Point-guard Harden i pierwsze spojrzenie na Rockets D’Antoniego. D-Mo nadal bez kontraktu

3
fot. AP Photo
fot. AP Photo

W zeszłym sezonie James Harden zaliczał rekordowe w swojej dotychczasowej karierze 7.5 asyst, będąc najlepiej podającym w całej lidze spośród zawodników nie występujących na pozycji rozgrywającego. Chociaż de facto był rozgrywającym, ponieważ to on miał najdłużej piłkę w rękach i odpowiadał za prowadzenie gry Houston Rockets. Dlatego rola w jakiej widzi go Mike D’Antoni nie jest dla niego zupełną nowością, teraz jednak ma w jeszcze większym stopniu zajmować się kreowaniem akcji zespołu, będąc już pełnoetatowym point-guardem.

I pierwsze minuty meczu otwarcia preseason Harden spędził szukając swoich kolegów i dostarczając im piłkę na otwartych pozycjach za łukiem. Gospodarze jednak spudłowali pierwsze 7 rzutów, do tego Clint Capela nie wykorzystywał wolnych i w końcu James musiał wziąć sprawy w swoje ręce, przełamując niemoc strzelecką szybką pull-up trójką. Od tego momentu Rockets się rozkręcili i oglądaliśmy to, czego można oczekiwać po drużynie D’Antoniego. Seven Seconds or Less. Naciskanie tempa, krótkie akcje, dużo biegania, wsadów i rzutów z dystansu. Potrzebowali blisko czterech minut, żeby zdobyć pierwsze punkty, ale pierwszą kwartę kończyli z dorobkiem 34.

Cały mecz Rockets wygrali efektownie 131:94, nie mieli jednak wymagającego przeciwnika, ponieważ w Toyota Center odwiedził ich Yao Ming ze swoją drużyną Shanghai Sharks.

Harden zakończył spotkanie mając najwięcej w ekipie gospodarzy 16 punktów, ale przede wszystkim starał się skupić na roli dystrybutora, dobrze odgrywał w pick-and-rollach, kilka razy rezygnował z rzutów, wykonując extra-passy i ostatecznie miał 10 asyst przy tylko jednej starcie. A co też bardzo ważne, nie zdominował piłki, która była w ruchu i w sumie gospodarze zanotowali 34 asysty przy 49 celnych rzutach.

D’Antoni w odróżnienia od Steve’a Kerra, na starcie preseason nie zamierza przesadnie oszczędzać swoich podstawowych zawodników. Już wcześniej zapowiadał, że da im więcej grać, ponieważ chce, żeby jak najszybciej zbudowali dobrą chemię i byli gotowi na start sezonu, dlatego dopiero w ostatnich meczach w większym wymiarze będzie sprawdzał graczy z końca ławki. W rezultacie, Harden spędził na parkiecie 29 minut i zakończył swój występ dopiero pod koniec trzeciej kwarty. Sporo też grali pozostali starterzy.

Ryan Anderson oddał najwięcej 15 rzutów, popisując się między innymi Dirkowymi fade away’ami z jednej nogi, ale brakowało mu skuteczności i ostatecznie miał tylko 12 punktów. Patrick Beverley obok Hardena jest głównie spot-up shooterem stojącym w rogu, to jednak nie przeszkodziło mu zaliczyć 5 asyst. Znajdował między innymi ścinającego wzdłuż linii KJ’a McDanielsa, który bardzo lubi to nowe granie i w pierwszej połowie zakończył cztery alley-oopy. Capela dobrze rolował do kosza, biegał do kontr i zaliczył double-double 10-11, niestety nadal nie nauczył się rzucać wolnych, spudłował wszystkie 6 prób z linii i to pozostaje poważnym problemem. Z ławki dobrą zmianę dał mający dużo energii Nene (12 punktów), a też Sam Dekker zwrócił na siebie uwagę. Tymczasem Gary Payton II wszedł dopiero na samym finiszu, ale jak przystało na syna Rękawicy 6 minut wystarczyło mu, żeby zanotować 2 przechwyty.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułSkarb Kibica 2016/17: Atlanta Hawks
Następny artykułDarren Collison zawieszony na 8 meczów

3 KOMENTARZE