Czy smallball to koniec koszykówki?

10
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Sezon regularny 2016/17 trwa w najlepsze. Za nami już 58% rozgrywek. Przed dwoma tygodniami pomyślałem więc, że ten miesiąc przed trade-deadline, to odpowiedni czas, aby spróbować ocenić co dzieje się z koszykówką NBA.

Tak, wiem, że brzmi to trochę górnolotnie, ale poza śledzeniem i relacjonowaniem samych rozgrywek, w szerszej perspektywie właśnie to towarzyszy nam podczas oglądania spotkań.  Próbujemy rozwikłać co tak naprawdę się dzieje i to przekazać. Zauważyć gdzie czają się zmiany, skąd nadejdą i gdzie już teraz raczkują. Tylko, że nie zawsze jest dobry moment, aby zrobić pauzę… Teraz jest dobry.

Nikt inny kogo znam nie potrafi ewaluować strategii i taktyki NBA tak jak nasz Piotr Sitarz. Przez następne weekendy będziemy publikować naszą wymianę maili. Rozmawiamy o grze, o tym sezonie, o faworytach, o Warriors, Cavaliers, innych zespołach, graczach, potencjalnych transferach, ale także o ewentualnych ruchach, które mogłyby zmienić nie tylko ten sezon, ale koszykówkę w NBA.

Czuj się swobodnie w komentarzach i daj znać co Ty myślisz o obecnej sytuacji. Może czytając nas, przyjdzie Ci do głowy coś genialnego, o czym my nie pomyśleliśmy.


Maciek Kwiatkowski: Rośnie efektywność ofensywna w lidze. Więcej punktów sprzedaje się po prostu lepiej. Ale nie powinno martwić samej NBA to że 30 drużyn zmierza do jednego zdefiniowanego przez small-ball i trójki stylu gry?

Piotr Sitarz: Niespecjalnie. Nie wierzę w systemowe ujednolicenie gry, ponieważ każde zagranie ma swoje przeciwieństwo, tzw. kontrę, coś co uwypukla słabość tego zagrania. Prawdopodobnie nigdy nie zobaczymy idealnego zespołu, w którym dwunastu 7-footerów broni, tak jak Kawhi Leonard, biega jak LeBron James, skacze jak Giannis i rzuca jak Curry. Natomiast dzisiaj wiemy, że nie powstał jeszcze idealny smallball.

Small-ball potrafi przegrać na tablicach, potrafi zatrzymać się w ofensywie w słaby rzutowo dzień. Small-ball potrafi zatrzymać się na zmieniającej krycie obronie [Mamy trzy rodzaje rzutów za trzy punkty: rzuty po koźle, rzuty spot-up i rzuty w off-screen akcjach. Zmiany krycia przeszkadzają przy każdym z nich. W przypadku rzutów spot-up – jeśli zespół postanowi nie pomagać akurat odpowiedzialnym za spot-up strzelca obrońcą (czy obrońcami – w przypadku zmieniającej krycie obrony) w zasadzie mogą je nawet wyeliminować].

Myślę, że kierunek w którym zmierza liga jest ekscytujący, aczkolwiek wydaje mi się, że za parę lat – głównie za sprawą obecnie młodych utalentowanych wysokich – będziemy oglądać na parkiecie więcej wysokich graczy, niż dzisiaj.

Mimo wszystko kierunek ten stwarza trenerom pole do spróbowania pewnych zapomnianych elementów obrony. Nie widzimy presji na całym parkiecie, a to może być (jeśli każdy zespół będzie grał w tempie Houston Rockets, i chodzi mi o ten leniwy styl w ataku, czyli chodzone rozgrywanie Hardena -> podanie do wychodzącego na pozycję gracza -> rzut -> powrót do obrony) coś co oprócz opóźnienia rozgrywania posiadań, wyprowadzi ofensywę z równowagi i zmusi do szybszego poszukiwania rzutu (z drugiej strony jest to cholernie ryzykowne). Bez dwóch zdań jesteśmy coraz bliżej poznania “nowych” defensywnych technik np. subtelnych prób zakłócenia balansu, mechaniki rzutowej, może nawet przywrócenia hand-checkingu (np. byłby dozwolony tylko za linią trzech punktów), albo wzrostu efektywności podwajania, jeżeli do ligi zaczną przychodzić gracze, którzy potrafią przede wszystkim rzucać za trzy punkty (analogicznie na poziomie szkół średnich i wcześniej powinna wzrosnąć “produkcja” bardzo dobrych uniwersalnych obrońców). I jeśli miałbym się o coś martwić, to właśnie o to czy przygotowanie gracza X typowo jako strzelca, wyłączy mu myślenie co robić w sytuacjach jak np. podwojenie, zepsuta akcja (zamiast czystej trójki, musi zrobić kilka kozłów i podać piłkę).

Oglądasz NCAA więc czy zauważyłeś może w grze zawodników – niekoniecznie u tych typowanych do draftu – dysproporcje pomiędzy rzutem za trzy, a pozostałymi elementami ofensywnej gry? Czy rzut za trzy punkty stał się już w zasadzie ich jedyną bronią – nie potrafią mijać, kończyć pod obręczą, podawać? Są jednowymiarowi? To zresztą istotne, bo bez względu na to, co wydarzy się w koszykówce, na pewno na tym poziomie nie będzie dla takich zawodników miejsca.

Maciek: Łapię się na tym, gdy oglądam NCAA, że krzywię się na każdy rzut z midrange oddawany nawet tam. Tam linia za trzy jest bliżej, więc tym bardziej jest to irytujące. Na oko tych rzutów jest jednak mało. Taki Dennis Smith Junior – z inklinacjami do pull-upów z półdystansu – wygląda nagle jak guard ze starej ery. Ale wracając do Twojego pytania – tak jest. Rafał Półtorak pisał o tym w kontekście Światosława Michailuka z Kansas, że martwi go to, jak jednowymiarowy się stał. To wingman, który w tym momencie w gruncie rzeczy rzuca za trzy i mija. Gry w midrange praktycznie już w NCAA nie ma. Minąć za to potrafi wielu, ale obsłużyć kogoś już mało kto. To jednak też kwestia wieku/poziomu rozwoju i gorszego spacingu.

Moje pytanie jest właśnie jednak efektem tej dywersyfikacji teamów w NCAA, która wciąż istnieje i ma się dobrze.

Są tam drużyny grające big-ball jak np uczelnia Baylor. Są drużyny grające big-ball, ale w szybkim tempie i zbierające 43% rzutów na atakowanej tablicy (North Carolina). Są drużyny, które presują na połowie rywala w 45% posiadań (West Virginia). Są zespoły grające NBA’owski small-ball jak Kansas. Zespoły mające już od wielu lat kilka twarzy jak Duke. Nie wspominam już nawet Louisville Ricka Pitino z całym wachlarzem presji na całym parkiecie, czy Syracuse konsekwentnie przez lata broniących strefą atak pozycyjny rywali.

Ale rozumiesz – jest w NCAA katalog różnych stylistycznie zespołów i czasem co mecz, to inny styl gry. Inny sport. Potem wracam do NBA i oglądam bardziej lub mniej zespoły jednolite stylistycznie. Wiele z nich gra small-ball w pełzającym tempie. Nie spodziewam się szybko pressingu w NBA i strefy z przyczyn oczywistych, ale to wcale nie znaczy, że nie powinno ich być w koszykówce. Tak jak to, że stał się nieanalityczny, nie znaczy, że nie powinno być Big-Ballu. Czy zawodników jak Ricky Rubio, bo nie umieją rzucać.

Widzę w przyszłości szanse na to, że small-ball uprawiany będzie przez wyższych graczy. Jest to ekscytujące. Tylko czy to nie skończy się na 5-0 w ataku (wszyscy stoją na obwodzie), switchowaniu jako optymalnej recepcie, a potem na schodzeniu kozłem do post-up jak Joe Johnson (gdy znajduje się przewagę) i nawet wtedy teamy będą skłonne nie podwajać i oddać dwa punkty (jak np Mike D’Antoni)?

I to będzie na tyle? I to będzie koniec koszykówki NBA, jeśli przepisy nie zostaną zmienione?

20160214 towns

Piotr: Co do przepisów… Nie będę zdziwiony jeśli za kilka lat w small-ballowej lidze, ktoś wpadnie na pomysł, aby na parkiecie przebywał minimum jeden gracz o wzroście powyżej 210 centymetrów. Jestem w stanie uwierzyć też w hokejowe zmiany.

Natomiast dzisiaj powinniśmy skupić się na najważniejszej akcji w koszykówce – prostym pick-and-rollu, który zespoły grają myślę, że spokojnie w 1/3 ofensywnych posiadań. I na tym jak – oprócz zmian krycia, na które nie wszystkie zespoły mogą sobie aktualnie pozwolić – utrudniać to co dzieje się po tym pick-and-rollu.

Warto obserwować co w najbliższym czasie stanie się z obroną pick-and-roll (albo: czy w ogóle coś się stanie), ale na słabej stronie, poza piłką.

Nie wiem czy widziałeś rzut na zwycięstwo Devina Bookera w meczu z Knicks:

Zobacz jak głęboko zszedł Rose do obrony pick-and-rolla.

Ale zanim dojdziemy do zmian przepisów, to warto zastanowić się nad zmianami w obronie off-the-ball (poza piłką) właśnie w zwykłym pick-and-rollu 1/5 (które – póki będą w lidze wysocy gracze – będą grane), na tych wszystkich podobnych akcjach do rzutu Bookera (na wszelkiego rodzaju zasłonach dla ścinających opcją numer jeden wciąż pozostają zmiany krycia; nic lepszego nie przychodzi mi do głowy).

To co na klipie, czyli pomoc -> podanie -> rzut, cały czas dzieje się w ofensywie Rockets – pisałeś o tym wydaje mi się nawet we Fleszu – i zaraz ich spacing zacznie przypominać ustawienie z 4-corners offense Deana Smitha.

Gracze mają tak szybki release rzutowy, że zostawienie im nawet metra, to dużo i ten single-coverage na graczach bez piłki, na strzelcach, powinien chyba być już typową 1-na-1 obroną bez absolutnie żadnej pomocy w akcjach, które bazują na spacingu – obroną na poziomie intensywności i bliskości jak w low-post; ciało w ciało, na minimalnej dostępnej przestrzeni. To oznacza zrezygnowanie z jakiejkolwiek pomocy (zespoły siłą rzeczy łatwiej oddadzą rywalowi penetrację, niż rzut za trzy punkty) i zrzucenie największej możliwej odpowiedzialności za obronę konkretnej akcji na dwójkę obrońców w pick-and-rollu (w takim wypadku jedynym graczem mogącym pomagać wszędzie wydaje się środkowy, ale nawet on zostanie wyłączony z help-defense na stretch-wysokim). To wszystko bardzo trudno egzekwować dzień po dniu i utrzymać ten plan zadaniowy, jednocześnie widząc, że jednak obrona 2-na-2 nie daje rady, penetracje zabijają zespół (lub pull-upy). Wysocy w tej sytuacji będą musieli stać się ultra-obrońcami, obrońcy poza piłką będą musieli mieć jeszcze dłuższe ramiona.

Wprowadzenie tak rygorystycznych założeń (chociaż może po prostu na początek niech spróbują pomagać nieco krócej) równie dobrze może strasznie odbić się na efektywności defensywnej każdego zespołu. Natomiast wydaję mi się, że rozmawiając o jakichkolwiek zmianach w koszykówce podyktowanych smallballem, ustawieniem 5-0, zmianami krycia, powinniśmy najpierw skupić się na obronie graczy poza piłką np. spot-up shooterów. Tak żeby te rzuty – lepsze rzuty niż pull-upy – jak najmocniej ograniczyć. Żeby sprowadzić atak do jego najmniej efektywnej formy (do czego dzisiaj dążą najlepsze obrony ligi), czyli w dalszym ciągu izolacji (chyba, że doczekamy czasów, w których penetracje i wymuszanie fauli przestaną się – z punktu widzenia liczb – opłacać).

Maciek: Patrzyłem na klipie wyżej na Courtney’a Lee, który został przyklejony w lewym rogu do stojącego w obrębie linii za trzy T.J’a Warrena (być może martwił się o back-door cut, a być może Kurt Rambis trenuje obronę Knicks), ale to co piszesz jest ciekawe i ma sens. Nawet jeśli niekoniecznie może współgrać z tym co w koszykówce powinno być wykładnią i uznawane jest za naturalne.

Popatrzmy na tę akcję raz jeszcze:

fot. Youtube.com
fot. Youtube.com

I teraz wyobraźmy sobie, że ilość i skuteczność rzutów za trzy podnoszą się z każdym kolejnym sezonem i za 5 lat od teraz już 10 drużyn oddaje 40 trójek w meczu.

Ale teraz wyobraźmy sobie, że Rose (#25, prawy łokieć) stoi przy Bookerze, tak jak Lee stoi w prawym rogu przy Warrenie i Carmelo w lewym rogu przy Tuckerze. Nagle Bledsoe – jak sugerujesz – ma pull-up jumper z midrange, zanim Ron Baker zdąży wrócić po zasłonie. Chandler roluje i Porzingis jest w opałach.

Zanim Thibodeau przyszedł ze swoim defensywnym konceptem mocniejszej pomocy ze słabej strony – co było odpowiedzią na zwiększającą się ilość akcji pick-and-roll – pamiętam jak sam Thibs i Doc Rivers 10 lat temu próbowali w Bostonie bronić pick-and-roll Kevinem Garnettem, bez pomocy. Nie było wtedy żadnego schodzenia bliżej, zacieśniania ze strony trzeciego, czwartego i piątego obrońcy. Pamiętam w połowie poprzedniej dekady KG był w stanie bronić tę akcję sam. Ale różnica między wtedy, a dziś polega na tym, że gracze chętniej będą robić “pop” i wychodzić za linię za trzy po postawieniu zasłony. Tu już nawet Garnett w pojedynkę nie dawałby rady.

To nie jest fizyka kwantowa. Rozwiązaniem jest oczywiście zmiana krycia. To z kolei przerodzić się może w izolacje.

To co Thunder w play-offach robili w obronie z Warriors – zmieniając krycie na zasłonach bez piłki – było ekscytujące, bo dysponowali armią ramion. W tym sezonie drużyny mam wrażenie jeszcze częściej switchują zasłony off-ball. I wiesz co? Przestaję często nawet na to zwracać uwagę. To staję się powoli defaultem. Byłoby zabawnie, gdybyśmy z ery 1-na-1 koszykówki lat 90-tych, w ciągu 30 lat zrobili kółko, przeszli przez ekscytujące czasy pick-and-rolla, trójek i wrócili do gry 1-na-1 w następnej dekadzie.

Piotr: Ale czy z tym starym, złym iso-ballem z lat 90-tych, nie spotkaliśmy się w Finałach 2016? Nie mam dokładnych statystyk, ale dwóch finalistów (wg Synergy) grało w sumie 25 posiadań 1-na-1 w każdym z siedmiu spotkań. Warriors: 11, Cavaliers: 14 (oczywiście oba zespoły miały i mają graczy zdolnych punktować w takich akcjach – to też jest ważne).

To dużo przy wolnym tempie finałowej serii średnio 95 posiadań, przeciwko zmianom krycia. A doliczmy do tego jeszcze multum rzutów wykreowanych z iso-pozycji jak low-post gra Jamesa, nawet Draymonda Greena, którego znając i wiedząc, że nie odda rzutu z bloku, trzeba kryć.

Izolacje biorą się m.in. ze zmian krycia, ale switchując na najwyższym poziomie musisz mieć 5 dobrych obrońców (albo co najmniej chętnych bronić fizycznie). Musisz być dobrym obrońcą, nie dopuścić do penetracji albo do rzutu po koźle, co najmniej kontestować to na odpowiednim pułapie. I to jest problem, przez który z automatu odpadają w tym schemacie tacy gracze jak np. Rose, Lillard, Isaiah Thomas, którzy owszem mają posiadania (np. Lillard), w których radzą sobie z mismatchem, ale liczba minięć na które pozwalają jest zbyt duża, jeśli wziąć pod uwagę to, że w izolacjach nie mają nikogo do pomocy za plecami, a dopiero – przy 5-0 spacingu rywali – pod bronioną obręczą, albo i w rogu (i tu znowu pojawia się problem: pomagać czy nie?).

Jest to jedna z przyczyn dlaczego (skoro zmiany krycia są już powszechne – masz rzecz jasna rację, pisząc o switchach poza piłką – i udowodniły swoją efektywność) nie wszystkie zespoły stosują je wydawać by się mogło przeciwko graczom, których tylko w ten sposób możesz bronić – np. Stephen Curry ma w każdym meczu posiadania przeciwko obronie Ice wspólnie ze stawiającym zasłonę Zazą Pachulią.

Jest też jeden kłopot związany z unifikacją graczy na parkiecie, czyli z ustawieniami 5-0. Czy wtedy akcje pick-and-roll/pop (postawienie zasłony na szczycie) nie będą służyć tylko i wyłącznie zmianom krycia?

Atakujący zespół technicznie nie ma wysokiego screenera (gracza stawiającego zasłonę), jego obrońca zmienia krycie, ewentualnie robi twardy “hedge”, podwaja, ale cała idea dwójkowej akcji zostaje sprowadzona do gry w mismatchu. Nie ma mowy o żadnym “gravity” rolującego zawodnika, bo i rolującego zawodnika nie ma – ewentualny roll to wynik błędu obrony. Mismatch nie zostaje wykorzystany, trenerzy sięgają po inne rozwiązania, zasłony na piłce stają się – to duże słowo – bezużyteczne w porównaniu z zasłonami dla ścinających zawodników, dla tych wyskakujących na górę po piłkę np. w catch-and-shoot akcjach (chociaż widzę tutaj kontrę: szybkie zasłony po dynamicznym wyjściu spod obręczy na szczyt, tak żeby zostawić na metr-dwa obrońcę, opóźnić switch).

Warriors byli w poprzednim sezonie jedną z najgorszych drużyn w kategorii “roll-man” w lidze oraz jedną z najrzadziej kończących posiadania dłońmi roll-mana. Natomiast – i tego Synergy nie liczy – brały się z tego bardzo dobre rzeczy, klasyfikowane jako np. spot-up trójki po podaniach Draymonda Greena. Dobrze wiemy, kto grał w Finałach, kto wygrał dwa lata temu mistrzostwo, ale wydaje mi się, że np. takich San Antonio Spurs przed przejściem niżej hamuje nie tylko efektywność wysokich w akcjach pick-and-pop, czy przywiązanie Popovicha do klasycznej gry, ale przede wszystkim to, że Tony Parker i Kawhi Leonard dostają więcej niż solidne zasłony, po których atakują obręcz – łatwiej niż w izolacji.

I teraz jeśli zabierzemy drugą ważną rzecz, która dzieje się po pick-and-rollu z wysokim czyli penetracje, to w jaki sposób Ci wszyscy niscy gracze, którzy mają kłopoty z minięciem obrońcy (albo obrona będzie na tyle dobra, że nie pozwoli im na to), dostaną się do obręczy, wymuszą faul?

Na szczęście nie dojdzie do tego w ciągu najbliższych 10 lat, bo spójrz na ofensywny talent młodych, wysokich graczy. Oni już teraz są zbyt dobrzy, żeby sadzać ich na ławce przeciwko small-ballowym ustawieniom. To oni biegają w zagrywkach jak dla shooting-guardów (Towns), to dla siebie stawiają ball-screens rozgrywającym, po których dwa-trzy ruchy później zdobywają punkty. NBA poszukuje odpowiedzi na hybrydy centrów z shooterami. Dominacja ligi przez m.in Townsa, Davisa, Porzingisa, Embiida, Jokica może szybko spowodować, że od rozmów na temat zmian krycia błyskawicznie przejdziemy do np. strategii podwajania ich w playoffach. Nie sądzisz?

fot. League Pass
fot. League Pass

Maciek: Nie jestem pewien. Myślę o tym na poziomie 51% że tak będzie, 49% że nie. Nawet Embiid w grudniu był sfrustrowany tym, że każe mu się grać jako czwórka przodem do kosza obok Okafora. W tej grupie zresztą tylko on i Towns wydają się tymi, którzy za lat kilka mogą w play-offach być podwajani na bloku. Chodzi o to czy to granie na bloku …będzie?

To co stało się z NBA w ostatniej dekadzie, wymusiło na trenerach szkół średnich/AAU zamienianie godzin treningowych poświęconych na grę post-up, w godziny poświęcone rzutowi za trzy, grze z piłką dalej od kosza (NCAA to kłopot dla gry post-up ze względu na słabszy spacing, bliższą linię za trzy). Może to oczywiście ulec poprawie z czasem, ale 1) Embiid i KAT to All-NBA talenty; mogą być wyjątkowi 2) wracając się kilkanaście akapitów wyżej – co jeśli D’Antoni powie “A niech gra w post za dwa. My nie oddamy trójek z jego podań” ?

To co piszesz o Finałach 2016… W skrócie tak można przedstawić problem z jakim musieli Warriors borykać się w dwóch ostatnich rundach: Curry – bez ooomph po skręconym MCL – próbujący scrossować Stevena Adamsa i wysokich Cavs. Zresztą switchowanie zasłon LeBron/Love czy jeszcze wcześniej w Miami switchowanie LeBrona i zamrażanie posiadań Heat do gry 1-na-1, to coś co cały czas było. Nie odeszło. Do licha, pamiętam narzekania na to, że “eee Heat grają za dużo 1-na-1”. A to był tylko efekt obrony i pomysłów Gregga Popovicha w 2013 i 2014 roku.

Zmieniając temat i wracając wyżej… Czy Curry odzyskał w tym sezonie ten ‘shake’, który pozwoli mu mijać wysokich obrońców i znów kończyć layupy jak artysta machający pędzlem w powietrzu?

Mam wrażenie, że wciąż nie, ale jest jeszcze trochę czasu. To dlatego typujesz, że Cleveland raz jeszcze pokona Warriors mimo dodania Kevina Duranta?

Piotr: Z ostatecznym powodem “dlaczego” poczekam do czerwca, gdy będziemy wiedzieć więcej, np. jak oba zespoły poradziły sobie w poprzednich rundach. Tak będzie bezpieczniej – poza tym dopuszczam niespodziankę i inny skład Finałów. Natomiast dzisiaj…

Nie wiem jak pod największą presją w karierze zagra Kevin Durant. Nie wiem czy Draymond Green zacznie trafiać rzuty, czy może będzie w ofensywie mniej przydatnym graczem od Harrisona Barnesa. Czy Andre Iguodala, który postarzał się przez ostatnie miesiące wygra matchup z Richardem Jeffersonem. Bazując na pewności, na tym czego mogę spodziewać się po konkretnym zespole, wybieram Cleveland, bo wiem na co ich stać. Warriors mają problemy na pozycji numer pięć i jedną z najgorszych ławek pod względem shootingu w lidze (czy to będzie problem w playoffach, gdy zespoły obcinają rotację do ośmiu graczy?), ale przewagę, której nie mieli w dwóch poprzednich latach: zawodnika, którego James będzie musiał bronić – młodszego od niego Kevina Duranta. Nie w dwóch, trzech pierwszych meczach, tylko w każdym. I to nie po zmianach krycia, ale non-stop; na pin-downach, na piłce, bez niej i dopiero później przechodząc na innych graczy po switchu, na któregoś z dwójki Thompson – Curry, czyli graczy, przy których musisz zachować 100% koncentracji.

Wciąż jednak czekam na to czy Durant pokaże nowe rzeczy w mismatchach. Czy w maju zobaczymy serię z Memphis Grizzlies, w której Tony Allen siądzie na nim fizycznie i mentalnie, bo czekamy, czekamy i co? I okazuje się, że wciąż ma te same problemy, albo te same wymówki: że waży za mało, i nie potrafi zająć pozycji na bloku, albo minąć lub przepchnąć mniejszego pod obręcz. Miał czas aby się tego nauczyć w iso-Thunder, prawda?

Zresztą… Ogląda się go fantastycznie w tym sezonie. To zupełnie inny gracz, ale to przed czym uciekł z Oklahomy – i tym na co narzekaliśmy wszyscy razem, czyli dobrze wiesz jaką koszykówką – czeka go prawdopodobnie w każdej playoffowej serii, a już na pewno w Finałach z Cavaliers. I forma Stephena Curry’ego może tak naprawdę nie mieć żadnego znaczenia, jeśli przechodzące przez Duranta posiadania, nie będą efektywne. Jeśli np. Luc Mbah a Moute i Blake Griffin okażą się w tym matchupie plusowymi obrońcami.

Niewątpliwie czeka zespoły Konferencji Zachodniej ciężki wybór: komu poświęcić więcej uwagi, na kogo mocniej przygotować się w obronie. Curry czy Durant? Czy Klay Thompson może nagle okazać się MVP Finałów, jeśli dodamy do tego potencjalnie lock-down obronę na Kyrie Irvingu? Bierzesz w ogóle pod uwagę scenariusz, że przy zwycięstwie Warriors MVP nie zostanie ktoś z dwójki Curry – Durant? Albo inaczej: czy jest jakiś zespół na Zachodzie (analogicznie na Wschodzie), który może wygrać 4 mecze z Warriors (lub 4 mecze z Cavaliers)?

(Wracamy w przyszły weekend)

Poprzedni artykułWake-Up: Stephen Curry Show, Towns odpowiada Joelowi
Następny artykułWake-Up: 4 dogrywki w Atlancie, 45 punktów Melo i 60 minut Millsapa

10 KOMENTARZE

  1. Pozdro z Finlandii. Wow, spoko dyskurs. Troche zbombiony jestem i 2x wolniej musiałem czytać, ale skumałem ;)

    Moim zdaniem, oprócz umiejetności rzutu na OK procencie, wszystko ciągle sprowadza się walki
    (długi zasięg ramion + szybkosc) vs. (wzrost + high IQ).
    Wysyp tych jednorożców typu Embiid, Giannis, Porzingis, Towns, Davis etc nie jest przypadkowy. Ale za kilka lat pójdzie kontra, Draymond Green jest trochę prototypem (ok, Lebron był pierwszy) Niby ciężka dupa, ale jest dość żwawy, wie o co kaman w obronie, dlatego potrafi bronic od 1-5. Szybkość jest ważna. Poza tym unicorny Giannis, Embiid itd, przybiorą na masie i pewnie stracą na dynamice i wtedy prócz rzutu, zostaną im wzrost + IQ. Co wolisz? Dr Marc teraz/Embiid za 5 lat czy Lebrona z 2012/Green obecnie? Wybieram to drugie.

    EDIT. Pozycja SG, trochę PG dostanie po dupie.

    0
    • Ale będzie ich więcej. Więcej wysokich z dobrym rzutem. Czym może wśród nich wyróżnić się wysoki? Szybkością? IQ? Wysoki człowiek może więcej. A dość (205-209cm) wysoki i szybki? Tu można dyskutować on and on.
      Złoty środek jest w NBA świętym graalem. Eureka :)

      0
  2. Imć Sitarz Piotr
    Feltona wskazał na najlepszego rezerwowego sezonu
    i ponownie mógł sie nie pomylić
    do dealu Knicks-Clippers może dołączyć Cavaliers i będzie
    Felton w Cavaliers
    choc nie dostanie nagrody to pomagając zdobyc tytuł faktycznie zostanie
    najlepszym rezerwowym
    a Cleveland wygra Puchar
    potem kolejne
    gdyż
    JesteśMy Ś W I A D K A M I.

    0
  3. Świetna lektura – dzięki!

    Co do pytania Piotrka w ostatnim zdaniu – mam wrażenie, że najbliżej są Memphis Grizzlies. Mają obrońców na 2 największe gwiazdy Warriors (Conley, Allen), będą jedli na tablicach (Randolph), a GSW nie mają defensywnej odpowiedzi na Marca Gasola. Jeśli będą zdrowi, Grizzlies na pewno napsują Warriors sporo krwi.

    Szkoda, że Jazz nie grają na wschodzie, bo pokazali już w tym roku, że są bardzo niewygodnym match-upem dla Cavs.

    0