Flesz: Porażka w debiucie Tyronna Lue. 48 punktów Cousinsa. Game-winner Goodwina

17
fot. League Pass
fot. League Pass

NBA zadebiutowała z sobotnim dużym meczem, który ma od teraz uatrakcyjniać każdy weekend, ale ostatecznie na boisku nie zobaczyliśmy wielkiego widowiska, mieliśmy natomiast wielki temat, który od kilkudziesięciu godzin zdominował wszystko co dzieje się w lidze. (30-12) Cleveland Cavaliers nieoczekiwanie zwolnili swojego trenera i pojedynek z (25-18) Chicago Bulls był debiutem awansowanego na stanowisko head coacha Tyronna Lue.

David Blatt nie był człowiekiem LeBrona Jamesa, a w ostatnim czasie miał stracić szatnię, przez co w drużynie brakowało chemii, do tego doszły te porażki z czołowymi ekipami Zachodu i w Cleveland uznali, że nie jest on trenerem, który doprowadzi ich do mistrzostwa. Czy jest nim Lue? O tym przekonamy się za kilka miesięcy, ale póki co pozbycie się podobno nielubianego przez zawodników Blatta i oddanie władzy w ręce szanowanego asystenta, nie dało drużynie zastrzyku pozytywnej energii. Nawet jeśli dzięki temu poprawiła się atmosfera w szatni, to nie było tego widać na parkiecie i Cavs po raz drugi w sezonie przegrali z rywalami z Chicago. To nie był udany debiut dla Lue.

Gospodarze od początku mieli duże problemy z obroną Bulls i celnością swoich rzutów. Przez blisko 7 ostatnich minut pierwszej kwarty nie zdołali zdobyć punktów, a w całym meczu spudłowali 20 z 24 prób zza łuku. Do tego pudłowali również z linii, gdzie po raz pierwszy znaleźli się dopiero pod koniec drugiej kwarty. LeBron wówczas dwukrotnie nie trafił, a potem reszta podążyła za przykładem swojego lidera i skończyli z fatalnym 9/22.

Bulls przyjechali do Cleveland dzień po porażce w Bostonie, ale mieli więcej energii niż wypoczęci Cavs i prawie przez całe spotkanie utrzymywali się na prowadzeniu, a na dobre uciekli pod koniec trzeciej kwarty, kiedy uzyskali 17 punktów przewagi. W czwartej kwarcie atakujący pomalowane LeBron starał się jeszcze przywrócić swoją drużynę do gry, ale goście nie oddali już tego zwycięstwa. Fantastyczny w całym spotkaniu Pau Gasol trafiał swoje jumpery, natomiast na samym finiszu kropkę nad i postawił Taj Gibson, najpierw akcją and-1 po odegraniu od Derricka Rose’a, a za chwilę trafiając z półdystansu tuż przed końcem zegara. Od połowy trzeciej kwarty to był już kontrolowany blowout, który Bulls ostatecznie wygrali 96:83.

Kluczową rolę w ekipie gości odegrali Hiszpanie. Gasol wykorzystywał dobre pozycje w pick-and-pop i zdobył 25 punktów z 16 rzutów, pomógł też gościom wygrać walkę na tablicach mając 10 zbiórek i świetnie kreował kolegów zaliczając 6 asyst. W każdym z tych trzech elementów był liderem drużyny, a też wykonał dobrą pracę w obronie. Natomiast Nikola Mirotic po ostatnich słabych występach, teraz wreszcie wyglądał jakby odzyskał wiarę w siebie, w swój rzut i trafiał za trzy. Był 3/5 zza łuku i zdobył 17 punktów, w tym aż 12 na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, kiedy rozstrzygnęły się losy meczu.

Jimmy Butler miał 13 punktów do przerwy, potem był już właściwie niewidoczny w ataku kończąc z dorobkiem 20. Dobry występ Gibsona na 15 i 8 zbiórek, w tym 5 w ataku. Słaby był natomiast Rose, który popisał się kilkoma ładnymi penetracjami, ale poza tym niewiele mu wychodziło i spudłował aż 16 z 21 rzutów.

LeBronowi zabrakło tylko jednej asysty do pierwszego w sezonie triple-double, ale to nie był jego najlepszy występ. Musiał się mocno namęczyć w starciu z dobrze broniącym Butlerem i dopiero kiedy w czwartej kwarcie zaczął agresywniej atakować pomawiane, zaczął wreszcie zdobywać punkty. Miał ich wtedy 16, w sumie 26, ale potrzebował do tego aż 27 rzutów. Zaliczył jeszcze 13 zbiórek i 9 asyst. Obok niego najlepszym zawodnikiem Cavs był JR Smith z 18 punktami i 10 zbiórkami. Kevin Love dostawał piłki w post-up, w tym kilka razy mając na plecach niższego obrońcę, gdy wymuszali switch obrony, ale nie trafiał zza łuku (1/5), z linii (1/4) i nie robił różnicy w walce na tablicach. Miał 14 punktów i 5 zbiórek. Kyrie Irving nie mógł się wstrzelić i zanotował tylko 11 punktów z 16 rzutów. Zupełnie zawiodła też ławka, która nie wniosła nic dobrego do gry, co zmusiło Lue do trzymania Jamesa 40 minut na parkiecie.

Przed meczem Lue zapowiadał, że nie będzie prowadził drużyny znacznie inaczej niż Blatt, ale postara się robić to lepiej. W pierwszy meczu mu się nie udało, więc po jego zakończeniu postanowił inaczej niż Blatt wytknąć słabą grę gwiazdorom.

Po ostatnich kilku bardzo trudnych tygodniach, (21-23) Charlotte Hornets wreszcie mają moment przełamania i wygrali już po raz trzeci w czterech meczach, nawet mimo nieobecności Nicolasa Batuma w ostatnich dwóch. W piątek po dogrywce pokonali gospodarzy w Orlando, a w sobotę wrócili na własny parkiet i nadal mieli wystarczająco sił, żeby zrobić blowout na (22-24) New York Knicks. Uciekli w trzeciej kwarcie, którą wygrali 32:13 i było już +21, a skończyło się na 97:84.

Jeremy Lin lubi grać przeciwko swojej byłej drużynie i po raz kolejny to pokazał zdobywając 26 punktów, w tym 11 w trzeciej kwarcie. Tyle samo miał też Kemba Walker. Obaj nie imponowali skutecznością i cała drużyna zanotowała bardzo kiepskie 34.1% z gry, ale wykorzystali wszystkie swoje 19 wizyt na linii, a Hornets  w sumie zdobyli stamtąd 32 punkty. Gospodarze dostali też dobry występ od PJa Hairstona, który zanotował najwięcej w sezonie 20 punktów i 10 zbiórek.

Dla Knicks to druga z rzędu porażka w blowoucie. Carmelo Anthony miał tylko 9 punktów z 11 rzutów, w tym nic w drugiej połowie zanim opuścił parkiet z urazem kolana. Kristaps Porzingis zdobył 13 punktów, a najwięcej miał wchodzący z ławki Derrick Williams 19, który zebrał też 14 piłek.

Wiatr w żagle złapali również (16-27) New Orleans Pelicans, którzy zaliczyli kolejne pewne zwycięstwo pokonując (19-27) Milwaukee Bucks 116:99. To ich trzecia wygrana z rzędu, a czwarta z kolei na własnym parkiecie.

Pelicnas dobrze ściągali uwagę obrony pick-and-rollami z udziałem Anthony’ego Davisa, odgrywali na wolne pozycje na dystansie i w drugiej połowie rozstrzelali rywali trójkami. W sumie trafili ich 17 ze skutecznością 54.8%. Przede wszystkim 6/11 i 23 punkty miał Ryan Anderson, ale też nieoczekiwanie bardzo hot zrobił się Toney Douglas z 4/6, a starter Norris Cole dołożył 3/5. Ławka odegrała kluczową rolę, bo też po raz kolejny bardzo dobrze zagrał Jrue Holiday, który świetnie obsługiwał podaniami Davisa i strzelców na obwodzie, zaliczając 9 asyst, a także 13 punktów i 3 przechwyty. Davis miał 22 punkty, 7 zbiórek, 5 asyst i 4 bloki.

Będący w trakcie trasy wyjazdowej i grając w back-to-back Bucks trzymali się w grze do ostatnich minut trzeciej kwarty, potem Pelicans im odjechali, chociaż oni też po przerwie byli jak na siebie bardzo skuteczni za trzy, trafiając 5/11 (1/4 do przerwy). Khris Middleton miał 22 punkty, 4/7 zza łuku, 7 zbiórek i 5 asyst, ale też 5 strat, które były dla Bucks dużym problemem. Oddali po nich 26 punktów gospodarzom. Greg Monroe zaliczył 22-11, Michael Carter-Williams zdobył 19 punktów, natomiast Giannis Antetokounmpo miał problemy z faulami, a brakowało wsparcia ze strony rezerwowych.

Archie Goodwin jest jednym z kilku młodych zawodników w Phoenix, którzy w przyszłości mają odgrywać ważną rolę w drużynie, ale jeszcze w grudniu większość czasu przesiedział na końcu ławki i nie miał wielu okazji, żeby się pokazać. Dopiero kontuzje i fatalna gra (14-31) Phoenix Suns sprawiały, że pojawiły się dla niego minuty, a teraz pod nieobecność Brandona Knighta gra jako starter i robi co może, żeby potwierdzić swoją wartość. Poprzednio przeciwko Spurs rzucił 20 punktów, natomiast wczoraj w starciu z (26-19) Atlantą Hawks był najlepszym strzelcem gospodarzy i postanowił zostać bohaterem ostatniej akcji.

Było 20.7 sekund do końca, na tablicy wyników remis i podczas timeoutu Jeff Hornacek rozrysował zagrywkę na Alexa Lena, który miał rzucać ze szczytu za trzy. Hawks jednak switchowali i nie zostawali Lena bez opieki. Chociaż dla Goodwina to i tak nie miało znacznie, bo jak mówił po meczu, nie zamierzał pozbywać się piłki, chciał mieć ten rzut. Miał przeciwko sobie Thabo Sefolosha, który był blisko, przez co nie miał dobrej pozycji, ale czas dobiegał końca i musiał rzucać. Trudna, kontestowana trójka, zły rzut, ale… co z tego skoro piłka wpadła do kosza. Wielka trójka i zwycięstwo dla Suns 98:95.

Goodwin zdobył 24 punkty i został bohaterem. Chwilę wcześniej popisał się też świetnym blokiem zatrzymując próbującego skończyć kontrę wsadem Kenta Bazemore’a, chociaż on także zaraz spudłował layupa w transition w szalonej sekwencji zdarzeń na parkiecie Talking Stick Resort Arena.

Kluczową rolę w tej wygranej miał także Tyson Chandler, który zdominował walkę na tablicach zbierając aż 27 piłek, z czego 13 na atakowanej tablicy, dwie więcej niż cała drużyna gości, a jego dobitka na 24 sekundy przed końcem dała Suns prowadzenie. Miał 13 punktów, 5 asyst i 2 bloki. To był już jego drugi z rzędu mecz na 20 zbiórek i wygląda jakby chciał wysłać wiadomość do reszty ligi przed trade deadline – Hej, ja jeszcze żyję i mogę grać lepiej niż wcześniej, jeśli tylko będę miał o co. Wyciągnice mnie stąd!

Hawks byli bez Paula Millsapa, który opuścił mecz z powodów osobistych i po raz kolejny zagrali bardzo słabo. Podobnie jak poprzednio w Sacramento mieli problemy z egzekucją swojej ofensywny, nie potrafiąc wykorzystać słabości obrony rywali. Przegrywali już 14 punktami w trzeciej kwarcie, a dopiero w czwartej zaczęli trafiać trójki co pomogło im odrobić straty. Ich najlepszym strzelcem był Kent Bazemore, który 13 ze swoich 21 punktów zdobył w czwartej kwarcie. Doprowadził do remisu rzutem za trzy na 47 sekund przed końcem, a potem do kolejnego na 21.4 kiedy po timeoucie zamarkował hand-off po czym zaatakował kosz i trafił z faulem, jednak spudłował wolny, który dałby im prowadzenie.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

17 KOMENTARZE

  1. Jak to szło w przypadku Cleveland? “Zamienił stryjek siekierkę na kijek” czy jakoś tak? Nie jestem pewien, czy Lou jest aż takim upgradem nad Blattem, żeby pomogło do drużynie ugrać cokolwiek więcej niż dwa mecze w Finale.

    0
    • Też tak mi się wydaje. Będzie to samo co było. Nie przeskoczą nad Warriors i Spurs. Jakoś LeBron nie może się doczekać całą swoją karierę na coacha na swoim poziomie. W Miami dobrze to wyglądało, bo tam był Riley i wszystko się trzymało kupy.
      James niewątpliwie jest jednym z najlepszych w historii, ale ma tego pecha że nie trafił nigdy trenera na poziomie hall of fame. Można tylko pomarzyć co by było gdyby :) Nasuwają się na myśl takie duety jak Magic/Riley, Jordan/Jackson, Kobe&Shaq/Jackson, Duncan/Popovich. A James? Mike Brown, David Blatt? :)
      Może temat na 6GTV? Najlepszy trener dla LeBrona?

      0
      • Niedługo okaże się że James ma na swoim koncie tylko 2 tytuły bo zawinili wszyscy naokoło tylko nie on.Pamiętam jak wielokrotnie pisano w wielu miejscach jak dobry jest Spolestra, nawet tutaj wygłaszano peany w jego kierunku czy przez Maćka czy innych redaktorów i co?Nagle teraz okazuje się, że to był przeciętniak?W końcu teraz nie zdobywa mistrzostw więc pewnie tak.Blatt też jest przeciętniakiem a taki Thibodeau dałby Cavs tytuł już dawno?Gwarantem tytułu jest dziś tylko Popovich i Jackson?To może specjalnie dla Jamesa z emerytury powinni wrócić Phil, Riley albo Rudy Tomjanovich bo przecież nikt inny co roku nie zdobywa mistrzostwa co nie?Ciekawi mnie co gdyby Cavs trenował Brad Stevens i też by przegrali?Nagle okazałoby się że jest przeciętniakiem i wyrzuciliby go po roku?
        Bo według mnie problemem drużyn Jamesa nie są trenerzy tylko jego autorytaryzm i kwestionowanie umiejętności szkoleniowców, menadżerów.Ze Spolestrą też miał spięcia ale tylko mądrość i stanowczość Pata sprawiła, że nie podejmowano pochopnych decyzji i dano trenerowi czas.Efekt?Dwa mistrzostwa.A w Cleveland wszyscy skaczą wokół LeBrona i myślą jak go uszczęśliwić.Jeśli GM klubu po zwolnieniu trenera musi przekonywać wszystkich na około, że to nie James kieruje organizacją to to samo w sobie jest bardzo wymowne.To James podejmuje najważniejsze decyzje i to jest problemem tej organizacji, zwłaszcza teraz gdy ma podpisaną krótkoterminową umowę.

        0
        • No właśnie, w Cleveland zrobili z niego takiego królewicza i nikomu nie wolno słowa powiedzieć. Efekt widzimy. Przywołany przeze mnie i przez ciebie przykład Miami pokazuje właśnie jak to powinno być poukładane w Cavs. Tylko że on stamtąd uciekł, znowu ma swoją organizację (bo swoja drużyna to za mało powiedziane), i co z tego? Miałem na myśli że tu potrzeba trenera z taką charyzmą żeby zdominować Jamesa. Czy jest taki w ogóle? Nie wiem. Ale nie wydaje mi się że jest nim Ty Lue. Dlatego przywołałem przykłady graczy pokroju Kobe, Jordan, bo z takimi trzeba Jamesa porównywać. Jordan żeby zdobyć dwa razy three-peat też musiał ustąpić trochę przed trenerem.

          0
          • Tyle, że James żeby ustąpić przed trenerem musiałby wpierw mieć nad sobą GM’a i właściciela którzy nie boją się postawić na swoim.Tak było choćby w Bulls czy Lakers gdzie rządziły twarde osobowości, które nie uginały się pod żądaniami zawodników.Czasy też w sumie były inne i zawodnicy “nie fikali” a jeśli byli niezadowoleni to po prostu zmieniali klub.W Heat Riley też nie dał się zdominować a w Cleveland marzenie o tytule jest tak silne, że są gotowi zrobić naprawdę wiele byleby tylko do niego się przybliżyć.A że droga do mistrzostwa prowadzi poprzez Jamesa toteż wszystkie decyzje są podporządkowane jego zadowoleniu.Nie ma czasu na budowanie tożsamości drużyny, nie ma czasu na stworzenie kultury wokół organizacji, liczą się 2-3 najbliższe sezony bo to podejrzewam okres największej szansy dla Cavs na mistrzostwo.Jeśli Lue nie pomoże zdobyć im mistrzostwa to prawdopodobnie podzieli los Browna i Blatta a Cavs naprędce w offseasoon podpiszą jakieś wielkie nazwisko byleby tylko zapewnić sobie przedłużenie kontraktu ze strony Jamesa.

            0
          • @ grasshooper
            Widzę że mamy podobne spojrzenie na temat. Paradoksalnie największą przeszkodą dla Jamesa w zdobyciu jeszcze kilku tytułów jest sam James :) Ta chęć zawłaszczenia organizacji, może za dużo chce kontrolować sam. Chociaż w jego grze nie widać takiego egoizmu. W Miami pokazali jak go “wykorzystać” do zdobywania tytułów, w Cavs tego póki co nie potrafią.

            0
        • @grasshooper
          Świetne słowa, zgadzam się w 100%. LeBron myślę że zdobędzie jeszcze ten jeden tytuł dla Cleveland, ale całkiem paradoksalnie, może nie być już wtedy liderem drużyny i z pewnością będzie po swoim primie. W najbliższych latach wydaje mi się, że będzie to niewykonalne ze względu na siłę drużyn na Zachodzie.

          0
  2. człowieku LAX z Magikiem grał ABDUL-JABBAR i W O R T H Y !!!!!!!
    i wygrał też tytuł Magik bez Pata a choćby z takim Wielkim Zawodnikiem jak
    J A M A A L W I L K E S !!!!!!!!!

    człeku LAX Mike grał z Pippenem i miał takiego zawodnika, którego James teraz całowałby po rękach aby móc go mieć – Granta.

    tak, gruba świnia miała człowieka, który bił Koszykówkę – błajanta

    a Duncan sam z Popem dali rade i po co im był MANUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU i Parker !!!!!!! bo przecież w 1999 Admirał był role playerem !!!

    nic nie widziałeś
    szkoda, iż świat na psy schodzi, że już na pojedynki Wyzwać nie można.

    0