Flesz: Spurs i Hornets po 5-0 w pięciu ostatnich meczach, 30-10-17 Westbrooka w wygranej z Toronto

12
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Ten jeszcze ponad tydzień temu dopiero dwunasty w NBA – a niespełna rok temu w playoffowych tak najlepsiejszy – atak San Antonio Spurs wraca do żywych. Spurs są 5-0 od czasu czterech kolejnych porażek, ale jeszcze spokojnie z ogłaszaniem, że Spurs are back! To były tylko dwa mecze z Sacramento, jeden ze smutnym Phoenix, Denver i wczorajszy z rozbitymi przez kontuzje Chicago Bulls, ale to co robili w tych meczach Tony Parker i Kawhi Leonard wróży na wiosnę co najmniej solidnie.

Jeszcze sześć innych meczów rozegrano w niedzielę. Russell Westbrook miał kolejne, wielkie triple-double i OKC Thunder wygrali w Toronto, Detroit Pistons przegrali u siebie kluczowy mecz z nagle gorącymi Charlotte Hornets, Utah Jazz udusili Brooklyn Nets w Nowym Jorku, a Golden State Warriors bez większych kłopotów pokonali osłabionych Los Angeles Clippers.

(40-23) Los Angeles Clippers po raz kolejny switchowaniem i pułapkami wyciszyli Stephena Curry’ego, ale bez Blake’a Griffina i Jamala Crawforda wyraźnie przegrali na wyjeździe z (49-12) Golden State Warriors 98:106.

To co Clippers robią z Currym to oczywiście ważna historia w perspektywie tego co może się dziać w playoffach Konferencji Zachodniej. Curry oddał tylko 9 rzutów, zdobył 12 punktów, miał 4 asysty i 4 straty, rozgrywając też ten mecz na płaszczyźnie psychologicznej, bo widać było od początku, że wiedział co go czeka.

Ale kiedy Warriors grają górny pick-and-roll Curry/Draymond Green i ten drugi trafia za trzy tak jak trafiał wczoraj wieczorem – 3/7 – i penetruje na wyższych graczach – 23 punkty z 15 rzutów, 6 asyst – to Warriors mają odpowiedź. Do tego raz jeszcze ten supersmallball z Greenem na centrze pomógł Warriors nabrać ofensywnego rytmu w ostatnich czterech minutach drugiej połowy (16-12) i w trzeciej kwarcie Dubs swoją obroną – wymuszając 8 strat – otworzyli mecz na Clippers. Było już 87:68 po 36 minutach gry.

Warriors z kolei doskonale poradzili sobie z obroną pick-and-roll akcji Chris Paul-DeAndre Jordan. CP3 i Jordan trafili tylko 9 z 40 rzutów, które trafili Clippers. Paul grał od pierwszej kwarty na obitym kolanie i utykał do końca pierwszej połowy – 14 puntów z 17 rzutów, 11 asyst, 5 strat, a Jordan choć zebrał 14 piłek, to miał tylko trzy w ataku i zdobył zaledwie 6 punktów, nie mając do wykończenia alleyoopów i nie wsadzając nad niczyją głową. Świetna praca Andrew Boguta, po cichu Greena i Curry’ego z Klayem Thompsonem – 21 punktów.

Świetnie z ławki grał Shaun Livingston – 21 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty – biegając w kontrataku i grając w post na niższych graczach.

A Stephen Curry bawi się z naszym myśleniem o tym czym jest zły rzut w koszykówce:

Curry miał gorszy mecz…

W Nowym Jorku bez takich fajerwerków.

Są powody, dla których tak trudno oglądać mecze drużyn trenowanych przez Lionela Hollinsa.

Nie pomogła kompletna zmiana frontcourtu pierwszej piątki i (25-36) Brooklyn Nets usłyszeli buczenie po trzeciej porażce z rzędu, tym razem z rąk najlepszej obrony NBA od czasu All-Star Game, czyli (26-36) Utah Jazz 88:95. To trzecia z rzędu porażka już nieplayoffowych Nets. Jazz graliby na Wschodzie o playoffy.

Był to słaby mecz, rozegrany w wolnym tempie, niemalże bez historii.

Brook Lopez raz jeszcze w tym sezonie zamienił Masona Plumlee’ego w pierwszej piątce, a jako silny skrzydłowy w piątce Nets zadebiutował pozyskany z Minnesoty Thaddeus Young (zastąpił Joe Johnsona, którego Hollins przesunął oczywiście na trójkę). Young na dzień dobry trafił na Derricka Favorsa i przegrał ten matchup – to była tak naprawdę jedyna historia meczu, w którym zdobyto zaledwie 17 punktów w transition, pomimo 30 strat z obu stron.

Favors był od pierwszej kwarty fantastyczny w tym jak radził sobie z frontowaniem go przez Younga i jak znajdował sobie pozycję w post-up. Rzucił 22 punkty z 16 rzutów, miał 8 zbiórek i 4 asysty, bo Nets zaczęli go w drugiej połowie podwajać. Bez fajerwerków, ale od czasu trade’u Enesa Kantera rzuca średnio po 18 punktów. Zamroził mecz na 80 sek. przed końcem, trafiając midrange jumper z lewego skrzydła. Wcześniej, dwie kolejne trójki Elijah Millsapa i Rodneya Hooda dały Nets +9 punktów przewagi po dwóch pierwszych minutach czwartej kwarty.

Rudy Gobert miał 5 asyst, bo to nie tylko najlepszy rim-protector ligi i elitarny zbierający, ale ktoś kto w każdym meczu pokazuje nam coś nowego.

To nie był jego dobry mecz – 4 punkty, 1/4, 11 zbiórek, 5 asyst, 2 bloki i tylko +1 – bo Brook Lopez i jego potęga fizyczna, to wciąż niedoceniany problem i pewnie tylko te wszystkie kontuzje w ostatnich latach zatrzymały go przed byciem Top15 graczem ligi.

Lopez przestawiał Goberta w pierwszej kwarcie i zbierał na nim w ataku – 19 punktów, 10 zbiórek, 5 w ataku, 2 bloki – ale z czasem i on zaczął respektować zasięg ramion Gobzilii i przeszedł w grę pick-and-pop, po której oddawał floatery z 2-4 metrów. Miał do zdominowania fizyczny matchup w środku, ale z niego zrezygnował. A poza tym, Nets nie mieli w tym meczu nic. Deron-Williams-nic.

Cztery kolejne trójki spotującego jak miło i broniącego jak mało który 19-latek Dante Exuma – 4/4 za 3, 5/6 z gry i 14 punktów.

Także 24 punkty z 15 rzutów Gordona Haywarda i trwający dołek Joe Johnsona – 9 punktów i 5 asyst. Nawet Jarrett Jack miał gorszy mecz – obaj z Williamsem rzucili razem tylko 13 punktów z tylko 10 rzutów.

Czy Nets wyciszają Lionela Hollinsa? Tak to wyglądało w tym meczu.

Oczywiście żaden z tych obu teamów w karierze Derona Williamsa, to nie team playoffowy, ale wiesz dobrze, który idzie w górę,  a który w dół.

Tony Parker już raz przed przerwą All-Star Game miał stretch gier, w których dawał oznaki życia, więc jego season-high 32 punkty w wygranej 115:106 (39-23) San Antonio Spurs nad (39-25) Chicago Bulls Flesz przyjmie ostrożnie. Tym bardziej, że po meczu mówił:

“I’m still dealing with some stuff, but I’m going to fight through it”

Nie mniej to 75 punktów w trzech ostatnich meczach i pierwsza połowa (57-39) znów wyglądała jak Spurs Basketball. W pierwszych pięciu minutach piłka w ataku pozycyjnym Spurs znów była szybka i zmieniała skrzydła, a z czasem w drugiej połowie shot-making z dystansu ławki (Mills/Belinelli) zaczął robić różnicę. Przy czym Manu Ginobili chyba już naprawdę powinien zrezygnować z rzucania pullupów (31% w 2013/14 i 27,7% w tym), choć Manu oczywiście nie zrezygnuje i do końca kariery będzie dręczył Gregga Popovicha.

Spurs rzucili aż 38 punktów w transition i kudos dla nba.com za to jak policzono w tym meczu punkty, które Spurs rzucali z tzw secondary-break. Było tego sporo. Jak i strat Chicago – 22 – które nie umiera nigdy – 38 punktów w trzeciej kwarcie i comeback do -8 w końcówce.

Tim Duncan po raz pierwszy w 1310 meczach sezonu regularnego nie trafił z gry, ale:

“I don’t talk to Timmy too much anymore. So, if you want to tell him, go ahead. Say, ‘What the hell was that all about? What are you doing?’ – powiedział Gregg Popovich w odpowiedzi na pytanie czy porozmawia z Duncanem o tym 0/8.

“He’s playing unbelievable basketball right now. The man is unbelievable, and he’s pretty much carrying their team right now.”

Powiedział Kyle Lowry – niegdyś Top3 obrońca na swojej pozycji – po meczu, w którym Russell Westbrook miał na nim piąte triple-double w sześciu ostatnich meczach – 30 punktów, career-high 17 asyst, 11 zbiórek, 9 strat – i poprowadził (35-28) Oklahomę City Thunder do wygranej z (38-25) Toronto Raptors 108:104. Po przerwie Raptors nie mogli sobie poradzić z nim w pick-and-rollu.

Na 14,3 sek. przed końcem Westbrook trafił dwa rzuty wolne i ustalił wynik, po tym jak DeMar DeRozan dunkiem na 16,4 sek. do końca zmniejszył straty do dwóch punktów w tym wyrównanym meczu.

“If you can find somebody who has slowed him down, let me know.” – DeRozan o Westbrooku.

34.3 punkty, 11.4 asyst i 10.2 zbiórek od czasu All-Star Game.

“In the last two seasons, Russell Westbrook has had six triple-doubles in three quarters.” – Royce Young na Twitterze

Rok temu stretch 40+ punktowych meczów Duranta w styczniu pozwolił mu wygrać MVP. Ciekawe czy Durant na ławce “pozwoli” Westbrookowi zrobić to back-2-back dla Oklahomy. Z każdym kolejnym dniem ten – jeszcze przed miesiącem – 2-man-race Curry/Harden robi się po prostu otwarty.

Po ośmiu meczach przerwy Steven Adams wrócił do gry – 6 punktów, 6 zbiórek, 2 bloki – ale póki co wyszedł jeszcze z ławki rezerwowych. Scott Brooks mówił, że chce “zintegrować” Adamsa z nowymi graczami, ale to Scott Brooks więc you never know. Adams powinien być w piątce przed Enesem Kanterem – 21 punktów, 12 zbiórek –  dla dobra obrony pick-and-roll Thunder.

Dla Raptors po raz drugi z rzędu Terrence Ross wyszedł w piątce przed Jamesem Johnsonem.

(25-36) Boston Celtics są tylko 10-20 na wyjazdach, co nie jest niespodzianką, ale nie pomaga im w wyścigu o playoffy, z którego cały sezon nie zamierzają wypaść. Celtics prowadzili już 31-17 po pierwszej kwarcie i nawet +20 w drugiej, ale przegrali w Amway Center 98:103 z (21-43) Orlando Magic.

Victor Oladipo miał kolejny bardzo dobry mecz na 22-7-5 (średnio 31-6-5 w trzech ostatnich), ale historią było 30 minut i 9 punktów – z 14 – które w czwartej kwarcie rzucił wyciszony wcześniej w tym sezonie przez Jacque’a Vaughna Mo Harkless – Harkless, który po sezonie 2013/14 wyglądał jak 3-and-D-in-the-making. Run 12-0 smallballowych w tym meczu Magic na starcie czwartej kwarty zrobił ten mecz.

Magic byli bez kontuzjowanego Nikoli Vucevica i zastąpił go jeszcze jeden rezerwowy center Magic – po Kyle’u O’Quinnie – który po cichu staje się Graczem NBA. Dewayne Dedmon miał career-highs 11 punktów i 16 zbiórek.

Magic są 6-6 pod Jamesem Borrego. Celtics – którzy po pierwszej kwarcie trafili tylko 35% swoich rzutów – grają dziś ważny mecz w Miami.

Tymczasem wyścig o 7-8 miejsce na Wschodzie zaczyna wyglądać jak wyścig, w którym zaraz może nie być (23-39) Detroit Pistons. Pistons tracą już aż 5 meczów do 8. miejsca Indiany Pacers.

Reggie Jackson rzucił w pierwszej połowie 21 ze swoich 25 punktów i Pistons prowadzili do przerwy 62-54, ale przegrali u siebie 101:108 z (28-33) Charlotte Hornets.

Hornets zaczęli czwartą kwartę 20-6 i nie obejrzeli się za siebie. Lance Stephenson rzucił w czwartej kwarcie dziewięć punktów, w tym zrobił zło dobrym chęciom Anthony’ego Tollivera:

To już 5-0 Hornets w pięciu ostatnich meczach, mimo gry bez Kemby Walkera.

Trade Richa Cho po Mo Williamsa – 19 punktów, 9 asyst – ratuje Hornets ten sezon i być może pomoże zatrzymać w lipcu Ala Jeffersona – 24 punkty, 8 zbiórek, 3 asysty – który ma opcję w kontrakcie i jest b.dobrym przyjacielem Mo. Wiliams w dziewięciu meczach w Charlotte zalicza średnio 21.7 punktów i 8.7 asyst. Hornets grają dziś u siebie z Washington Wizards, przeciwko którym od dwóch sezonów bardzo lubią grać.

Hornets i Pacers?

I na koniec Monta Ellis miał swój najlepszy mecz po All-Star Game – 31 punktów z 22 rzutów – ale (41-24) Dallas Mavericks dopiero w czwartej kwarcie (25-16) pokonali na wyjeździe (16-46) Los Angeles Fakers 100:93. Fakers bo tankują, bez złośliwości.

Historią dla Dallas był powrót do gry Chandlera Parsonsa, który opuścił siedem ostatnich meczów (3-4 Dallas). Parsons miał 11 punktów i 6 zbiórek. Tymczasem Dirk Nowitzki nie wygląda dobrze po All-Star Game. Tylko 12 punktów i ledwo się rusza.

Jest stretch-4 w Ryanie Kellym, jeśli trochę się wzmocni, ale granie nim w pierwszej piątce na trójce to sneaky-tankowanie Lakers:

Mavericks są 24-4 z teamami poniżej 0.500, ale tylko 17-19 z teamami powyżej 0.500. W czterech z pięciu kolejnych meczów zmierzą się z Cleveland, Clippers, OKC Thunder i Memphis.

Dziękuję za przeczytanie.

Poprzedni artykułKryzys Lakers doprowadzi do zmian na najwyższych szczeblach?
Następny artykułDahntay Jones popchnął Draymonda Greena w trakcie wywiadu pomeczowego, Green odpowiedział, Jones został ukarany

12 KOMENTARZE

  1. Narzekałem w tym tygodniu na Westbrooka, dziś chylę głowę. 17 asyst i widać było, że nie grał pod siebie, a chciał, ewidentnie chciał rozruszać i zaangażować resztę ekipy. Sporo fajnych asyst, ważna trójka na końcu i trafione osobiste. To był wieczór na miarę MVP, w odróżnieniu od poprzednich.

    A Diona Waitersa trzeba się pozbyć. Jeśli kiedyś jeszcze raz krzyknie to swoje “AND ONE” przed w ogóle trafieniem rzutu i bez jakiegokolwiek faulu to zniszczę ekran. Niesamowite jak gość przykłada się w obronie, a potem manieruje w ataku.

    0