W przyszłym tygodniu minie rok od czasu, gdy Sam Hinkie (zmarginalizowany i wypychany przez Jerry’ego Colangelo) zrezygnował z posady generalnego managera Philadelphia 76ers. Od roku nie ma go w NBA, ale jego nazwisko nieustannie przewija się przy różnych okazjach. I to nie tylko w kontekście Sixers i zawodników, których wybrał w draftach albo gdzieś wynalazł, ale również przy okazji Sacramento Kings, z którymi zrobił pamiętną wymianę w lipcu 2015 roku.
To był pierwszy transfer Vlade Divaca i Hinkie bezlitośnie go ograł, negocjując bardzo wysoką cenę za przejęcie kontraktów, których Kings chcieli się pozbyć, żeby zwolnić pieniądze i udać się na zakupy na rynku wolnych agentów, gdzie nikt nie chciał do nich przyjść. Jednym z elementów tamtej transakcji było prawo do zmiany picków w drafcie 2017, co sprawia, że teraz Kings nie mają po co jakoś super tankować, bo nawet jeśli wyprzedzą Sixers, to będą musieli oddać im swój wybór i wiedzą już, że na pewno nie dostaną jedynki.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
“Z drugiej strony, jak sugeruje to Woj, jest tylko 30 stołków managera w NBA (…)”, nie wiem jak Was, ale mi nie musi tego sugerować, ja to wiem;)
Nas też nie musi, ja to wiem;)
nagłówek w internetach – Ta drużyna jest warta TEGO managera. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Idealne połączenie sił, najlepsza drużyna NBA z najmądrzejszym managerem z wielkimi sukcesami, noż kurwa mać, razem będą eony świetlne przed resztą stawki
Panie Adamie, nie oceniałbym tak pochopnie tej wymiany Pellicans-Kings bo jak na razie wygląda na to, że Kings na tym jednak skorzystali. Mają wypatrzonego zawodnika, mogą rozwijać talent który tam zalegał od lat i pozbyli się człowieka, który robił kwas i który mógłby za chwilę odejść za darmo. Hinkie wynegocjował by pewnie wybory w drafcie do 2025. A gdzieś w 2020 wyleciał by znowu na pysk za brak jakichkolwiek efektów, tak ja w 76s i całkowicie zasłużenie bo efektów tam NIE MA. On by potrzebował chyba ze 200 lat żeby zbudować liczący się zespół.
komentując w “news’ach”, mówisz że efekty jego pracy są żadne.. ok rozumiem, ale twoje podejście, ale czy na pewno? w niecałe 3 lata wyczyścił salary i zbudował mega plan na przyszłość,
Team na przyszły rok, wyłącznie dzięki Hinkiemu:
– Embid, Ben, Saric, Okafor, pewnie Tatum (lub Smith czy Monk),
– w 2018 wybór swój (top15?) i LAL (top10)
– w 2019 wybór Kings! (znając życie wysoki) + swój (?)
nie liczę miliona drugo-rundowych picków, dzieki czemu mogą sobie ładnie uzupełniać skład.
Praktycznie każdy deal robił mega dobry, często dymając druga stronę (pick LAL od Mil za KiddG., przejecie Stauskasa i pick’u Sac za NIC).
A Colengelo póki co dał dupy i nie potrafił zrobić dealu, oddał Noela za nic, Hinkie na 100% zgarnął by coś dużo lepszego i dołożył kolejna cegiełkę do tego teamu (patrząc na historię jego trade’ów).
Wiadomo, kilka decyzji pewnie miał słabych, no ale jak się prześledzi co robił to wygląda to mega dobrze, oprocz Giannisa w 2013 raczej nie pominął lepszego zawodnika, wybierał bardzo dobrze i robił mega dobre deale, i dzięki niemu ludzie będą się pewnie podniecali tym zespołem przez lata!
Wydaje mi się, że życie jest trochę za krótkie żeby przez 10 lat być na dnie. Jest mnóstwo organizacji i GM, którzy byli w stanie w znacznie szybszym tempie przebudować zespół i włączyć się do walki o wyższe cele, nie rozumiem więc tego kultu Hinkiego. Co do tych milionów picków do 2030 roku to jestem bardzo ciekaw co się stanie gdy przyjdzie do podpisywania kontraktów… myślę że już kilka teamów zaciera sobie ręce na 3 wybór draftu 2015 za free.