Dniówka: Game 5 w San Antonio. Dave Joerger nowym trenerem Kings

12
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Jeszcze zanim Stephen Curry wyszedł na parkiet w Portland, zanim w ogóle było wiadomo, że jednak zagra, pojawiły się doniesienia, że w tym tygodniu NBA oficjalnie ogłosi, że po raz drugi z rzędu został on MVP. Czysta formalność, bo już kilka miesięcy temu wszyscy wiedzieliśmy kto jest MVP.

Pamiętacie jak to wyglądało rok temu? Do samego końca zastanawialiśmy się – Steph czy James Harden i jakkolwiek to teraz brzmi, gdyby wygrał wtedy brodacz z Houston, nie byłoby to żadną niespodzianką. Zresztą później sami zawodnicy w swoich nagrodach przyznali właśnie jemu ten tytuł. Natomiast jeszcze przed startem obecnych rozgrywek więcej było typów, że tym razem Harden zdobędzie MVP niż na back-to-back w wykonaniu Curry’ego (nie tylko u nas, GMowie w corocznej ankiecie dawali takie same szanse Stephowi co Westbrookowi). To też świetnie pokazuje jak nieoczekiwany był ten skok w wykonaniu lidera Warriors i jak bardzo zdominował on ten sezon, szybko nie pozostawiając żadnych złudzeń kto jest numerem jeden w tym wyścigu. Wskoczył na kosmiczny, nieosiągalny dla innych poziom.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

12 KOMENTARZE

  1. “Teraz już nawet ta rewelacyjna czwarta kwarta Kevina Duranta z game 4 na 17 punktów nie wygląda aż tak imponująco, bo w końcu Curry’emu wystarczyło tylko 5 minut, żeby zdobyć tyle samo. Do tego zrobił to po dwóch tygodniach leczenia kolana. Inny poziom.”

    Tylko że Curry wcześniej przez cały mecz mnóstwo pudłował, a Kevin Durant zrobił to na najlepszym obrońcy na świecie Kawhi Leonardzie, samemu kryjąc go tak, że nie zdobył ani punktu. Pozdrawiam.

    0
    • Curry słusznie MVP ligi RS, ale jego wyczyn w ostatnim meczu choć imponujący jeżeli chodzi o skuteczność w dogrywce, to jednak po przeciętnym meczu we wcześniejszej fazie oraz przeciwko Portland.
      K. Durant z kolei przeciwko obronie SAS, grając wyśmienicie po obu stronach parkietu, ciągnąc zespół w ataku i będąc skutecznym obrońcą na K. Leonarda.
      Dla mnie to ten sam poziom.

      0