Flesz: Kevin Durant przejął mecz po fatalnej pierwszej połowie, Dwyane Wade był clutch

16
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Dwa dni temu Kevin Durant był clutch w Salt Lake City prowadząc (16-8) Oklahomę City Thunder do zwycięstwa. W niedzielę spotkali się po raz kolejny z (10-12) Utah Jazz, tym razem na własnym parkiecie i ponownie KD zdobywał kluczowe punkty na finiszu, ale w grze pojawił się dopiero po przerwie. Pierwsza połowa tego meczu była prawdopodobnie najgorszą w jego karierze. Miał 2 rzuty, 2 punkty i 4 straty w 18 minut. To też przyczyniło się do najgorszych pierwszych 24 minut w wykonaniu Thunder w tym sezonie. Do szatni schodzili mając ledwie 38 punktów, które zdobyli ze skutecznością 34.3% z gry.

Dopiero na starcie trzeciej kwarty Durant ruszył do ataku, razem z Russellem Westbrookiem byli dużo agresywniejsi, szukali punktów w transition, a też cała drużyna aktywnie zaczęła grać w obronie. Durant rozpoczął od celnego kontestowanego jumpera nad Gordonem Haywardem, potem trafił szybką trójkę, a po chwili kolejną zostawiony na dystansie. Razem z Westbrookiem zdobyli pierwsze 20 punktów dla gospodarzy w tej kwarcie i dali Thunder prowadzenie.

Jazz w pierwszej połowie kontrolowali wydarzenia na parkiecie i prowadzili już 16 punktami w drugiej kwarcie. Świetnie bronili, skutecznie uniemożliwiali rywalom dostęp do kosza, natomiast w ataku mieli kilka opcji, w tym Rodneya Hooda, który zdobył wtedy 15 ze swoich 23 punktów. W trzeciej kwarcie przetrwali tę szarżę gospodarzy, po czym ponownie odzyskali prowadzenie, ale Durant nie miał zamiaru oddać im tego meczu.

Na finiszu czwartej kwarty miał swój bezpośredni udział przy 11 ostatnich punktach Thunder. Znaleziony przez niego Serge Ibaka trójką z rogu doprowadził do remisu na 49 sekund przed końcem. Jazz szybko odpowiedzieli celnym jumperem Haywarda, ale za chwilę KD znowu wyrównał wynik spotkania. Wykorzystał switch obrony i mając przeciwko sobie Derricka Favorsa, łatwo minął go i miał otwartą drogę do kosza.

Do końca zostawało 14.6 sekund, goście nie zdecydowali się wziąć timeoutu, ale to był błąd, ponieważ ta ostatnia akcje zupełnie im nie wyszła. Hayward wyrzucił piłkę w aut próbując podać do ustawionego w rogu Hooda. Thunder mieli jeszcze sekundę, ale Durant tym razem nie trafił.

W dogrywce Westbrook zdobył szybkie cztery punkty, a Jazz już nie mieli sił, żeby dalej prowadzić z nimi wyrównaną walkę. Spudłowali pierwsze 9 swoich rzutów i nawet w kontrze nie byli w stanie zdobyć punktów, ponieważ na miejscu był Ibaka.

Za chwilę Ibaka zablokował też Favorsa i dopiero w ostatnich sekundach goście w końcu zdobyli punkty. Thunder wygrali te dodatkowe pięć minut 8:2, a cały mecz 98:94.

Durant zdobył 31 punktów, z czego 17 w trzeciej kwarcie. Miał też 6 asyst, 5 zbiórek i już ani jednej straty po przerwie. Westbrook przez całe spotkanie miał kłopoty ze skutecznością zaliczając 25 punktów z 25 rzutów, do tego dołożył 11 zbiórek i 5 asyst. Ibaka pierwszy celny rzut z gry miał dopiero w czwartej kwarcie, zdobył tylko 7 punktów, ale zanotował aż 6 bloków.

Jazz mieli trzech zawodników z ponad 20 punktami, poza Hoodem, 22 zdobył Hayward, a 21 miał Alec Burks, który wyszedł w pierwszej piątce. Raul Neto będący starterem we wszystkich dotychczasowych meczach ani razu nie pojawił się na parkiecie. Favors zaliczył 14 punktów i 10 zbiórek.

Jeszcze dłużej niż w Oklahomie, na przebudzenie swojego lidera czekali (13-9) Miami Heat, którzy jeszcze na niespełna trzy minuty przed końcem przegrywali 8 punkami i nic nie wskazywało, że będą w stanie przejąć mecz, który właściwie od początku był pod kontrolą gości z Memphis.

(13-12) Memphis Grizzlies wyszli niską pierwszą piątką z Mattem Barnesem na czwórce, ale ich atak rozkręcił się na dobre kiedy na parkiet wyszedł Zach Randolph. Razem z Marcem Gasolem świetnie obsługiwali podaniami ścinających kolegów, mieli 5 asyst w pierwszej kwarcie, a cała drużyna 8 przy 10 celnych rzutach. Barnes trafiał trójki, świetnie grający Jeff Green był najlepszym strzelcem drużyny i Grizzlies przez trzy kwarty uzbierali 78 punktów ze skutecznością 58% z gry na obronie Heat. Ale ta obrona gospodarzy przypominała w końcu o sobie i to w decydującym momencie, kiedy przez ostatnie dwie i pół minuty nie stracili żadnego punktu. Byli aktywni, zablokowali dostęp do kosza, a Grizzlies pudłowali swoje jumpery i Heat zakończyli mecz runem 11-0.

Dwyane Wade dobrze broniony przez Courtneya Lee po trzech kwartach miał tylko 6 punktów z 9 rzutów, ale już na początku czwartej trafił dwa razy, a potem zdobywał kluczowe punkty na samym finiszu. Na minutę przed końcem wszedł pod kosz zmniejszając stratę do jednego punktu, natomiast w kolejnej akcji dał Heat prowadzenie trafiając pull-up jumpera nad Lee.

Goście mieli jeszcze sporo czasu na odpowiedź, ale Mike Conley źle podał do Gasola, który nie złapał piłki i Justise Winslow zaraz powiększył prowadzenie na linii. Na zegarze było już tylko 0.7 sekundy. Grizzlies w tym sezonie już tyle wystarczało na wygranie meczu, ale teraz nie mieli timeoutu. Heat wygrali 100:97.

Wade zdobył 8 ze swoich 14 punktów w czwartej kwarcie. Najlepszym strzelcem gospodarzy był Chris Bosh mający 22 punkty z 10 rzutów, w tym ważną trójkę z rogu pod koniec. Kluczową rolę odegrał też Gerald Green, który najpierw w pierwszej kwarcie przywrócił do życia umiejącą ofensywę Heat zdobywając 8 kolejnych punktów, a potem na finiszu dał im kolejny zastrzyk energii na początku tego decydującego runu. Zdobył punkty w penetracji i wykorzystał wolne będąc faulowanym przy rzucie za trzy. W sumie zdobył 16 punktów. Tymczasem kolejny słaby mecz miał Hassan Whiteside na 9 punktów i 11 zbiórek bez bloku. Jeszcze gorzej spisywał się Goran Dragic, który spudłował wszystkie 5 prób zza łuku, miał 8 punktów z 14 rzutów, 8 asyst, ale też 5 strat.

Dla Grizzlies 26 punktów zdobył Jeff Green, jednak w czwartej kwarcie był tylko 1/6 z gry. Matt Barnes miał double-double 13 punktów i najwięcej w drużynie 13 zbiórek, a do tego 4 asysty. Po 12 punktów i 4 asysty zaliczyli Gasol i występujący w roli rezerwowego Z-Bo. Conley miał tylko 9 punktów, a z ławki 12 dołożył Mario Chamlers, dla którego to był pierwszy w karierze mecze w Miami w roli gościa. Heat podziękowali mu za wspólnie spędzone lata:

(9-14) Minnesota Timberwolves popełnili aż 25 strat, oddając w ten sposób 43 punkty i zwycięstwo (11-14) Phoenix Suns. Gospodarze wygrali 108:101, ale to był właściwie blowout. Pod koniec trzeciej kwarty mieli 21 punktów przewagi, potem rezerwowi Wolves jeszcze zmniejszyli straty, ale Suns odpowiadali celnymi trójkami, utrzymując pewne prowadzenie.

Brandon Knight po tym jak w poprzednim meczu był 0/12 z gry, a w dwóch ostatnich łącznie 0/13 za trzy, teraz trafił najwięcej w karierze 7 trójek na 25 punktów. Eric Bledsoe zdobył 23. Razem mieli jeszcze 15 asyst, aż 8 przechwytów i 6 bloków, chociaż też 11 strat. Kluczową rolę odegrał również Tyson Chandler, który wrócił do gry po ponad dwóch tygodniach nieobecności. Wszedł z ławki i zapewnił Suns dobrą obronę. Natomiast Alex Len wygrał pojedynek z Karlem-Anthony’m Townsem mając 18 punktów i 7 zbiórek.

Dla Wolves 28 punktów zdobył Zach LaVine, ale 15 z nich gdy już było właściwie po wszystkim w czwartej kwarcie. Słaby mecz Andrew Wigginsa na 13 punktów i najgorsze w drużynie -17 w 27 minut.

(16-9) Toronto Raptors wykorzystali pojedynek na własnym parkiecie z (1-24) Philadelphia 76ers i przedłużyli swoją serię zwycięstw do czterech. Pod koniec trzeciej kwarty mieli już 20 punktów przewagi, potem co prawda goście jeszcze zbliżyli się na -6, ale obyło się bez crunch time, ponieważ od tego momentu przez ostatnie siedem minut Sixers zdobyli już tylko 5 punktów. Raptors wygrali 96:76.

DeMar DeRozan miał 25 punktów 14 razy stając na linii, 8 zbiórek i najlepsze +30. Luis Scola wyrównał swój rekord sezonu zdobywając 22 punkty, z czego 14 już w pierwszej kwarcie. Dla Sixers 23 punkty z 25 rzutów Jahlila Okafora, który zebrał też 14 piłek. Nerlens Noel opuścił mecz z urazem oka.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

16 KOMENTARZE

  1. W meczu Heat imponowal Barnes. Linijka niby nie pokazuje ale był doskonały w rozrzucaniu podań i hokejowych asystach. Do tego groził na dystansie. Szkoda Grizzlies bo trochę sami sprezentowali sobie tę porażkę.
    Ładny gest ze strony organizacji Heat dla Mario. Film + podziękowania od koszykarzy – ładny obrazek ;)

    0
    • Nie pamiętam, gdzie to konkretnie było napisane, czy tutaj czy na twitterze u Maćka Kwiatkowskiego.

      Chyba jeden z meczów w serii z Memphis. Westbrook kradnie/wybija/wyciąga, nazwij jak chcesz, piłkę Conleyowi w kluczowej akcji. Pada pytanie “ilu graczy na świecie/w NBA byłoby to w stanie zrobić”.

      Istotnie. Słynne IQ może by grało rolę, gdyby Westbrook dostał piłkę samopas i mógłby robić co chce. Ze świetnym supportem wokół i ustalonym systemem, gdzie każdy dostaje określone zadania, to mimo wszystko niemożliwe.
      A Westbrook to two-way player i atletyczny freak jak nikt w lidze. W obecnym kształcie Russell mimo czasem zablokowanego przełącznika trybu “WHO GON STOP ME” to zdecydowanie bardziej przewaga niż piąte koło u wozu.

      0