W 9 sezonie gry w NBA, w wieku 28 lat, DeMar DeRozan zalicza najlepsze w karierze 5 asyst na mecz. Gracz do niedawna niezgrabny przeciwko podwojeniom na bloku i wpadający w panikę w trapowanych akcjach pick-and-roll, latem wyrobił mentalność quasi-point-guarda. Bierze piłkę z rąk Kyle’a Lowry’ego, częściej rozgrywa i podaje do watahy młodych graczy, którzy zaliczyli w tym sezonie istotny z punktu widzenia przyszłości organizacji postęp – każdy z nich gra ponad staż w lidze. Dwane Casey pamięta zawodnika z początku dekady, który wyszedł spod ręki Jaya Triano jako naturalny scorer. Pewny siebie rzucający obrońca w klasycznym stylu prowadzony po pin-downie do obręczy i na półdystans.
Wpływ obecnego szkoleniowca Phoenix Suns na grę DeRozana był olbrzymi. Wystarczy wspomnieć, że w drugim sezonie gry na średnio 17 punktów co mecz, Triano groził mu posadzeniem na ławce jeśli przestanie… rzucać. Wolność jaką otrzymał nie miała końca, więc DeRozan rzucał, grał w grę pomyłek ucząc się na nich, zdecydowany wychodził po piłkę, ścinał i atakował obręcz. Triano nadzorował początek kariery. Za jej środek odpowiada póki co drugi trener, Dwane Casey, który do dzisiaj modeluje umiejętności DeRozana. I od 2011 roku wspólnie z nim staje się lepszy.
Za kadencji Caseya tylko w najlepszym sezonie w historii organizacji – 2015/16 – Raptors nie zanotowali wzrostu efektywności ofensywnej i tylko w poprzednim wygrali mniej meczów niż rok wcześniej – obecnie są zespołem na około 57 zwycięstw. DeRozan z kolei rok w rok poprawia swoją grę. A to lepsza skuteczność w turnaround jumperach, a to więcej wymuszonych fauli i wizyt na linii rzutów wolnych, aż wreszcie zmiana podejścia do gry w pick-and-rollu. Po strachu przed wzięciem odpowiedzialności, przynajmniej w sezonie regularnym, nie ma śladu, bo DeRozan coraz lepiej wychodzi z pułapek, spełniając narzucone latem oczekiwania. A i partnerzy w przeciwieństwie do lat poprzednich wyjątkowo często znajdują się w odpowiednim miejscu, więc DeRozana na wyspie z dwoma obrońcami obok jest coraz mniej.
Można powiedzieć, że Casey stale rozwija pracę Jaya Triano, ale jednocześnie hołduje jej w drugich połowach spotkań – zwłaszcza w czwartych kwartach, kiedy DeRozan notuje tylko 2.2 asysty per 100 posiadań, a i cały zespół notuje mniej podań. Kyle Lowry mówi o wyzwaniach jakie trener postawił przed liderami zespołu. Muszą być bardziej asertywni w drugich połowach, czyli częściej wracać do gry z przeszłości, mając jednak z tyłu głów, że ludzie wokół nich są najlepsi od lat. To odpowiedzialność za organizację sportową oraz organizację gry.
DeRozan jest swoim największym krytykiem. Latem zastanawiał się w jaki sposób rzeczywiście przenieść na parkiet podejście z jakim zwykle rozpoczynał sezon. W ostatnich latach widzieliśmy tylko połowę – to on stawał się lepszy. Tą drugą – a więc sprawiać że graczom wokół gra się łatwiej – widać gołym okiem dopiero teraz. Jak sam mówi, czasami posuwa się do ekstremum. – Nie obchodzi mnie, że podam ci 20 razy a ty wszystko spudłujesz. Podam ci po raz dwudziesty pierwszy, drugi, trzeci, za każdym razem. Jest Jayem Triano dla sporego grona młodzieży, bo wpaja im pewność siebie. Zobacz jak nieustraszony w podejmowaniu decyzji jest Pascal Siakam. Spróbuj przypomnieć sobie nerwowe gesty i niezadowolenie gdy w ustawieniach VanVleet – Lowry – DeRozan, ten pierwszy prowadzi grę zespołu. Gdy któryś z nich popełni stratę, to później i tak otrzyma podanie.
Jeśli jesteś częścią organizacji, jesteś częścią organizacji. Tak to postrzegam. Staram się pomagać jak to tylko możliwe, a zaczyna się to właśnie tak: bądź z zespołem, bądź z młodzieżą. O to w tym wszystkim chodzi. – DeMar DeRozan
Nawet jeśli archaiczny styl gry DeMara DeRozana odpycha, to należy docenić etos pracy. Zwłaszcza w przypadku gracza, który wciąż myśli o tym jak dogonić współczesność oraz co zrobić, żeby na prawie 28 milionów dolarów uczciwie zasłużyć. A przy okazji zaraża tym innych.
*
Już sam fakt, że Raptors wygramolili się z ostatniego miejsca w liczbie asystowanych rzutów (obecnie 22. miejsce) potwierdza przemianę zespołu. To nie tylko rzuty za 3 punkty i otwarte pozycje. To także nowe playoffowe zagrożenie, do których Raptors przystąpią rozstawieni. Dwane Casey może mieć w kwietniu dwóch dobrze podających graczy na pozycjach 1-2. Jest sporo racji w tym, że tak dynamiczny scorer jak DeMar, jeśli ma jakiś drugi niezły aspekt gry, a więc to on ją prowadzi i dostrzega pozostałych, staje się bardziej efektywny.
I w rzeczy samej – DeRozan nieinwazyjnie zwiększył liczbę podań względem poprzedniego sezonu. Liczba strat pozostała bez zmian. Naturalnie ma teraz najwyższy stosunek asyst do strat w karierze, ale zmniejszając liczbę rzutów w pick-and-rollu – dokładnie o 1.2 na mecz, przy czym jest bardziej efektywny – na korzyść podań, pomaga zespołowi. Samodzielnie kreowane rzuty warte dwa punkty zamienił na – najczęściej – spot-up/catch-and-shoot trójki z rąk innych graczy. I przy okazji ma szczęście, że ci “inni” trafiają.
Aż 92.5% wszystkich celnych rzutów za trzy całego zespołu, to rzuty asystowane – dla porównania: w przypadku Warriors to 90%, Rockets 85%, Cavaliers 87%, a Celtics 88%. W tym zespole tylko Kyle Lowry regularnie rzuca po koźle. Pozostali gracze zgodnie z panującą dyscypliną mogą rzucać za trzy punkty, ale z pozycji dobrych. Zresztą, podział kontroli nad piłką nie mógł być bardziej klarowny; zwłaszcza, że swoje touches dostają wspomniany VanVleet oraz Delon Wright, i to oni prowadzą grę, rzadko kiedy oddając ją bardziej doświadczonym graczom.
Spoglądając na zagrywki, Raptors są w gruncie rzeczy tym samym zespołem; pin-downy i pick-and-rolle, podwójne zasłony niski-duży dla kozłującej dwójki, ruch piłki pochodzący z gry tyłem do obręczy, zasłony Lowry’ego dla DeRozana, żeby ten drugi mógł zagrać 1-na-1 z niższym graczem, wariacje Horns z wykorzystaniem flare-screens dla guardów. Natomiast pod względem filozofii i personaliów są zespołem niemalże nowym. Z powodu nowości jakie dzieją się w tym wszystkim dzięki dodatkowym podaniom, a także dlatego, że od początku sezonu dysponują stretch-czwórką w osobie Serge’a Ibaki, na którym nowe zadania wymogły porzucenie gry na bloku.
Ibaka zalicza ponad trzykrotnie mniej posiadań post-up niż w poprzednim sezonie i trafia najlepsze w karierze 40% rzutów za 3 punkty. Ogrom czasu spędza na dystansie (career-low w ofensywnych zbiórkach), co pomaga przede wszystkim DeRozanowi. Ten, kilkukrotnie podwajany w pierwszej części sezonu, ma w przeciwieństwie do lat poprzednich wysokiego gracza na linii piłki. Pick-and-pop gracza, któremu rollować do obręczy zakazano:
Raptors przeszli z klasycznego szerokiego pin-downa “środkowy-dwójka” do akcji hand-off na prawej stronie – nie stanowią one więcej niż 3% wszystkich posiadań zespołu; DeRozan zdobył w ten sposób tylko 15 punktów. Pomijając decyzje obrońców na którą zawsze należy spoglądać przez pryzmat całego meczu (czy w ten sposób bronili dwójkowych akcji DeRozan-Ibaka; przez jaki czas, od kiedy, kiedy nastąpiła zmiana schematu itd), kluczowe jest zachowanie skrzydłowego, a więc oddanie piłki i oczekiwanie na nią. Ibaka robi to dobrze, bo 90% kariery spędził w środowisku zdominowanym przez ball-handlerów. Spójrz jak na końcu poniższej akcji najpierw zostaje na szczycie, a później ucieka w to samo miejsce:
Raptors potrzebowali do pary z rolującym Valanciunasem rzucającej za trzy punkty czwórki. Smallballowy DeMarre Carroll nie do końca sprawdzał się w tej roli, a i zespół wobec rzutowych braków częściej chciał dostać się do obręczy i mocniej bazował na mid-range grze DeRozan (a to wszystko prowadziło do zapachania paint przez obrońców, i sporej liczby rzutów z półdystansu ogółem). W tym sezonie próby warte trzech punktów stanowią 37% wszystkich rzutów zespołu – to o 9 punktów procentowych więcej niż w roku ubiegłym; warto dodać, że bez gwałtownej obniżki składu. Zasadniczo przyczyniły się do tego ponad 4 rzuty za trzy w meczu Ibaki, ponieważ DeRozan ma wreszcie wysokiego, do którego może wycofać piłkę. Właśnie – wycofać. Zagrać niekonwencjonalną akcję drive-and-kick, z którą rok temu Raptors mieli połowiczny problem.
Bo o ile drive funkcjonował na poziomie elitarnym, to kick wprost przeciwnie. I mówimy tutaj o najprościej odegranych piłkach na obwód po zaatakowaniu obręczy – jak na przykładach wyżej; to prawda, że odegranych brzydko, ale skutecznie – i co najważniejsze – do gracza na dobrej pozycji. To do Ibaki DeRozan kieruje ponad 20% wszystkich podań, to z nim stworzył parę niski-wysoki, która wszechstronnie zagraża rywalom. To wreszcie ten duet wzmacnia grę Kyle’a Lowry’ego z Jonasem Valanciunasem i system Raptors dysponuje już czwórką wzajemnie uzupełniających się starterów – a jest jeszcze O.G. Anunoby, który może być wszystkim i wszędzie, i coraz częściej jest, i jak zwykle Norman Powell.
Kombinacje rzutu po koźle Lowry’ego i rollu do obręczy Valanciunasa oraz penetracji DeRozana i rzutu za trzy Ibaki, działają, a przecież cała ta czwórka powinna być jeszcze lepsza po rozegraniu ze sobą ponad 80 meczów. Zresztą – musi być jeśli Raptors chcą wrócić do Finałów Konferencji czyli ominąć Cavaliers w dwóch pierwszych rundach.
*
Przeciwko doskonale rotującym trap-obronom, czy też niesamowicie uważnym i skupionym, dłonie wysokich powinny kierować piłkę jak najdalej od podwojenia. A więc cała ta praca, cały ten ball-movement na ponad 3 podania w każdym posiadaniu nie może umrzeć w playoffach, które izolacyjnej koszykówce czy też prowadzonej pod dyktando paniki, sprzyjają. Przed Ibaką i Valanciunasem należy postawić wymóg dotyczący tego, aby coraz częściej decydowali się na ekstra podania. Najlepiej zaangażować ich w grę prostym podaniem, bo nie zawsze Lowry i DeRozan oddadzą piłkę w tempo lub na wysokości z której łatwo złożyć się do rzutu (Ibaka) lub szybko ułożyć ją na prawej dłoni (Valanciunas). W tym przypadku kolejne podania do innych graczy muszą stać się alternatywą.
To wszystko tyczy się też drugich połów w sezonie regularnym. Jeśli Raptors staną się zespołem na około 60 zwycięstw, to po wielu przerwach defensywne strategie rywali będą bardziej agresywne, a w crunch-times totalne. Póki co Raptors słusznie korzystają w czwartych kwartach z możliwości Lowry’ego i DeRozana, ale niepokojąco wygląda spadek w liczbie asyst oraz podań (według testu oka), a więc powrót do starego stylu gry, w którym większość punktów została wykreowana samodzielnie. W tym momencie Raptors są 9 najgorszym zespołem gdy wynik oscyluje w granicach +/- 5 punktów na 5 minut do końca. Mają mocno negatywny NetRating (-13.9) i co gorsza asystują wtedy przy zaledwie 29% rzutów – to bolesne 30. miejsce w NBA.
Jest to istotne z trzech powodów. Po pierwsze: w poprzednich playoffach nie potrafili wygenerować lepszej efektywności w 100 posiadaniach niż 104.5 punktu, a rok wcześniej 105.4. Po drugie: z trójką Lowry-DeRozan-Valanciunas nie zaczną wygrywać meczów obroną; mają rezerwowych, dzięki którym w drugiej części sezonu mogą stać się lepsi w obronie obręczy i w kryciu indywidualnym; O.G. Anunoby. Po trzecie: na ławce siedzą asystenci: Rex Kalamian i Nick Nurse – respektowane w lidze umysły ofensywne. A więc wszystko to – od podań po jakość rzutów – przemawia za jednogłośną postawą organizacji, która postanowiła poprawić atak mając w pamięci trudną serię przeciwko Milwaukee, blowouty z Cleveland, kłopoty z Miami, a wcześniej z Indianą. Ba, jeszcze w maju tego roku Masai Ujiri kwestionował indywidualny styl i niejako wymusił zmianę w podejściu całego sztabu do gry zespołu. Jasno dając do zrozumienia, że defensywny warsztat Dwane’a Caseya wciąż cieszy się jego zaufaniem.
Zresztą sam Kyle Lowry przyznaje, że zmiany mają zaprocentować w playoffach: – Dostaniemy się do nich i wtedy zobaczymy czy to wszystko naprawdę działa. Wtóruje mu DeRozan: – Wszystko co może działać jest warte próby. Nie mam wątpliwości jeśli mówimy o dłuższej perspektywie. Ale wciąż w tym wszystkim mamy rzeczy, które od lat prowadzą nas do sukcesu. W playoffach ciężej będzie powstrzymać się od rzucania z tak dobrze znanych przecież miejsc w imię dotykania piłki przez wszystkich graczy. W każdym posiadaniu Raptors notują średnio prawie 5 kontaktów z piłką, ale mylne jest założenie, że dotyka jej każdy gracz; stałym problemem są pochopnie grane akcje pick-and-roll, które nie angażują pozostałej trójki. I to dobrze, że Lowry i DeRozan zdają sobie sprawę, iż formuła indywidualizmu ofensywnego ledwo dyszy – jeśli nie została wyczerpana. Dlatego zgodnie z wolą liderów: czas przenieść się na wyższy poziom, podawać piłkę, rozkołysać ją, i obserwować jak nasza gra zyskuje nowe elementy.
*
Widać w ich grze wysiłek zbiorowo, ale też krótkie miesiące obcowania z tą wielką dla większości graczy nowością. Nie będzie takiego DeRozana bez dobrego Ibaki, nie będzie lepszego w obronie Lowry’ego, bez… lepszego DeRozana na piłce. Najważniejsze jednak, że pęd zmian już teraz przeważa nad niedociągnięciami, które są naturalnym następstwem, nazwijmy to, procesu. Że przemiana po pierwsze nie przeszkodziła im wygrywać meczów, po drugie nie niesie za sobą fatalnych konsekwencji jak np. o wiele większa liczba strat, a co za tym idzie gorsza efektywność w defensywie. Warto uzmysłowić sobie, że jeden z najlepszych zespołów ostatnich lat, nie zaspał i notuje progres. To prawda, że jego limit nazywa się LeBron James (lub John Wall, lub Brad Stevens), ale mimo to Toronto Raptors chcą zagrać najlepszy sezon w historii organizacji. Ponownie skończyć go w maju, tym razem przynajmniej z jednym zwycięstwem.
Sitarz na Niedzielę.
Props.