To nie powinno być zaskoczeniem, że w swoich letnioligowych debiutach Lonzo Ball, Josh Jackson i De’Aaron Fox nie rzucali piłki tak dobrze, jak Markelle Fultz i Jayson Tatum w swoich. Każdy z tej trójki musi się dopiero – bardziej lub mniej – nauczyć rzucać na poziomie NBA.
Zarówno jednak Jackson i Fox trafili po kilka rzutów spoza pola trzech sekund i mieli kilka winning-plays po drugiej stronie boiska, podczas gdy Lonzo Ball skupił się na chest-passach i podawaniu piłki …w obręcz.
Dopóki Lonzo tę pierwszą część grał dobrze, Lakers mieli się dobrze. Naprawdę dobrze. Kiedy jednak presja trafienia wreszcie za trzy w końcu doszła do głowy Lonza, jak na dłoni było widać, że presuje i walczy z nerwami i może też wybujałymi oczekiwaniami kibiców Lakers na miejscu, nie na miejscu i jego ojca. I ich ojców, bo Lonzo ma być kolejnym Kobe’m. Tymczasem Lonzo flopped w swoim debiucie – inaczej nie da się tego ująć. Trafił tylko 1 z 11 rzutów za trzy (2/15 FG).
Kiedy w 20 sekundzie meczu Lonzo rzucił niskim łukiem słodki alley-oop do Brandona Ingrama, obcinającego się po zasłonie Ivicy Zubaca, lakersowa publiczność w Las Vegas poszła w banany. Ja w “UOHO-HOHO-HO!”.
Ale od tego momentu było tylko gorzej.
Lonzo Ball i Brandon Ingram mogą być najlżejszym core’m drużyny w historii koszykówki. Ale Lonzo grał swoją rolę na swój własny sposób, w jakim nikt nie gra.
Pozbywał się piłki super-szybko i nie przenosił jej przez połowę boiska, tylko przerzucał ją czasem jeszcze ze swojego pola trzech sekund. W ten sposób napędzał pół-transition podaniem.
W ciągu drugiej minuty drugiej kwarty były 4 posiadania Lakers i wszystkie 4 posiadania Lakers (!) zaczęły się właśnie takim kevin-love przerzutem.
Nikt tak nie gra w NBA.
Nikt. Nikt nie myśli o wyprowadzaniu piłki w ten sposób. Najbliżej tego byli chyba Houston Rockets Mike’a D’Antoniego w zeszłym sezonie (i Jason Kidd w swoich hey-days). Dzięki temu Ball próbuje umieścić swoich kolegów z zespołu – robił to w UCLA – w sytuacjach, w których mogą 1-na-1 zaatakować wracającą się obronę. Czasem znajduje już ich w takich momentach, w których wystarczy zrobić tylko mocny kozioł i szukać obręczy.
Ingram pokocha takie podania. Już je kochał w tym meczu i wyglądał jak najlepszy gracz Summer League, dotychczas.
Sporo takich sytuacji bierze się nawet z posiadań wyprowadzanych po straconym koszu. Jeżeli nie widziałeś jeszcze tego meczu, popatrz jak wyglądały pierwsze cztery minuty drugiej kwarty. To szaleństwo. To jest zupełnie inny koncept koszykówki, niż ten jaki znamy. W ten sposób w koledżu dzielenie się piłką stawało się z biegiem sezonu zaraźliwe dla graczy UCLA i grali chyba najlepszą do oglądania koszykówkę w NCAA.
Ale jak dobry będzie Lonzo Ball w NBA bez zdobywania punktów w half-court?
I nie mam tutaj nawet na myśli rzutów za trzy, które w koledżu trafiał regularnie z NBA-odległości, a ostatniej nocy kompletnie nie. Mam na myśli grę mid-range, którą Fultz i w mniejszym stopniu Fox już jako tako mają. Mają bazę, na której mogą budować w NBA. Lonzo? Nie.
Po tym jak Ball nie trafił pierwszych czterech rzutów za trzy, Kendall Marshall, grający dla Clippers, zaczął mu chamsko przechodzić pod zasłoną i kompletnie zostawiać bez krycia.
Ball zaczął więc podawać w obręcz, tzn rzucać. I nie trafiał. Nie trafiał przez całą noc, a miny oglądających ten mecz przy boisku Magica Johnsona, Roba Pelinki czy pokazywanych w wyższych rzędach trybun LaVara Balla i Luke’a Waltona coraz bardziej rzedły. 33 MIN, 2/15 FG, 5 PKT, 4 AS, 5 ZB, 2 PRZ.
2/15? 1/11 za 3?
“My worst game” – powiedział po.
Stephen Curry umierał ze śmiechu i mam nadzieję, że któryś z jego ludzi puścił mail do LaVara.
Ale nie chodzi o trójki.
Pytanie brzmi: Jakie będzie value Lonzo Balla dla drużyny NBA w czasach, gdy Twój rozgrywający musi też sam generować punkty i nie wystarczy żeby grał to, co Jason Kidd grał w NBA 15 lat temu, gdy zdobywano po 80-90 punktów na mecz.
To – czuję – będzie jedna z największych dyskusji w historii naszej cywilizacji.
Toronto – New Orleans 96:93 HIGHLIGHTY
Milwaukee – Cleveland 53:82 HIGHLIGHTY
Brooklyn – Atlanta 75:72 HIGHLIGHTY
LA Clippers – LA Lakers 96:93 HIGHLIGHTY, BALL
Houston – Denver 102:99 HIGHLIGHTY
Phoenix – Sacramento 89:85 HIGHLIGHTY, FOX & JACKSON
Brandon Ingram też nie wyglądał dobrze.
Ale tylko dosłownie.
Ingram wygląda jakby dodał latem 0,5 kilo, co jest różnicą między tym czy pójdziesz do WC, czy nie pójdziesz do WC. Nr 2 Draftu 2016 wygląda jak Kendrick Lamar, którego demo zostało odrzucone. Wygląda jak siódma rano po nocy spędzonej w motelu w Santa Rosa.
Ale poza tym, Ingram – 9/17 PKT, 26 PKT, 3 PRZ, 2 BLK – był spektakularny i szczerze oszałamiający:
Tam gdzie Lonzo ssał, tam Ingram dokończ sobie.
Na końcu 4. kwarty, kiedy Lakers przy minus-2 potrzebowali punktów i kiedy wziął piłkę, przekozłował ją przez połowę i kiedy wjechał solo ze szczytu do obręczy, Ingram wyglądał jak przyszła gwiazda ligi. Nigdy wcześniej nie pomyślałem o nim w taki sposób.
Skręcił kostkę na koniec czwartej kwarty i nie grał w dogrywce.
Pozostając w temacie wyglądu fizycznego – niesamowite jest to, jak wybrany w 2. rundzie Jawun Evans (Clippers) faktycznie wygląda jak młody Chris Paul (hej, Clippers). Z kolei rezerwowy, wysoki i biały PG Lakers Alex Caruso wygląd jak biały Lonzo.
Caruso powinien mieć swój Big Baller Brand.
Big Carousel Brand.
Champs Carousel Club.
Chit Chat Choke, Lonzo.
Brice Bros Bangzzzz, Lonzo:
Mam tutaj zapisane w notatniku trzy momenty, w których mam zrobić print-screen. Zaczynają się na 15 minut przed końcem meczu. Opiszę ję, bo nie czas (jeszcze) na złośliwość. Wszakże to był dopiero jeden mecz.
1) Magic Johnson z pochmurną miną i obok Rob Pelinka trzymający rękę pod brodą i palec na ustach
2) LaVar Ball pokazany w duuużym cieniu
3) Nieuśmiechający się Luke Walton.
Miałem też nr 4: Markelle Fultz siedzący obok boiska i śmiejący się na 13 sekund przed końcem dogrywki…
Czym stanie się w NBA Dragan Bender? Pamiętasz go? 7-footer? Chorwat? Przyszły eeeee hmm Dirk + Kukoc w jednym? (…) Interesujesz się nim jeszcze?
Jak ważny jest Dragan Bender w Twoim życiu?!
To wybór nr 4 Draftu 2016, który z powodu kontuzji rozegrał tylko 574 minuty w swoim debiutanckim sezonie 2016/17 i zdobywał zaledwie 9.2 PKT PER-36. Nie miał też tylu asyst, których po nim oczekiwano (23 w 43 meczach). Miał mecze, gdy trafiał za trzy dobrze, ale skończył z 28/101 i rzuty za trzy stanowiły aż 63% jego prób.
Bezpiecznie jest powiedzieć, że Bender to stretch-4.
Ale rok temu w tych warunkach grał jako niski skrzydłowy (!). Ba, grywał na trójce też w sezonie regularnym. Wczoraj na szczęście grał już tylko pozycje 4/5 i także stretch-5 obok Marquese’a Chrissa i Christiana Wooda w Phoenix Suns.
Jego jumper za trzy wyglądał baaardzo dobrze – trafił trzy trójki – ale to jedyna rzecz. Bender, po tym co stało się z nim przez ostatni rok, w zasadzie dopiero teraz rozpoczyna swój rookie-year. Nigdy nie poczuł się jeszcze komfortowo w NBA i miałem wrażenie, że wczorajszy mecz, był pierwszym takim meczem.
Josh Jackson kontuzjował palec u dłoni pod koniec 1. kwarty, ale grał dalej i to grał dużo (35 MIN). Nigdy nie widziałem, żeby ktoś grał całą pierwszą połowę meczu Ligi Letniej. Jackson miał kilka deflections, miał przynajmniej 3 tap-outy na ofensywnej desce, miał chyba dwucyfrową ilość rzutów, które kontestował – kilka, przy których doszedł z pomocą komuś innemu – miał chasedown-blok, miał dwucyfrową ilość switchów na guardach i centrach. Jest niezwykle dużo płaszczyzn/platform w jego grze. Te wynikające z energii sprawiają, że trudno będzie mu być minusowym graczem w NBA, nawet jeśli ma w karierze nie trafić żadnego rzutu za trzy, jak wczoraj – 18 PKT, 6/17 FG, 8 ZB, 2 AST, 1 BLK.
Bo jego mid-ranger z lewej strony – kocha ten rzut – w pierwszej połowie przerzucał obręcz. Potem rzucił airball po curlu i obcięciu się po zasłonie na szczycie. Potem rzucił jeszcze jeden airball z midrange’u. Trafił po tym fade-away w pinch post na Justinie Jacksonie, trafił też ważny banker na 90 sek. przed końcem z półdystansu po kolejnym curlu i obcięciu się na zasłonie. Ale nie trafiał swoich runnerów z prawej strony wzdłuż linii końcowej (do licha, oglądałem go za dużo…). Był dużo lepszy, kiedy atakował obręcz do końca.
Potrafił też zamrozić wysokiego obrońcę kozłem i dostać się do samej obręczy i skończyć. Jest sneaky-dobry w niezatrzymywaniu kozła. Dobry w dostawaniu się na linię. I lepszy jako catch-the-ball, zasłona, kozioł gracz, niż, gdy rozpoczyna kozioł i dostaje zasłonę.
Ale jego rzut spoza pola trzech sekund wyglądał technicznie niedobrze – jak Lonzo rzucający bliżej czoła – i wygląda niedobrze, gdy nie wpada (w koledżu trafiał 38% 3PT, ale 57% FT). Dodatkowo, w Kansas grał głównie jako small-4 i grał w otwartej przestrzeni. W piątek raptem minutę grał jako czwórka.
To są dwie kwestie, nad którymi Suns muszą się skupić – trening rzutowy i co z nim zrobić na boisku, na jakiej pozycji grać i z kim. Na szczęście dla Suns, Jackson może zrobić bardzo dużo i jest tyle niepoliczalnych statystycznie rzeczy w jego grze, tyle różnych dobrych spraw się dzieje, gdy gra, że trudno będzie mu mieć złe mecze. To nie przypadek, że Suns ten wygrali, bo wygrali go w czwartej kwarcie, gdy Jackson zaczął też kryć Foxa.
De’Aaron Fox – 7/16 FG, 18 PKT, 4 AS, 5 PRZ, 1 BLK – chyba nawet nie spróbował rzutu za trzy, ale miał kilka fantastycznych wykończeń, wysokim łukiem, ostrych drive’ów na dwóch ludziach w trzeciej kwarcie. Trafił też co najmniej cztery rzuty ze swojego ulubionego mid-range – podobnie jak Jackson w sekwencjach: curl, catch, zasłona, kozioł, jumper. I w obronie lokalizował piłkę, widział piłkę, zabierał piłkę. He is fine.
Do cholery… Marquese Chriss to nadal szczeniaczek! Nic się nie zmieniło. Ale teraz będzie już drugorocznym szczeniaczkiem. Niezrozumiałe akcje – 5/17 FG, dude – prowokowanie Georgiosa Papagiannisa, rozcięcie mu głowy, prawie śmierć Chrissa.
Ta śmierć czeka go w 2. roku gry w NBA i nie będzie PJ’a Tuckera, żeby go bronić.
Żaden zespół w NBA jak Suns – i to głównie za sprawą mózgu Chrissa i porywczości Devina Bookera – nie prowokował tak mocno w zeszłym sezonie.
Suns potrzebują weteranów z innych powodów, niż inne zespoły NBA. Dobrze, że zostali Jared Dudley i Tyson Chandler…
Ale Chriss jest superatletyczny i pokazał kilka dropstepów w polu trzech sekund. Kilka pompek, fejków – wisiał dzięki nim na linii, skąd zdobył 9 ze swoich 19 punktów.
Ale do jasnej cholery Tyrus… tzn Marquese.
Dwa dni temu oczywiście przegrałem bet na Orlando i spodziewałem się, że lato 2018 przyniesie kontynuacje porażek na drugiej najbardziej przegrywanej przeze mnie drużynie, ale Suns wygrali. Bet na dziś wrzucę asap. Update: Boston za 2.1 z Lakers
Dziękuję za przeczytanie.
Lonzo ewidentnie czul presje pierwszego meczu w barwach Lakers – Tatus nie pomaga rzucajac herezje na lewo i prawo, beefujac z Embiidem… Cos czuje, ze Lonzo szybko staje sie najbardziej nielubianym debiutantem ever. Kazda cegla za 3 bedzie witana brawami, kazdy chce zrobic sobie z nim plakat – wszystko in yo’face.
Debiut nie wygladal koszmarnie, chociaz do luzu z jakim gral np Fultz nie bylo nawet troche blisko. Podobaly mi sie podania uruchamiajace transition O, ale – jak pisales Mack – bez wchodzenia pod obrecz i z tak koslawym rzutem bedzie mial ciezko w dzisiejszej NBA.
…A D’Angelo tymczasem katuje po nocach trojki z kozla na hali w Brooklynie…
Dobrze sie Ciebie czyta, jak sie podniecasz tym co sie dzieje na parkiecie :)
Mimo, ze IMHO mocno przehajpowujesz te kurczaczki, to mega bije entuzjazmem z twoich tekstow i no coz… to zaraza :)
Dzięki, ale nie wiem czy rozumiesz jak to czytać. Chyba muszę się poprawić (Albo pisać tu, co mówię w Palmie). Dla mnie żaden z nich nie jest póki co lepszy, niż solidny poziom w NBA. Debiutanci rzadko są lepsi, niż E’Twaun Moore.
Kilku może być kiedyś. Kilku może być już w najbliższym sezonie. Kilku może być już w pre-season. Stąd entuzjazm. We’ll see
Ok, zanotowane :)
Ale lektura – BOMBA
… urocze, autor tłumaczy co miał na myśli i mówi jak czytać… kurde szkoda ze tego nie ma na maturze w kat. interpretacja wiersza! wtedy każdy wiedział by co napisać :D:D:D Macieju, flesz świetny!!!
kliknąłem ‘lubię to’, Jakubie, kolego. Koledzy:)
W Palmie zderzasz się z oceanem entuzjazmu, więc zawsze brzmisz nahajpowany…
Żałuj, że go nie słuchasz jak to pisze hy hy.
Lonzo Ball prawie jak Doda albo hipnozer z Little Britain, juz prawie uwierzylam, ze nawet dobrze rapuje. Tymczasem uwage zwraca tylko fryzura na grzybka i masa pryszczy. Niech dojrzewa:)
Jak ser pleśniowy :-)
Tylko oglądałem LAL – LAC i Ingram pieknie był uruchamiany przez Ball’a. Co do Lonzo Ball :
Przegląd pola – Pięknie
Podania – Pięknie
Rzuty – D…a wołowa
i jeszcze jedna rzecz, którą Maciek pisałeś gdy były rozgrywki NCAA. Lonzo Ball nie potrafi przejąć meczu. Ingram musiał zejść, więc to była świetna okazja , a tu wyglądało to beznadziejnie. Jak pisał Bubu Zwierz duża presja i będzie najbardziej nielubianym debiutantem. Teraz, czy podoła temu wszystkiemu i wyrośnie na gwiazdę czy zostanie w cieniu ? Cholera wie, zobaczymy za kilka lat :)
Do cienia musieliby najpierw zagonic Tate-Ball. Troche minie, az Lonzo zacznie bronic sie swoja gra – najpierw bedzie LaVar, buty, hype. To potrwa – to L.A.
Dupa wołowa to i tak lekkie określenie. Czy ktoś widział w 4 minucie drugiej kwarty jak Lonzo ustawił się w post up, obrócił się i rzucił fade awaya? Dirk płakał jak to widział.
To nie tylko to, jego forma rzutowa wygląda bardzo źle, zbiera się sporo do rzutu a do tego jest powolny i ma strasznie kiepskie “handles”. Spodziewam się mnóstwa strat na poziomie NBA.
FLESZ JUICE :*
Będzie coś z tego szczuplutkiego Z. Qi z Houston?
Dzięki uważnemu czytaniu flesza zaoszczędziłem te 2 h, które poświęciłbym na oglądanie dziś Vegas. Mogę dalej gapić się tępo w tabelki salary i myśleć, kto i za ile i za kogo.
Nowa NBA flat topy > warkoczyki a la Kendrick. W nich wszyscy wyglądają jak dzieci po mundialu ’98, obcięte “na Ronaldo”.
Chyba po mundialu 2002 w Korei i Japonii. Jeśli się nie myle to we Francji on był po prostu ogolony na łyso, ale mogę się mylić to już było jakieś 1000 lat temu.
Racja!
Lakers się nie martwią :P Za rok przyjdzie Paul George i zabierze ze sobą Westbrooka.
Yhym tak jak przyszedł lebron,lamarcus,durant itd ze na końcu skończy sie trevorem ariza i deronem williamsem;) albo innym dengien a nie przepraszam deng juz jest
Mam wrażenie, że większość zawodników z Cleveland Summer Team mogło być dać znacznie więcej drużynie niż jakieś Richardy Jeffersony czy inne Derricki Williamsy, które się tak skompromitowały w finałach i pobierają kasę za obserwowanie LeBrona i Kyriego.
ifracik, czy jak ci tam, make my day ;D
Myślę, że więcej zdziałałbyś jednak Starym, dobrym “poproszę”.
To zobacz mój poprzedni komentarz, tam ładnie poprosiłem, to samo zrobiłem w mailu i niestety nic, ile trzeba czekać?