Finały Zachodu, mecz nr 5: Warriors po 40 latach wracają do Finałów, koszmarny mecz Jamesa Hardena

30
League Pass
League Pass

Po meczu Stephen Curry rzucił trójkę prosto w twarz marudnych dziennikarzy i ponownie przyprowadził swoją córkę Riley na konferencję prasową. Więcej highlightów nie potrzebujecie. Curry trafił 7 na 21 rzutów, ale James Harden pobił rekord playoffów w stratach i Golden State Warriors wygrali z Houston Rockets 104-90 i awansowali do Finałów NBA.

To był straszny mecz.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

30 KOMENTARZE

  1. Kocham Cie Przemku ale! Dla mnie przez cale PO piszesz o Hou tendencyjnie

    Harden nie jest liderem, co najwyzej ma (fartem) dobre mecze

    Dwight najpierw byl pussy, teraz jest dirty i niedojrzaly (nie to co KLove, ktory jest tough ala 90s)

    Kazdy mecz Hou to albo najgorszy mecz sezonu, albo przeciwnikowi sie nie chcialo

    Dla mnie Hou i jej gracze to po prostu work in progress, co roku sa lepsi, co roku robia kroczek do przodu. Sorry ale 2 miejsce na ZACHODZIE + west finals to nie jest fluke

    0
    • Nie pisałem nigdy, że Harden ma dobre mecze fartem. Nigdy też nie pisałem, że Dwight jest pussy (pisałem jedynie, że tak jest postrzegany).

      Problem, jaki mam z Rockets w tych playoffach polega na tym, że nie grali w nich na wysokim poziomie. Biorę pod uwagę fakt, że może być tak, że w jakiś sposób, którego nie rozumiem, sprowadzają rywali na ten niższy poziom. Generalnie jednak w meczach, które wygrywali ich rywale grali po prostu słabo. Najlepsze mecze Houston w tych playoffach to w mojej opinii dwa pierwsze – przegrane – mecze w Oakland. Poza tym te zwycięstwa były bardzo “podwórkowe”, zrobione na energii i wysiłku. I nie ma tu na co narzekać, każdy zespół wygrywa, jak potrafi. Ale w meczach Warriors – Rockets czy Clippers – Rockets, w których każda z drużyna gra na swoim maksymalnym poziomie, zawsze typowałbym Warriors i Clippers, bo pokazały, że koszykarsko mają więcej narzędzi.

      Kevin McHale nie wygrał żadnego meczu swojej drużyny typowym usprawnieniem. Jego najlepszą decyzją w tych playoffach było pozostawienie Hardena na ławce w gm 6 z Clippers. Poza tym w żadnej serii nie był “przed” trenerem rywali. W najlepszym wypadku starał się odpowiadać na to, co robili jego rywale – często bardzo późno, jak w wypadku small ballu Warriors.

      Oczywiście może też być tak, że nie do końca rozumiem po prostu, co takiego robi ten zespół, że sprawia, że nagle Clippers lub Warriors kompletnie odchodzą od swojej ofensywy. Jeśli ktoś jest w stanie to wyjaśnić, to bardzo chętnie posłucham. Póki co pozostanę przy opinii, że to był efekt chaotyczne gry Rockets i dekoncentrujące poczucie bycia lepszym zespołem.

      Co do Howarda, to robił w tych playoffach brudne rzeczy. Nie “brudne” na poziomie jestem Bruce Bowen. Brudne na poziomie jestem sfrustrowany i daję się ponieść. Łokcie powyżej linii ramion to zawsze jest brudne zagranie. Takie zagrania są niebezpieczne, co pokazała dzisiejsza sytuacja z Iggym.

      Dlaczego nie uważam Hardena za dobrego lidera, również wyjaśniałem kilkukrotnie.

      Podsumowując, trudno mi powiedzieć, czy faktycznie to, co piszę jest tendencyjne. Wydaje mi się, że wyrażam te opinie na podstawie faktów. Pamiętaj, że typowałem zwycięstwo Rockets w serii z Clippers, myśląc, że defensywnie wejdzie na wyższy poziom. W zamian dostałem momenty dominacji Dwighta pod koszem i próbującego bronić za resztę obwodowych Arizę.

      0
      • Równie ważny dla Houston jak mecz 5, był mecz 4. Przegrywając odpadają. Jak wtedy zagrał Harden? Tego samego typu mecz. Wymieniasz jego statystyki z meczu przegranego (5), ja przypomnę z tego wygranego, bez którego nie byłoby meczu o którym piszesz – FG 13/22, 45 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst. Potrafił zagrać rewelacyjnie w najważniejszym momencie. Mecz 5 pokazał, że nie potrafi robić tego jeszcze regularnie (częściej?).

        0
  2. Ciężki kawałek chleba masz z opisywanie tej serii bo faktycznie – wystarczyłoby skreślić ze trzy zdania, podlinkować klip do highlights i więcej. ..nie ma!
    Ostatnie zdanie w zasadzie podsumowuje wszystko. Tego sobie i Wam życzę, pozdrawiam.

    0
  3. Nie tyle najsłabsze finały od lat, co w ogóle najsłabsze Playoffy.

    Cavs mieli po drodze Boston pozbawiony talentu, Chicago kopiące pod sobą dołek i zagubioną zombie-Atlantę. Autostrada.

    Warriors mieli furę szczęścia, najpierw Clippers wyeliminowali im Spurs (w bezsprzecznie najlepszej serii PO 2015), a potem Rockets wyrzucili Clippers. I tak Warriors unikneli swoich nemezis, a my nie dostaliśmy najciekawszych serii LAC/GSW i SAS/GSW.

    Teraz tylko finały mogą zatrzeć złe wrażenie, a w tych wydarzyć się może absolutnie wszystko.

    0
  4. Po tym meczu mam poważne obiekcje do tego czy Warriors faktycznie wciąż są faworytami. Rockets byli w tym meczu przez 40 minut prawie, dla zrozumienia tego “jacy Rockets” byli w tym meczu tak długo:
    – z Hardenem, który łącznie oddanych i trafionych rzutów z gry miał tyle co strat, które pozwoliły mu na nowy rekord NBA
    – z Joshem Smithem, który w tym właśnie dniu odnalazł w sobie wewnętrznego “MVP Hardena” i swój talent z Detroit
    – z Dwightem Howardem, który rozegrał jedną połowę, w drugiej jakby wyszło go o połowę mniej

    Warriors są trochę jak sam Harden na sterydach. Robią wszystko tak lekko, tak niesamowicie kiedy wpadają im rzuty. Kiedy nie wpadają robią się tacy lekko letni, czekają aż któryś z zawodników złapie wiatr w żagle by znowu ruszyć do przodu. Nie chcę używać określenia “pasywni”, ale nie znajduję lepszego. Ta drużyna w PO nie grała jeszcze z tworem przypominającym Cavs.
    Spotykali się co najwyżej z całkiem przyzwoitą maszynką zamkniętym grillu gazowym. Cavs mielą świnie gołymi rękami smażąc je bezpośrednio na swoich torsach.

    0
    • A kogo to zmielili Cavs i na jakich to zacnych przeciwników trafili?Czy mierzyli się z kimś takim jak GSW?
      W pierwszej rundzie mieli drużynę, która stanowi zbitkę przeciętniaków i którą sami praktycznie sobie wybrali odpuszczając ostatnie mecze.4-0 to był wynik najłatwiejszy do przewidzenia spośród wszystkich odbywających się serii w tych playoffs.
      Później Bulls z wciąż niepewnym Rose’m, zachodzącą karierą Noah, kontuzjowanym Gasolem i trenerem który sprawiał wrażenie pogodzonego z losem.Żaden potwór, raczej drużyna która musiała niedoskonałości systemowe i braki talentu nadrabiać walecznością.
      Na koniec Atlanta czyli tegoroczna wersja zeszłorocznych Pacers.Drużyna, która w ostatnich tygodniach/miesiącach straciła zupełnie swoje momentum, styl i w niczym nie przypominała teamu który wywalczył swoją pozycję w sezonie regularnym.Męczyli się od początku z Nets żeby zostać prawie pokonanym przez zagadkowych Wizards.Plus kontuzje najważniejszych graczy od startu serii.
      Na tle takich przeciwników rzeczywiście można wyglądać na uber team i ich “mielić” tyle, że te świnie od początku były przeznaczone na ubój czy to z Cavs czy jakąkolwiek drużyną z Zachodniej Konferencji.

      0
      • Ależ o to w tym wszystkim chodzi! Dokładnie o to, o brak talentu zastępowanego mordęgą mecz w mecz.
        Zarzynaniem, to ostatnie mecze przed wakacjami a Cavs są napompowani i brudniejsi w swojej grze, nie będą raczej próbowali grać pięknie, raczej baletnicę upaprają w bagnie. To może być ich sposób na zwycięstwo.
        Warriors zbyt często pozwalają sobie na momenty dekoncentracji. Poza tym wcale nie przechodzili tak bezboleśnie PO jak spodziewano się tego po nich. Co innego Cavs, oni wypadali lepiej niż w typach, zbudowali nową tożsamość w trakcie trzech serii. Nie twierdzę, że zmiotą Curry’ego i jego ekipę. Twierdzę, że młodziaki nie odebrały jeszcze tej lekcji w PO i ich tendencja do przesypiania momentów zapędzi ich w kozi róg.

        0
        • Ale ja absolutnie nie twierdzę, że Cavs nie mogą tego wygrać.Zgadzam się też co do tego, że GSW zdarzają się momenty przestoju i dekoncentracji.Tyle, że Cleveland też nie jest pociągiem, który wykoleja wszystko co napotka na drodze.Nie wiem też o jakim zarzynaniu piszesz bo ja po prostu nie widziałem czegoś w stylu grit&grind Memphis i siermiężnej, siłowej koszykówki ala Bulls.Po prostu Cleveland rozjechało dużo słabszych przeciwników nie narzucając im swój styl ale wykorzystując niedoskonałości tamtych drużyn.To żadna rzeźnia bo przykładowo Hawks, typowani na tych którzy mogą Cavs pokonać, tak samo męczyli się z każdą inną drużyną.
          Powtarzam, na tle takich przeciwników nie trudno wyrobić sobie dobre opinie i zaciemnić obraz.Zeszłoroczni Heat też praktycznie przespacerowali się do Finału i jeszcze przed pojedynkiem ze Spurs mówiono jak opłaciło się oszczędzanie Wade’a i jak Heat dominowali w pojedynkach z Indianą i innymi.Jak Bosh odnalazł się w small ballu i jak jest niedoceniany, jak przebudził się Lewis, jak zarzynali przeciwników i jak stali się dojrzalszą drużyną.Po 5 meczach Finałów, przegranych średnio kilkunastoma punktami, narracja odwróciła się o 180 stopni i mówiono tylko o tym jak mało wsparcia dostał LeBron.Nie twierdzę, że teraz będzie podobnie ale jednak ogólna słabość Konferencji Wschodniej to nie jest coś na podstawie czego można budować realny obraz gry.Jeśli Warriors nie natrafili na prawdziwy sprawdzian w tych playoffs to co mozna powiedzieć o Cleveland?

          0