Może zniszczyłem grę, a może… buduję ją na nowo

50
Charles Trainor Jr / Newspix.pl
Charles Trainor Jr / Newspix.pl

Rok 2025. Wyciągacie swój telefon (zegarek, okulary, dobry boże, co to wtedy będzie?) i sprawdzacie najnowszą reklamę Nike, którą podesłał wam właśnie znajomy.

Kamera powoli oddala się o pomnika koszykarza z opaską na głowie, a głos zza kadru mówi:

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

50 KOMENTARZE

  1. Zgadzam się, że liczy się tylko zwycięstwo. Ja na przykład nic nie mam do Jamesa, że szuka Bosha czy Allena zamiast samemu wykańczać akcję, najlepiej równo z syreną. Wiadomo, że takie rzuty są mega efektowne i tworzą legendę, ale liczy się tylko wynik.
    Każda taktyka, która prowadzi do sukcesu jest dobra.

    0
  2. Pełna zgoda co do tego, że LeBron tworzy historię na naszych oczach i jest to jego własna, odrębna historia.

    Odnośnie tego dzielenia się piłką w końcówkach i podawania swoim partnerom – myślę, że bardziej wynika to z tego, że LBJ nie ma naturalnego instynktu zabójcy i raczej nigdy go nie posiadał. On nie jest taki natural born killer jak Kobe, który bierze piłkę przy -2 i trafia pewną trójkę. Gdy przypomnę sobie Jamesa w końcówkach to przed oczami mam tylko mecz z serii z Magic, jeszcze za czasów Cavs, gdy trafił kluczową trójkę o tablicę. Ma ktoś z Was coś więcej?

    James po prostu woli podać, nieważne czy to jest Bosh, może być to również Haslem, Allen, (rzadziej Wade lub Chalmers). Wydaje mi się, że wynika to po prostu z tego powodu, że LeBron jest inteligentny i gdy widzi, że ktoś ma lepszą pozycję i większe prawdopodobieństwo celności to po prostu daje mu pilkę. To jest właśnie inteligencja, znajomość koszykówki, która w swoich korzeniach ma zawartą zespołowość a nie indywidualność. Na tym polega również dramatyzm Jamesa, gdyż jest on krytykowany przez ludzi własnie za swoją przekorność i fakt, że dokonuje niezależnych wyborów, a nie tego co chcą wszyscy. Jak widać nawet przejśćie do Heat było opłacalne. Bo cztery finały NBA z rzędu, 2 (lub 3) mistrzostwa to cena wysoka, lecz na pewno warta krytyki z którą musi zmagać się codziennie. Jordan na pewno w tym wzlędzie miał dużo, dużo łatwiej.

    Pozdro :)

    0
    • Dobra, ale ile celnych takich ‘pewnych’ trójek rzucił Kobe, a ile nie trafił, gdy np. pod koszem wolny był Shaq, a na obwodzie np. Fish czy Fox.. Przemek ma rację, pamiętamy zwycięskie highlighty, o porażkach i pudłach – też przecież Jordana – nikt nie mówi i nie chce nawet pamiętać. Tylko temu biednemu Bronkowi się wszystko wylicza..

      0
    • “Kobe, który bierze piłkę przy -2 i trafia pewną trójkę.” – Na serio? W ostatnich 10 latach, kiedy Lakers przegrywali do -3 lub remisowali w ostatnich 24 sekundach Kobe rzucał 8 razy za trzy i trafił… 1. To są te pewne trójki?

      Bryant jest 5 na 17 w takich sytuacjach w ogóle w playoffach od sezonu 2003/2004. James (z wyłączeniem trwających playoffów, ale chyba nie miał tu takiego rzutu) jest 7 na 16 i to najlepsza skuteczność w tym czasie w całej lidze.

      Natural Born Killer:) Wow, nie wierzyłem, że ktoś jeszcze wierzy w takie rzeczy:)

      0
      • Kobe odda rzut z każdej pozycji, nawet jak będzie 4 wolnych kolegów, a on będzie tyłem do kosza i 10 metrów od niego :)))) Pomimo, że lubię LAL tak go postrzegam. Uważam, że kiedyś ktoś powinien się pokusić o art o Bryancie i zmarnowanym potencjale jego kariery w tym czasie LAL pomimo 5 pierścieni. Ale nie o tym jest ten tekst.

        Moim zdaniem LBJ robi coś znacznie większego, pomimo bycia obecnie najlepszym zawodnikiem NBA i póki co nie widać kogoś kto mu dorówna (sorry Kev, nie ta liga póki co :-) ) spaja ten team, trzy wielkie gwiazdy pod wodzą Spo wciąż razem grają, godzą się na niższe zarobki i o zgrozo chcą się godzić na kolejne ewentualne obniżki w kolejnym sezonie. Coś co do tej pory nie wystąpiło w NBA. Patrzymy sobie jak to gwiazdki szukają klubów, które dadzą maksa i dadzą mistrza, znowu wraca temat Kobasa, Melo i ich gigantycznych kontraktów, które od lat już nie dają swoim drużynom nic, oprócz topienia w szambie ich salary :-))))

        Obecne i poprzednie finały, a także cała historia Heat od momentu przyjścia LBJ oraz historia ostatnich lat wielkich Spurs pokazuje, że koszykówka to gra zespołowa i TO PRZEDE WSZYSTKIM POZA PARKIETEM.

        Życzę wszystkim 7 meczy w tej serii i niech wygra ten kto będzie miał więcej szczęścia w GAME7 :)))

        0
        • @Jacko

          Bryant zdobył 5 mistrzowskich pierścieni a Ty piszesz o zmarnowanym potencjale? No nieźle.

          @ Przemek

          Widzę, że ostatnio masz pewną tendencję do obierania ram czasowych dotyczących pewnego zjawiska, aby tylko potwierdzały Twoją tezę. Od 2003/04, w ostatnich dziesięciu latach…Dlaczego skróciłeś cezury tylko do kariery LeBrona Jamesa? Powiem Ci czemu, bo jesteś stronniczy.

          Dziwisz się, że nazwałem Kobe’ego Natural Born Killer? Serio? Tym zdziwieniem naprawę wygrałeś. Nie jestem fanem Kobe’ego ale królowi trzeba oddać to co królewskie, a Ty zachowujesz się jakby on nie trafiał masowo game winnerów. Lebron zawsze znał zaawansowane statystyki? Zawsze wychodził cało w końcówkach i był clutch? Nawet w czwartych kwartach finałów 2011? Czy może wtedy w Salt Lake City w crunchtime po pick&rollu z Haslemem ( https://www.youtube.com/watch?v=997NpDUaDcM ) wszystko poszło po jego myśli, Heat wygrali, a cała konwersacja na temat is LeBron clutch była tylko moim snem? Nie byłbym sobą gdybym Ci to odpuścił i mam nadzieję, że to przeczytasz.

          Kobe od sezonu 1996/97 kiedy Lakers przegrywali -2 lub remisowali w ostatnich 24 sekundach trafił 36 rzutów ze 115 prób – LeBron 23/69. *statystyka do sezonu 2012/13 mogła się zmienić.
          Co z niej wynika? James na pewno ma lepszy procent skuteczności, ale też mniejszą próbę. Jak pewnie domyślasz się Przemku, przy większej ilości rzutów jego % prawdopodobnie spadłby. Dodatkowo, gdy Kobe trafiał game winnery, miały one wartość artystyczną, był ten heroizm i walka, kiedy rzuty oddawane były z naprawdę trudnych pozycji z nierzadko dwoma lub trzema obrońcami.

          Jeśli zapomniałeś już o Bryancie jako facecie, który nie boi się podejmować odważnych decyzji, który ma naturalny instynkt zabójcy (możesz nadal się dziwić) to polecam Ci ten filmik

          https://www.youtube.com/watch?v=TU-BGoQ65zw – miłego oglądania.

          PS. Czekam aż pokażesz statystykę dotyczącą Jamesa i jego pewnych trójek w crunchtime… Hm to ile ich było? :D

          0
          • 1. Skróciłem wszystko do trwania kariery LeBrona, żeby pokazać, że w tym czasie James był skuteczniejszy w końcówkach playoffowych meczów niż Kobe i oddał prawie tyle samo rzutów. Jak sam podałeś w swoich cyferkach w karierze James jest również skuteczniejszy – ale to w gruncie rzeczy nie ma wielkiego znaczenia.

            2. “Dziwisz się, że nazwałem Kobe’ego Natural Born Killer? Serio? Tym zdziwieniem naprawę wygrałeś” – Mamy chyba inną definicję Natural Born Killer, ja myślałem, że mówimy o kimś, kto koszykarsko zabija, czyli trafia do kosza częściej niż nie trafia. Ty mówisz o kimś, kto nie boi się oddawać rzutów. Ja też nie boję się oddawać rzutów, od dzisiaj Natural Born Killer to moja ksywka.

            3. “Ty zachowujesz się jakby on nie trafiał masowo game winnerów”. – ja podałem liczby, a potem Ty podałeś liczby, które właśnie mówią o tym, że nie trafiał masowo game winnerów.

            4. “Heat wygrali, a cała konwersacja na temat is LeBron clutch była tylko moim snem?” – A) cały ten fragment jest nie na temat. B) Fragment artykułu: “Widzieliśmy spudłowane rzuty LeBrona Jamesa. Widzieliśmy jego stracone piłki. Widzieliśmy, gdy wydawał się być bezsilny w końcówkach spotkań”.

            5. “Jak pewnie domyślasz się Przemku, przy większej ilości rzutów jego % prawdopodobnie spadłby”. – To jakaś bardzo zaawansowana matematyka:) Ile Kobe miał trafionych w swoich pierwszych 63 próbach?;)

            6. “Dodatkowo, gdy Kobe trafiał game winnery, miały one wartość artystyczną, był ten heroizm i walka, kiedy rzuty oddawane były z naprawdę trudnych pozycji z nierzadko dwoma lub trzema obrońcami”. – Tu nie mogłem się powstrzymać, a tylko roześmiać. Zwłaszcza, że widywałem już podobne komentarze, które dawały większe znaczenie trudnemu rzutowi z półdystansu przez ręce w podwojeniu niż layupowi w ostatniej sekundzie. Prosta matematyka dla Ciebie 2=2, a koszykówka to nie – dzięki bogu – łyżwiarstwo figurowe.

            7. “Jeśli zapomniałeś już o Bryancie jako facecie, który nie boi się podejmować odważnych decyzji” – Tego nie można mu odmówić i w żadnym momencie nie odmawiałem, więc nie wiem, po co napisałeś to zdanie. Rzecz w tym, że odważne decyzje nie równają się mądrym decyzjom.

            8. “Czekam aż pokażesz statystykę dotyczącą Jamesa i jego pewnych trójek w crunchtime” – W tym zdaniu zdradziłeś, że nie zrozumiałeś ani o czym był mój artykuł, ani o czym pisałem w mojej pierwszej odpowiedzi do Ciebie. To nie ma znaczenia, jakie są te statystyki akurat. Istotne jest podejmowanie mądrych decyzji.

            Pozdrawiam

            0
          • A no i polecam jeszcze to: http://swishnba.com/tag/the-truth-about-kobe-in-the-clutch/

            Nie dlatego, że moim celem jest udowodnienie, że James jest bardziej “clutch” niż Bryant. Bycie “clutch” to najbardziej przereklamowana “umiejętność” w tej lidze. Właściwie statystycznie trudno jest udowodnić, że któryś z zawodników ma jakąś nadprzyrodzoną umiejętność rzucania w końcówce. Kiedy jednak piszesz, że James nie ma jakiegoś tajemniczego instynktu zabójcy, który ma Kobe, to muszę Cię uświadamiać, że piszesz nieprawdę. Możesz próbować udowadniać swoją tezę trafionymi game winnerami, ale na każdy jeden pokażę Ci trzy pudła.

            Bycie “clutch” to umiejętność znalezienia pod presją najlepszej możliwej pozycji do rzutu. Zespoły bywają clutch. Zawodnicy rzadziej.

            0
          • Ja mam wrażenie, że my nie tylko nie zrozumieliśmy się co do terminu Natural Born Killer, ale również w kontekście całego artykułu. Wyjaśnię, że naprawdę w moich oczach LeBron James jest najlepszym koszykarzem na świecie, dokonuje najlepszych możliwych wyborów (o czym pisałem w pierwszym komentarzu, ale przez wszystkich najbardziej zostało wyróżnione moje porównanie Jamesa z Bryantem.

            Wszedłem z Tobą w polemikę, bo naprawdę zdziwiło mnie Twoje podejście wobec Kobe’ego. Musisz go nie lubić, ale raczej nie przez niego samego, lecz przez jego fanów ,z którymi nieraz pewnie musiałeś drzeć koty. Ja natomiast wyraziłem swoje prywatne zdanie, którego nie zamierzałem nikomu narzucać, że w moim mniemaniu LeBron nie ma genu killera, a ma go Kobe i tyle. Nie zamierzam gloryfikować tutaj sposobów zdobywania punktów zarówno przez jednego i drugiego, gdyż tak jak napisałeś lay-up, czy rzut przez ręce z półdystansu to w każdym przypadku zawsze 2 punkty.

            Kobe w swojej postawie bardziej przypomina mi po prostu Jordana, który jak sam mówił w pewnej reklamie – https://www.youtube.com/watch?v=45mMioJ5szc – nie zawsze trafiał w końcówkach, a i tak wygrał. Wygrał, bo jest zwycięzcą w każdym mozliwym względzie.

            Nieważne czy rzucasz za trzy, z półdystansu, trafiasz lay-up, czy podajesz. To jest kwestia indywidualna. Zawodnik ma spróbować przybliżyć swoją drużynę do największego prawdopodobieństwa wygranej i to w mojej opinii sprawia, że jest clutch lub nie.

            Pozdrawiam

            0
          • To tylko gwoli uscislenia, bo jak dla mnie Przemek zostawił spaloną ziemię – Robert Horry miał siedem pierścieni, a do tego parę niezłych trójek w crunchtime.. Ot, ironia..

            0
        • “Uważam, że kiedyś ktoś powinien się pokusić o art o Bryancie i zmarnowanym potencjale jego kariery w tym czasie LAL pomimo 5 pierścieni. ”

          Trzeba byloby by dokupic serwery do 6gracza, bo bylyby rekordy odwiedzin i komentarzy

          0
  3. Sukces tego Miami Heat i Lebrona Jamesa polega też na tym, że w tak skonstruowanej drużynie Lebron James nie może być uznawany za absolutnie najlepszego koszykarza na świecie, NBA-owego samca-alfa, takiego ze starych czasów. Bo obok niego trenuje najlepszy strzelec NBA za trzy w historii, a legendą klubu jest gość, który znany jest z prawdopodobnie najbardziej dominującego występu w finałach NBA ever, a za nim jest facet bez którego tych sukcesów też by nie było. W dodatku zarabia tyle samo co on. Jak widzisz takich koszykarzy na co dzień nabierasz pokory i dystansu do tego co umiesz i do tego w czym lepsi mogą być inni i siłą rzeczy też musisz znaleźć swoje miejsce w szeregu. Nie musisz ciągle być najlepszy skoro możesz wykorzystywać możliwości innych. Na marginesie pytanie czy Lebron w Clevelend próbował być Jordanem 2.0 czy od początku szedł własną drogą?

    Tego typu wnioski wynikają też pewnie z faktu, iż NBA już drugi raz z rzędu raczy nas finałem, w którym dwie drużyny – nieprzypadkowo mające dla siebie wielki szacunek- zbudowane są na podobnych podstawach. W Spurs brakuje najlepszego zawodnika na świecie (choć czy Timmy swoim prime nie był przypadkiem tego typu graczem?), ale podobnie jak w Heat stawia się tam na DRUŻYNĘ czyli zespół ludzi, którzy mają do spełnienia określone zadania, a jednocześnie każdy z nich może zostać bohaterem decydującej o sukcesie akcji, który tak naprawdę jest efektem wspólnej pracy całej drużyny – truizm, ale w tym wypadku warty podkreślenia.

    0
  4. Zgadzam się w pełni. Ludzie krytykują LBJa bo nie potrafią go zrozumieć. O asystujących nikt nie pamięta. Na piedestale jest nie ten, który podał tylko ten, który trafił. A tutaj mamy gościa, który jest bezsprzecznie najlepszym koszykarzem na ziemi i jednym z lepszych w historii, który ma umiejętności i możliwości,aby zagrać 1 na 5 i trafiać zwycięskie rzuty. Mógłby wziąć ten splendor i chwałę na siebie,a woli podać gdy widzi lepiej ustawionego kolegę. Ludzie tego nie potrafią zrozumieć i tłumaczą to lękiem. Może kiedyś ktoś dorośnie i zauważy,że temu człowiekowi nie zależy na splendorze tylko na zwycięstwach. Podejmuje najlepsze decyzje dla swojej drużyny,a nie dla swojej legendy.

    0
  5. Warto czasem wywiadów z Jamesem posłuchać. Np. gdy komentując różne wyniki strzeleckie (100+ punktów tego dzieciaka z NCAA, FGA swojego ziomka KD), mówi, że nawet trochę im zazdrości, że tyle mogą rzucać, bo on tak nie może. Ma za dużo INNYCH rzeczy na głowie ;)

    Często też w wywiadach meczowych pytany o to, co robił, żeby pomóc zespołowi mówi, że chciałby zrobić wszystko, że dać zespołowi szansę na zwycięstwo (“put my team in position to succeed”). Tylko to go interesuje. Nie jakieś cyferki, punkty, hero-ball czy game-winnery.

    Postawa Jamesa nie jest zresztą odosobniona, bo podobnie całe MIA się zachowuję (minus B-Easy? :D). MIA nie tylko zakontraktowali BIG3, ale też zebrali świetną grupę graczy, z odpowiednim nastawieniem i znajomością swojej roli. Wiele się mówiło, że np. Ray Allen “zdradził” Celtics – wziął mniej kasy, mniejszą rolę i jeszcze do lokalne rywala poszedł. Ale widać, że było to świetna decyzja tak dla niego, jak i dla Heat. I to nie był przypadek, że świetnie się w South Beach odnalazł ;)

    Nie będę pisał o ewolucji Jamesa jako lidera, bo to wszystko jasne. Pozwolę sobie jednak przytoczyć pewną opinię, który kiedyś przeczytałem na ESPN. Jeden z komentujących artykuł o najlepszej piątce w historii nba jako startową jedynkę w swoim zespole wpisał…. Jamesa ;d Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy – wow, jasne, jest świetny, ale czy naprawdę mógłby wyjść w s5 ever na 1? ;d a Magic? A Stockton? A BigO? Wow, sky is the limit ;)

    Btw, świetny art, Przemek :)

    0
    • Według mnie, przy całym szacunku dla Doc’a, to RayRay nie był optymalnie wykorzystywany w Celtics, o ile sobie przypominam sam o tym mówił, teraz Ray to więcej niż tylko “3”.

      @Maciek a w Championsie zimą mówiłeś, że Ray to najsłabszy zawodnik Heat:)

      0
  6. Miło się czyta te wszystkie komentarze, które doceniają to co robi LeBron, jesteśmy chyba naprawdę świadkami czegoś wielkiego, czegoś co czym będziemy opowiadać młodszym za kilkanaście lat. Chyba każdy wraz z każdym meczem, sezonem Jamesa zaczął to dostrzegać i teraz zaczyna się głośno o tym mówić, chwała Wam za to Panowie. Po co iść samemu na przebój w dwójkę rywali np. jak można sciagnąc ich uwagę i odegrać do Allena#mistrz trójek. A przecież James jak chce to i tak dominuje grę… I zobaczycie on w tych finałach trafi jeszcze “hero shot” bankowo:)

    0
  7. Tak samo mój wujek wielki fan Jordan’a powiedział że nigdy nie nie było czystego bloku na MJ. Oczywiście z pomocą mi przyszedł Yt. I takie nawiązanie, Jordan jest taką ikoną że nikt nie pamięta jego złych zagrań między innymi z tego powodu że nie było Twittera, fejsa i innych social media przez które przechodziło by miliony informacji na temat jego gry.Ale gdyby grał dzisiaj to jego ikona nie była by taką potęgą. Historia pamięta tych co wygrali, nie ważne czy ładnie czy brzydko.

    0
  8. Nie pozostaje nic innego jak tylko zgodzić się z treścią artykułu. Jordan zmienił grę i wbił do głów wszystkim fanom NBA, że tak musi grać Wielka Gwiazda. Potem ten motyw już trochę mniej zgrabnie utrwalał Kobe. Przyszedł LBJ. Oczekiwało się od niego bycia drugim MJ’em. A on grał i gra w innym stylu. Teraz gdy w Heat ma odpowiedni zespół, dobrany pod najlepsze wykorzystywanie JEGO umiejętności widać to wyraźnie. Zmienił grę. Dziś zaczynają rządzić zaawansowane statystyki i Bron doskonale wiedząc o tym wykorzystuje informacje w nich zawarte. Mimo, iż nigdy nie byłem jego fanem (hejterem też nie) szanuję go niezmiernie (dla mnie drugi po Jordanie).
    PS. Inną sprawą jest fakt, że my kibice po prostu chcemy tych cudownych rzutów, chcemy jako bohaterów oglądać tych najlepszych. Podobnie jak w futbolu. Najbardziej podziwiani, najlepiej opłacani, najbardziej pożądani zawsze byli, są i będą napastnicy.

    0
  9. Napiszę to na wstępie – byłem wielkim kibicem Jordana (tak, kibicem highlightów i skrótów, bo takie to były czasy). Najbardziej chyba ceniłem go za tę wolę walki, chęć zwycięstwa i to coś w oczach, co sprawiało, że wyglądał jak urodzony by wygrywać – podobne odczucia miało pewnie miliony dzieciaków na całym świecie.
    Gdy do ligi dołączył Kobe, to jakoś nie byłem w stanie obdarzyć go taką sympatią. Że trochę zbyt beszczelny, że za mocno się szarogęsi, że nigdy nie będzie jak Jordan. Z czasem, przy coraz większym dostępie do wiedzy i materiałów video, zrozumiałem że MJ miał również tego typu charakter – jak ktoś wyżej już napisał, typowy samiec Alfa. Ale wiecie jak to jest, pierwsza miłość jest zawsze pierwsza :) Dodatkowo era Kobego, zbiegła się ze zdecydowanie mniejszym zainteresowaniem ligą z mojej strony, więc dla mnie MJ> Kobe.
    No i na koniec James. Zgadzam się z twoimi tezami Przemku i gratuluje kolejnego świetnego artykułu. James, co podkreślał chyba od początku swojej kariery, stara się tworzyć własną, niepowtarzalną jakość i kiedyś będzie prawdopodobnie odnośnikiem dla młodych gwiazd rozpoczynających karierę (czy tak mocnym jak MJ? Pewnie nie, ale to już kwestia wielu innych czynników). Fajnie, że ma swój styl, robi to co najlepsze dla drużyny i pokazuje, że branie odpowiedzialności może mieć również trochę inny wymiar (choć uważam, że przy obecnej dostępności zaawansowanych statystyk jest mu dużo łatwiej to robić niż w czasach MJ). James jest poprostu produktem nowych czasów.
    PS: pasuje chyba dodać, że w finałach kibicuje oczywiście SAS i są dla mnie takim wzorem z Sevres zespołowej koszykówki i mądrości trenerskiej. Ale to już zupełnie inna historia… :)

    0
  10. Przemek, świetny tekst, jak dla mnie jeden z Twoich najlepszych :) Ogromna przyjemność czytania – dzięki! Poza tym cieszę się bardzo, że jest więcej takich opinii, że nie hero-ball, a idea zespołowości zapewnia większą ilość zwycięstw, a mówi to osoba wychowana na game-winner’ach właśnie Jordan’ów, czy Bryant’ów tej Ligi;) Pozdrawiam!

    0
  11. @Przemek Kujawiński.

    Ze strony Nike nie masz na razie szans na wspomnianą przez Ciebie kampanię reklamową Patrz

    http://www.youtube.com/watch?v=Iy1rumvo9xc#t=310

    Szczególnie słuchaj od 1:35 min. “Risk nothning with perfect LeBron”. Nike ciągle kupuje fanów romantyczną narracją hero-ball, seksownej nieprzewidywalności i gry 1-versus-TheRestofWorld. Taki jest przynajmniej wydźwięk, tej (bardzo fajnej było, nie było) reklamy.

    A może to pierwszy znak tego co już zauważyliśmy? Już wszyscy wiedzą, że gra LeBrona jest perfect.

    0
    • I dzięki idiotom z Nike LBJ jest hejtowany od lat. Zamiast pokazać że LeBron to mózgowiec oni nadal kręcą reklamy o królu, wybrańcu, “jeden vs wszyscy”. Qrwa, taki był MJ, ale takiego 2 samca alfa już w tej grze nie będzie.

      0
        • No bo, paradoksalnie, Nike bardzo dobrze “czuje” LeBrona. Pamiętacie tą świetną reklamę – odpowiedź na The Decision. What should I do?

          Ta wrzucona przeze mnie to oczywiście Mundial, a LeBron pojawia się tam dodatkowo, i niechcący przemycany jest ten negatywny podtekst. Myślę, że z czasem coś takiego, jak Przemek podrzuca na początku tekstu, się w końcu pojawi ;) Tyle, że jeszcze nie teraz.

          “Just do it” zmieni się na “Do it right”.

          0
          • “Do it right” – świetne. Musimy się odezwać do Nike i sprzedać im pomysły:)

            0
          • @Venom
            Nike nie czuło LeBrona, poszli na łatwiznę, byliśmy świadkami? chyba sweepu od Spurs ;)
            teraz zmienili strategię bo zrozumieli że James nie robi hero-ballu w 4q, On ciągnie zespół przez 3q, a tego się nie sprzeda :)

            0
          • @Przemek, no mamy już Twój pomysł, jest mój slogan ;) Czuję hajsy na horyzoncie :P

            @Tomasz – nie powiedziałem, że prowadzą mu idealną kampanię, ale uważam, że właśnie fakt iż zareagowali jest elementem tego wyczucia. Tak samo teraz w końcu wyczują co trzeba zrobić i będzie coś w klimacie phantoma, z LeBronem i dwójką obrońców przed nim, i podaniem do otwartego Rasharda Lewisa. Do it right!

            0
  12. “Mamy chyba inną definicję Natural Born Killer, ja myślałem, że mówimy o kimś, kto koszykarsko zabija, czyli trafia do kosza częściej niż nie trafia. Ty mówisz o kimś, kto nie boi się oddawać rzutów. Ja też nie boję się oddawać rzutów, od dzisiaj Natural Born Killer to moja ksywka”

    cudo!

    0
  13. dla mnie osobiście zespołowo to gra SAS i oni pokazują coś co jest i będzie naśladowane-
    James jest po prostu najlepszym koszykarzem, trzeba dodać, że niesamolubnym, ale który ma obok siebie dwóch bardzo utalentowanych, wartościowych graczy, którzy lubią ze sobą grać, się cenią i nie powodują chorej rywalizacji.
    Jednakże James i Bosh są w swoim prime, Wade już trochę po, ale jeżeli jest zdrowy to nadal top 10 ligi; w dodatku grają na wschodzie, więc mogą sobie odpuścić granie na maksa w sezonie regularnym i przez część play offs; dla mnie Miami to drużyna, która ma zwyczajnie więcej talentu, a nie gra zdecydowanie lepiej niż suma talentów graczy, w przeciwieństwie do SAS. Miami także mimo posiadania trzech gwiazd, ciągnie uzależnieni są od wielkich meczów Jamesa;
    Na korzyść Jamesa jest także brak dobrych centrów w lidze (w czasach Jordana jednak było ich sporo, np. Olajuwon, Robinson, Shaq, Mutombo,Mourning,i jeszcze kilku innych, dziś do nich można jedynie porównać D. Howarda i to bardziej sprzed kontuzji). Trzeba także pamiętać, iż obecnie tylko Durant jest poziomem stosunkowo blisko niego. 10 lat temu było więcej świetnych graczy: Duncan, Garnett, Kobe, Shaq – wtedy byśmy się zastanawiali, który jest najlepszy.
    Garnett nie miał koło siebie nikogo takiego jak Wade czy Bosh
    Duncan grał obok będącego u schyłku kariery Robinsona, a następnie czekał na postępy Parkera i Ginobilego, oraz obecną plejadę zawodników drugiego planu.
    Shag i Kobe sporo wygrali grając razem
    Wielka trójka Miami stwierdziła, że razem mogą przebić powyższych – wyciągnęli wniosku z sytuacji Garnetta w Minnesocie i połączyli siły na podobieństwo Bostonu. Z tym, że nie tak jak KG, Pierce i Allen długo po swoim prime, ale w jego trakcie.
    Nie odbierając nic Miami, to jednak przewaga talentu, SAS to przewaga zespołowości, solidności i taktyki. Ja jestem za tym drugim, zwyczajnie bardziej to doceniam

    0
  14. dlaczego? pewnie nie taka jest intencja, ale dla mnie to brak szacunku. Bóg to nazwa własna, o ile piszemy np. o darze od Boga, chyba że piszę się w rozumieniu np. od boga olimpijskiego, albo coś w tym stylu, ale warto to wtedy doprecyzować, nic to nie kosztuje, a może kogoś nie zaboleć. Dla mnie Bóg jest wszystkim, stąd ta prośba

    0
    • Myślę, że to nie miejsce na takie dyskusje. Uznaj to za licentia poetica. Pozostawię Cię tylko z bardzo mądrym zdaniem, które kiedyś zdobiło jeden z poznańskich murów: “Uczucia religijne można obrazić tylko u idiotów”.

      0
      • Bóg, Allach, Mannitou… etc oraz inne słowa określające desygnat, do którego się odnoszą (możliwe, że fikcyjny) piszemy wielką literą. I to nie jest kwestia wiary, uczuć czy światopoglądu, ale uzusu zwanego ortografią. A z onego wielce mądrego zdania namuralnego, z powodu użytego w nim kwantyfikatora, cała mądrość niestety uciekła.

        0
        • Allah jest bogiem. Manitu jest bogiem. Zeus też jest bogiem. “Bóg” w naszej kulturze został z jakiegoś powodu zawłaszczony jako imię i przeciwko temu protestuję, pisząc z małej litery. Tak jak napisałem wyżej licentia poetica.

          0
          • “Rzekł Bajdała do Boga:
            O rety – olaboga!”

            Pewnie, że to dyskusja bezsensowna. Zresztą jak większość dyskusji pomiędzy talibami starego wzoru (takimi co to im serce pęka i z całych sił protestują, że ktoś Bóg napisał z małej litery, bo to uraziło ich uczucia religijne) a talibami nowego wzoru (takimi co to protestują przeciwko “zawłaszczaniu słów w kulturze” i z całych sił zwalczają opresyjną ortografię, która jest tego zawłaszczenia przejawem).

            Otóż Szanowny Panie Autorze, ortografia, mimo, że nie jest prawem fizyki i pewnym zmianom podlega, to jednak jej reguły są dosyć sztywne, a w przypadku naszego języka ojczystego nawet “zetatyzowane”. Więc może Pan sobie protestować do woli pisząc niepoprawnie. Najlepiej było to robić w pracy maturalnej.
            Jak dla mnie tego typu postoświeceniowa krucjata jest dosyć śmieszna. No ale wcale nie jest wykluczone, że członkowie Rady Języka Polskiego w końcu przychylą się do Pana postulatów i któregoś dnia, dzięki Panu, obudzimy się w lepszej Polsce, wolnej od tego typu reliktów ortograficznych światopoglądowego ancient regimu i z radością chwycimy za klawiatury tylko po to aby “bóg” we wszystkich kontekstach i znaczeniach napisać z małej litery. Normalnie lżej będzie oddychać. Proponuję przy okazji rozpocząć również protest przeciwko oddawaniu nieistniejącego już w wymowie fonemu znakiem “Ó” i zacząć pisać “ktury”.

            A teraz już poważnie, bez kpinek, w przedmiocie pisowni:
            Bóg muzłumanów jest Bogiem (po arabsku to słowo to Allach, czy jakoś tak). Wielki Manitu niektórych plemion indiańskich (przynajmniej w naszym europejskim ujęciu) jest Bogiem. Bóg chrześcijan jest Bogiem. Bóg starozakonnych też jest Bogiem (po hebrajsku to zdaje się Jehowa czy Jahwe). Natomiast co do Zeusa ma Pan nawet rację, ten jest “tylko” bogiem. To dosyć proste.
            Żeby przyprzeć powyższe autorytetem oraz uciąć dyskusję na temat poprawności pisowni zwrotu frazeologicznego, którym się Pan posłużył:
            http://so.pwn.pl/lista.php?co=b%F3g

            Jak monologował J.T. Stanisławski:
            Jeżeli, daj Boże, Boga nie ma, to chwała Bogu! No ale jeśli, co nie daj Boże, Bóg jest, to niech nas ręka boska broni!

            0
          • pewnie, że łatwe, bardzo łatwo budować ideologię do braku szacunku i tolerancji,
            idąc taką logiką każdy może pisać Przemek Kujawiński z małej jak mu się podoba, albo wymyślić coś równie “fajnego” co dotknie drugą osobę, tylko po co?

            niektórzy jednak wciąż wierzą w Boga, widzą w swoim życiu Jego miłość, np. Kevin Durant

            https://www.youtube.com/watch?v=j7YtflIHFGI

            0
      • Jeżeli ktoś dla Ciebie najważniejszy jest określany z małej litery, to jest to miejsce i pora na reakcje/pytanie/prośbę- którą w ten sposób wywołujesz.
        Poza tym w tekstach i podcastach piszecie i mówicie o tak szerokim spektrum spraw, że niespecjalnie widzę takie ograniczenia. Ostatnio było np. sporo o dyskryminacji rasowej na tle sprawy Sterlinga, ale było sporo innych.

        Przytoczone powyżej zdanie daje duże pole dla usprawiedliwienia różnych, możliwych niebyt fajnych rzeczy w stosunku do osób, dla których Bóg jest bliski. Jest niewątpliwie bardzo wygodne jeżeli dana osoba jest nastawiona do Boga obojętnie lub wrogo, dla reszty nie.

        Słusznie też w komentarzu poniżej jest mowa o ortografii,choć chciałem wyrazić przede wszystkim inny aspekt tej sytuacji.

        0
        • Nie ma innego aspektu tej sytuacji. Jeśli bóg, jak mówisz, jest dla Ciebie ważny, to masz prawo pisać go z jakiej litery tylko chcesz. Nie jest to mój ani nikogo innego biznes (tak jak i Twoja wiara).

          Ja natomiast mogę pisać z małej litery. Koniec, koniec kropka. Dyskusja absolutnie bez sensu.

          0
        • Jeśli Ci to pomoże, to nie piszę o Twoim bogu. Czy mam prawo pisać słowo bóg, jeśli chodzi mi o innego boga z małej litery, czy to prawo też mi odbierasz?:)

          Moje imię możesz pisać jak tylko Ci się podoba.

          0
          • “Wie wszystko, a nic nie rozumie”.
            Trzy zdania i trzy humbugi.

            1. Jeśli pisze Pan o Bogu bulls2006fronda, to prawidłowo będzie z wielkiej litery.
            2. Nic nie wiem o odbieraniu Panu praw swobodnego doboru wielkich liter przez bulls2006fronda, ale z pewnością robią to słowniki języka polskiego. Tu decydują reguły ortografii, a nie Pana widzimisię. A przypominam, że prapoczątkiem owej uroczej dyskusji (pomijając osobiste elegie bulls2006fronda) była poprawność zapisu słowa w użytym przez Pana zwrocie frazeologicznym, którego reguły pisowni są określone (vide linkowany przeze mnie powyżej WSOJP PWN). Sprawę poprawność pisowni (przynajmniej w moim “nieideologicznym” ujęciu) mamy więc załatwioną. I nie mają tu zastosowania żadne intelektualne łamańce o użytym znaczeniu “bóg, a nie Bóg”. “Łatwe, prawda?”
            3. Nie, nie może pisać Pana imienia jak się podoba. Zarówno “przemysław”, jak i “Pżemysław” będzie nieprawidłowo.

            Oczywiście owych “nie może”, “zabrania” używam w wiadomym znaczeniu i kontekście. Sankcji karnej w ortografii, zwłaszcza blogowej, nie ma. Jeśli ktoś chce robić z siebie “intelektualistę” czy innego arlekina, to rzeczywiście niech pisze jak chce, a na ortografię ojczystą niech nie zważa, albo świadomie z nią walczy.
            Ze swej strony proponuję więc – bez złośliwości – po prostu przyznać się do błędu w pisowni, a nie brnąć w…

            0