Nagroda MVP sezonu regularnego jest bez sensu (więc po co ją przyznawać?)

10
fot. newspix.pl
fot. newspix.pl

Już za chwilę dowiemy się, który z trójki James Harden, Russell Westbrook i Kawhi Leonard zdobędzie nagrodę dla najlepszego gracza sezonu regularnego 2016/17. Nagrodę, która w mijającym sezonie przyniosła kilka tygodni bardzo gorących dyskusji. Nie tylko dlatego, że rywalizacja o tę statuetkę była wyjątkowo zacięta. Ale również dlatego, że wszyscy ci gracze – mimo iż mają oni za sobą niewątpliwie wybitne rozgrywki – zakończyli dość szybko zmagania o mistrzostwo NBA, i to w stylu pozostawiającym wiele do życzenia. Więc za co tu nagradzać?

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze niezbyt przemyślana decyzja ligi o wręczeniu nagrody na specjalnej gali, która będzie miała miejsce na długo po zakończeniu sezonu, kiedy to wszyscy żyjemy jeszcze finałami, draftem oraz chorobą zjadającą Chicago Bulls (i nadchodzącym urlopem). Ogłoszenie w takim momencie zwycięzcy będzie trochę jak odgrzanie zamrożonego 2 miesiące wcześniej kotleta, który, choć niewątpliwie smaczny, to jednak troszkę wychodzi Ci bokiem, bo przed chwilą zjadłeś podwójny kebab. I choć nie mam wątpliwości, że ktokolwiek by nie został zwycięzcą, to szeroko uśmiechnie się do zdjęcia i może wygłosi nawet jakąś wzruszającą przemowę, to jednocześnie w głębi duszy doskwierać mu będzie uczucie zawodu, spowodowanego porażką w play-offach, i frustracji tym, że musiał przerwać wakacje.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

10 KOMENTARZE

  1. Cholera, sezon regularny jest bez znaczenia. Może usuniemy sezon regularny i będziemy grać jak NCAA Tournament?

    Nagroda MVP sezonu regularnego – przynajmniej dla mnie – jest potrzebna. Jest potrzebna aby nagrodzić takich zawodników właśnie jak Harden czy Westbrook w tym sezonie. Codziennie w pracy, cały czas w grze. Odpalasz league passa i nie musisz się zastanawiać czy może wzięli DNP-Rest Wyjazdowy mecz z Milwuakee, spotkanie w zimnej Minnesocie, wpadasz grać w Nowym Orleanie gdy na trybunach jest tysiąc osób. Grasz do końca, chcesz pomóc zespołowi i wygrywać każdy mecz mecz. To jest szacunek dla pracy która zapewnia Ci 30 milionów dolarów za granie w koszykówkę. To jest szacunek dla kibica, który wykypuje league pass. To jest szacunek dla Johna z Milwuakee, który kupując bilet na mecz liczy że zobaczy największą gwiazdę przeciwnego zespołu.

    Ale w sumie skoro nie pokonałeś drużyny z 4 all-starami i 4 graczami z top 15 ligi to jesteś chujowy.

    0
  2. 23 z 61 MVP sezonu regularnego zdobyło później mistrzostwo. Rozumiem, że reszta jak MJ w 88′ czy LeBron w 10′ powinna się wstydzić tej nagrody, bo później szybko odpadali w playoffs? Czy wszystko musi się sprowadzać do ostatecznego triumfu i zdobycia tytułu? Osiem finałów LeBrona czy dziewięć Westa, MVP sezonu regularnego po graniu dzień w dzień na 100%, rzucaniu game-winnerów i trzaskaniu niesamowitych statystyk, wszystkie ALL-NBA Teamy, wyróżnienia tygodnia i inne gówna, nie są nic warte, bo na koniec dnia Ray Allen trafi trójkę życia albo Kyrie wyizoluje się z Currym? I dopiero wtedy Jordany i LeBrony tej ligi zasługują? Westbrook i Harden tyrali cały sezon na tę statuetkę i teraz, któryś z nich ją zasłużenie odbierze. A że przyssali w PO, to przyssali, zupełnie inne rozgrywki i równie dobrze mogli wypaść już w GAME1 przez kontuzję. Wtedy również im się nie należy czy już trochę należy?

    0
  3. Dla mnie MVP RS jest ważniejsze niż MVP finałów, porównanie RS do fazy grupowej mistrzostw świata to już w ogóle, przecież to sezon regularny jest długi i najlepiej oddaje wartość gracza, a nie 5 meczów finałów. Oczywiście rozumiem po co są te artykuły i mają one nam powiedzieć, że LeBron>Westbrook i jebać MVP, ale czy LeBron był lepszym graczem niż Kobe w 09 i 10, kiedy ten zdobywał tytuły? Dla mnie nie, czyli wtedy jego nagroda nie ma sensu za to, że dominował w 82 meczach, a Bryant oszczędzał się na PO i dopiero wtedy wchodził na poziom wyżej?

    Można już szybciej porozmawiać o tym, czy nie powinno się dodać nagrody dla najlepszego gracza roku jak w piłce i wtedy LeBron staje się połączeniem Cristiano i Messiego, wygrywając od 2012 do 2017. Inaczej pozostaje mu tylko spiąć poślady i robić za rok triple double :D

    0
  4. Podobnie jak koledzy wyżej jestem lekko zniesmaczony zasadnascią i przesłaniem tego artykułu.

    Z całym szacunkiem i sympatią ale teksty Przemka Napierzańskiego w ogóle pozbawione są tego pierwiastka “wow, za to mogę płacić”. Raczej nie potrzebuję ich tutaj, wyglądają na zapychacze. Te same myśli można było przedstawić w komentarzu:( Jako abonent jestem więc rozczarowany, tym bardziej że mieliśmy tu innego Przemka z prawdziwym talentem do pisania…

    0