Niecały rok temu, gdy uczelniana drużyna Baylor Bears leciała na Bahamy na obóz przygotowawczy do nadchodzącego sezonu NCAA, będący w jej składzie Jake Lindsey, zabrał ze sobą ojca. Uczestnictwo Dennisa Lindsey’a nie było jednak dla uczelni żadnym obciążeniem, a wręcz przeciwnie – było zaszczytem. Generalny Menadżer Utah Jazz zaproszony został do wzięcia udziału w przedmeczowej odprawie, kiedy Bears sparingowo mierzyć się mieli z Louisville Cardinals. Scouting-report przygotowany przez trenerów Baylor koncentrował się niemal w całości na jednym graczu, którego nazwisko Lindseyowi niewiele mówiło – Donovan Mitchell.
“Dało mi to do myślenia, że trzeba zwrócić na niego uwagę” – twierdzi GM ekipy z Salt Lake City.
Scoutował go nie tylko w tym meczu na Bahamach, ale i do końca sezonu. Spotkał się z Mitchellem podczas NBA Draft Combine i wściekał się za każdym razem, kiedy gracz Cardinals piął się górę drabinki wszelkich Mock Draftów. Dysponujący dopiero 24. numerem Draftu 2017 Jazz nie mogli liczyć na to, że Mitchell nagle spadnie, aż tak nisko. Mimo to udało im się namówić Donovana na indywidualny trening w Utah. Mitchell wypadł na nim doskonale. Lindsey postanowił działać.
W noc Draftu 2017, zanim Adam Silver ogłosił wybór numer 13 należący do Denver, Generalny Menadżer Jazz zdzwonił się z szefami Nuggets. W Colorado od dłuższego czasu mieli chrapkę na Trey’a Lylesa, którego Nuggets chcieli wybrać dwa lata wcześniej, nim uprzedzili ich Jazz. Od Draftu 2015 kilkukrotnie próbowali dokonać wymiany po Lylesa.
Mitchell o przejściu z Nuggets do Jazz dowiedział się dopiero, gdy schodził ze sceny. Zaraz po tym, jak uścisnął dłoń komisarza NBA Adama Silvera.
“Dowiedziałem się, kiedy tylko pokonałem ostatni stopień schodków. Spojrzałem na telewizor i zobaczyłem, że zostałem wymieniony. Bez urazy dla Denver, ale prawie przybiłem sobie sam piątkę. Byłem naprawdę podekscytowany tym, że trafiłem do Jazz.”
Ekscytacji powstrzymać nie mógł też Lindsey:
“Goście z możliwościami, goście, którzy kochają grę, goście z charakterem i inteligencją – oni zawsze stają się lepszymi. Zawsze. On uwielbia nas, a my uwielbiamy jego.”
Donovan Mitchell, który we wrześniu skończy 21 lat, jest 191-centymetrowym obrońcą. W Summer League – najpierw w Utah, potem w Vegas – pokazał, że może się okazać największym sleeperem tego Draftu. W tej pierwszej lidze letniej notował średnio 15,3 punktów na mecz (siódmy wynik w Utah Summer League) i 3,3 przechwytu na mecz (pierwszy). Już wtedy pokazał, że Jazz wiedzieli co robią, dokonując wymiany z Nuggets. W Las Vegas było jeszcze lepiej. Ze średnią 28 punktów na mecz okazał się drugim strzelcem rozgrywek. Średnia przechwytów – 6 na mecz – to już zupełnie inna liga.
“Jest maszyną do przechwytów, wielkim graczem” – mówił przed Draftem Rick Pitino, trener Louisville Cardinals. “Myślę, że gra jak przyszła gwiazda. Jest wielkim koszykarzem, który włożył wiele czasu i wysiłku w swoją grę. Myślę, że gdyby reszta graczy wkładała latem tyle wysiłku co Donovan, osiągnęliby takie same postępy. Niewiele osób, jak on, rozumie, że choć sezon trwa pięć miesięcy, to pozostaje sześć czy siedem na dalszy rozwój. Należy pracować nad swoimi umiejętnościami i on dokładnie to robi.”
Choć Mitchell nigdy nie był “wpychany” do koszykówki, baseballu czy innego sportu, była to dla niego oczywista ścieżka kariery. Jego ojciec był baseballistą New York Mets, a właściwie jednej z filialnych drużyn występującej gdzieś na zapleczu MLB. Senior Mitchell w 1992 roku wybrany został przez Houston Astros, ale nigdy nie został graczem najważniejszej baseballowej ligi świata. Po swojej karierze dostał jednak szansę pracy w biurze Mets, jako osoba odpowiedzialna za relacje z zawodnikami. Syn towarzyszył mu często, więc środowisko profesjonalnych sportowców stało się dla niego naturalne.
Pochodzący z przedmieść Nowego Jorku Donovan nie był jednym z tych dzieciaków z wysokim numerem rankingowym przy nazwisku, jak Marvin Bagley, Zion Williamson czy rok temu Lonzo Ball. Przynajmniej nie początkowo. Pierwsze dwa lata spędził w szkole Canterbury w New Milford, w stanie Connecticut. Nie interesowały się nim wtedy żadne lepsze koledże. Nie mógł nawet przez pewien czas nic z tym zrobić, bo kontuzjował nadgarstek, łamiąc go w kolizji z innym graczem. W trakcie rehabilitacji jeden z obserwujących go trenerów z uczelni Providence zarekomendował transfer do innej szkoły – Brewster Academy w New Hampshire.
“Kiedy tu przyjechał, nie był znany szerszej publice” – tłumaczy Jason Smith, trener Brewster Academy, spod którego skrzydeł do NBA trafił już niejeden gracz. “Nie miał numeru rankingowego. Był głodny gry.”
W Brewster, Mitchell miał okazję występować z Chrisem McCullough, wtedy wysoko stawianym w rankingu graczem, a dziś zawodnikiem Washington Wizards. Już w pierwszym tygodniu coach Smith zestawił ich przeciwko sobie. Drużyna Mitchella okazała się lepsza. Talent i ciężka praca Donovana zaczęły dawać o sobie znać. Zyskał przydomek “Spida D” – wywodzący się od “pajęczej obrony”. Mitchell grał na czele obrony strefowej 1-3-1 i notorycznie okradał z piłek ballhandlerów rywali. Zdobył mistrzostwo dla Brewster, a skauci zaczęli dzwonić. Hornets, Sixers, Pelicans, Heat, Clippers i Bulls zapuścili sieci na “Pająka”. Ze 102. miejsca w rankingu momentalnie awansował na 28. lokatę.
Mitchell pochwalić się mógł nie tylko dobrą grą, ale i nienaganną opinią. Koncert konkursowy szkolnej kapeli (Donovan gra na perkusji) zmusił go do opuszczenia jednego z treningów. Zgodnie z zasadami trenera Smitha, oznaczało to degradację na ławkę rezerwowych na określoną ilość meczów. Kiedy kara Mitchella minęła, ten zwrócił się do coacha z prośbą, aby pozostawił go na ławce, bo zastępujący go kolega świetnie radził sobie w pierwszej piątce.
Louisville wystosowało ofertę, a Mitchell ją przyjął.
Na pierwszym roku nie zrobił furory. Średnia na poziomie 7,4 punktów na mecz nie sprawiła, że zaczął myśleć o NBA. Na drugim roku znacząco poprawił swój rzut, co w parze z jego znakomitym atletyzmem stanowiło wybuchową mieszankę. Podwoił swoją średnią punktową, zbierał prawie pięć piłek w każdym meczu. Zaczął sondować swoje szanse w drafcie zgłaszając się do niego, ale nie zatrudniając agenta. Po ostatnim meczu sezonu, w jednym z wywiadów obiecał, że wróci na trzeci rok studiów, aby zdobyć z Louisville mistrzostwo NCAA.
Nie wrócił, choć początkowo w Mock Draftach był dopiero w drugiej rundzie.
Wtedy przyszedł NBA Draft Combine, gdzie na scoutach klubów NBA Mitchell wywarł niesamowite wrażenie.
Najlepszy wyskok dosiężny, duża rozpiętość ramion, nieprzeciętna wielkość dłoni, wysokie IQ, wybitny atletyzm – to wszystko zaintrygowało reprezentantów drużyn najlepszej ligi świata.
Zrobiło się o nim głośno. Został nazwany jednym z najlepszych atletów Draftu 2017. DraftExpress konsekwentnie zmniejszał widniejący przy jego nazwisku numerek w swoich mockach, a Lindsey wyrywał sobie włosy z głowy.
“W czasach mediów społecznościowych trudno to przegapić. To trochę ignorancja, jeśli twierdzi się, że nie wiedziało się o szumie wokół swojej osoby. Ludzie oznaczają ciebie, twoich przyjaciół i rodzinę. Moja mama przeszukuje Twittera każdego dnia. To wszystko do mnie dociera i dotarło do mnie między innymi, że będę drugorundowym wyborem. Dobrze to sobie zapamiętałem” – mówił przed Draftem Mitchell.
Wrażenie robił też na swoich kolegach. John Collins, wybrany z 19. numerem przez Hawks, stwierdził, że treningi z Mitchellem otworzyły mu oczy, mimo że miał wcześniej okazję rywalizować przeciwko niemu w konferencji ACC.
“Ma wiele umiejętności, o których nie wiedziałem. Jest zdecydowanie jednym z tych graczy, na których powinieneś zwrócić uwagę.”
Dobre wrażenie wywarł także na większych autorytetach, niż rookie, który jeszcze nie zagrał w NBA meczu. Mitchell trenował bowiem latem z Chrisem Paulem i Paulem George’em. Jak sam twierdzi, treningi pomogły mu w nauce, między innymi, schematów defensywnych. Z nowym nabytkiem Oklahoma City Thunder miał okazję przejść przez pięć różnych sesji indywidualnych.
“Pracowaliśmy choćby nad pracą rąk i niwelowaniu ryzyka w grze obronnej. W Louisville, jeśli nie starasz się przechwycić piłki, to robisz coś źle. Teraz, w NBA, wszystko polega na tym, aby powstrzymać swojego rywala i utrzymać go przed sobą. Paul (George) mówił wiele o skupieniu. Powiedział też, że mogę bronić graczy z pozycji od 1 do 3. (…) Kiedy All-Starzy mówią ci, że możesz być dobry w NBA, to naprawdę motywuje cię do działania.”
Kiedy został zaproszony na ceremonię Draftu, przez pięć minut krzyczał w poduszkę, nie mogąc powstrzymać swoich emocji.
“Nie wiedziałem nawet, że trzeba mieć zaproszenie, myślałem, że na Draft po prostu się idzie”
Mitchell był underdogiem w liceum, college’u, Drafcie i taki status sam chce utrzymać na starcie swojej profesjonalnej kariery. Wiele wskazuje na to, że Utah Jazz szybko zapomną o Gordonie Haywardzie, bo rodzi im się nowa gwiazda. Gwiazda, która nie dość, że świetnie wpasowuje się w styl drużyny swoją zaciekłą obroną, to jeszcze autentycznie chce grać w Salt Lake City.
“Donovan musi dalej rozwijać swoją grę, zwłaszcza jeśli chodzi o dokładność rzutu i podejmowanie decyzji, ale ma szansę stać się elitarnym obrońcą i atletą w NBA” – komentuje Fran Fraschilla, analityk ESPN.
Dzieki za teskt! Znow przednia robota. Trzymam kciuki za Utah i Donovana! Gosc ma niesamowity instynkt do steali.
Cytując klasyka
“I want more
Give me more
We want more
God damn it I’m back to demand we get more”