Obejrzeliśmy każde z 12 spotkań reprezentacji USA, trzynaście licząc sparing Blue-White i nie przejdziemy nagle od F do Z. Nie przejdziemy z tonu jaki towarzyszył nam, gdy mówiliśmy o tej kadrze jeszcze tydzień temu, do hurraoptymizmu po finale, w którym Amerykanie rzucili 105 punktów w pierwsze 30 minut. Możemy przyznać jednak chyba (chyba – bo to nieobowiązkowe/część z nas przecież miała zupełnie gdzieś ten turniej), że Amerykanie dokonali sztuki – wygrali turniej, w którym mogli tylko przegrać.
Druga połowa ze Słowenią w ćwierćfinale i 25 minut po pierwszych pięciu Finału z Serbią to był najwyższy poziom gry tegorocznej wersji Teamu USA. Turniej skończyli na samej górze i tylko żal, że nie doszło po drodze do meczu z Hiszpanią, który miał szansę stać się najgorętszym/najlepszym/najważniejszym meczem w tym roku kalendarzowym.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Tak jak pisałem przed turniejem, do Cavs powinien wrócić o wiele lepszy gracz. Bronek zaciera ręce, hej!
Jestem wściekły na ten turniej. Pomyślałem sobie: “Hej, fajny turniej, wielu ciekawych zawodników spoza NBA do podglądania (Teodosic, Saric, Campazzo), kilka znajomych twarzy, 7 ojro za League Passa (pomińmy problemy z działaniem platformy) oraz Blatche na Filipinach i zapowiada się interesujący turniej na posuchę bez NBA”. Obejrzałem około 25-30 meczów na tym turnieju, od ćwierćfinałów wszystkie i straciłem tylko czas. Amerykanie grali fatalnie. Zero taktyki, zero zagrywek, indywidualne akcje, kontry i dobitki (czy ktoś potrafi jeszcze w Europie zastawiać podkoszowych?). Finał to wiadomo, mecz życia, Kyrie w sezonie zasadniczym nie rzuci pewnie ani razu 6/6 za trzy, chyba wszystkie off the dribble. Do tego stepback 3 od Hardena i pozamiatane…
Ale choć zabawnie to teraz może zabrzmieć ta drużyna była do ogrania. Nawet w finale, Serbia grała dobrze na początku, wymieniali podania, ścięcia, boski Teodosic, przytomna obrona i nagle pach pach pach i 105 punktów do końca trzeciej kwarty. Maciek pisze, że było 10-5 dla Serbów, było nawet 15-7 dla Serbów, ale później dwie akcje and1 Hardena, stepback trzy Hardena, coś tam jeszcze, run 13-0 i mecz już się skończył.
Jako jedyny z moich znajomków (interesujących się NBA) “coverowałem” ten turniej i czuję się jak frajer. Po co oglądać taki turniej, w której nie-drużyna go wygrywa? Maciek buduje patos wspólnie spędzonych chwil i wrażeń, dobrze, dobrze. Dla mnie nie ma czym tu budować narracji – myślę, że można wyciągnąć prosty wniosek, że Amerykanie byli słabi, a jaka była reszta ekip to już lepiej przemilczeć. W czasie półfinału z Litwą pomyślałem sobie, że Amerykanie popsuli nam turniej samym swoim udziałem. Eurobasket jeszce można oglądać (choć jakieś Pooh Jetery w oczy mnie rażą), bo przynajmniej zawsze jak widać Hiszpanie mogą dostać w czapkę, ale nie wiem czy jeszcze zdecyduję się na tak ścisłe oglądanie MŚ. Chociaż pewnie za dwa lata znowu kupię dostęp do League Passa i będę oglądał mecze Iranu i Meksyku (Gustavo!). Nie rozumiem koszykówki, ale również samego siebie :).
PS: Najsmutniejsza historia turnieju: prawdopodobne zakończenie reprezentacyjnej kariery Luisa Scoli. Najlepszy zawodnik turniejów międzynarodowych jakiego widziałem ever. Aż chciałbym zapuścić włosy jak on.
Skoro wykupiłeś dostęp do oglądania spotkań, to jesteś frajer, bo na stronach bukmacherów internetowych ten turniej był transmitowany i wystarczyło mieć 1zł na koncie, żeby obejrzeć go od deski do deski – taka rada na przyszłość ;-)