Blazers @ Grizzlies: Mecz błędów, ważne zwycięstwo Portland

2
fot. David Blair / Newspix.pl
fot. David Blair / Newspix.pl

Już tylko pół meczu dzieli Portland Trail Blazers od ósmych na zachodzie Utah Jazz, i tylko jeden mecz od siódmych Houston Rockets. Najpierw dobitka Geralda Hendersona Jeffa Greena uratowała spotkanie i doprowadziła do dogrywki, a później 6 punktów oraz błąd Matta Barnesa zamknęły je. 112-106 dla Portland w ósmym zwycięstwie w ostatnich 10 meczach.

Oba zespoły rzucił ponad 200 punktów, ale ofensywnie średni mecz dłużył się przez masę podań bez większego celu. Smallball Blazers wygenerował tylko 22 asysty przy 44 celnych rzutach, a smallball Grizzlies głównie z Zachiem Randolphem na środku – Marc Gasol zszedł do szatni już w pierwszej kwarcie – przynosił to, czego niskie ustawienie nie powinno. Szarpane tempo z obu stron przerywane było rzutami wolnymi, a dobre posiadania wynikały z błędów w obronie pick-and-roll od pierwszej do ostatniej minuty. Damian Lillard, Mike Conley, w dogrywce C.J McCollum – każdy z nich zdobywał ważne punkty w crunch-time po pick-and-rollu na szczycie i penetracji albo rzucie z mid-range.

Obrona w pick-and-rollach była problemem, ale o dziwo dla Memphis Grizzlies. Blazers grali swój niezmienny od lat ice’ujący wszystko schemat, który zostawia wysokiego w paint. Nawet gdy schodzili niżej, gdy po parkiecie biegało dwóch guardów oraz dwóch niskich skrzydłowych, jedyną zmianą był lekki hedge, ewentualnie wyższe wyjście. Natomiast po stronie Grizzlies, dochodziło do rzeczy, które nie powinny zdarzać się cały czas nastawionemu na obronę zespołowi.

Stary smallball Grizzlies, to lineup w którym trzech zawodników to skrzydłowi mogący zmieniać krycie. Nie było tego dzisiaj. Z jednej strony jest to zrozumiałe, bo szybki Damiana Lillard trafiał rzuty nawet gdy krył go Mike Conley. Z drugiej obrona bez zmian krycia, ale za to z wysokim hedgem wolnego gracza, które Blazers bardzo ładnie kontrowali, to ruch co najmniej niekonsekwentny. Nie chcę pisać, że pozbawiony logiki, ale uważam, że jeśli twój gracz jest za wolny (czy też za słaby) aby zmieniać nim krycie i żyć z mismatchem, to nie nadaje się do schematu z wysokim hedgem.

Mismatche przeciwko Blazers i Damianowi Lillardowi najczęściej kończą się izolacją. Wyższe wyjście, czyli hegde, zwykle kończy się bardzo dobrym ruchem piłki Portland. Na dodatek postawienie płotu wymaga szybkich stóp i zwrotności: musisz wyjść, zatrzymać się, wrócić i poprawnie ustawić. W switchu, po prostu przejmujesz gracza i w przypadku tego meczu – oraz Memphis Grizzlies – lineupy z Mattem Barnesem, Vincem Carterem i Jeffem Greenem, czy też kombinacje z Courtney’em Lee, powinny najpierw zmieniać krycie – później stosować inny schemat. Zwłaszcza przeciwko takim zespołom jak Trail Blazers.

Damian Lillard zdobył 33 punkty z 22 rzutów. Trafił 5 z 13 rzutów za trzy punkty, 10 z 12 rzutów wolnych, miał 5 asyst, 4 straty i nie trafiał rzutów w crunch-time. Grizzlies próbowali go podwajać, ale wychodziły z tego pół-trapy, w których Lillard i tak miał wystarczająco dużo czasu aby podać piłkę. Co więcej obecność dodatkowego obrońcy nie sprawiła, że Lillard zatrzymał swój kozioł. Temu wszystkiemu przyglądał się Terry Stotts, ale nie musiał drastycznie reagować. Zrobił jedną rzecz, którą Blazers stosowali od początku meczu – ograniczyły pick-and-rolle z Lillardem w bocznych strefach parkietu.

Wiedział, że ice’ująca na bokach obrona Memphis, to prawdopodobnie cały czas najlepsza obrona w NBA. Niewiele zespołów w lidze tak łatwo i płynnie zamyka posiadania rywali, gdy atakują na lewej lub prawej stronie i nawet grający tam mało Blazers przekonali się o tym. W pierwszej połowie mieli jedno posiadanie na prawej stronie, w którym Marc Gasol szybko zamknął kierunek do obręczy, a obrona z pomocy – Zach Randolph – przejęła rolującego gracza. Doszło do najagresywniejszego podwojenia Grizzlies w tym meczu, które nie skończyło się stratą, ale rozstroiło posiadanie Blazers. Nie wygrasz jednak meczu bardzo dobrą obroną w pojedynczych posiadaniach.

Marc Gasol skończył mecz w pierwszej kwarcie i razem z nim z parkietu zszedł atak. Nie ma w NBA drugiego zespołu, którego najlepszych rozgrywającym jest środkowy. Może San Antonio Spurs i Tim Duncan, ale jego touches bardziej wspierają Tony’ego Parkera. Inaczej jest w Memphis.

Mike Conley (27 punktów) to dobry gracz, ale skonstruowany w ten sposób system nie działa bez odpowiedniego zawodnika w high-post. Jedyną alternatywą Dave’a Joergera pozostaje ustawienie na 6 metrze Zacha Radnolpha, ale to typ gracza, który lepiej wygląda na bloku i pod obręczą, a także lepiej podaje gdy gra tyłem do kosza – miał dzisiaj kilka ładnych podań z low-post. Grając na swój sposób zdobył 26 punktów, ale bardzo proste akcje polegające na dograniu do low-post i odegraniu piłki, to coś, co lepsze w obronie zespoły niż Trail Blazers, zatrzymają. Priorytetem jest zawodnik w high-post, bez niego atak Memphis musi liczyć na fantastyczne mecze innych graczy.

Wysocy Blazers nie mogli poradzić sobie w pierwszej kwarcie z Marciem Gasolem, a w całym meczu z Zachiem Randolphem. Pojawiły się cross-matche w obronie – Leonard krył Gasola, Plumlee Randolpha – ale przynajmniej od sezonu, dwóch, zespoły NBA bronią w ten sposób Memphis Grizzlies. Podstawowy frontcourt Blazers oddał 6 rzutów i zebrał tylko 6 piłek, ale nie było też czego zbierać – oba zespoły trafiły prawie 50% rzutów.

Jeff Green trafił tylko 5 z 14 oddanych rzutów, Mario Chalmers 5 z 12, Matt Barnes 2 z 6. Grizzlies grają niżej, ale to jeden z najsłabszych smallballi w lidze. Mają nienaturalną przypadłość oddawania jeszcze cięższych rzutów grając niżej, niż w ustawieniu 3-2 z Randolphem i Gasolem. Nie potrafią generować rzutów za trzy punkty. Tych dobrych – z rogów. Co więcej wiele posiadań niskich Memphis kończy się izolacjami oraz… grą na bloku. Smallball nie ma zbyt dużego sensu jeśli atak wygląda tak samo, jak w ustawieniach z dwójką wysokich. I nie byłoby nic strasznego gdyby dogrania do ustawionego tyłem do kosza gracza, przyniosły coś innego niż punkty. Z tej strefy można bardzo łatwo ruszyć piłkę i trzema podaniami otworzyć rzut na przeciwległej stronie. Grizzlies dzisiaj nie potrafili tego zrobić.

Jeszcze jedna ciekawa rzecz z tego meczu: jak kontrować hedge’ującą obronę.

Rywale wiedzą w jaki sposób bronią konkretne pary – to wszystko zmienia się w trakcie meczu, ale przed nim skauting wie co zrobi np. duet Chalmers- Green. Wysoki show w pick-and-rollach nawet 1/4 jest cały czas sposobem w obronie i czymś co stosują zespoły NBA. Blazers grali niskie akcje pick-and-roll, w których zasłonę stawiał np. Gerald Henderson, ale robił tzw. slip czyli markował zatrzymanie i postawienie zasłony, po czym zbiegał na przeciwną do kierunku kozła gracza z piłką – a także hedge’u – stronę. Do tego istotne jest też ustawienie pozostałych graczy: na weak-side, aby mocna strona pozostała “czysta”. W ten sposób obrońca musi pokonać większy dystans (Jeff Green), a ofensywa dostaje niekontestowany rzut:

Na 24 sek. do końca regulaminowego czasu gry, skuteczna penetracja Lillarda wyprowadziła Blazers na jednopunktowe prowadzenie 100-99. Za moment niemal tym samym odpowiedział Mike Conley i Grizzlies wygrywali 101-100. Faulowany Tony Allen nie trafił jednego rzutu wolnego i po niecelnej step-back trójce Lillarda, dobitka Geralda Hendersona Jeffa Greena uratowała Trail Blazers. W dogrywce 6 punktów z rzędu zdobył C.J McCollum, a mecz na linii rzutów wolnych skończył Damian Lillard. 26 zwycięstwo Trail Blazers i – a co – 2.5 meczu straty do szóstych Dallas Mavericks.

2 KOMENTARZE