Brandonowi Royowi nigdy nie brakowało świadomości. Całe koszykarskie społeczeństwo żałowało talentu wychowanka Washington, gdy okazało się, że jego koszykarska przygoda nigdy nie osiągnie swojego prime-time’u. Roy szybko się pozbierał, stworzył wokół siebie zupełnie nowe środowisko, przy okazji skupiając energię na zupełnie nowych celach. Jakiś czas temu objął stanowisko head-coacha jednej ze szkół średnich w swoim rodzinnym Seattle. Kilka dni temu świętował z nią pierwsze mistrzostwo, niespełna rok po decyzji o powrocie do koszykówki.
– Bilans 22-0 w pierwszych 22 meczach to całkiem dobre uczucie – mówił Brandon Roy po swoim pierwszym sukcesie.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Wszystko o Brandonie Roy’u musi być mega. Jest i ten tekst.
“Czuję się jak na początku dłuższej drogi. Robię krok po kroku” – no i między innymi dlatego szacunek niezmiennie :)
Ogromna szkoda Brandona… Do dzisiaj uważam jego występ z Mavs w PO 2011 za jeden z najlepszych indywidualnych występów jakie widziałem. Wielki, niespełniony talent
Ogromnie mnie cieszy ten artykuł!
Oby zdobył kiedyś mistrzostwo jako trener w NBA!
Do dzisiaj jak myślę o Royu, to robi mi się smutno, taki talent, a taki pech. Tak naprawdę to pech dotyczył chyba całej ówczesnej organizacji w Portland – jak się pomyśli: Roy, Aldridge, Greg Oden – człowiek-który-byłby-bestią, Batum, Miller, kurczę – nawet Outlaw, Blake czy Bayless, no to przecież potencjał na niejedno mistrzostwo. Line-up jak anty-Lakers, tylko te cholerne kontuzje. Żal, naprawdę żal.
Dlatego mam nadzieję, że o Royu jeszcze będę słyszał, należy mu się jakieś zadośćuczynienie od losu.