Informacja o wysłaniu talentów C.J.a McColluma na kilka meczów do D-League w zaistniałych okolicznościach jest bardzo optymistyczna, bo zapowiada spokojne wyczekiwany debiut 10 numeru poprzedniego draftu. Zawodnik podczas ligi letniej w Las Vegas miał kilka występów, które napełniły nadzieją zarówno sztab trenerski, jak i środowisko fanów. Nowy dynamiczny back-court Blazers miał wkrótce opanować koszykarską mapę. Współtworzyć będą go dwaj młodzi gracze, którzy dorastali na uczelniach bardzo rzadko wypuszczających graczy TOP15 draftu.
McCollum został przez Blazers obdarzony tym samym zaufaniem, co rok wcześniej Damian Lillard. Problemy ze stopą, jakie zawodnik miał kilka miesięcy wcześniej, nie zostały przez zespół po prostu zbagatelizowane. Skill-set zawodnika był na tyle przekonujący, że mimo koszmarnych niepowodzeń z wcześniejszymi wyborami, GM Neil Olshey postanowił zaryzykować. Potencjał kryjący się w tych 193 centymetrach wzrostu bezpośrednio przyczynił się do wizji przekształcania ekipy z Oregonu w – jak się okazało – kandydata do mistrzostwa. W rotacji Terry’ego Stottsa C.J.a prezentowano jako uniwersalną broń; combo-guarda gotowego odciążyć najlepszego debiutanta poprzednich rozgrywek.
Skauci dostrzegli w nim trochę stylu Stephena Curry’ego. Jest to przede wszystkim scorer, z odpowiednią bazą do rozwijania się jako play-maker. Potrafi żonglować atutami w zależności od potrzeb. W swoim ostatnim sezonie z Lehigh notował średnio 23,9 punktu (49,5 FG%), ale ze względu na poważną kontuzję stopy rozegrał tylko dwanaście spotkań. Podczas ligi letniej w Las Vegas po urazie nie było już śladu. McCollum zrobił sporo zamieszania swoim dynamicznym, czasami chaotycznym sposobem prowadzenia gry zespołu. Bardzo szybko potwierdził słuszność Olsheya, gdy wybierał go w drafcie i tym samym zdobył uznanie jeszcze przed debiutem. Wszystko wskazywało na to, że los tym razem się do Portland Trail Blazers uśmiechnął.
Choć czasami sprawia wrażenie bardzo niezgrabnie poruszającego się ball-handlera, ma klej na rękach i potrafi doskonale kontrolować pomarańczową zarówno w akcjach indywidualnych, jak i w grze pick-and-roll. Komfort z piłką ułatwił mu także znajdywanie dla siebie pozycji do rzutu. Dobra selekcja rzutowa gracza w NCAA zostanie ponownie zweryfikowana już w NBA, gdzie defensywa rzuca zupełnie innego rodzaju wyzwanie.
Mała liczba asyst na uczelni nie musi wcale o niczym świadczyć. Gdy McCollum zacznie kreować dla takich strzelców jak Nicolas Batum (36,8% 3 PT) czy Wesley Matthews (43,1% 3PT), efektywność jego podań będzie znacznie większa. Z kolei jako opcja na pozycję nr 1, częściej będzie grał z LaMarcusem Aldridgem egzekwując jego grę pick-and-pop. Wszystko jest kwestią odpowiedniej synchronizacji i timingu.
Inteligentni gracze zazwyczaj nie mają wielkich problemów z grą w defensywie i tak też jest z McCollumem. Posiada szybkość i zawziętość, która powinna mu pomóc w bezpośrednich pojedynkach oraz w obronie pick-and-rolla. Krótka przygoda z D-League na początku stycznia da mu posmakować tego, co czeka go już szczebel wyżej. Na razie nie wiemy jak szybko gracz zrzuci z siebie rdze po kilku miesiącach rehabilitacji. Na żadnym etapie proces leczenia nie był przyspieszany. Zespół mając na uwadze poprzednie problemy gracza, nie może sobie pozwolić na eksperymenty.
W D-League Christian James zagra dla satelickiego zespołu Blazers, czyli Idaho Stampede. Jest na ostatniej prostej rehabilitacji i do gry powinien wrócić jeszcze w tym miesiącu. Natomiast odpowiedzi na pytania o jego faktyczny wpływ na ekipę z Oregonu poznamy dopiero za kilka miesięcy, gdy upłynie czas przewidziany na proces aklimatyzacji do gry w zupełnie nowych warunkach. Musimy także poczekać na pierwsze testy problematycznej stopy. Na szczęście uraz nie dotyczy żadnych ścięgien czy więzadeł, dlatego lekarze byli przekonani, że produkt Lehigh przy odpowiednim nastawieniu do rekonwalescencji może odzyskać pełnię swoich możliwości i dalej się rozwijać.
Z łatką gracza od zdobywania punktów C.J. powinien w systemie Stottsa uporać się w miarę łatwo. Dame Lillard również wchodził do ligi będąc szufladkowany jako scorer. Stworzenie mu odpowiednich warunków do dystrybucji podań zaowocowało wymiarem play-makera, jakiego nawet skauci nie przewidywali w swoich przeddraftowych raportach.
Obawy powstają wobec zbyt dużej ilości strzelców na parkiecie. Większość podstawowych ustawień Blazers gwarantuje rozgrywającemu posiadanie przynajmniej kilku opcji w ataku pozycyjnym. Dodanie kolejnego gracza, który potrzebuje mieć od czasu do czasu piłkę w ręce, stworzy niebezpieczną sytuację przerostu dóbr w odniesieniu do potrzeb. Oczywiście zawsze lepiej mieć problem bogactwa niż deficytu, ale rotacja może cierpieć, jeśli nie zostaną ustalone konkretne i zindywidualizowane zasady.
W Portland mają wszystko, by uczynić z pierwszoroczniaka gracza więcej biegającego po zasłonach. Ofensywna filozofia Stottsa zapewnia średnio 1,07 punktu z gry strzelców w spot-up (2 miejsce w lidze). Jeżeli McCollum jako rzucający obrońca poświęciłby część gry na rzecz kreowania bez piłki, będzie w zespole działał na bardzo podobnych regułach, co Wesley Matthews i Nicolas Batum. Coach mając stabilną opcję w postaci Damiana i wydajnego rezerwowego Mo Williamsa, nie powinien już w tym sezonie grać dużych minut na jedynce debiutantem. Z pewnością będą się zdarzały improwizowane akcje pozycyjne, w których Christian przejmie kontrolę na kilka sekund. One w efekcie zdecydują o dojrzewaniu zawodnika jako PG.
Podczas przerwy spowodowanej kontuzją, McCollum starał się przede wszystkim utrzymać swoje ciało w gotowości. Zdarzały się nawet treningi rzutowe prosto z krzesła, aby nadgarstek nie przyzwyczaił się do lenistwa. Jedną z najciekawszych historii towarzyszących jego debiutowi będzie to jak wpłynie na obecną rotację drużyny. Trener podaruje mu kilka minut z czasu gry Lillarda, Matthewsa i Williamsa, zatem wprowadzi do gry wariacje, jakiej PTB w obecnej sytuacji jeszcze nie próbowali. Dalej dużo ciekawych rzeczy w Portland.
Oj tak :)
jesli jeszcze McCollum wypali to na obwodzie robi się potworny tłok;)
Najciekawsze w Portland jest to, że są ZDROWI ;) I tego im życzę już do końca 2014.
Portland – Indiana w finale NBA !