Flesz: Monstars prowadzą z Warriors 3-1 w finałach Zachodu. Kolejny najgorszy mecz w karierze Draymonda Greena

107
fot. przeróbka Marka
fot. przeróbka Marka

“Goin’ straight through the hole
You ain’t got no game
I’m breakin’ ya out the frame
Coming through like a train
Looking to take over the world is my goal
With my unstoppable crew takin’ all control
You can’t get none of this, we’re runnin’ this
Well taker, earth shaker, 3 point gunnin’ this
Get out the lane, i’m comin’ through
And if you don’t wanna move then i’m comin’ right through you”

Andre Roberson rzucił prawie więcej punktów niż Stephen Curry (17:19), Roberson i Adams rzucili razem więcej niż Klay Thompson (28:26), obaj mieli też tyle samo asyst co Curry (5) i Jungle Basketball zatriumfowała raz jeszcze.

Nagle po kilku latach znów potężni, silni jak Twój wujek z wojska i co jeszcze Oklahoma City Thunder zaliczyli 24 przechwytów+bloków w kontrolowanym deptaniu nagle maleńkich i cichych jak ich duchowy szaman Draymond Green Golden State Warriors 118:94 (3-1). Warriors trafili tylko 6 z 14 rzutów, gdy obręczy bronił cichy bohater tego meczu Andre Roberson (15/33 w ogóle). Nie ma “T” w nazwisku”. Kto jest Warriors?

Druga kwarta Thunder w tym meczu to było OKC’s Best: obrona obręczy, ofensywne zbiórki, wizyty na linii – miazga. Ale w tym meczu, poza światowej-klasy-bo-uprawianą-wciąż-i-wciąż switchującą od meczu nr 1 obroną, Thunder dodali też coś jeszcze – trochę czytania gry, podania kozłem i dogrania pod obręcz swoich role-players, którzy nagle pomogli złożyć się na 23 asysty.

W drugiej kwarcie pomyślałem “Czy to naprawdę Steven Adams”, gdy po asyście pod obręcz do Robersona, rzucił kolejną, tym razem fastball jak Sandy Koufax pod kosz do tego Niethabo Sefoloshy.

 

W czwartej Roberson rolował do obręczy z podwojeń i wkładał ludziom piłkę w dłonie jak Green. Jak Draymond Green, który rozegrał drugi z rzędu najgorszy mecz w karierze. Jak Draymond Green nie powinieneś nawet grać, więc nie graj. Więc nie gram.

Jak Draymond Green nierolujący w tej serii, bo OKC Thunder zmianami krycia wymazali w niej kompletnie największą broń sezonu regularnego 2015/16, czyli pick-and-roll Curry/Green. Niby switche próbowali już inni, ale jeszcze nigdy jeden gracz – o Stevenie Adamsie teraz – nie zablokował po switchach Curry’ego w dwóch kolejnych meczach z rzędu.

Curry zagrał choke-mecz i nie trzeba daleko szukać tego kto musi odpowiedzieć w meczu nr 5. Królowie sezonu, mistrzowie galaktyki muszą wygrać teraz trzy razy z rzędu, albo skończy się to sensacyjną ich porażką.

Lineup Śmierci został zjedzony w pierwszej kwarcie, był -19 w 12 minut gry w całym meczu i jest już -27 po czterech meczach. Nagle to najgorszy lineup Warriors, który gra duże minuty. Zmiany krycia, długie ręce, atakowanie obręczy – trafiła kosa na kamień.

We wtorek Thunder wygrywali 50/50 plays, przechwytami zatrzymywali kontrataki, a blokami przy obręczy nie pozwalali Warriors nabrać jakiegokolwiek momentum i prowadzili 72-53 do przerwy. Zrobił to dopiero Klay Thompson – znalazł coś – rzucając w pierwsze siedem minut drugiej połowy 19 punktów, ale szybko się zmęczył, a Curry wciąż był nieobecny. Fikołki i wiatraczki. W czwartej kwarcie grał już tylko Roberson – 9 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty, 1 blok i 1 steal w jego zdecydowanie najlepszej kwarcie w życiu.

Russell Westbrook po popełnieniu trzech głupich strat w pierwszej kwarcie (30-26 dla Thunder) zwolnił, uspokoił się z czasem i w noc, którą trafiał trójki (4/8) przeszedł się po Currym na 36 punktów, 11 asyst, 11 zbiórek i 4 steale. Kevin Durant, choć tym razem spudłował 16 z 24 rzutów, drugi mecz z rzędu zablokował trzy rzuty, miał 26 punktów, też 11 zbiórek, 4 asysty i 4 steale, ponownie grając jak stretch-4, do czego wrócił się nagle w tej serii Billy Donovan.

Serge Ibaka trafiał do przerwy jumpery i rzucił w pierwszej połowie 14 ze swoich 17 punktów, Adams w pierwszej połowie był prawdopodobnie najlepszym graczem na parkiecie – 11/7/2/2/1, wymuszając też kilka strat i będąc wszędzie tam gdzie powinien być do tego stopnia, że nie mogłem uwierzyć. Roberson skończył z 17 punktami, 12 zbiórkami, 5 stealami, 3 asystami i 2 blokami. Andre Roberson. Dion Waiters znów grał ważne minuty w odpowiedzi na Lineup Śmierci – 10 punktów, 3 asysty i +24. Lineup OKC, który od dwóch meczów odpowiada na Lineup Śmierci Russ-Waiters-Roberson-KD-Ibaka jest w dwóch ostatnich meczach 91-35. Thunder zagrali praktycznie w sześciu. Enes Kanter grał 8,5 minuty, a Randy Foye o 13 minut i 32 sekundy za dużo.

Curry trafił tylko 6 z 20 rzutów na 19 punktów, miał więcej strat (6) niż asyst (5) i spudłował 9 z pierwszych 10 rzutów, grając zlękniony różnymi twarzami, jakie wyskakiwały mu po zasłonach. Biorąc pod uwagę jego kłopoty z kolanem, tym bardziej trudno jest mu teraz uzyskać separację do rzutu, kiedy bronią go po switchach różni ludzie – Durant, Adams, Ibaka, Roberson – i wszyscy mają długie ramiona, a Adams uda i defensywny footwork młodego Joe Dumarsa.

Thompson złapał trzeci faul już na 7 minut przed końcem drugiej kwarty i jak się okazało jego brak był ogromnie kluczowy w tym meczu. Thunder robili swój run w drugiej kwarcie bez niego na boisku. Gdy wrócił, od razu był gorący i w trzeciej kwarcie rzucił 19 ze swoich 26 punktów. Steve Kerr spróbował kilku rzeczy: przesunął zasłony bez piłki bliżej linii rzutów wolnych, po których gracze ścinali ekspresem do obręczy. W czasie gry Kanter/Waiters kilkukrotnie przytyrał ich takimi akcjami off-screen, potem już bez Kantera Warriors robili to w drugiej połowie, ale Warriors raz jeszcze nie mogli spowolnić Thunder w punktach drugiej szansy (21) i kontratakach (15). W dodatku Billy Donovan poszedł w hack-an-Ezeli – wobec kłopotów z faulami Andrew Boguta – i ten trafił tylko 2 z 8.

Odrębną historią jest gracz znany kiedyś jako Pan Green. Były Co-MVP Warriors po 1/9 z gry w meczu nr 3 i kopnięciu w krocze Adamsa, był malutką myszką pod obręczą Thunder, trafił tylko 1 z 7 rzutów na 6 punktów i popełnił 6 strat. Nagle wyglądał jakby zupełnie nie pasował do tej serii. Grając z zagrożeniem tego, że każdy kolejny jego faul umyślny oznaczał będzie zawieszenie na kolejny mecz, Green zawiesił się już w tym meczu.

 

Karma jest wstrętną wiesz czym:

Mecz nr 4 był w dużej mierze kontynuacją tego co widzieliśmy w meczu nr 3. Jest to ekscytująca, bam-bam wersja koszykówki Thunder z dwoma gwiazdami, które drugi mecz z rzędu przyszły do gry i z role-playerami jak Adams i Roberson, którzy zagrali swoje najlepsze połowy w życiu.

Warriors są w narożniku – Thunder ewidentnie poczuli krew – i wyglądali we wtorek jak spłoszona zwierzyna. W czwartek będą mieli za sobą halę, swoich kibiców i prawdopodobnie na tyle doświadczenia, aby co najmniej nie przegrać blowoutem, tylko w końcu postawić się tym koszykarskim Monstars, którzy przybyli zjeść tych mistrzów galaktyki i okolic, bez MJ’a.

Dziękuję za przeczytanie.

Poprzedni artykułRelacja z drugiego Zlotu Czytelników Szóstego Gracza
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (376): Oooops

107 KOMENTARZE

  1. Dwa mecze okc u siebie i deja vu w drugiej kwarcie przy stanie 46-40 odjazd okc i do przerwy 72 pkt. w dwóch meczach z gsw ( z tymi GSW 73-9). Nasuwa się pytanie czy nie lepiej bylo dla GSW wziąć przykład z SAS z mistrzowskich lat i dać odpoczac liderom. A tak to jak opadną? to wszyscy beda pamietac zespół z rekardem NBA który nie zdobył mistrzostwa! Widac gołym okiem ze curry i green to nie ci sami gracze co w sezone zasadniczym.

    0