Przed spotkaniem z Knicks, Brandon Knight trafił tylko 3 z 12 rzutów w ostatniej minucie meczu lub dogrywki, gdy różnica była nie większa niż trzy punkty. Ponadto w czwartej kwarcie wczorajszego pojedynku spudłował 5 kolejnych rzutów, ale to wszystko już nie ma większego znaczenia, ponieważ na finiszu był clutch. Zdobył pięć ostatnich punktów dla gospodarzy, w tym te najważniejsze, dające im zwycięstwo. Na 19.4 sekundy przed końcem Carmelo Anthony doprowadził do remisu trafiając zza łuku, wtedy piłkę wziął Knight i spokojnie przeprowadził ją na atakowaną połowę, czekając aż upłyną kolejne sekundy. To był ten moment kiedy Brandon z Milwaukee poczuł się niczym Kevin Durant czy Damian Lillard. Mógł przesądzić losy meczu i uniósł ten ciężar. Wyizolowany z Raymondem Feltonem, z zimną krwią trafił trójkę nad swoim rywalem.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czy trafianie game winnerów to odkrywanie w sobie Duranta? Hello? A może Joe Johnsona w sobie odkrył? albo Michaela Jordana?
Ogólnie rzecz ujmując szkoda chłopaka(lub autora), że mimo iż trafił winnera i tak zrobił to w cieniu KD. Manipulacja tym nagłówkiem. Nie róbcie tego :)
Poza tym i tak piątka się należy za robotę :) PZDR
“Dobry nagłówek nigdy nie jest zły” ;)