Jason Thompson trafił do Sacramento w 2008 roku, wybrany z 12 numerem w drafcie. Przychodził do drużyny, która sezon wcześniej wygrała 38 meczów znajdując się niedaleko za najlepszą ósemką Zachodu, ale już jego debiutanckie rozgrywki były najgorszymi w długiej (sięgającej 1948 roku) historii klubu. Nie było już Mike’a Bibby’ego, Rona Artesta i Kings zanotowali ledwie 17 zwycięstw, lądując na samym dnie ligi.
Taki był początek przygody Thompsona w stolicy Kalifornii, gdzie w sumie spędził aż siedem lat, co jest dość niesamowite biorąc pod uwagę ciągłe zawirowania w drużynie w tym czasie. Mocno zmieniał się skład, przychodzili i odchodzili kolejni trenerzy, pojawił się nowy właściciel, a Thompson cały czas pozostawał częścią Kings i rozegrał w ich barwach łącznie 541 meczów. Pod tym względem wyprzedził takie legendy jak Peja Stojakovic czy Mitch Richmond i jest liderem klubu licząc od czasu przeprowadzki do Sacramento w połowie lat 80-tych.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Bardzo dobrze się czytało, trochę taki Przemkowski art, i jest to komplement
Art, fajny. Tylko ta sugestia, że to być może przez Thompsona przynoszącego pecha, Sacramento tak ssało w ostatnich latach jest nie na miejscu. Zapewne przyczyniał się swoją grą do nie najlepszych wyników drużyny jednakże to raczej nie on był przyczyną kalifornijskiej kaszaneczki w wykonaniu Kings.
W Golden State pewnie PER mu jeszcze spadnie.
Będzie prawdopodobnie 8, 9 graczem z ławki, ale mam nadzieję, że jego zbiórki i atletyzm czasem przydadzą się również w Oakland.
Tylko ja czekam na jakiś zajebisty artykuł Przemka o Malonie? :)