W 2005 roku MVP otrzymał Steve Nash, który wygrał niewielką przewagą nad Shaquille’m O’Nealm, ale po ogłoszeniu wyników w centrum zainteresowania znalazł się jeszcze jeden zawodnik – PJ Brown, który dostał jeden głos, aż jeden. Jego pojawianie się w tym gronie rozpoczęło dużą dyskusję i pytania o to jak można w ten sposób marnować głosy. 35-letni wówczas Brown notował średnio 10.8 punktów i 9 zbiórek, co dalekie jest od cyferek jakich oczekiwalibyśmy po MVP. Dodatkowy problem polegał na tym, że jego Hornets wygrali tylko 18 meczów i znajdowali się na samym dnie tabeli Zachodu. Można było lubić Browna, cenić jego postawę na boisku, ale jak można było uwzględnić go w głosowaniu na MVP? Pod presją fali krytyki, Jimmy Smith z New Orleans Times-Picayune przyznał, że to on postawił na Browna i próbował się tłumaczyć, że to miał być „symboliczny gest, żeby ludzie zauważyli cichy wkład Browna.” Mało kogo to jednak przekonało. Gdyby wszyscy tak zaczęli wyróżniać ‘swoich zawodników’, głosowanie straciłoby jakikolwiek sens.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Oj tam, oj tam, jaja sobie robią i tyle. Widocznie nie mogą być poważni lub po prostu mają “parcie na szkło”. Z drugiej strony to Ameryka, dajmy głos każdemu, nawet lokalnemu głupkowi z radia/prasy/tv jak się zbłaźnią napiszą o nich w dalekiej Polsce albo innej Armenii ;)
Hubiemu się Granger z Georgem pomylili ;) typowo