Stephen Curry trafił swoją trzysetną trójkę, a Golden State Warriors nie zrobili blowoutu, ale pokonali Orlando Magic i to 45 z rzędu zwycięstwo u siebie – nowy rekord NBA. Papa stary rekord Bulls.
Zach LaVine ciepnął 360 w kontrze, Pau Gasol miał triple-double z asystami, Giannis kolejne dziesięć, Cleveland Cavaliers przegrali u siebie z drużyną B Memphis Grizzlies (gratulacje), Indiana Pacers od startu do mety pokonali San Antonio (w końcu), a New Orleans Pelicans przegrywali -17 w trzeciej kwarcie, ale zdobyli 7 punktów w 3 ostatnich posiadaniach i wygrali z Sacramento Kings, yeah.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
pierwszy!
Może i “Pojebany Lebron”, ale gdyby Love wykazywał taką zadziorność na parkiecie, jak do kamery, to sprawy w Ohio miałyby się znacznie lepiej :)
Dray chyba za bardzo uwierzył w swoje podania – wiele niepotrzebnych strat pod koniec 4 kwarty.
Już od jakichś, hmm, dwóch tygodni?
Po ASG pewnie zauważył jaką jest wielką gwiazdą:)
Typ, że Raptors zaatakują pierwsze miejsce na wschodzie wcale nie wygląda głupio.
Typ, że Wschód i tak wygrają Cavs, choćby z 8 seedu, również nie wygląda głupio :)
Belinellego, nie Belinelliego ;)
GSW są świetni i bardzo im kibicuję, ale lepiej niech rekordu Byków nie pobiajają. Oni mieli ten swój klimat i z tym rekordem jest on – wyjątkowy właśnie.
A ja jestem fanem bicia tych starych rekordów… I każdy tworzy swoją historię. Wyobraźcie sobie jakby MJ zdobył w jakimś tam meczu 101 pkt! :)))) To by się mówiło.
GSW mają swoją wielką szansę stworzenia jeszcze większej HISTORII niż obecne 45 win lub 300,350…400(?!) trójek Curry’ego.
Fajne to :)
Kevin Love jest największą ofiarą sukcesów Golden State i popularyzacji small-ballu. Love był świetny grając jako prototypowa stretch czwórka, w ataku uciekając na obwodzie dużym, mało mobilnym gościom, a w obronie radził sobie kryjąc ich w post-up.
A teraz? Sam musi ganiać po obwodzie za Otto Porterami czy Jae Crowderami, nie będąc już żadną nadwyżką w ataku. Z jego wzrostem w dzisiejszej NBA powinien grać na centrze, ale to samobójstwo w obronie.
Kevin naprawdę ma powody żeby nie lubić Warriors:)