Ma dopiero 22 lata, w poprzednim sezonie został najmłodszym zawodnikiem w historii NBA, który zanotował wskaźnik PER powyżej 30, a jego 30.81 to jedenasty najlepszy wynik ever. To był dopiero jego trzeci rok gry w lidze, a już znalazł się w pierwszej piątce All-NBA i drugiej najlepszych obrońców.
Anthony Davis szybko wyrasta na jedną z największych gwiazd ligi. Natomiast New Orleans Pelicans mają to szczęście, że jest ich graczem i jeszcze przez najbliższych kilka lat to się nie zmieni. To sprawia, że Pels mogą z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość.
W ostatnim sezonie Davis poprowadził Pelicans do pierwszej ósemki Zachodu. Tak samo jak wcześniej LeBron James czy Kevin Durant, zadebiutował w playoffach w swoim trzecim roku gry w NBA. Co będzie dalej? James już w czwartym sezonie razem z Cavaliers był w wielkim finale, KD czekał tylko rok dłużej… W Nowym Orleanie już nie mogą się doczekać, kiedy Davis doprowadzi swoją drużynę na szczyt.
ZMIANY PRZED SEZONEM
Najważniejsza zmiana w Nowym Orleanie nastąpiła na stołku trenerskim. Monty Williams osiągnął cel postawiony przez władze klubu przed sezonem i doprowadził Pelicans do playoffów, ale ostatecznie to nie wystarczyło i stracił pracę. Początkowo dużo mówiło się, że jego następcą będzie Tom Thibodeau, jednak w Nowym Orleanie nie czekano na niego i Pelicans wybierali między asystentem Steve’a Kerra Alvinem Gentrym, a chcącym wrócić na ławkę komentatorem ESPN’u Jeffem Van Gundy’m. Postawili na Gentry’ego i mianowali go trenerem już w trakcie playoffów, jeszcze zanim sięgnął po tytuł z Golden State Warriors. Tymczasem okres wolnej agentury rozpoczęli ogłoszeniem przedłużenia debiutanckiego kontraktu ze swoim gwiazdorem. Podpisali z Davisem maksymalną, 5-letnią umowę, która wyniesie rekordowe $145 milionów.
Początek był bardzo obiecujący, ale poza zmianą trenera Pelicans nie dokonali istotnych zmian w składzie. Skupili się na zatrzymaniu zespołu z poprzedniego sezonu, przede wszystkim podpisując środkowych, mimo, że trenerem został coach ceniący small-ball, a lider drużyny wydaje się być idealnym materiałem na centra w takiej koszykówce. Omerowi Asikowi, po słabym sezonie i fatalnych playoffach, zapłacili aż $60 milionów za kolejne pięć lat. Lepiej poszły im negocjacje z rezerwowym Alexisem Ajincą, z którym związali się umową na $20 milionów za cztery lata. Do tego dodali jeszcze doświadczonego Kendricka Perkinsa, który ma pełnić rolę mentora dla Davisa. Poza tym zatrzymali Dante Cunninghama ($9mln/3), Luke’a Babbitta ($2.5mln/2), a także zastrzeżonego wolnego agenta Norrisa Cole’a. Z tym ostatnim przez całe wakacje nie udało im się porozumieć w sprawie nowej umowy, a też nikt inny nie złożył mu propozycji, dlatego Cole zdecydował się przyjąć roczną ofertę kwalifikacyjną wartą $3 miliony i za rok ponownie trafi na rynek. Natomiast wśród nowych zawodników, poza Perkinsem są jeszcze Alonzo Gee ($2.8mln/2) i Chris Douglas-Roberts (niegwarantowane $2.5mln/2).
ROTACJA
Po sukcesie ze small-ballem w Warriors, wydaje się, że Alvin Gentry będzie starał się korzystać z niższych ustawień również w Nowym Orleanie. Póki co w preseason nie eksperymentuje z tym jednak za bardzo. Kontuzje Omera Asika i Alexisa Ajincy dają mu większe możliwości na niskie granie, ale nadal zaczynał wysoko, wstawiając Kendricka Perkinsa do piątki. Nie korzysta wiele z mającego największy ofensywny potencjał duetu Davis-Anderson. Zobaczymy jak to dalej się potoczy. Tyreke Evans raczej zostanie przesunięty na ławkę, w pierwszej fazie będąc zmiennikiem dla grającego limitowane minuty Jrue Holidaya. Pozostaje też pytanie kto będzie grał na trójce. Najlepszym kandydatem wydaje się Quincy Pondexter, ale nie będzie jeszcze nie gotowy na start sezonu.
TRENER: ALVIN GENTRY
Alvin Gentry wraca na stołek head coacha po dwóch sezonach przerwy, ale to dla niego też powrót do Nowego Orleanu, gdzie był asystentem Tima Floyda w sezonie 2003/04. Dziś jest już bardzo doświadczonym trenerem. Swoją karierę w NBA rozpoczynał w 1988 roku jako asystent w San Antonio Spurs. Od tamtego czasu zwiedził siedem klubów. Pod koniec lat 90-tych był głównym trenerem Detroit Pistons, później prowadził Los Angeles Clippers łącznie przez niepełne sześć sezonów, ale tylko raz udało mu się wywalczyć awans do playoffów.
W 2004 roku Gentry dołączył do sztabu trenerskiego Mike’a D’Antoniego w Phoenix Suns, a po jego odejściu do Nowego Jorku, w trakcie kolejnego sezonu przejął posadę po Terrym Porterze. Wtedy po raz pierwszy miał okazję prowadzić naprawdę silną drużynę i w 2010 roku osiągnął swój największy sukces awansując z Suns do finałów Zachodu. Ponadto, jego drużyna miała wówczas najlepszy atak w lidze, zdobywając średnio 112.7 punktów na 100 posiadań, co jest jednym z najlepszych wyników w historii NBA.
Sezon 2013/14 spędził u boku Doca Riversa w Clippers, a ten ostatni 2014/15 w sztabie Kerra w Warriors, gdzie był współodpowiedzialny za skonstruowanie mistrzowskiego ataku. W Nowym Orleanie jego głównym zdaniem będzie jak najlepsze wykorzystanie ogromnego talentu Davisa i zbudowanie wokół niego silnej, dobrze zbilansowanej drużyny. Musi lepiej poukładać atak, który w zeszłym sezonie był na 29. miejscu pod względem liczby podań (271.4), za to na drugim, jeśli chodzi o udział izolacji (10.6%). Na pewno Pelicans będą grać dużo szybciej niż poprzednio (mieli 27. tempo), będą bardziej stawiać na spacing i ruch piłki, a do tego częściej mają korzystać z niższych ustawień. Musi też poprawić dopiero 22. obronę (104.7), w czym pomoże mu świetny specjalista w tym względzie Darren Erman, który u Marka Jacksona był odpowiedzialny za defensywę Warriors, a ostatni sezon spędził w sztabie Brada Stevensa w Bostonie.
GRACZE
Anthony Davis. Pan Gąbka – chłonie wszystko. Buduje z siebie najlepszego koszykarza NBA i to nieprawdopodobne, że znaczy już tak wiele, choć tyle jeszcze jest w stanie dodać do swojej gry. Może być zdecydowanie lepszym graczem 1-na-1 (trafił tylko 40% nieasystowanych rzutów), może dodać go-to-move (zapytany czy ma taki odpowiedział: “Yeah, score the basketball”), może stać się elitarnym obrońcą (bronił obręczy na tylko solidnym poziomie 49%)… Gra z ogromną łatwością i w sezonie 2014/15 wyraźnie poprawił rzut z półdystansu (z 40 do 46%), od razu stając się zagrożeniem i w pick-and-roll i w pick-and-pop. Wg Synergy Sports jest Top-6 graczem NBA w pick-and-rollu, kontrataku i po ścięciach. Kończąc kontrataki jest nr 1 ligi na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Wg MSR był 5. najlepszym ofensywnie graczem ligi – raz jeszcze – bez go-to-move. Ale po dodaniu rzutu z półdystansu, zaczął korzystać z pompki, aby jednym długim susem dostać się z linii rzutów wolnych nad obręcz. Latem dodał 4 kilogramy i waży już 113 kilo. Przyznał, że poświęcał w każdej sesji treningowej ok. 15-20 minut pracując nad obroną z trenerem Darrenem Ermanem. Pracował też nad kozłem. Alvin Gentry zamierza dać mu zielone światło, by mógł wyprowadzać piłkę. Ma też zacząć rzucać za trzy – póki co trafił tylko 3 z 27 trójek w karierze. Jeżeli ominą go kontuzje kostek i nauczy się lepiej podawać, gdy zostaje podwojony – może w ciągu 2-3 sezonów stać się najlepszym graczem ligi. Może nawet już w najbliższym sezonie. Zanim to się stanie, będzie musiał nauczyć się sprawiać, aby gracze wokół niego byli lepsi i wygrać przynajmniej jedną serię playoffów. LeBron James tak łatwo nie da się zepchnąć z tronu, a Kevin Durant i Stephen Curry też mają na niego chrapkę.
Jrue Holiday. Kłopoty z przeciążeniem w kości piszczelowej prawej nogi stały się jego przekleństwem. Ciągną się za nim już od dwóch i pół roku, w czasie, gdy powinien być w koszykarskim “primie”. Ale kiedy gra, pozostaje plusowym graczem w NBA, z racji na swoją wciąż niedocenianą, bardzo dobrą obronę i efektywność w ataku. To już jego sześć sezonów w lidze i żaden – ŻADEN – koszykarz ligi nie ma tak małych wahań w skuteczności z gry (44% w karierze) i w rzutach za trzy (38%). Trafia na tym poziomie praktycznie sezon w sezon. Kiedy zdrowy – kocha używać swojego ciała po wyjściu zza zasłony w pick-and-rollu, czy w sytuacjach off-screen. Lubi korzystać z przewagi fizycznej na półdystansie i potrafi rzucać nieskomplikowane, ale bardzo dobre podania w głąb pola trzech sekund. Gorzej wychodzi mu kreowanie strzelców za trzy (brakuje mu pierwszego kroku). Niestety przez dwa ostatnie sezony rozegrał razem tylko 74 mecze. W nadchodzącym sezonie aż do stycznia jego minuty mają być limitowane. Ma też przez “długi czas” nie grać w meczach back-2-back. Jest jednym z celów Pelicans, aby Holiday był dostępny przez cały sezon. Przekonamy się jednak czy jest w ogóle w stanie kontynuować karierę.
Ryan Anderson. Prototypowy strech-4 obecnych czasów. Choć kłopoty z kontuzjami na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów odebrały mu część atletyzmu (tylko 51% z layupów), wciąż nie możesz, po prostu NIE MOŻESZ, zostawić go bez krycia za linią 7 metrów i 24 centymetrów. Nawet w ostatnim, słabszym sezonie trafiał 40% trójek ze szczytu i skrzydeł. Kontuzje pleców, kolana i palca w prawej stopie ograniczyły go jednak do tylko 83 meczów w dwóch ostatnich sezonach. Ale latem zrzucił 6-7 kilogramów i po raz pierwszy od dawna miał zdrowy okres przedsezonowy, w którym mógł poświęcić się indywidualnej pracy. Sezon 2014/15 był statystycznie jego najgorszym od lat – trafił tylko 34% trójek i zaledwie 39,9% rzutów z gry. Anderson miał aż 199 posiadań punktowych 1-na-1 i kończył bardzo dobre 0.91 PPP akcji post-up. Dodaje od kilku lat do swojej gry ten właśnie element – chce być zagrożeniem, kiedy obrona na akcje pick-and-pop z jego udziałem, odpowiada zmianą krycia. Anderson pracuje nad fade-awayem i stepbackiem w izolacji. W zeszłym sezonie trafiał – odpowiednio – świetne 47% i 52% z takich posiadań rzutowych. Także 9 z 12 turnaround jump-shotów. Czasem sprawia, że krzywisz się tym w jaki sposób dochodzi do tych rzutów, ale jeżeli faktycznie dobrze przepracował lato, ma szansę na mały breakout-season u ofensywnego Alvina Gentry’ego i być może jako starter na czwórce, obok centra Anthony’ego Davisa. – Jego wizja gry up-tempo jest idealna dla tej grupy i zwłaszcza dla mnie. U niego czuje się naturalnie jak nigdy – mówi przed rozpoczęciem sezonu.
Luke Babbitt. Leworęczna wyrzutnia trójek. Ryan Anderson dla fanów metalu. Ma za sobą przełomowy sezon, w którym w końcu wyrósł na plusowego gracza w NBA. Dzięki temu podpisał nowy, dwuletni kontrakt z Pelicans. Trafił znakomite 51% ze 115 trójek w 830 minuty gry. Był nr 1 wśród wingmanów w skuteczności akcji catch-and-shoot (53%), nr 1 w skuteczności rzutów za trzy ze szczytów/skrzydeł (48%) i nr 3 w skuteczności z rogów boiska (55%). Miał fantastyczny sezon rzutowego postępu. Teraz przekonamy się czy to nie był “fluke”, bo poza rzutem za trzy, przynosi na parkiet niewiele więcej. W karierze trafia za trzy (40,3%) lepiej niż za dwa (39,8%). Nie zbiera, słabo podaje. Nie rozegra pick-and-rolla w koźle i szybkościowo nie daje sobie rady w obronie, kiedy gra jako niski skrzydłowy. Czy fizycznie nie zginie, grając jako stretch-four? Na tej pozycji ma grać w przyszłym sezonie więcej u nowego trenera Alvina Gentry’ego. – To bardzo trudny matchup, zwłaszcza jeśli chcesz grać nim jako stretch-four – mówił przed sezonem Gentry. Babbitt musi trafiać +40% za trzy, jeśli chce mieć jakikolwiek sens w NBA.
Eric Gordon. Cień slashera i kreatora jakim miał być, który wynalazł w sobie jednego z najgroźniejszych shooterów ligi. Rozbity kontuzjami kolana, za to dopiero 26-letni Gordon, wrócił do świadomości niedzielnego kibica trafiając w playoffach 9 z 17 trójek w dwóch pierwszych meczach serii z Golden State Warriors. W całej serii był drugim strzelcem Pelicans. Było to tylko przedłużenie tego co zrobił w 61 meczach sezonu regularnego, w których trafił 44,8% rzutów za trzy. W zeszłym sezonie aż 63 graczy NBA oddało minimum 200 trójek ze szczytu i skrzydeł, a tylko Kyle Korver trafił więcej niż Gordon (46%). Co ciekawe – trafiał za trzy lepiej niż spod kosza, gdzie 44% było spadkiem z poziomu 56% w sezonie 2013/14 i 5. najgorszym wynikiem wśród wszystkich wingmanów NBA. Przed nowym sezonem zrzucił 4 kilogramy i twierdzi, że jest w najlepszym zdrowiu od sezonu 2010/11. Jego formę pochwalili zarówno GM Dell Demps i trener Alvin Gentry, który był trenerem Suns, gdy Suns zaproponowali mu przed kilkoma laty maksymalny kontrakt. Ale czy fizycznie wytrzyma grę up-tempo? Gra z bólami obu kolan, a w poprzednim sezonie opuścił półtora miesiąca po zerwaniu obrąbka stawowego w lewym barku.
Alexis Ajinca. Gdy w grudniu 2013 roku wracał do NBA po 2,5 roku nieobecności, mówiło się, że oto wraca mocno poprawiony Ajinca, nr 20 Draftu 2008. Mówiło się o jego poprawionych umiejętnościach strzeleckich w grze 1-na-1. Musieliśmy poczekać na to kilka miesięcy, ale te właśnie umiejętności pokazał w sezonie 2014/15. Żaden gracz NBA wg Synergy Sports nie poczynił większych postępów w grze jeden na jednego tyłem do kosza (ilość+jakość). Francuz wielokrotnie jadł rezerwowych centrów 1-na-1 i Monty Williams powinien był dogrywać mu piłkę jeszcze częściej – zdobywał świetne 1.1 PPP po grze tyłem do kosza i najlepsze w NBA 1.44 PPP w 16 izolacjach. Trafiał aż 49% rzutów z półdystansu (15/19 z turn-around jumperów) i robił rezerwowym Zachodu, to co Amar’e Stoudemire robił zmiennikom Wschodu. Używał zwodów, by na bloku dostać się bliżej kosza, albo po prostu od razu rzucał nad rywalami. Dlatego w lipcu podpisał czteroletni kontrakt z Pelicans za 20 mln dolarów. Po jego podpisaniu przyszły jednak złe informacje. Czyżby związane z faktem, że osiadł na laurach i nie przygotował się fizycznie do nowego sezonu? To był zarzut, który słyszał wcześniej, kiedy grał w NBA. Uraz Achillesa wykluczył go z EuroBasketu na tydzień przed jego startem. Następnie na początku października nadwerężył mięsień udowy i wróci do gry w 2-4 tygodniu listopada. To nie wróży dobrze. Nazwisko wymawia się “Ażąsą”.
Quincy Pondexter. Pracuś, który próbuje zrobić z siebie gracza 3-and-D. W lutym, po trzech latach wrócił z Memphis do Nowego Orleanu i wypełnił największą w NBA dziurę na pozycji niskiego skrzydłowego. W 45 meczach trafił 43,3% trójek – w tym świetne 52,1% z rogów – i sezon kończył w pierwszej piątce. Ale z nim na parkiecie Pelicans byli -0.4 punktów na 100 posiadań gorsi niż bez niego, bo ma jeszcze dużo do zrobienia po bronionej stronie boiska. Q-Pon jest słabym atletą i nie ryzykuje. Jest aktywny, ale nie jest destrukcyjnym obrońcą. Nie jest kimś kto swoją obroną potrafi zmienić mecz i zalepić miejsce, z którego defensywa krwawi. Czy spadający atletyzm pozwoli mu na to? Oddawał aż 1.07 PPP broniąc w izolacjach. Dwa ostatnie miesiące Pondexter spędził grając na kontuzjowanym kolanie. Stan kolana był do tego stopnia zły, że lekarze nie mogli nawet spuścić z niego wody. Pondexter rezygnował z prześwietleń, byleby tylko móc grać i pomóc zespołowi. W maju przeszedł atroskopię, ale rehabilitacja przebiega wolniej niż się spodziewano. Jest to, to samo lewe kolano, w którym w styczniu 2013 roku skręcił więzadło MCL. Pondexter dopiero na początku listopada ma wrócić do treningów z pełnym obciążeniem.
Tyreke Evans. Bardziej popularny Tony Wroten. Znakomity slasher, ale bez pozycji na boisku i wciąż bez rzutu. Kocha atakować w transition, bo w ataku pozycyjnym potrafi być bardzo łatwy do zatrzymania – wystarczy przechodzić mu pod zasłoną, co ma negatywny wpływ na atak Pelicans. Evans zdobywał 9.6 punktów PER-48 po penetracjach (o 1.8 mniej niż w 13/14) i był liderem całej NBA w liczbie tzw. drive’ów, ale kończył zaledwie 53% rzutów przy obręczy i dostawał się na linię dużo gorzej niż w 13/14 (5.5 PER-36 -> 3.9 PER-36). Miał problemy z kolanem, na którym po zakończeniu playoffów przeszedł atroskopię. Pelicans wiedzieli jednak, że Evans ma tendencje do pudłowania przy obręczy, więc skakali za jego layupami i zebrali nieprawdopodobne 47% pudeł Evansa blisko kosza. Głównie dzięki Anthony’emu Davisowi i Omerowi Asikowi był liderem NBA w tzw Asystach Kobe’ego. Po pracy nad zmianą techniki, po cichu poprawił rzut. Trafiał słabe 32% z pull-up jumperów po 22% w sezonie 2013/14 i 35% z akcji catch-and-shoot po 31%. Także solidne 34% z rogów i 39% z midrange. Bardzo dużo tych rzutów, to czyste pozycje, ale jeśli utrzyma tę skuteczność – lub poprawi – ma jeszcze szansę być kiedyś efektywnym graczem w NBA. Kiedy gra jako jedynka, jest znakomity zbierającym w obronie, naturalnie pcha piłkę do przodu, ale jego asysty są małej wartości, skuteczność bardzo przeciętna i Tyreke jest jednym z tych graczy, którzy zaliczają dużo pustych statsów – nie opowiadają dobrze o jego realnej wartości na boisku.
Omer Asik. Problemy z plecami i kolanem postarzały Omera Asika. Możesz płakać w samotności. Asik nie jest już tym samym graczem jakim był w Chicago i przez pierwszy sezon w Houston. Można czasem odnieść wrażenie, że stracił trochę miłości do koszykówki. W sezonie 2014/15 po raz pierwszy w karierze był minusowym graczem wg Synergy Sports i drugi sezon z rzędu jego team był lepszy, gdy siedział na ławce (a to trudne osiągnięcie, bo na ławce zajmuje dużo miejsca). W przyszłym sezonie może go czekać sporo siedzenia na ławce w końcówkach spotkań, bo Alvin Gentry będzie próbował grać jak najwięcej duetem Ryan Anderson – Anthony Davis. W dodatku Asik w trakcie obozu kontuzjował łydkę i będzie gotów do gry najwcześniej w pierwszym tygodniu sezonu. Sezon 2014/15 rozpoczął od bólu pleców i to przez kłopoty z nimi opuścił EuroBasket 2015. Wciąż pozostaje czołowym zbierającym NBA i stawia znakomite zasłony, ale w ataku jest nieprzydatny – nie umie rzucać, ma ręce z granitu – a w obronie przez kłopoty z mobilnością znaczy coraz mniej. Jego treningowe gierki z Kendrickiem Perkinsem powinny zostać zabronione.
Dante Cunningham. Dante Cunningham rozegrał już 432 mecze w NBA i wciąż nie wiemy dlaczego. Dlaczego Monty Williams 73% z jego 1652 minut w poprzednim sezonie grał na niskim skrzydle?! Dlaczego Dell Demps – aż do lutego nie sprowadzając sensownej trójki – pozwolił na to komuś kto w całej swojej karierze trafił 5,3% za trzy (2/38)? Dlaczego Cunningham jest w NBA mimo tego, że zbiera w karierze fatalne jak na wysokiego 6.9 piłek PER-36 i asystuje 1.2 PER-36? Jest aktywny – bardzo. Ma fantastyczne nogi i pracę rąk w obronie. Może switchować na niskich, kryć kilka pozycji i po raz pierwszy od jego rookie-sezonu 2009/10 zespół, w którym grał był na plusie, gdy był na boisku (Anthony Davis). Pelicans byli jednak lepsi, gdy siedział (-0.6 na 100 posiadań) i tak u Alvina Gentry’ego pewnie będzie się działo, chyba że… Przed sezonem podpisał trzyletni kontrakt z Pelicans. Czy Dante Cunningham ma jakieś haki na właściciela drużyny?
Kendrick Perkins. Fantastyczny gracz, jeśli tylko nie wchodzi na parkiet. Perkins traktowany jest już jako pozytywny wpływ w szatni – uczyć młodszych graczy jak dbać o własne ciała, jak pozostać skupionym, jak być profesjonalistą – i dlatego właśnie otrzymał minimalny kontrakt od Pelicans. Perkins ma za zadanie pozytywnie wpłynąć na rozwój Anthony’ego Davisa po tym jak dzielił już szatnie z Kevinem Durantem i LeBronem Jamesem. Kontuzje Ajinci i Asika sprawiają jednak, że Perkins może na początku sezonu pojawić się w rotacji… Wciąż jest pozytywnym obrońcą, ale jego wartość ofensywna jest od lat jedną z absolutnie najniższych w lidze. Ale to dobry gość i jako dobry gość wciąż pisze swoją historię w NBA.
Norris Cole. To był już drugi sezon z rzędu, w którym nie zdobył mistrzostwa NBA. Jego skuteczność zdobywania tytułów spadła już do poziomu 50%… Pelicans nie przereagowali latem na jego bardzo dobrą serię playoffów i nie dali mu nowego kontraktu. Cole rozegra sezon wg opcji kwalifikacyjnej debiutanckiej umowy, bo nie znalazł na rynku interesującej go oferty. Zagrał dla Pelicans 28 spotkań, ale Pellies byli lepsi o 2.9 punktów na 100 posiadań, gdy siedział na ławce. W każdym ze swoich czterech sezonów jego drużyny były lepsze, gdy nie grał. Ale też w każdym z trzech ostatnich sezonów w playoffach, jego drużyny były lepsze, gdy grał. To śmierdzi drugim Derekiem Fisherem, który był trochę podobnym graczem – niewysoką jedynką ze słabymi umiejętnościami kreowania ludzi i przeciętnym atletyzmem, za to z ambitną, gryzącą parkiet obroną i dobrym rzutem za trzy. Cole trafiał jednak 31,3% trójek w ostatnim sezonie – 32,6% w karierze – więc musi poprawić skuteczność za trzy, jeśli chce być kimś innym niż karykaturą “Mistrza Norrisa Cole’a”. Jeśli chce być drugim Derekiem Fisherem…
W NAJLEPSZYM WYPADKU
Mają gwiazdę przyszłości, gracza, którego w perspektywie kilku lat prawie wszyscy widzą na pozycji najlepszego w całej NBA. To ich największa siła. Anthony Davis robi ogromną różnicę i sama jego obecność sprawia, że są drużyną, z którą trzeba się liczyć. W zeszłym sezonie doprowadził ich do playoffów, a teraz oczekuje się, że będzie jeszcze lepiej potrafił ich pociągnąć. Przepracował wakacje, poprawiając swoją masę mięśniową, żeby lepiej móc przepychać się pod koszami, ale też ćwiczył rzuty za trzy, żeby móc rozciągać grę. Staje się wszechstronną bestią, dzięki czemu Gentry będzie miał duże pole manewru ustawiając wokół niego ofensywę, która powinna być zabójcza. Już w zeszłym sezonie Pelicans mieli 9. atak (105.4 punktów na 100 posiadań), a ich nowy trener jest dużo bardziej kreatywny niż jego poprzednik i jest jednym najlepszych ofensywnych specjalistów w lidze. Piłka częściej powinna przechodzić przez Davisa, a on w jeszcze większym stopniu powinien dominować. Mają grać szybciej, więcej small-ballem i mają do tego warunki. Ich atutem ma być również to, że w tym składzie grają już kolejny sezon i dobrze się znają. To będzie trzeci wspólny rok Davisa, Tyreke’a Evansa, Erica Gordona, Jrue Holidaya i Ryana Andersona. Natomiast w porównaniu z poprzednim sezonem, od początku Pelicans mają już lepsze wsparcie dla swoich najważniejszych graczy i dłuższą ławkę. Mają sporo talentu, który dotychczas wydawał się być nie w pełni wykorzystywany i nowy trener ma to zmienić. To kolejna drużyna, która chce szukać podobieństw swojej sytuacji z tą u mistrzowskich Golden State Warriors. Jeszcze rok temu zastawialiśmy się czy wejdą do playoffów, teraz sam awans to tylko plan minimum.
NAJGORSZY SCENARIUSZ
Jrue Holiday jest najlepszym playmakerem Pelicans, tym, który ma być przedłużeniem ręki trenera na parkiecie, ale w ostatnich sezonach stracił mnóstwo meczów przez kontuzje nogi i nadal jeszcze nie jest w pełni zdrowy. W pierwszej fazie rozgrywek jego minuty będą ograniczane. Brak pewnej opcji na jedynce może być problem w konstruowaniu tej nowej, lepszej ofensywy. Tym bardziej, że na ławce mają tylko Norrisa Cole’a. Dlatego, podobnie jak rok temu, prowadzeniem gry w dużej mierze będzie musiał zająć się Evans. Poprawił się w tym względzie, mniej gra pod siebie i lepiej potrafi znajdować kolegów, ale też lubi trzymać piłkę w rękach i dopiero przekonamy się czy odnajdzie się jako kreator w szybszym tempie i krótkich akcjach. Natomiast ograniczona rola Holidaya to też problem w poprawie defensywy, ponieważ jest on jednym z ich lepszych obrońców. Czy Gentry’emu uda się poprawić Pelicans po obu stronach parkietu i znaleźć dobry bilans gry? To może okazać się trudne do wykonania, biorąc pod uwagę, że będzie musiał chociażby wybierać między wysoką piątką z Omerem Asikiem, na czym ucierpi atak, a niższym ustawieniem ze stretchującym Ryanem Andersonem, który osłabi obronę. Może mu brakować graczy na dwie strony boiska. Na koniec trzeba jeszcze raz wrócić do problemów zdrowotnych, bo to nie tylko dotyczy Holidaya – cała drużyna od kilku lat jest dziesiątkowana przez kontuzje. Poprzednio tylko dwóch ich zawodników rozegrało co najmniej 70 meczów. Davis opuścił 14 spotkań, Gordon i Anderson po 21, Holiday 42. Natomiast teraz już w trakcie preseason z urazami zmagają się Asik i Ajinca, a też nieobecny jest leczący kolano Pondexter.
6GTV
CO LUBIĘ
Michał Kajzerek: Zatrudnienie Alvina Gentry’ego. To dobra decyzja w kontekście potencjału New Orleans Pelicans. Jeśli Gentry nie udowodnił Ci, że jest dobrym szkoleniowcem w trakcie swojej pracy z Phoenix Suns, to powinien podczas sezonu spędzonego na ławce Steve’a Kerra, któremu wyraźnie pomógł zdobyć mistrzostwo. To jedna z najbardziej elastycznych postaci w trenerskiej braci NBA, dobrze rozumie zarówno potrzeby set-offense, jak i up-tempo. Stanowi przewagę dla swojej drużyny w walce o play-offy.
Przemek Kujawiński: Alvina Gentry’ego. Suns AD 2010 byli jednym z moich ulubionych zespołów ostatniej dekady. Poza tym Gentry przyłożył swoją rękę do najlepszych i najbardziej efektownych ofensyw ostatnich lat. Cokolwiek się wydarzy w Nowym Orleanie, to na pewno będzie na co popatrzeć.
Maciej Kwiatkowski: Kendrick Perkins. Lubię Perka kiedy nie gra – na ławce, na Twitterze, gdy rozmawia z mediami. Lubię go też kiedy gra, z sadomasochistycznych powodów, ale lubię te jego wycieczki w grę 1-na-1, wyprowadzanie piłki, krycie rozgrywających na 3/4 parkietu. To nie przynosi zazwyczaj dużo pożytku, ale życie nie jest usłane różami i kucykami na półkach.
Piotr Sitarz: Przyszłość w Nowym Orleanie. Nie zrobią nic więcej niż awans do playoffów, ale cieszę się na samą myśl oglądania lepszego Anthony’ego Davisa. Lubię też zmianę na stanowisku trenera i to, że w 2016 roku będą mieli kilka dolarów do wydania i stworzenie kompletnego teamu idealnie łączącego zalety Davisa z nowoczesną koszykówką Alvina Gentry’ego.
Adam Szczepański: Postawienie na Alvina Gentry’ego. Wydaje mi się, że to dobry ruch, a na pewno upgrade w stosunku do Monty’ego Williamsa. Jest to też trener, dzięki któremu nie będziemy już tylko oglądać Pelicans ze względu na AD, ale też dlatego, że powinni być fun-to-watch jako zespół.
CO MI SIĘ NIE PODOBA
Adam: Brak drugiej gwiazdy. Nie mają jej przede wszystkim przez swój brak cierpliwości w poprzednich latach. Tak bardzo chcieli jak najszybciej wygrywać, że oddali swoje picki, pozbawiając się szansy pozyskania kolejnego obiecującego gracza, który rozwijałby się u boku Davisa. Nie potrzebowaliby Asika i nie musieliby martwić się o nogi Holidaya, gdyby zatrzymali Nerlensa Noela.
Kajzerek: Bardzo niestabilny obwód. Pelicans dysponują świetnymi zawodnikami, ale nie mogą opierać się na ich zdrowiu w długim sezonie regularnym i ewentualnych play-offach. To potencjalny problem, przed którym drużyna powinna się zabezpieczyć, ponieważ w innym wypadku, gdy nadejdzie czas rozstrzygnięć obudzą się z ręką w nocniku – Holidayam rehabilitującym wszystkie części ciała, Evansem forsującym wszystko grając jak PG, SG i SF oraz Ericem Gordonem, którego przyszłość w Luizjanie będzie regularnie kwestionowana. Norris Cole będzie rzucał game-winnery.
Maciek: To nie jest skład dla tego stylu gry. Asik, Ajinca, Cunningham, Perkins, Babbitt, Pondexter, Cole – to nie są właściwi ludzie do gry up-tempo. Brakuje w zapleczu Pelicans atletyzmu i talentu. Brakuje tego atletyzmu też w Andersonie i Gordonie (przydałyby się te trzy picki oddane w dwóch ostatnich draftach). To są części do innego teamu, niż próba przeniesienia Golden State Warriors do Nowego Orleanu.
Piotr: Support wokół najlepszego gracza. Mnóstwo średnich koszykarzy, którzy mocniej niż bardzo dobrym występem, grożą niebezpiecznie słaba grą poniżej pewnego poziomu.
Przemek: Podatność na kontuzje. Anthony Davis, Eric Gordon, Jrue Holiday i Ryan Anderson mają za sobą bardzo bogatą historię urazów i nie dali nam wiele powodów, by wierzyć, że wszyscy mogą być zdrowi przez cały sezon. Bez tego zaś walka o coś więcej niż pierwsza runda playoffów leży raczej poza zasięgiem tego zespołu.
MÓJ GRACZ
Adam: Anthony Davis. Mój typ na MVP.
Kajzerek: Jrue Holiday. Zawsze byłem fanem jego pracy w defensywie. Holiday potrafi przewidzieć ruch swojego przeciwnika i aby zmusić go do zmiany kierunku i skorzystania ze słabszej ręki, robi naskok na konkretną stronę odcinając kozioł. Jest w tym znakomity. To małe rzeczy, które czynią jego grę bardzo pragmatyczną. Jeśli utrzyma zdrowie, będzie dla Pelicans game-changerem w niejednym starciu.
Maciek: Anthony Davis. Nigdy nie wskoczyłem na jego ‘bandwagon’ i chyba nie wskoczę, dopóki Davis nie dorówna hype’owi. Jestem jednak fanem jego mentalności i podejścia do zawodu. Ma wielki, fizyczny talent, ciężko pracuje i ma swagger gwiazdy, czyli wszystko co potrzebne, by być najlepszym graczem, jakim może się stać.
Sitarz: Anthony Davis. Nie wiem czy jego cała kariera będzie wyglądać jakby był w prime-time, czy dopiero do niego zmierza. Tak czy inaczej, zawsze fajnie być świadkiem.
Przemek: Anthony Davis. History in the making. Nie można tego przegapić.
TYP
Adam: 7. miejsce w Konferencji Zachodniej. Anthony Davis w zeszłym sezonie wszedł na ten poziom dominacji, w którym nawet nie mając wielkiego wsparcia, był w stanie dociągnąć drużynę do playoffów. Teraz to wsparcie powinien mieć nieco lepsze, zwłaszcza z ławki ze strony trenera. Dużo oczywiście zależy od zdrowia, a na to trudno tutaj stawiać, ale to powinien być sezon, w którym od początku Pelicans będą w gronie najlepszych drużyn Zachodu. Wreszcie przestaniemy zastanawiać o co chodzi w tej drużynie i zaczniemy mieć przyjemność z oglądania ich występów.
Maciek: 7. miejsce w Konferencji Zachodniej. Przez cały sezon regularny nie mogłem pojąć czym są New Orleans Pelicans Monty’ego Williamsa. Ten zespół, dla tych oczu, nie miał definicji. Jedyną był Anthony Davis – tylko, czy aż? Ale pokazali mi coś w playoffach. Mimo przegrania 0-4 serii z Warriors zaprezentowali się jak drużyna z charakterem. Davis powinien być lepszy i choć mam duże wątpliwości co do zdrowia i dopasowania graczy względem systemu, to Zachód poniżej miejsca 6-tego jest najsłabszy od wielu, wielu lat. Pelicans będą po prostu najlepszą z tych drużyn po pierwszej szóstce Zachodu.
Spodziewałem się po Maćku, że będzie typował Pelicans wyżej od Grizzlies, pomyliłem się. No chyba, że tak jak sezon temu ma ich poza top 8.
Zajebiście panowie, super pomysł na skarb kibica, tv też lux.
Przeczytałem wszystkie dotychczasowe zapowiedzi i obejrzałem wszystkie filmiki z 6GTV brawo panowie świetna robota i super pomysł na program na youtubie:).
A mam takie pytanie czy te audycje będą tylko związane z zapowiedziami czy planujecie dalej je rozwijać przez cały sezon??? Było by super !!!
Pozdrawiam :)
http://forvo.com/word/alexis_ajin%C3%A7a/
Widzę Maćku że zmieniłeś reakcję stresową na przeciążenie, dla mnie na plus:) 6G TV też jest fajnym pomysłem, ale ma też wadę – nie za bardzo można obejrzeć w pracy;)
Zmienić pracę! Ew.zadzwonić, że brzuszek boli.
Adamie, powiedz mi jak Davis ma zdobyc MVP jesli Pelicans wg Ciebie beda na 7 miejscu? Kiedy ostatnio gracz zdobyl MVP w druzynie ktora byla tak daleko w konferencji?