Na ten mecz czekaliśmy. Pierwszy rewanżowy pojedynek drużyn, które stoczyły fascynującą walkę w ostatnim 7-meczowym Finale Wschodu i równocześnie zapowiedź bardzo prawdopodobnej kolejnej serii w playoffs między nimi. W końcu tylko oni w tym momencie są na plusie w swojej fatalnej konferencji i właściwie nie ma dla nich konkurencji.
Pacers wrócili do domu po trudnej serii wyjazdowej, podczas której potwierdzili swoją wartość pokonując Clippers i Spurs, ale też ulegli w Portland i doznali dotkliwej porażki w Oklahomie. Tamte mecze nie miały jednak dla nich aż tak dużego znaczenia jak starcie z obrońcami tytułu. Chcieli udowodnić sobie i swoim rywalom, że po przegranej w playoffs, teraz są silniejsi i mogą zdetronizować mistrzów. To dopiero jeden mecz na początku sezonu, ale Pacers mają powody do zadowolenia. Wygrali to ważne starcie. Po raz kolejny potwierdziło się, że Roy Hibbert to najskuteczniejsza broń na Heat i LeBrona Jamesa. Natomiast Paul George udowodnił, że jest teraz prawdziwym liderem i nawet mając kiepski mecz, potrafi zdobywać ważne punkty.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Trade Wade
Oby w play offach też ich roznieśli!!!!
Uuu… ależ ich roznieśli 6 punktów w swojej hali, trailując ponad połowę meczu. Normalnie rozmazali ich po parkiecie :)
A co do samego meczu fajnie się oglądało, bo obie ekipy powalczyły do końca, niestety wynik negatywny :)
Heat mają jeszcze trzy spotkania sezonu regularnego, żeby rozgryźć co zrobić z Hibbertem i Westem w ewentualnym finale konferencji. Z jednej strony agresywnie wychodząc do krycia na obwodzie generują dużo strat, bo rozegranie w Indianie leży i kwiczy. Z drugiej strony jak obwód porozrzuca trochę piłek bez straty, to w końcu ktoś się gubi w przejęciu/nie zdąża z pomocą i w efekcie tych ‘bieganych przetasowań’ Hibbert albo West kończą pod opustoszałym koszem z jednym lub nawet bez obrońcy. Pytanie co długofalowo wyjdzie lepiej bo 10/15 i 6/8 wyglądało dziś bardzo niedobrze.
Żal tych wszystkich trójek Miami. Mizerna skuteczność tym bardziej, że praktycznie wszystko z wypracowanych pozycji. Ze dwie by wpadły i crunchtime do ostatniej sekundy by był. Live by the 3 or die by the 3 :)
Z innej beczki:
Czy naprawdę Panowie redaktorzy muszą tak często pisać na 6G o “ważnych punktach”? Ten termin to pokutuje chyba od czasu Michałowicza, który go notorycznie nadużywał jak NBA można było oglądać tylko na TVN w weekend, po wycofanie się z transmisji tv publicznej z 15 lat temu (z resztą nadal to robi). Widzę, że niektórym się spodobał. Ostatnio napisano na 6G, że Nate Robinson został bohaterem spotkania mając skuteczność 3 z 11 (jeżeli dobrze nie pamiętam), bo wcisnął coś na początku czwartej kwarty. Jakby wcześniej grało się dobrze to nie trzeba by gonić i nie byłoby nerwów w ogóle. A tak kreujecie bohaterów z zawodników, którzy czasami mają najgorsze staty w drużynie bo ich jedyne punkty wpadły jak gonili wynik. O ile jeszcze można powiedzieć, że ktoś jest mocny w crunchu, że ręka mu nie drży i bierze grę na siebie to już wszystkie punkty są tak samo ważne. wygrywa ten kto ma więcej po 48 minutach :)
Pozdrawiam,
Go Heat!
Mysle, że tu mieć chodzi o zrobienie z kogos bohatera,ale o pokazanie wartosci takiego gracza, który pomimo ceglenia przez większość spotkania nie załamuje się i ma na tyle mocna psychikę żeby ciągle wierzyć w swój rzut i rzucać, poprawiając swoje błędy z początku spotkania.
To, że ktoś w kilkunastu próbach w końcu trafił nie świadczy dla mnie o silnej psychice (w końcu przy iluś próbach każdy trafi)
Dla mnie ten gracz miał słaby mecz, który udało się wygrać jedynie “mimo” jego gry, a nie “dzięki” niej. A często jest on brany na ołtarz jako zdobywca ważnych punktów i osoba, która pociągnęła drużynę co mnie bawi. Lepiej czasami zdjąć palec ze spustu i zacząć kreować kolegów, pobronić jak nie idzie, ale co tam, każdy robi jak uważa.
Pozdrawiam
Zgadzam sie z Wolverem nie ma co przesadzać. Za każdym razem jak patrzę na jakąś relację z przegranego przez Miami meczu w którym wykręcają jakieś mizerne 4/21 za trzy (lub coś w tym stylu) to włącza mi się alert, że ok – przegrali ale w playoffach jedna wygrana nic nie znaczy, w następnym meczu Battier nareguluje celownik i Miami “rozsmaruje” Indianę (tak jak niby teraz Indiana rozniosła Miami). Zawsze można powiedzieć, że kiepska skuteczność jest efektem dobrej obrony przeciwnika, ale w przypadku gdy czytam o pudłowanych czystych trójkach, to jakos w to nie wierzę.
Tak na prawdę to chyba niczego nowego po tym meczu się nie dowiedzieliśmy. Dalej Miami ma problem z Hibbertem plus George, który jest teraz jeszcze lepszym graczem, to świetny obrońca na LeBrona, ale to już było i Miami w mękach ale jednak poradziło sobie z tym wszystkim.
Najistotniejsza sprawa to ta przewaga parkietu, którą w potencjalnym finale konferencji może mieć ekipa z Indianapolis.
Nawet problemów Wade’a z kolanami bym nie wyolbrzymiał. To na razie wygląda tak, że chyba cały świat nie zdążył się jeszcze pogodzić z wiekiem i problemami zdrowotnymi Dwane’a, cały świat prócz ludzi z Miami, którzy oszczędzają go ile mogą i ufają, że gdy przyjdzie ten najważniejszy moment sezonu to Wade będzie prawie tym samym dynamitem co parę sezonów temu.
Akurat moim zdaniem problemy Wade’a z kolanami są gwoździem tegorocznej ewentualnej grobowej deski Heat. Facetowi klikną w styczniu 32 lata, ze zdrowymi nogami to wciąż prime time choć w drugiej połowie :) (patrz MJ, Kobe przed achillesem). Zobacz co Wade robił w czasie zeszłorocznego streaku zwycięstw jak kolano na trochę odpuściło.
Pozdrawiam
No ale własnie o tym napisałem… miałem dokładnie na myśli jego postawę w tym streaku plus to, że jednak pózniej w playoffach miał problemy. I mimo tych problemów, w momentach w których go Heat potrzebowali wspinał się na wyżyny. Bo nikt mi nie powie, że Heat poradzili by sobie z Indy czy SAS bez tych kilku meczów Wejdzika na najwyższym poziomie.
To prawda, że gdyby nie te kolana to Wade byłby teraz pewnie wymieniany w top 5 graczy ligi, ale co można z tym zrobić? Wydaje mi się że w Miami pogodzili się z tym faktem i starają się tak gospodarować zdrowiem Wade’a żeby w tych kluczowych momentach sezonu mógł grać tak jak podczas zeszłorocznego streaku.
Moze trochę źle się wyraziłem, bo chodziło mi nie tyle o to żeby nie wyolbrzymiać problemów Wade’a z kolanami (bo te są poważne), tylko o to by nie traktować tego tak w ciemno jako zapowiedź tego, że w playoffs Wade nie będzie w stanie pomóc druzynie.
Aaaa to się zgadzam, na opak zrozumiałem. In Wade we Trust :) A co pierwszego komenta w temacie skoro po tym meczu twierdzisz “Trade Wade”, to za Paula G. chyba należy rzucić dziś ręcznik. A nie przepraszam, przecież punkty, które rzucił to były te “ważne” punkty… ;)
Wolver to uwazasz ze gracz ktory np przez pierwsz 3kwarty trafil zalozmy 1na8rzutow i w najwazniejszym momencie meczu trafia 5/5 co daje zwyciestwo druzynie nie nalezy gonazwac bohaterem lub jednym z nich w danym meczu tylko kolesia ktory trafia przez trzy kwarty8/8 a w czwartej 0/6 i w tym airballa w kranczu przy zalozmy stracie3-5pkt do przeciwnika???to nie tyczy sie tego meczu ale prawda jest taka ze PG trafial w najwazniejszych momentach choc mu nie siedzialo przez prawie caly mezc a LBJ zaczol dobrze a skonczyl wiadomo jak i jak mowisz mimo ze nie siedzialo dalej rzucal w tym nietrafiajac nawet w obrecz..Jak to mawiaja prawdziwego faceta poznaje sie po tym jak konczy a nie jak zaczyna
Jeżeli ktoś ma taki performance jak piszesz to ma bardzo dobrą skuteczność (6 z 13 lub 8 z 14 odpowiednio). Ja napisałem wyraźnie o gościach typu 3 z “nastu” branych za bohaterów meczu i samym określeniu ważne punkty jako takie. Piszę jasno i wyraźnie, wystarczy czytać ze zrozumieniem. I owszem nadal uważam, że PG miał kiepski mecz. Słaba skuteczność, zero zbiórek ofensywnych, 6 strat, rzeczywiście dobra gra w obronie. Mecz wygrał West i Hibbert robiący cały czas swoje, a nie George, który odpalił w czwartej kwarcie.
Pozdrawiam
Genralnie co do tych “ważnych punktów” i nadużywania tego terminu się zgadzam ale jest kilka wyjątków. Owszem gdy mówimy o gościu który cegli ile może i na koniec wpadają dwa czy trzy rzuty i kreujemy z niego bohatera, to zdecydowanie mówie nie. Ale jeśli ktoś przez 3 kwarty cegli z dystansu czy półdystansu po czym w czwartej kwarcie jak nie idzie zespołowi bierze piłkę, 2 czy 3 razy wkręca się pod kosz, robi dwa przechwyty z łatwymi Layup’ami to wtedy dla mnie zawodnik jest bohaterem i punkty są ważne. Wszystko moim zdaniem tutaj zależy od kontekstu. Co do Miami nie zgadzam się z opinią że jak tylko Battier czy Allen nastawią celowniki to Miami rozsmaruje Indiane. Jest kilka nie wiadomych.
1. Jak będą wyglądać IND po powrocie Grangera lub po ewentualnej wymianie?
2. Dużym wzmocnieniem dla IND jest Scola który zagrał słabo a będzie Miami sprawiał dużo problemów.
3. Jak w playoff wejdzie Wade i czy będzie wstanie parę razy przejąć mecze tak jak w poprzednim sezonie.
4. Miami straciło Millera który był często ich wybawicielem jeśli idzie o 3 w playoff i obawiam się że jego i jego punktów może braknąć.
5. Ostatni punkt to jak będzie grał Bosch. Nie lubie go ale ma on ogromny wpływ na grę Miami i jeśli nie podniesie odrobinę poziomu gry, szczególnie w obronie to może być kiepsko.
Dziwny mecz, w pierwszej kwarcie Miami wyglądało fenomenalnie i byłem pewny że się spieli i wygrają ten “statement game”, stało się inaczej i teraz pytanie czy się rozluźnili i przegrali sami ze sobą, czy ze swoim przygotowaniem fizycznym czy może jednak Indiana zaczęła lepiej bronić. Mi to wyglądało jakby się po prostu zmęczyli. I może po wyniku tego nie widać, ale Indiana nadgoniła najpierw chyba 13-14 punktów a potem przegoniła o kolejne 10 i to faktycznie wyglądało jak “rozsmarowanie”.
A tak w ogóle to cześć wszystkim.
ps. zastanawiałem się Go kto napisać na koniec, ale.. Knicksi są żal.pl i się na nich obraziłem, Celtics się rozpadli, Nets co do których miałem duże nadzieje przed sezonem są bardzo śmieszni, Bulls nie lubię już od 15 lat, a Indiana która mi się w tym sezonie podoba podpadła mi gdy grał w niej Reggi, Kobe już się nie liczy, SA nigdy nie lubiłem, AI już chyba nie wróci :) Clippers to Clippers, Huston foch od finałów z CHI, no nie ma komu kibicować panie :) no może poza Stefką Curry, bo tą wiecznie niespełnioną niedzieję jaką zawsze pozostanie OKC pomijam