a na własnym parkiecie mają serię sześciu zwycięstw. Dzisiaj najprawdopodobniej będą ponownie bez George’a Hilla (kostka) i Kyle’a Korvera (stopa).
(53-23) Boston @ (41-36) Milwaukee 2:00
To może zapowiedź pojedynku w pierwszej rundzie playoffów.
Celtics mają serię sześciu zwycięstw i depczą po piętach Raptors. Bucks mogą jeszcze wskoczyć na szóste miejsce, ale nie wygląda jakby im na tym zależało. W Denver stracili 18 punktów przewagi i był to już kolejny występ, w którym oddali wysokie prowadzenie, fatalnie spisując się w czwartej kwarcie. Łącznie w dwóch ostatnich meczach czwarte kwarty przegrali -27.
(56-21) 3w4 Golden State @ (45-33) Oklahoma City 2:00
Czwarte i ostatnie spotkanie Kevina Duranta z Russellem Westbrookiem, ale może też zapowiedź dalszej części ich rywalizacji już w pierwszej rundzie? Jest na to spora szansa (Thunder mają tylko mecz przewagi nad siódmymi Wolves), dlatego jeśli Warriors wolą uniknąć tak niewygodnego rywala już na starcie playoffów i to w dodatku nie mając Stepha Curry’ego, porażka dzisiaj oddali ich od tej wizji.
(42-35) 3w4 Washington @ (62-15) Houston 2:00
Chris Paul ma zagrać po tym jak opuścił pięć z ostatnich sześciu meczów. John Wall także zagra po tym jak Wizards pod jego nieobecność zaliczyli wpadkę w Chicago.
(46-31) Indiana @ (42-35) Denver 3:00
Nuggets dalej walczą, dalej bez Gary’ego Harrisa i z nożem na gardle, bo każdy mecz to dla nich must-win. Po wizycie Pacers, cztery ostatnie spotkania zagrają z rywalami z Zachodu, a kluczowe mogą być dwa pojedynki z Wolves. Ich terminarz: Pacers, Wolves, @Clippers, Blazers, @Wolves
Pacers gonią nadal top-4 Wschodu i walczą o zakończenie obecnej 4-meczowej trasy z kompletem zwycięstw.
(45-32) San Antonio @ (41-36) LA Clippers 4:30
Kawhi Leonard wyjechał do Nowego Jorku, Gregg Popovich nie ma pojęcia kiedy wróci do gry i nic nie wskazuje na to, żeby miało to stać się jeszcze w tym sezonie. Ale Spurs nawet bez swojego gwiazdora mogą wywalczyć przewagę własnego parkietu. W weekend wygrali ważne starcie z Rockets, są na czwartym miejscu i mają porażkę mniej niż Thunder.
Clippers stracili już na dobre Milosa Teodosica (stopa), a zaraz mogą definitywnie stracić szanse na playoffy.
(22-55) Atlanta @ (41-36) Miami 1:30
Hassan Whiteside wywołał zamieszanie swoimi wypowiedziami po meczu z Nets, ale Heat to dobrze funkcjonująca organizacja, dlatego szybko zadziałali i nie pozwolili, żeby na finiszu sezonu to stało się teraz dominującym tematem w ich drużynie. Whiteside został ukarany finansowo, w rozmowie z Erikiem Spoelstrą wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia, dostał też wsparcie od weterana Udonisa Haslema i w poniedziałek już przepraszał za tamtą wypowiedź. Tłumaczył, że był sfrustrowany porażką i poniosły go emocje. Trener Spo natomiast przekonuje, że mają to już za sobą. Whiteside popełnił błąd, a oni są od tego żeby pomóc mu stać się lepszym graczem, profesjonalistą i liderem w szatni.
Przypomnijmy, że Whiteside dopiero co wrócił po kontuzji biodra i występ przeciwko Nets był jego drugim po 9-meczowej nieobecności, więc pod tym względem to tym bardziej był kiepski moment na wylewanie swojej frustracji. Ale to wynika z tego, że przez cały sezon gra znacznie mniej. W zeszłym roku spędzał na parkiecie ponad 32 minuty, obecnie jest tylko średnio 25.6 i często czwarte kwarty przesiaduje na ławce. Maciek pisał już o tym kilkakrotnie, że Heat nie wykorzystują możliwości swojego centra, bo też mają problem bogactwa na pozycjach podkoszowych. Będą musieli rozwiązać to w wakacje, zrobić jakąś wymianę i wtedy temat niezadowolenia Whiteside’a na pewno powróci.
(34-44) 3w4 Charlotte @ (26-51) Chicago 2:00
Zach LaVine (kolano) i Kris Dunn (stopa) są poza grą od połowy marca i już nie wrócą w tym sezonie. Nie wiadomo jak poważne są to urazy, ale to na pewno dobry pretekst, żeby wystawiać jak najmniej talentu na parkiet i jeszcze spróbować poprawić swoją pozycję w odwróconej tabeli.
Tymczasem w Charlotte wygląda na to, że poszukiwania następcy Richa Cho utwierdziły Michaela Jordana w przekonaniu, że będący od początku faworytem Mitch Kupchak jest najlepszy kandydatem. Według doniesień Marca Steina z NY Times, Hornets zaproponowali mu już posadę i jest niemal przesądzone, że będzie on nowym generalnym managerem.
Kupchak niewątpliwie ma ogromne doświadczenie i wiele sukcesów na swoim koncie, bo przecież był asystentem Jerry’ego Westa pomagając mu w budowie mistrzowskiego zespołu wokół Shaqa i Kobiego, a potem już jako głównodowodzący zbudował kolejną mistrzowską drużynę dodając do Kobiego Pau Gasola, Rona Artesta i Andrew Bynuma. Jednak później sięgnięcie po Steve’a Nasha i Dwight Howarda okazało się dużym niewypałem i od tamtego czasu nie miał pomysłu na przebudowanie składu. Przypomnijmy, że jego ostatnimi znaczącymi ruchami było wydanie ogromnych pieniędzy na Luola Denga i Timo Mozgova. Można mieć wątpliwości czy jest dobrym GM’em na dzisiejsze czasy, ale może fakt, że działał pod Jimem Bussem powinien być tu okolicznością łagodzącą.
Zobaczmy jak poradzi sobie w Charlotte. Na pewno dobrze, że Hornets szybko podjęli tę decyzję, ponieważ to pozowali przygotować się Kupchakowi do ważnego dla drużyny offseason, o czym będę niedługo pisał robiąc podsumowujący sezon przegląd Hornets.
(48-29) Portland @ (23-54) Dallas 2:30
Blazers rozpoczynają trudną, 4-meczową trasę wyjazdową – Dallas, Houston, San Antonio i Denver, ale trzeciego miejsca w tabeli nie stracą, a już wygrana z Mavs może nawet im to zagwarantować.
(25-52) 3w4 Brooklyn @ (46-30) Philadelphia 1:00
Podczas obecnej serii 10 zwycięstw Simmons cztery razy miał triple-double, a średnio zalicza 13.2 punktów, 10.1 zbiórek i i 11.8 asyst.
(33-43) LA Lakers @ (44-33) Utah 3:00
Jazz mają mecz straty do Spurs, a teraz przed nimi trzy kolejne pojedynki z ekipami z LA. Najpierw dwa u siebie, a potem wyjazd na starcie z Lakers.
(22-54) Orlando @ (27-50) New York 1:30
Magic są obecnie w trakcie serii spotkań przeciwko rywalom z odwróconej tabeli i przegrywając kolejne mecze, poprawiają swoją pozycję przed loterią. Po porażce z najgorszymi na Wschodzie Hawks są już o krok za nimi, a mają też tylko jedno zwycięstwo więcej niż drudzy najgorsi w całej lidze Grizzlies.
(25-53) 3w4 Sacramento @ (19-59) Phoenix 4:00
Suns natomiast mogą już być właściwie pewni jedynki w odwróconej tabeli. Jako jedyni nie wygrali jeszcze 21 meczów, a obecnie mają najdłuższą w historii klubu serię 15 porażek.
Ben Simmons!!!
Simmons jest czymś absolutnie niesamowitym.IQ,pewność siebie,szybkość,wzrost,atletyzm.Charakterem i two way potencjałem zaskoczył mnie kompletnie.Dużo pracy przed nim w ofensywie żeby dojść do poziomu top 3/5/10 gracza NBA ale podwaliny jakie już ma są na poziomie HoF.
Mitchell jest jak mieszanka Lillarda z Oladipo.Też zaskoczył atletyzmem i charakterem.Mi otworzył oczy w summer league ale w życiu bym się nie spodziewał że aż tak się to przeniesie na sezon regularny.
Obydwaj są genialni jak na rookie. Ale Simmons ma tak chłodną głowę i pewność siebie. Imponuje mi bardzo.
Moim zdaniem Mitchell. Uważam, że takie przyznawanie nagród ROY graczom, którzy cały poprzedni rok byli kontuzjowani, nie jest do końca sprawiedliwe. Jakby nie patrzeć, on przez ten rok miał okazję już trenować (w miarę możliwości z ograniczeniami związanymi z kontuzją oczywiście) fizycznie pod okiem trenerów z NBA, miał czas, by zapoznawać się ze schematami, ustawieniami drużyny, z zagrywkami, mógł obserwować kolegów z drużyny itp. To jest jednak całkiem spora zaliczka, inni rookie nie specjalnie mają takie możliwości, wchodząc od razu po uczelni do gry.
Tym bardziej, że Simmons mógł wrócić do gry w zeszłym sezonie a nie wrócił m.in. dlatego, żeby nie pozbawiać się szans na RotY. Farbowany rookie.
Go Mitchell!
Rzut Simmonsa jest fatalny. O trójce to na razie w ogóle można pomarzyć.
W tym roku Simmons ze swoją grą jest nowością/ciekawostką, zobaczymy w jakim kierunku to pójdzie w kolejnym sezonie kiedy drużyny znajdą sposoby żeby go skuteczniej bronić (stawiam, że stanie się to już w tegorocznym PO).
Prawda jest taka, że w koszykówce brak rzutu u lidera drużyny zawsze będzie stanowił problem.
Na razie Simmons musi zdecydowanie poprawić wolne, żeby za chwilę mógł pozostawać na boisku w końcówkach meczów na styku (ma % tylko trochę lepszy od Bonzo Lola).
Natomiast Donovan Mitchell kupił mnie w drugiej połowie sezonu całkowicie.
Cała drużyna zresztą też.
Może to wina Joe Inglesa, a może sprawił to Ricky Rubio, ale doszło do tego że zamówiłem sobie koszulkę Jazz (z nutką).
Sam w to do końca nie wierzę :)
Zgadzam się z tobą. Rzut w każdym wymiarze do poprawy. Zdecydowanie. Tylko jedno ale, czy on jest czy też ma być liderem? Jeśli patrzeć na pozycję na boisku to może, ale jeśli myślimy o przywódcy drużyny, to lider chyba już jest. I nie jest to Simmons. A co do Jazz też mi się bardzo podobają. A Mitchell. Uwielbiam takich graczy jakby z nikąd. Kibicuje jednemu i drugiemu ?
Jestem pewien, ,że to zdecydowanie wina Joe Inglesa – ojca wszystkich białych nieatletycznych koszykarzy ;)
Najlepszego Szóstego Gracza znamy od paru lat ☺
Dokładnie !!! Kwiatkowski & Szczepański