Dniówka: Evan Turner i spółka, czyli kosztowne rozczarowania początku sezonu

10
fot. League Pass
fot. League Pass

Podpisanie przez Portland Trail Blazers kontraktu na $70 milionów za cztery lata z Evanem Turnerem było jednym z najdziwniejszych ruchów ostatnich wakacji. Wysokość tej umowy można sobie jeszcze jakoś tłumaczyć, bo wszyscy dostawali ogromne wypłaty, ale znacznie bardziej zastanawiające było to jak chcą wkomponować go do swojej drużyny. Jaką widzą rolę obok Damiana Lillarda i CJ’a McColluma dla zawodnika potrzebującego piłki w rękach, który w dodatku nie dysponuje rzutem za trzy i jest minusowy w obronie?

To był największy znak zapytania w Portland przed startem sezonu i po prawie miesiącu rozgrywek Terry Stotts nadal nie rozgryzł tego problemu. Już po pierwszych meczach Piotr Sitarz pisał o kłopotach Turnera z odnalezieniem się w nowej drużynie, a od tamtego czasu wcale nie jest lepiej.

Turner co prawda dopiero co zdobył najwięcej w sezonie 19 punktów na Brooklynie, ale pozostaje najbardziej minusowym zawodnikiem całej ligi. W dotychczasowe 363 minuty zanotował wskaźnik plus/minus wynoszący -131 i zdecydowanie wyprzedza kolejnych na liście (drugi najgorszy Brandon Knight ma -116). Natomiast wskaźnik Real Plus-Minus tylko potwierdza to jak negatywny ma wpływ na postawę zespołu (najgorsze w lidze -5.97). W przeliczeniu na sto posiadań, z nim na parkiecie Blazers są średnio aż o 16.7 punktów gorsi od rywali.

 

On sam zalicza 7.9 punktów, 4.2 zbiórek i 2.6 asyst w 24 minuty, ale nie tylko, że nie dostarcza rzutów zza łuku (5/21), to trafia bardzo słabe 38.3% z gry i jego wskaźnik PER wynosi tylko 9.5, co daje mu ósmą najgorszą pozycję spośród wszystkich, którzy dotychczas rozegrali ponad 350 minut.

Póki co wygląda to na bardzo przestrzeloną inwestycję, ale nie tylko on zawodzi. Także Allen Crabbe, któremu Blazers zapłacili $75 milionów, nie gra na miarę swoich nowych zarobków. Spędza na parkiecie ponad trzy minuty dłużej niż poprzednio, ale jest nieco mniej skuteczny (45.6% z gry i 36.8% za trzy) i jego średnia punktów poszła w dół (9.5 z 10.3). Pod względem PER (10.3) również plasuje się w najgorszej dwudziestce ligi.

Crabbe z Turnerem mieli być silną bronią Blazers z ławki, na razie są tylko bardzo drogim duetem, który nie zapewnia oczekiwanego wsparcia. W ostatnim meczu z Nets zdobyli razem najwięcej w sezonie 33 punkty, co może dawać jakąś nadzieję, ale w 30 minut ich wspólnej gry Blazers byli +4, a +16 w pozostałe 18 minut. W sumie z nimi na boisku Blazers są -13.1 punktów na sto posiadań, chociaż problemem jest tu przede wszystkim Turner, bo właściwie wszystkie kombinacje ustawień z nim są minusowe. Tercet Lillard-McCollum-Crabbe ma wskaźnik NetRtg 5.9 (113 minut), tymczasem kiedy obok podstawowego backcourtu Blazers pojawia się Turner są -21.9 (52min).

A na tym nie koniec rozczarowań.

Meyers Leonard dostał umowę na $41 milionów, a teraz gra średnio tylko 15.5 minut. Nie jest tak przydatny jak wcześniej w roli stretchującego wysokiego, ponieważ trafia tylko 33.3% rzutów za trzy (39% w dwóch poprzednich sezonach). Zdobywa 5.5 punktów i ma najniższy wskaźnik zbiórek w karierze (11.4%). Przydaje się jedynie jako rim-protector (37.7%).

Nawet ten bardzo dobrze wyglądający kontrakt Festusa Ezeliego ($15 milionów za dwa lata, z drugim rokiem niegwarantowany), który miał być stealem, póki co nie jest opłacalnym posunięciem. Ezeli nadal jest poza grą i nie wiadomo kiedy wróci.

To oczywiście dopiero początek sezonu i trzeba jeszcze dać czas Stottsowi, żeby poukładał swoją drużynę. W poprzednich sezonach udowodniał już, że potrafi znaleźć dla zawodników najlepsze role i wykorzystać potencjał swojego składu. Warto przypomnieć, że rok temu Blazers zanotowali słaby start i dopiero z czasem się rozkręcili. Może teraz będzie podobnie.

Teraz jednak oczekiwania są znacznie większe, bo nikt nie wydał w wakacje tylu pieniędzy co Blazers, dlatego też niedługo może zacząć robić się nerwowo, jeśli to nie zacznie przekładać się na lepsze wyniki.

GM Neil Oshley jeszcze nie ma co panikować, ale już powinien zacząć rozglądać się za możliwymi wymianami, bo jeśli okaże się, że te jego offseasonowe ruchy rzeczywiście są niewypałami, będzie musiał dokonać korekt w składzie.

Ale nie wszyscy zawodnicy, którzy dostali duże wypłaty od Blazers grają słabiej niż poprzednio. Mo Harkless ($40mln/4) ma udany początek sezonu. Zalicza średnio 11.5 punktów, 49.3% z gry, aż 39.3% za trzy przy 3.7 rzutach zza łuku i 5 zbiórek w roli startera. To wszystko jego najlepsze osiągnięcia w karierze, a najbardziej imponująca jest oczywiście liczba trójek. Czyżby nauczył się wreszcie rzucać? To byłaby duża rzecz dla jego kariery i dla Blazers, ale trzeba poczekać, żeby przekonać się czy to nie fluke.

(8-7) Portland @ (6-7) New York 1:30

Al-Farouq Aminu (łydka) powoli wraca do zdrowia, ale jeszcze nie jest bliski powrotu na parkiet, a pod jego nieobecność Blazers fatalnie spisują się w obronie. Już na początku sezonu byli jedną z gorzej broniących drużyn, a w ostatnich ośmiu meczach tracili średnio aż 112.6 punktów na sto posiadań i w tym momencie mają najgorszą defensywę w całej lidze (108.5). Ale na szczęście podczas tej swojej podróży po Wschodzie mają przystanek w Nowym Jorku, a zarówno Nets jak i Knicks także słabo bronią.

Wracając natomiast do tematu zawodników, którzy w wakacje dostali nowe kontrakty, w Nowym Jorku też nie wygląda to najlepiej, chociaż trudno też powiedzieć, że powinniśmy oczekiwać dużo więcej od Joakima Noaha ($72mln/4) i Courtney’a Lee ($48mln/4).

Noah jak zwykle przydaje się w walce na tablicach (13.7 zbiórek PER-36) i w kreowaniu kolegów (3.5 asyst), ale też jak zwykle nie dostarcza punktów (4.5), a do tego nie robi już takiej różnicy w defnesywie jak kiedyś. Obecnie obrona Knicks spisuje się lepiej gdy nie ma go na parkiecie.

Lee jest najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny na dystansie (42.4% za trzy) i zdobywa dobre 9.2 punktów, ale za dwa trafia najgorsze w karierze 42.7% i poza tym niewiele wnosi do gry, zaliczając najgorszy w karierze wskaźnik PER 9.1 (piąty najgorszy wynik w lidze przy minimum 350 minutach).

(4-10) New Orleans @ (9-4) Atlanta 1:30

Solomon Hill ($48mln/4) to kolejny na liście kosztownych rozczarowań.

Stracił nawet miejsce w wyjściowej piątce i Alvin Gentry znowu wrócił do wystawiana Dante “dlaczego on gra jako niski skrzydłowy?” Cunninghama na trójce, co najlepiej świadczy o tym jak mało przydatny jest Hill. Nadrabia nieco swoją obroną, ale w ataku jest fatalny – 4.6 punktów w 25.4 minuty, 29.5% z gry i 7/26 za trzy. Jego wskaźnik PER wynosi zaledwie 6.8 i jest pod tym względom najgorszy w całej lidze (min. 350 minut)

Ale w Nowym Orleanie teraz główną historią jest powrót Jrue Holiday’a, który od razu zrobił ogromną różnicę i świetnie zaprezentował się w swoich pierwszych dwóch meczach sezonu. Zdobył łącznie 43 punkty, zaliczył 16 asyst i z nim Pelicans są już 2-0.

Do tego też rewelacyjnie grał Anthony Davis zaliczając back-to-back mecze na 38 punktów. Davis i Holiday razem spędzili na parkiecie łącznie 36 minut w tych dwóch spotkaniach i Pelicans byli wtedy +20 (NetRtg 33.5).

To daje duże nadzieje na poprawę ich kiepskiej sytuacji, ale też nie można przesadzać z huraoptymizmem, bo to na razie tylko dwa mecze, oba rozegrane na własnym parkiecie i oba w starciu z drużynami grającymi drugi dzień z rzędu.

(9-5) 3w4 Chicago @ (5-8) Denver 3:00

W Chicago dwaj weterani, na których Bulls wydali w wakacje duże pieniądze też mają gorsze osiągnięcia niż wcześniej, ale podczas gdy Rajon Rondo ($27mln/2) rzeczywiście zawodzi, Dwyane Wade ($47mln/2) nadal jest ważną postacią na boisku, a przede wszystkim odgrywa kluczową rolę w stworzeniu tej świetnej atmosfery panującej w drużynie. W zeszłym sezonie to było dużym problemem w Chicago, bo Derrick Rose i Jimmy Butler się nie dogadywali i nie było między nimi chemii na parkiecie. Tymczasem współpraca Butlera z Wade’em i Rondo wygląda dużo lepiej. Obaj zgodnie z zapowiedziami oddali mu rolę lidera i nie przeszkadzają, podczas gdy on czuje się pewniej mając ich wsparcie. Obawialiśmy się, że zabiorą mu grę, ale jak na razie Jimmy ma najwyższy w karierze wskaźnik USAGE 27.3% i gra rewelacyjnie, potwierdzając, że jest jednym z najlepszych w NBA. Dopiero co został wybrany Zawodnikiem Tygodnia na Wschodzie.

Wade trafia aż 37.8% za trzy, ale ma najgorsze w karierze 42.9% z gry, najniższe od rookie-season 18.1 punktów i najgorsze 2.9 asyst.

Rondo zalicza statystki na poziomie 7-7-6, ale ma skuteczność tylko 34.6% z gry i w dodatku z nim na parkiecie Bulls mają najgorszą obronę (108.2). Jego wskaźnik PER (11.2) jest w low-25 ligi. Natomiast spośród wszystkich starterów na pozycji rozgrywającego gorszy Real Plus-Minus (-2.99) ma tylko ten, którego tu zastąpił, czyli Derrick Rose.

Bulls najlepiej spisują się, kiedy z tej trójki tylko dwóch jest na parkiecie.

(8-6) Oklahoma City @ (7-7) LA Lakers 4:30

Lakers mają bardzo udany początek sezonu, ale kiedy na boisku  są dwaj zawodnicy, będący ich największymi wakacyjnymi zakupami, drużyna jest na minusie średnio 8.0 punktów na sto posiadań. Luol Deng ($72mln/4) i Timofey Mozgov ($64mln/4) przydają się w roli mentorów, w budowaniu dobrej atmosfery, ale na parkiecie nie wnoszą do gry tyle, ile można by od nich oczekiwać.

Deng nie gra już jako small-ballowa czwórka jak to było w Miami i nie może odnaleźć się w ataku, zdobywając najgorsze w karierze 6.6 punktów z fatalną skutecznością 32.7% z gry. Timofey Mozgov teoretycznie wypada lepiej zaliczając 13.7 punktów i 8.2 zbiórek PER-36, ale na boisku spędza tylko 21.4 minut.

Deng i Mozgov teoretycznie powinien być ostoją tej młodej drużyny, ale z wszystkich dwuosobowych lineupów Lakers, które dotychczas rozegrały co najmniej 100 minut, ich duet jest drugim najgorszym. A co jeszcze ciekawsze – najgorszym w obronie (113.8).

Dzisiaj w Gorącym Ekspresie kontynuacja tego, o czym Maciek pisał we Fleszu, czyli temat Mavericks.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (436): Drugoroczniacy
Następny artykułGorący Ekspres: Rozbieramy Dallas. Komu Dirk? Komu Bogut, D-Will, Barea?

10 KOMENTARZE

  1. Ej, nie macie tak, że trochę letni ten początek sezonu w tym roku? Nie wiem czy to przez to o czym pisał Maciek, że rozkład spotkań na początku sezonu nie daje nam najlepszych matchupów czy to przez spodziewany trzeci pojedynek w finale?

    Jakoś mam też wrażenie, że brakuje też jakiejś dobrej historii, drużyny, która z solidnej ekipy idzie poziom wyżej – bardziej rozczarowania (Portland, Boston, Utah, Houston, chyba też Toronto), a jasnych pozytywów poza delikatnymi zaskoczeniami na plus jak Charlotte, Chicago to nie ma.

    Mam takie wrażenie, że poza wielką czwórką (gdzie na Clippers i Spurs patrzy się wciąż z pewną wątpliwością) ogólny poziom spadł i przez to się wyrównał. Teraz mamy te 4 porządne ekipy, a reszta to taki ligowy dżemik (Ekstraklasa!).

    Lubię oglądać większość ekip, Memphis, Atlanta itd., ale moje poranki odzwierciedlają obecny widok za oknem: z daleka wygląda, że jest ładnie i przyjemnie, ale jak się przyjrzysz to wieje, potrafi spizgać, a ciemno robi się przed 16.

    0