Flesz: 4 blowouty i zwycięstwo Nuggets w crunch time z Pacers

5
fot. League Pass
fot. League Pass

Za nami kolejna w ostatnim czasie mało interesująca noc w NBA. Rozegrano pięć meczów, ale tylko w jednym z nich w czwartej kwarcie jeszcze o coś grano. Blowoutu nie było tylko w Denver, był natomiast ciekawy crunch time, który ratował tę noc i w którym (16-25) Denver Nuggets zapewnili sobie zwycięstwo 129:126 z osłabioną kontuzjami (22-19) Indianą Pacers.

Willa Barton kończył miniony rok zdobywając średnio 20.8 punktów w grudniu, ale w styczniu jego forma strzelecka mocno spadała i miał już kilka słabych występów, a jego skuteczność z gry to tylko 32.9%. Jednak wczoraj znowu o sobie przypomniał, kiedy był pierwszą opcją w ataku w czwartej kwarcie, trafiał ważne rzuty na finiszu i zaliczył kluczową asystę. Na 52 sekundy przed końcem doprowadził do remisu wchodząc pod kosz, gdy był za późno blokowany przez Milesa Turnera, natomiast w kolejnej akcji penetrując wzdłuż linii końcowej świetnie znalazł zupełnie wolnego – zostawionego przez Solomona Hilla – Randy’ego Foye’a za łukiem. Jego trójka dała Nuggets trzy punkty przewagi na 20.9 sekund.

Później Barton miał okazję przesądzić losy meczu, kiedy zebrał piłkę po drugim niecelnym rzucie wolnym Foye’a, ale jego dobitka była nieskuteczna, wykorzystał jednak dwa wolne na 6 sekund przed końcem, utrzymując 3-punktowe prowadzenie. Pacers próbowali jeszcze przedłużyć ten mecz grając na swojego lidera, ale Paul George już po raz kolejny w czwartej kwarcie był właściwie niewidoczny i też nie trafił tych decydujących rzutów. Chwilę wcześniej spudłował trójkę na remis z lewego rogu mając tam sporo miejsca, natomiast w tej ostatniej akcji wyszedł po zasłonie na szczyt, ale Emmanuel Mudiay w porę zeswitchował i zdążył go zablokować.

Nuggets wygrali czwartą kwartę 45:35. Barton zdobył wtedy 15 ze swoich 21 punktów, trafiając 3/5 za trzy, zaliczył też 5 zbiórek i 3 asysty. Najlepszym strzelcem gospodarzy z 23 punktami był dobrze spisujący się w pierwszej połowie Danilo Gallinari, który po przerwie miał kłopoty z faulami i musiał opuścić parkiet na niespełna 4 minuty przed końcem. Gary Harris dołożył 20 punktów. Po raz kolejny świetną grą popisywał się obserwowany z trybun przez swoich braci Nikola Jokic. Zanotował 18 punktów trafiając jumpery, w tym jedną trójkę, ale też kończąc przy obręczy, do tego dołożył 3 asysty i 4 przechwyty, po których wyprowadzał kontry. Czwartą kwartę jednak przesiedział na ławce, ponieważ Mike Malone grał nisko z Kennethem Fariedem (13-9), a potem Darrellem Arthurem (tym razem tylko 7 punktów z 8 rzutów) na piątce. Mudiay zanotował 10 punktów, 6 asysty i aż 7 strat, ale na finiszu miał nie tylko blok, a również ważne punkty na 1:21 przed końcem, kiedy wykorzystał błąd obrony i mając otwartą drogę do kosza popisał się ładnym dunkiem.

Dla Nuggets to trzecia wygrana w czterech meczach, dla Pacers trzecia porażka z rzędu. Tym razem grali nie tylko bez Rodneya Stuckeya, ale też bez swoich dwóch starterów – Iana Mahinmi’ego (uraz pięty) i George’a Hilla, który opuścił spotkanie z powodów osobistych. Mogli natomiast liczyć na duże wsparcie z ławki (62 punkty rezerwowych), przede wszystkim od swoich debiutantów. Miles Turner odpowiedział Jokicowi, też prezentował swój dobry rzut, a na starcie czwartej kwarty był nie do zatrzymania, zdobywając 12 punktów przy 5/5 z gry. Całe spotkanie zakończył z rekordem kariery 25 punktów z 13 rzutów, a do tego dołożył 7 zbiórek i 2 bloki. Również najlepsze w karierze 15 punktów i 7 asyst miał rozgrywający Joseph Young.

George na 65 sekund przed końcem dał Pacers prowadzenie, kiedy wykorzystał mismatch i wyizolowany na prawym skrzydle trafił jumpera nad Mudiayem. Ale już w kolejnej akcji, gdy ponownie goście wyczyścili dla niego prawą stronę, nie skończył tego celnym rzutem i potem też miał te dwie niecelne trójki. Ostatecznie zdobył 19 punktów, ale był tylko 1/6 w czwartej kwarcie. Monta Ellis był skuteczny na półdystansie mając 24 punkty, ale spudłował aż 3 rzuty wolne przez ostatnie półtorej minuty.

Derby Texasu rozczarowały. Były bardzo wyrównane przez pierwsze 20 minut, kiedy obie drużyny miały ogromne problemy z umieszczeniem piłki w koszu i pudłowały nawet z czystych pozycji, czy spod samego kosza. Potem był to już typowy mecz jakie w tym sezonie oglądamy na parkiecie w San Antonio. Pod koniec drugiej kwarty atak (36-6) San Antonio Spurs prowadzony przez LaMarcusa Aldridge’a i Kawhi’ego Leonarda nieco się rozkręcił, co pozwoliło im uzyskać kilku punktowe prowadzenie. Natomiast po przerwie na kilka minut mecz przejął Aldridge, który dostawał piłkę na bloku i ogrywał kolejnych rywali zdobywając 13 z pierwszych 16 punktów gospodarzy. Spurs uciekli, trzecią kwartę zakończyli z +22, zatrzymując (23-19) Dallas Mavericks do tego momentu na 56 punktach i ostatni fragment spotkania był już czasem Bobana Marjanovica. Twierdza San Antonio pozostaje nie do zdobycia. Gospodarze wygrali 112:83.

Aldridge miał 23 punkty i 7 zbiórek, Leonard dołożył 15. Tim Duncan i Tony Parker złożyli się na 0/8 z gry, Danny Green był 0/4 za trzy, ale jak zawsze Spurs mogli liczyć na swoją ławkę. Boris Diaw zanotował 16 punktów i 3 asysty, Jonathon Simmons wniósł sporo energii do gry, miał 2 celne trójki i 14 punktów, a David West 8 punktów i 4 asysty. Tymczasem na finiszu Boban popisał się dunkiem, po którym przytulił Jeremy’ego Evansa i spojrzał się na niego z góry (bo jak inaczej może spojrzeć na kogokolwiek), za co sędziowie odgwizdali faul techniczny. To był rewanż za to, że chwilę wcześniej Evans dwukrotnie go zablokował.

Mavs trafili tylko 35.8% z gry. Dirk Nowitzki miał 4 punkty z 10 rzutów, cała pierwsza piątka złożyła się na 34, a najlepszym strzelcem z 15 był wchodzący z ławki Dwight Powell. Rick Carlisle nie chciał czekać do końca tego meczu

Russell Westbrook zanotował drugie z rzędu triple-double, a (30-12) Oklahoma City Thunder w drugiej połowie przeszli się po wymęczonych trasą i kontuzjami (23-18) Miami Heat. Goście trzymali się w grze do początku trzeciej kwarty, potem gospodarze przejęli mecz zaliczając run 22-6, kiedy najpierw mieliśmy dwa kolejne dunki Andre Robersona, a potem trzy kolejne trójki Duranta, Ibaki i Westbrooka. W czwartej kwarcie było już po wszystkim, tylko Westbrook  jeszcze miał o co grać i zbierał 3 piłki dobijając do poziomu 10.

Thunder wygrali 55:32 drugą połowę, a cały mecz 99:74. Westbrook poza tymi 10 zebranymi piłkami miał jeszcze 13 punktów z 16 rzutów i 15 asyst. Kevin Durant zanotował 24 punkty i 10 zbiórek, Serge Ibaka dołożył 19 punktów, a Dion Waiters 18.

W ekipie gości Dwyane Wade, który nie grał w poprzednim meczu, ciągnął atak w pierwszej połowie, zdobywając wtedy 18 ze swoich 22 punktów. Bardzo dobrze spisywał się także Tyler Johnson, który pod nieobecność Gorana Dragica i Beno Udrich wyszedł w pierwszej piątce. Miał 16 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty i wykonał też dobrą pracę w obronie. Hassan Whiteside po triple-double w Denver, teraz popisał się tylko ładnym rzutem, zaliczył 14 punktów, 11 zbiórek i 4 bloki. Chris Bosh miał słaby mecz i tylko 12 punktów z 16 rzutów, Luol Deng spudłował wszystkie swoje 5 rzutów, a ławka zupełnie nic nie wniosła (Amare Stoudemire był fatalny). Gerald Green z powodu urazu kolana nie wrócił na drugą połowę.

(13-29) Minnesota Timberwolves wykorzystali wizytę (13-29) Phoenix Suns w Target Center i robiąc efektowny blowout nie tylko zakończyli serię dziewięciu kolejnych porażek, ale równocześnie zanotowali swoją pierwszą wygraną w 2016. 117:87 to też ich najwyższe zwycięstwo w tym sezonie.

Gospodarze robili co chcieli z obroną Suns i nawet Ricky Rubio nie mógł nie zdobywać punktów. Trafiał swoje jumpery, miał 2 celne trójki i 18 punktów, co jest jego najwyższym dorobkiem od czasu tamtego pamiętnego meczu otwarcia sezonu. 18 punktów zanotował również Andrew Wiggins, a w sumie siedmiu graczy Wolves było w double-figures.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

5 KOMENTARZE

  1. Liczyłem na fajne widowisko w starciu Spurs z Mavs ,ale juz po 1 kwarcie wiedziałem , że będzie …kibel (16-14 dla Mavs), potem już tylko Spurs trafiali, przecież tego się nie dało oglądać jak można marnować tyle dogodnych pozycji ; nie dziwię się trenerowi że nie chciał tego oglądać ;)

    0