Charlotte Hornets dołączyli do rewolucji

5
fot. AP Photos/Bob Leverone
fot. AP Photos

Niewiele zostało w NBA zespołów, które cały czas próbują grać wysoko, topornie, z uwzględnieniem tylko i wyłącznie siły podkoszowych graczy. Nawet na przekór trendom wracające do tych “dobrych czasów”, niemal epoki kamienia łupanego koszykówki, San Antonio Spurs oddali w 2 ostatnich meczach 50 rzutów za trzy punkty. NBA się zmienia, NBA prosi kolejne zespoły, a nawet wymusza na nich, zmiany w ofensywnych systemach, zmiany które sprawiają, że z meczu na mecz, z sezonu na sezon, NBA staje się ligą kopiujących się nawzajem drużyn. I nie ma w tym nic złego, ponieważ taką koszykówkę lepiej się ogląda i taka koszykówka wygrywa mistrzostwa.

Dlatego znakomita większość trenerów dąży do zmiany kursu na ten właściwy. Na ten gdzie gra w pick-and-rollu i rzut za trzy są  najważniejszymi składnikami ofensywy. I po sezonach, w których mało co udawało się Charlotte Hornets, wreszcie po solidnie przepracowanym offseason, zespół Steve’a Clifforda dołączył do rewolucji.

Historią numer jeden są oczywiście rzuty za trzy punkty (26.4 na mecz), ale ważniejszą i istotną zmianą w ofensywie Hornets, która prowadzi do rzutów z dystansu, jest to jak rozgrywają pick-and-rolle.

Mają bardzo dużo miejsca wychodząc na parkiet z Marvinem Williamsem na pozycji numer cztery, później z frontcourtem Kaminsky – Zeller, a nawet z dwójką Zeller – Jefferson otoczoną trzema strzelcami. Swoje zrobił lepszy spacing, obecność na parkiecie Nicolasa Batuma, strzelców na pozycjach numer dwa i trzy – niestety również nieobecność Michaela Kidda-Gilchrista. Rolujący do obręczy mają więcej przestrzeni – zdobywają dobre 1.07 punktów na posiadanie – ale też pojawiła się mądrość w tej drużynie. Zaczynając od trenera, który z roku na rok prowadzi ten zespół lepiej, ma ciekawy ofensywny playbook, na zawodnikach kończąc – Jeremy Lin i Batum, a także Jeremy Lamb czy rzucający za trzy biały froncourt, to gracze o wysokiej koszykarskiej inteligencji. Każdy z nich ma swoje ograniczenia w tym jakie podejmuje decyzje, jak reaguje na polecenia trenera, ale cała piątka to mądrzy gracze, którzy jeszcze w tym sezonie nie zaszkodzili drużynie i raczej do końca sezonu tego nie zrobią.

Hornets kończą rzutem prawie 27 posiadań w pick-and-rollach. O wiele większą część zasłon wykorzystują penetrujący lub oddający pull-upy gracze z piłką, których skłonności do gry jeden na jeden póki co nie krzywdzą 7. ofensywy sezonu regularnego aż tak bardzo, jak jeszcze przed rozpoczęciem sezonu mogłoby się wydawać.

Rolujący Al Jefferson, Zeller oraz popujący Spencer Hawes i Kaminsky stawiają zasłony i zdobywają punkty w akcjach z Linem i Batumem, ale też podają piłkę dalej. To wszystko umożliwia spacing, który w roku ubiegłym zatrzymywał Hornets już na etapie stawiania zasłony:

fot. ILP
fot. ILP

Spójrz na matchup Kidd-Gilchrist-Paul Pierce. Ten pierwszy nieodpowiedzialnie psuje spacing ustawieniem na “długiej dwójce”, ten drugi nie czuje respektu do gracza w rogu i “łagodnie” podwaja centra. Od początku Hornets mieli tutaj problem natury taktycznej: w którą stronę pokierować piłkę? Czy grać pick-and-roll do lewej strony?

ICE Wizz z Nene, później w razie gdyby Nene jednak przepuścił gracza z piłką idzie pomoc od Gortata lub Pierca – jeden z nich zostanie z Jeffersonem – Kidd-Gilchrist prawdopodobnie nie trafiłby ewentualnego rzutu, a obrony zespołów NBA żyły z tym.

Czy do środka? Czy podać do Mo Williamsa. Dobry atak wybiera najlepszą opcję, którą sobie stworzył. Nie tę, którą wymusiła obrona.

Poprawne realizowanie prostego pick-and-rolla na środku parkietu, też przekraczało możliwości Hornets 2014/15:

fot. ILP
fot. ILP

Jest dwójka graczy w rogach, ale znowu MKG zostaje bez obrońcy – zwróć uwagę na dysproporcję w ustawieniu dwóch obrońców Sixers na graczach w narożnikach. Zaznaczony Marvin Williams stoi tam gdzie stoją silni skrzydłowi, ale tacy którzy nie rzucają za trzy – Williams oddał w ubiegłym sezonie ponad 260 rzutów za trzy punkty, trafił 36% z nich i w pick-and-rollach taki jak ten wyżej, stretch-four – którym Williams jest w tym sezonie – powinien wychodzić wyżej w tym samym czasie, w którym Jefferson roluje do obręczy. Ale znowu strona od której stawia zasłonę center Hornets wyklucza jeden z możliwych kierunków ruchu Williamsa, ponieważ, jeśli stawiasz zasłonę od prawej strony, to rolujesz od lewej i odwrotnie. To Williamsowi w zasadzie zostawiało trzy opcje – zostać w strefie pod obręczą, zdublować pozycję w rogu z MKG lub przebiec na obwód, wpadając na kozłującego Lance’a Stephensona. Tutaj klip.

Hornets nauczyli się kierować i grać pick-and-rolle w stronę pozbawioną tłoku. Al Jefferson roluje lub łapie piłkę i oddaje rzut z bliskiego półdystansu, wykorzystując spacing i równomierne ustawienie na mocnej i słabej stronie. Nie dochodzi, albo dochodzi zadziwiająco rzadko, biorąc pod uwagę z jakimi kłopotami borykał się przez ostatnie lata zespół Steve’a Clifforda, do sytuacji, w której gracze na weak-side przeszkadzają tym grającym z piłką. Nie dochodzi do sytuacji, kiedy rolujący wpada na swojego gracza lub jego obrońcę. Tak pick-and-rolle grają nowi Charlotte Hornets :

Nauczyli się też wykorzystywać rolującymi tę właśnie przestrzeń, która w wielu innych zespołach przez kilkanaście posiadań potrafi pozostać pusta. Stawiają zasłony od słabej strony i dzięki temu mają więcej swobody grając 2 na 2, pomoc w pick-and-rollu nie może wyjść wyżej, a jeśli to zrobi – zostawia strzelca w rogu. W tej ofensywie rolujący gracz ma zawsze dwie opcje do wyboru. Rzut lub odegranie do gracza, od którego idzie pomoc:

fot. ILP
fot. ILP

Poprawione ustawienie graczy w rogach, power-forward – który nie rzuca za trzy tak często jak w preseason – stoi w miejscu umożliwiającym walkę o zbiórkę w ataku, duet Batum – Hawes grozi w ofensywie wszystkim: drivem, pull-upem, podaniem, odegraniem do niekrytego gracza. W porównaniu z tym co oglądaliśmy w poprzednim sezonie, to niemal postęp o koszykarską dekadę, przeprowadzony w kilka miesięcy.

Poprawiając spacing sprowadzili do pick-and-rolli również podania. Rywale muszą bronić ich szerzej i muszą brać pod uwagę zagrożenie z paru stron. Skończyły się czasy pchania piłki do low-post, wymienianie bezproduktywnych podań na obwodzie pomiędzy dwójką zawodników, grania w iso od pierwszych sekund posiadania. Szukania punktów dla punktów, nie dla dobra zespołu.

Nie zanotowali olbrzymiego skoku jakości w asystach, asystach drugiego stopnia, czy potencjalnych asystach. Ale są na dobrej drodze, aby po 60-70 meczach, kiedy nowi gracze będą grali ze sobą na pamięć, kiedy Kemba Walker być może dorówna do kreującego w pick-and-rollu Batuma, kiedy ruch piłki pozbawiony strat (drugi sezon z rzędu najmniej w całej NBA) będzie generował jeszcze więcej rzutów z czystych pozycji (obecnie Top10 w open rzutach, Top7 w open-trójkach, Top10 w wide-open rzutach), stać się jednym z 10-12 najlepiej podających zespołów w lidze. A Clifford ma potrzebne do tego narzędzia, które w 16 meczach obecnego sezonu sprawnie wykorzystał.

Kaminsky nie gra dobrego sezonu, nie znajduje się w najlepszej dziesiątce debiutantów, ale trener Hornets gra nim 14 minut w meczu obok Zellera, Hawesa i Jeffersona. Hornets tracą wtedy w obronie, ale nie aż tak bardzo, aby żaden z tych duetów nie mógł spędzić ze sobą kilku wartościowych minut – dużo w obronie robi pierwsza linia złożona z atletycznych guardów, wspieranych Batumem i kłopoty zaczynają się dopiero, gdy zostanie ona przez rywali złamana.

Ofensywna wartość Kamińskiego pozwoliła Hornets przejść do koszykówki 4-out – gdy Zeller lub Jefferson są obok – a nawet 5-out, z Hawesem grającym wymiennie z Kaminskim na pozycjach cztery i pięć i coraz częściej pomiędzy sobą. Ten wybór w drafcie już jest kwestionowany, ale to materiał może nie na gracza pierwszej piątki, ale na kogoś kto w podobnym systemie będzie zdobywał punkty w pick-and-pop – 43% za trzy – a wady w obronie nadrabiał inteligencją w ataku. Per-36 minut rozdaje ponad 2 asysty – i to zasadnicza różnica pomiędzy nim, a innym białym wysokimi z loterii draftu:

Nie wygląda jednak dobrze gra Hornets z Kaminskim i Jeffersonem na parkiecie. Tracą per 100 posiadań 110.4 punktów, zdobywają tylko 103, ale Clifford od paru meczy nie używa tego dwuosobowego lineupu we wrażliwych fragmentach meczu. Nie używa Jeffersona w czwartych kwartach. Tylko 5.8 minut Big Ala w ostatnich kwartach meczu – zero minut w powrocie, crunch-time i dogrywce z Sacramento Kings – pokazuje, że Hornets od czasu do czasu rezygnują z wolnego w obronie i nie rzucającego za trzy punkty post-up gracza, na rzecz mobilności i posiadań zakończonych rzutem z dystansu – poziom obrony obręczy pozostaje ten sam, słaby na 60% rywali zarówno Jeffersona i Kamińskiego.

Słusznie mogło się wydawać, że mając więcej miejsca ten zespół będzie częściej dogrywał piłki do post-up. Według SynergySports mniej niż 10% wszystkich posiadań w ataku Hornets kończą na bloku, mając w zasadzie tylko jednego post-up scorera na parkiecie i to nie przez 48 minuty, a przez tylko 27 jakie Jefferson gra. Wciąż ponad 50% wszystkich posiadań kończy w low-post, ale oddaje mniej rzutów niż w poprzednim sezonie i trafia 50% z nich. Jest efektywniejszy.

Podobny progres zaliczył Walker, który trafia najlepsze w karierze 46% z gry i 40% pull-up jumperów, ale przestał dominować piłkę i atak Hornets. Trener Clifford powoli burzy trzon Walker-Jefferson, o czym świadczy wyrównany Usage trzech starterów – Walkera, Jeffersona i Batuma. Duże znaczenie ma też to jak łatwo i jak szybko Francuz przejął kreowanie partnerów od Walkera, który pozbawiony odpowiedzialności za punkty innych graczy, częściej penetruje w pick-and-rollach i oddaje rzuty, a nawet gra jako wychodzący po zasłonach two-guard:

Clifford podzielił obowiązki point-guarda na dwóch graczy, nawet na trzech gdy obok Walkera i Batuma gra Lin, a nawet na czterech gdy do tego tria dołącza w smallballu Lamb. Batum Per-36 minut zdobywa 17 punktów, zbiera 6 piłek i notuje 4 asyst. Trener Hornets zapowiadał przed sezonem, że Francuz będzie pierwszą lub drugą opcją w ataku Charlotte. I faktycznie. Pod względem punktów, tylko Walker zdobywa ich więcej od Batuma, ale pod względem wpływu na jakość zespołu, Walker nie ma do skrzydłowego nawet startu.

Zanim trafił do Hornets, przechodził ciężki sezon w Portland, leczył kontuzje, borykał się z przewlekłym zmęczeniem. To 26 latek, który biega jak 50-letni weteran, ale ciągle ma ten sam bardzo dobry przegląd pola, po którym dostrzega lepiej ustawionych graczy, gdy penetruje. Widzi więcej, widzi lepsze rzuty, na rzecz których rezygnuje ze swoich – a przecież ciesząc się takim zaufaniem, mógłby oddawać więcej niż 4 pull-up jumpery na mecz.

Nie mógł w czerwcu przypuszczać, że trafi do zespołu z nawet lepszym systemem niż ten w Portland. Miał na papierze słabych strzelców za trzy punkty, ale dominującego w post-up gracza, który był odpowiedzialny za atak zespołu. Miał przed sobą w zasadzie gorszą kalkę tego co w Portland się kończyło. Ale od pierwszych meczów preseason, od pierwszych spotkań sezonu regularnego Batum od razu zaaklimatyzował się w motion-offense Hornets:

Zwróć uwagę ile w tym posiadaniu jest zasłon i ruchu.

Batum zdobywa fantastyczne 1.50 PPP w akcjach off-screen, grając je prawie 3 razy w każdym meczu, ale zespół zyskuje najwięcej, gdy Batum jest przy piłce. Clifford odnalazł też dla tego ataku inne opcje niż wspomniane wcześniej izolacje w post-up. Spacing pomógł Hornets realizować jeszcze więcej pomysłów trenera i wpleść do ofensywy tego zespołu różnorodność. Batum jest efektywny – trafia 40% rzutów za trzy punkty – i gra w pick-and-rollu z Jeffersonem tak jak grał w Portland z LaMarcusem Aldridge’em.

24 ze 105 celnych rzutów Jeffersona pochodzi z podań Batuma. Ten duet – gdy przebywa na parkiecie – gra pomiędzy sobą i z jednej strony jest słabszą wersją pick-and-pop gry Batum-Aldridge, ale zarazem lepszą, biorąc pod uwagę jak mądrze Batum wykorzystuje swoją bardzo dobrą formę i obecność kogoś kto trafia z mid-range 45.6% rzutów, kogoś kogo rywale – w przeciwieństwie do Aldrirdge’a – nie kryją aż tak napastliwie jak rok temu. To też sukces Clifforda i jego ofensywy – sprawić, aby jeden z dwóch – trzech najlepszych graczy zespołu, był postrzegany przez rywali jako role-player:

Wkradło się przez lato dużo pozytywnej swobody w tym zespole. Ruch trzech zawodników na słabej stronie pozwala spokojnie kozłować graczom i nie tracić piłki. Umożliwia odbieranie piłek po handoffach, które częściej od Hornets grają tylko 3 zespoły w lidze – Charlotte zdobywają bardzo dobre 1.08 PPP w takich akcjach. Jest więcej ruchu – według SportVU również tylko trzy zespołu biegają w ataku więcej niż Hornets. I to wszystko przy zaledwie 9 punktach na mecz w kontratakach, do których obrona Hornets niestety nie doprowadza.

Zagrali w transition tylko 170 posiadań w tym sezonie – najmniej w lidze. To zaskakujące, że zespół z Batumem, eksplozywnymi guardami lubiącymi penetrować nie próbuje częściej atakować obręczy szybszym atakiem. Chociaż też zrozumiałe, ponieważ jak wcześniej wspomniałem: nie pomaga im obrona, Clifford kontroluje tempo zespołu z ławki.

Grają w przeciętnym jak na ligowe standardy tempie 98 posiadań w 48 minut. Jeśli jest jedna poważna rzecz, do które można się przyczepić, to właśnie mała liczba łatwo zdobywanych punktów – są najgorzej zbierającym zespołem w ataku. Zobacz dlaczego. W ofensywie Hornets jest miejsce na early-offense, na wykorzystywanie tych posiadań, które niemal gwarantują zdobycie punktów w kontrze 2 na 1, 3 na 2. Jest też sporo tzw. quick-hitters, czyli rzutów po jednym podaniu do off-screen gracza:

Jest też w ostrożnej grze Hornets – wolne tempo, mała liczba podań (eliminują te niepotrzebne), brak ryzyka – sporo sensu. Obrona na 100.1 traconych punktów w 100 posiadaniach (11. miejsce), z wolno wracającym do obrony centrem (nawet frontcourtem Kaminsky – Jefferson) nie może pozwolić sobie na stratę piłki i w konsekwencji stratę łatwych dla rywali punktów. Według SynergySports Hornets słabo bronią akcji w transition. Oddają 1.13 PPP (22. miejsce).

Dbają o piłkę wybierając jak najmniej ryzykowne, nawet pozbawione ryzyka rozwiązania. Z tracącymi w karierze ponad 5 piłek w meczu Walkerem i Linem, Hornets musieli z czegoś zrezygnować. Spisali na straty penetracje pod obręcz. 21. miejsce w NBA pod względem drive’ów na mecz, opowiada tę samą historię co mniejsza liczba rzutów Jeffersona i Walkera – grają mniej, ale efektywniej. Trafiają ponad 47% rzutów po penetracjach i tracą piłkę tylko w 1.4 drive’ach z 23 w każdym meczu. Nie ma już na oślep wjeżdżających pod kosz guardów, którzy nisko pochylają głowę i atakują obrońcę cały ciałem, zapominając o kontrolowaniu piłki.

Po porażce z Cleveland Cavaliers, Hornets spadli na 8. miejsce w Konferencji Wschodniej, ale z bilansem 9-7 mają tylko jeden mecz straty do Top4 i Chicago Bulls. Nie wiem jakie aspiracje mają w zespole Michaela Jordana, ale trzymanie się blisko realnej czołówki konferencji, przy nagłym wzroście poziomu gry po tej stronie Ameryki, na pewno optymistycznie nastawia przed kolejnym spotkaniami. Już po 16 meczach, Charlotte Hornets to przykład z sezonu 2015/16 jak wiele potrafi zdziałać nagła zmiana ofensywnego systemu, sprowadzanie graczy potrzebnych, solidnych, niekoniecznie na gwiazdorskich zasadach. Jak ważny jest odpowiedni trener i prawidłowe wykorzystanie graczy. Jak ważne są rzuty za trzy punkty, pick-and-rolle i wszechstronność.

Poprzedni artykułFlesz: 76ers znów prawie wygrali…, Curry zrobił rzeź w Phoenix, Cam Newton przyszedł na LeBrona
Następny artykuł6GTV: Czy Anthony Davis poprosi o transfer?

5 KOMENTARZE