5-na-5: Rozgrywający NBA – najlepsi, niedoceniani i najbardziej przeceniani

23
fot. newspix.pl

1. Kto jest najlepszym rozgrywającym w NBA?

Marek Dziuba: Chris Paul. Gość, który na boisku wyrwałby serce własnej matce, gdyby było to konieczne w odniesieniu zwycięstwa. CP3 to obecnie bezwzględny numer jeden wśród rozgrywających. Nieustraszony pod presją, z bajecznym czuciem gry, mądrością, nienagannym panowaniem nad piłką i bardzo dobrym rzutem – generalnie pełny serwis. Posturą przypomina wprawdzie konkretnie nadziany serdelek, ale nie dajcie się zwieść, jest piekielnie silny i wykorzystuje to zarówno w ataku jak i obronie. I tylko większych osiągnięć zespołowych brak… ale ma jeszcze minimum 3-4 sezony na tym najwyższym poziomie przed sobą (oby kolana pozwoliły jak najdłużej…), więc nie będę się specjalnie czepiał.

Michał Kajzerek: Chris Paul. Najlepszym i najbardziej kompletnym na pewno. W przypadku CP3 obserwujemy bardzo dużą elastyczność, która czyni z niego – (kolejne naj) najbardziej nieprzewidywalnego playmakera w NBA. Obrońcy mogą tylko zgadywać, co zdecyduje się zrobić po picku czy w pojedynkach jeden na jednego. Bardzo dobrze mierzy siły na zamiary. Zamiast zagrania efektownego, wybiera efektywne, dlatego jest jednym z najmądrzejszych graczy w obecnej NBA. Poza tym ma naturalną swobodę w zarządzaniu zespołem na parkiecie.

Przemek Kujawiński: Chris Paul. Właściwie bez większych wątpliwości. Jeden z siedmiu, może ośmiu graczy w lidze wokół których w tym momencie można budować organizację i chyba jedyny czysty rozgrywający w tej grupie (bo kim tak naprawdę są Russell Westbrook i Derrick Rose?). Nie ma na świecie nikogo (od czasu gdy Jason Kidd usiadł na ławce w Brooklynie), kto lepiej kontrolowałby tempo gry i panował nad tym, co dzieje się na boisku. Gracz właściwie kompletny po obu stronach parkietu, który byłby pewnie w stanie wedrzeć się do top 10 wszech czasów, gdyby natura obdarzyłaby go 10cioma centymetrami więcej i oszczędziła kontuzji.

Dawid Lenkiewicz: Chris Paul. Kompletny gracz, świetny w ataku jak i w obronie, do tego prawdziwy lider i generał na parkiecie. Sprawdza się też w końcówkach spotkania, gdy można mu zaufać i oddać piłkę na najważniejsze rzuty. To jego przyjście w największym stopniu odmieniło Clippers i jeszcze przez 2-3 sezony Paul powinien utrzymać tak wysoką formę i być wciąż najlepszym PG ligi.

Damian Solnica: Chris Paul. Żadnych wątpliwości. Gracz właściwie kompletny, boiskowy generał, niski wzrostem, ale wielki charakterem. Nie tylko zawodnik, ale i postać. Jako ten pierwszy ma wszystko to, co powinien mieć dobry rozgrywający – drybling, podanie, przegląd parkietu, zmysł, kreatywność, rzut, umiejętność gry w obronie. Jako postać ostatnio został przecież wybrany szefem związku zawodników i jeśli będzie nim dowodził tak samo dobrze jak swoją drużyną na boisku to koszykarze NBA mogą być spokojni o swoje interesy. Do potwierdzenia swojej wielkości brakuje mu tylko (i aż) mistrzowskiego pierścienia.

2. Kto jest najbardziej niedocenianym rozgrywającym w NBA?

Dziuba: Tony Parker i Russell Westbrook. Zawsze miałem wrażenie, że to co wyczynia Francuz przechodzi nieco bokiem i nie wymieniam go tutaj pod wpływem eurobasketowego zauroczenia. Sam stwierdził przecież, że gdyby robił to co robi ze Spurs w Nowym Jorku to byliby traktowani jak gwiazdy rocka, a tak ich wielkość w San Antonio od dawna jest czymś na porządku dziennym, czymś normalnym i chyba dlatego Tony ucieka nam – jak pod kosz swoim rywalom – gdy rozmawiamy o najlepszych rozgrywających ligi. Dlaczego Westbrook? Bo skupiając się głównie na krytyce decyzji rzutowych tego atletycznego freaka zapominamy o jego pozytywnym wpływie na Thunder.

Kajzerek: Mike Conley. Tak, postawię na Mike’a Conley’a, który w poprzednim sezonie wielokrotnie ratował tyłki Memphis Grizzlies. Kolejny sprytny rozgrywający, który w bardzo analityczny sposób postrzega grę. Czasami podejmuje zbyt pochopne decyzje albo decyduje się na niezrozumiały rzut, ale patrząc na cały obrazek można dostrzec sensownie ułożonego gracza. Idealny kandydat na kapitana drużyny – zrównoważony i znajdujący odpowiednie słowa do odpowiednich sytuacji.

Kujawiński: Tony Parker. Myślę, że wciąż nie mówimy o Tony’m wystarczająco dużo. Z jakiegoś powodu gubimy go, gdy rozmawiamy o najlepszych rozgrywających w lidze. Jest takim ni-przypiął-ni-przyłatał, bo wciąż jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o nim w kategoriach tego “w cieniu Tima Duncana” i “raczej strzelca niż rozgrywającego”. Tymczasem od kilku już sezonów to Parker jest najważniejszą opcją Spurs, a jednocześnie przeistoczył się wreszcie w playmakera z prawdziwego zdarzenia. Poza nim – w obu z ostatnich dwóch sezonów – tylko Paul i Rondo mieli %asyst powyżej 40 (procent asyst przy celnych rzutach z gry drużyny, gdy był na boisku).

Lenkiewicz: Jose Calderon. Z racji gry w słabych drużynach, bardzo rzadko jest wysoko w rankingach, a jest to świetny generał na parkiecie, doskonały w pick-and-roll, do tego rzuca na świetnym procencie (jego shot chart z poprzedniego sezonu jest po prostu zabawny). Jose to też przykład poza parkietem i Mavericks mogą mieć z niego wiele pożytku.

Solnica: Russell Westbrook. Myślałem najpierw o Tony’m Parkerze, ale mimo, że Spurs to ciągle drużyna Timmy’ego Duncana, to raczej każdy docenia już to, co od kilku lat robi z tą organizacją sympatyczny Francuz. Niech będzie więc Westbrook, który robi mnóstwo dobrych rzeczy na parkiecie, a mam wrażenie, że przez dużą część osób oceniany jest przede wszystkim przez pryzmat tych złych decyzji, które zdarza mu się oczywiście podejmować. Ile znaczy dla Thunder pokazały ostatnie play-offy, a na jego niekorzyść pod względem docenienia przez kibiców i ekspertów działa też to, że gra w drużynie z kimś takim jak Kevin Durant.

3. Kto jest najbardziej przecenianym rozgrywającym w NBA?

Dziuba: Rajon Rondo. Bardzo lubię Rajona (i zawsze będę zazdrościł mu takiej sylwetki) jego śliczne linijki z triple-double mogą nieźle namieszać w głowie, ale teraz po rozpadzie Wielkiej Trójki będziemy mogli tak naprawdę ocenić, ile wart jest jako rozgrywający i prawdziwy lider drużyny, a nie ułatwi mu tego fakt, ze wraca po zerwaniu ACL.

Kajzerek: Rajon Rondo. Strasznie trudne pytanie, bo mam słabość do rozgrywających. Bardzo długo się zastanawiałem i postanowiłem wybrać Rajona Rondo, bo fakt, że jest się elitarnym kreatorem, nie wystarczy, aby być jedynką wyciągniętą z definicji. Rondo ciągle brakuje rzutu z półdystansu i dystansu, co mocno ogranicza jego możliwości ofensywne. Ciągle kolekcjonuje doświadczenie do swojego plecaka, ale wiele razy wpadał w ciągi błędnych decyzji, co budowało frustrację. Jeżeli ochłodzi swoją głowę, poprawi procenty z jumpshotów, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby walczył o miano topowej jedynki z Paulem.

Kujawiński: Kyrie Irving. Lubimy go. Nie powiem, że go nie lubimy, bo ciężko go nie lubić. To jeden z tych zawodników, który łączy umiejętności z osobowością i przez lata będzie jednym z najbardziej popularnych zawodników NBA. Jednocześnie jednak w wieku 21 lat wciąż nie jest graczem kompletnym. Szczególnie braki w defensywie nadal oddzielają go od wejścia do elity ligi. Do tego – choć chcielibyśmy widzieć w nim nowe wcielenie Chrisa Paula – nadal nie jest kreatorem z prawdziwego zdarzenia.

Lenkiewicz: Jrue Holiday. Wydaje mi się, że jego nominacja do meczu All Star może mu tylko zaszkodzić. Holiday wciąż ma miejsce na postęp i rozwój, ale nie należy do tej grupy najlepszych rozgrywających ligi. Jego PER z poprzedniego sezonu, to dopiero 21 wynik wśród rozgrywających w lidze, m.in. za Ramonem Sessionsem i Isaiah Thomasem. Nadchodzący sezon powie nam wiele o jego wartości i jestem ciekaw jak
poradzi sobie w nowej drużynie.

Solnica: Derrick Rose. Sporo ryzykuje tym typem, bo może się okazać, że jednak rację mają ci, którzy twierdzą, że powrót Rose’a z miejsca oznacza dołączenie Bulls do ścisłego grona najlepszych zespołów w lidze. I Rose oczywiście może to uczynić, ale na chwilę obecną mam wątpliwości czy odniesiona kontuzja i tak długa przerwa nie odbiją się negatywnie na tym, co D-Rose będzie pokazywał na parkietach NBA w najbliższym sezonie. To jest też typ w ciemno, bo tak naprawdę nikt z nas nie ma pewności co do tego jak będzie wyglądała gra Rose’a i pierwsze oceny będziemy mogli przedstawić po przynajmniej dwóch-trzech miesiącach sezonu. Dlatego to tylko taka moja delikatna sugestia na tę chwilę, która za te dwa-trzy miesiące może być już nieaktualna. Też dlatego, że wybór Brandona Jenningsa byłby pójściem na łatwiznę.

4. Kto jest najbardziej obiecującym rozgrywającym w NBA?

Dziuba: Ricky Rubio. Derrick Rose jest najbardziej obiecującym. Od początku offseason obiecuje, że powróci po poważnej kontuzji jeszcze lepszy niż był przed nią. A tak bez złośliwości i zupełnie serio to postawiłbym na Ricky’ego Rubio, który utrzymuje gatunek prawdziwych rozgrywających – na pierwszym miejscu stawiających podanie – przy życiu. I to w jakim stylu! Gdyby jego asysty szło zamienić w jakąś rzecz to byłyby to delicje. Pycha.

Kajzerek: John Wall. To ciągle obiecująca jedynka, bowiem dotąd Wall albo nie miał zespołu gotowego do walki, albo został wyeliminowany przez kontuzje. Na początku jego kariery w bardzo dużym stopniu cierpiała motywacja. Wizards nie byli w stanie dostarczyć mu drużyny z jakimkolwiek potencjałem, więc nastawienie Walla było bardzo neutralne. Dopiero po zmianach przed sezonem 2012/2013 obudził się w nim długo drzemiący duch rywalizacji. Produkt Kentucky poczuł, że grając obok Bradley’a Beala może walczyć już w trakcie rozgrywek 2013/2014 o awans do playoffów.

Kujawiński: Ricky Rubio. To taka moja słabość do prawdziwych rozgrywających. Rubio został stworzony do grania w NBA i jeśli tylko ominą go kontuzje, to może stać się nowym – bardziej efektownym – Johnem Stocktonem. Coś czego wciąż nie doceniamy w młodym Katalończyku to jego obrona, coś czego nie spodziewaliśmy się po graczu z Europy (najwyższy wskaźnik przechwytów w NBA w sezonie 2012/13).

Lenkiewicz: Kyrie Irving. Posiada wszystko co trzeba, aby zostać najlepszym rozgrywającym w przyszłości, jednak do tego muszą przyjść też wyniki drużyny i regularna gra na parkiecie. Irving opuścił sporo spotkań w swoich pierwszych sezonach i w końcu z lepszą drużyną musi udowodnić, że stać go na jeszcze lepszą grę, poprawę obrony i wygrywanie spotkań.

Solnica. Jest ich wielu. W ostatnich latach obrodziło w świetnie rokujących młodych playmakerów i ciężko wybrać tego jednego z takiego chociażby grona: John Wall, Kyrie Irving, Kemba Walker, Stephen Curry, Ricky Rubio, Damian Lillard, Eric Bledsoe, Mike Conley. Po każdym z nich można obiecywać sobie bardzo wiele, a i każdy z nich ma jeszcze mniej lub więcej elementów do poprawy w swojej grze, co tylko powoduje, że czekają nas ekscytujące lata w NBA. Bo nie mam wątpliwości, że wszyscy ci goście z biegiem lat będą jeszcze tylko lepsi.

5. Kto będzie najlepszym rozgrywającym NBA za pięć lat?

Dziuba: Kyrie Irving. Jest nazywany w tej chwili nieco uboższą wersją Chrisa Paula, ale spokojnie, każda herbata potrzebuje czasu, aby się zaparzyć. Kyrie przywrócił nadzieje Cleveland Cavaliers na lepsze jutro, a nie było to łatwe. Widząc jego lekkość w panowaniu nad piłką, różne sprytne sztuczki – które sprawiają, że oczy wychodzą nam z orbit – ten nos strzelecki i jak wszystko na boisko przychodzi mu naturalnie… ma wszystko by nawet ciut wcześniej zyskać sobie tytuł najlepszej jedynki. Musi jednak znacząco poprawić obronę i nieco bardziej ufać kolegom z zespołu, a przede wszystkim unikać urazów, które do tej pory trochę go stopowały.

Kajzerek: Derrick Rose. Ten gracz dopiero za trzy, cztery sezony wkroczy w swój prime-time, jeżeli jego ciała nie wykończą kontuzje. Rose musi przede wszystkim nauczyć się mądrzej zarządzać zasobem ludzkim. Czasami forsował grę i nawet jeśli trafiał floatera spod kopuły hali albo kończył akcję niczym Houdini koszykówki, to i tak nie wybierał najbardziej pragmatycznej opcji. Jeżeli jego spektakularność miałaby ucierpieć na lepszym kreowaniu – to jest to poświęcenie warte uwagi. Sądzę, że za pięć lat będzie najlepszy, bo jestem jego fanem, co tu dużo mówić. Czasami nie da się osobistych sympatii odsunąć na bok.

Kujawiński: Kyrie Irving. Wierzę, że za 5 lat wszystkie uwagi, które mamy do jego gry w tej chwili będziemy wspominali z uśmiechem na twarzy. Irving to rzadki okaz, który będzie rozwijał się na naszych oczach i o ile ominą go kontuzje za kilka lat powinien prowadzić swój zespół do walki o tytuł.

Lenkiewicz: Stephen Curry. Jeśli będzie unikał kontuzji, być może będziemy oglądać najlepszego snajpera w historii NBA. Jego rzut to poezja, do tego przegląd pola, opanowanie i dobra obrona. Mam nadzieję, że jego poważne kłopoty z kostkami są już historią i Curry pójdzie tylko do przodu. Już w poprzednim sezonie miał trzeci wskaźnik EWA (Estimated Wins Added) wśród rozgrywających za Westbrookiem i Paulem.

Solnica: Ktoś z trójki – Wall, Irving, Curry. Kolejność nieprzypadkowa, bo jestem fanem talentu Johna Walla i wierzę, że to on może rozdawać karty przez najbliższe przynajmniej kilka lat w tej lidze. Jest też najlepszym obrońcą z tej trójki, co na tej pozycji ma bardzo duże znaczenie. Każdy z nich ma jednak potencjał, żeby być za te pięć lat nie tylko najlepszym rozgrywającym, ale też przynajmniej jednym z kilku najlepszych graczy w całej NBA. No i nie zapominajmy o Westbrooku, który za pięć lat powinien być już na tyle dojrzałym zawodnikiem, żeby ograniczyć do minimum głupie rzeczy, które czasem robi, a jednocześnie na tyle młodym, żeby ciągle imponować swoim atletyzmem i szybkością.

23 KOMENTARZE

  1. Panowie Dziuba i Kajzerek, sami jesteście najbardziej przeceniano :P

    Rondo w pojedynkę swoim progresem przedłużył datę ważności Bostońskiej Big3 z “max trzech” (bo tyle im na początku dawano) do sześciu lat (bo jeszcze w zeszłym sezonie byli uznawani za contendera, a przestali być uznawani dokładnie w momencie kontuzji RR).

    Rondo nie jest tak dobry jak Paul czy nawet Tony Parker, ale miejsca w top5-6 rozgrywających bym mu nie odmówił.

    0
  2. Jak jeden z 2 czy 3 klasycznych (w pełni znaczenia tego słowa) rozgrywających może być najbardziej przeceniony? Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Rml zauważył rzecz kluczową, niewielu jest koszykarzy w tej lidzie, którzy swoją grą powodują, że koledzy z zespołu grają o poziom lepiej. Rajona do tej grupy, gdzie miejsce w pierwszym rzędzie ma również CP3 i LeBron z pewnością należy.

    Marek i Michał nieziemsko popłynęli, jeden uargumentował uznanie RR za najbardziej przecenionego rozgrywającego bo dopiero teraz będzie musiał udowodnić swoją realną wartość (+mając na karku zerwanie wiązadła), z kolei drugi ma pretensje, że właśnie RR jest klasyczną jedynką.

    Moimi faworytami do miana zawodnika najbardziej overvalued na pozycji point-guard są kolejno: Ty Lawson, Ray Felton i Goran Dragic.

    0
    • RR to klasyczna jedynka, ale sam jest świadom swoich niedoskonałości, co wpływa np. na jego efektywność w crunch-time.

      Poza tym nie zawsze czyni swój zespół lepszym, chyba zdajemy sobie z tego sprawę.

      Procent zwycięstw bez niego .552 i z nim na parkiecie .465.

      Nie pomyślałem o Feltonie, Dragiću bo nie traktuje ich jako elitę, a tylko tych graczy brałem pod uwagę.

      0
      • Tym bardziej za najbardziej przecenionego zawodnika, nie sposób uznać Rajona, który jest świadomy i otwarcie mówi o swoich niedociągnięciach.
        Tak, mieli gorszy bilans, ale w 11/12 z całym sezonem Rondo mieli lepszy i doszli do finałów konferencji. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę, że wiesz o tym, że C’s w skróconym sezonie również gorzej rozpoczęli sezon. Poza tym w sezonie 12/13 zrobili “lekkie zmiany” w szatni, które moim zdaniem miały decydującą rolę w dosyć niemrawym początku RS.
        Na sto dobrych i b.dobrych tekstów, które popełniłeś, teraz walnąłeś szmatę. Zdarza się.
        Pozdro.

        0
        • Niepotrzebnie włączyłem w to zespół, bo mówienie o nim przez pryzmat jednego gracza faktycznie jest bardzo nieścisłe.

          W gruncie rzeczy jestem fanem talentu Rondo, tak jak i Chrisa Paula czy D-Willa. Jednak studiując grę tej absolutnej czołówki (Paul, Williams, Rose, Rondo, Parker, Westbrook, Curry) wziąłem także pod uwagę wymiar mentalny.

          Brak rzutu i fakt, że RR jest tego świadomy to jedna sprawa. Jednak na umiejętności wpływa także odpowiednie nastawienie oraz kontrola swoich emocji. Rozgrywający powinien według mnie być synonimem lidera, a żeby nim być nie można wylatywać z gry za chest-bump w sędziego.

          Jeżeli RR w 13/14 powróci jako gracz znacznie pokorniejszy, to cofam wszystko.

          0
          • Dlaczego ma wracać pokorniejszy, ta zadziorność to duży element jego zalet (zwłaszcza w obronie).

            Chłodniejsza głowa (żeby nie wylatywać za chest-bump w sędziego) to inna sprawa.

            0
  3. 1. Tony Parker. Sorry, ale po latach pomijania go, ten rok wyraźnie naeżał do niego. Jak słusznie wspomina Przemek Kujawinski, Parker miał wskaźnik asyst wynoszący ponad 40 proc. Ponadto z drużyną role players (znakomitych), ale role-players wspomaganych Duncanem dotarł do finału NBA, gdzie był minutę, 20-sekund od tytułu? Parker ma świetny przegląd pola, piekielnie dobrą decyzyjność oraz przyspieszenie na pierwszym kroku. Dodajmy do tego skuteczność pod obręczą na poziomie 59 proc. i całe zielone pola obok, gdzie rzuca ponad 44-55 proc. System nie wymaga od niego by rzucał za trzy, ma po prostu znajdywać na wolnych pozycjach kolegów. Gdyby jeszcze lepiej bronił… Mimo wszystko dla mnie w tej chwili, dzień po wywalczeniu ME, to PG nr 1.

    2. Najchętniej odpowiedziałbym, że właśnie Tony Parker. Ale skoro ja go doceniam to… Isaiah Thomas. Nie wiem czy widzieliście, ale BBALL BREAKDOWN zestawił ostatnie sezony Kyrie Irvinga i właśnie tego małego intruza. Wychodzi, że statystycznie lepszym graczem jest właśnie Thomas, który lepiej broni pick’n’rolle i sam je egzekwuje. Teraz pewnie straci trochę minut na rzecz Grevisa Vasqueza, który gdzieś po cichu w Nowym Orleanie miał fantastyczny sezon. Hej, a czy nie wydaje wam się, że Stephen Curry, Mike Conley i Jose Calderon też są niedoceniani?

    3. Russell Westbrook? Ma sporo szczęścia, że gra w systemie Scotta Brooksa, który nie wymaga od niego żelaznej dyscypliny i pozwala na sporo. W Thunder Westbrook wcale nie musi skupiać się na kreowaniu czystych pozycji, może sobie rzucać do woli. Nadal lubuje się w pull-up jumperach w kontrze, czasem kompletnie gubi swojego atakującego w obronie. To strzelecki talent, ale nigdy nie będzie wielkim ROZGRYWAJACYM.

    4 i 5. To niemal to samo pytanie. Stephen Curry. Według mnie jeden z najlepszych kozłujących w lidze, świetny przegląd pola, diabelsko silny rzut, spore braki w obronie. Módlmy się razem za jego kosteczki.

    twitter.com/kosma84

    0
  4. Rajon? Serio? Z tego co pamiętam to ekipa ZP1 hajpowała RR9 od samego początku bostońskiej Big 3. Argumenty na to czego mu brak… jasne, ma mnóstwo braków i tylko pomyślmy kim byłby, gdyby ich nie miał. W tym momencie bez tego nawet jest w “topkach” na pozycji PG. Myślę, że ACL pozwoli mu posiedzieć te 3-4 miesiące skupiając się głównie na staniu i rzucaniu do kosza. Może odnajdzie w ten sposób swój rzut, zobaczymy.
    Zapominamy chyba też o tym jak dobrym i uniwersalnym obrońcą jest, a w dodatku jak swoją grę opiera na jej czuciu, a nie atletyzmie, który bez wątpienia należy do jego mocniejszych storn.

    0
  5. Z Rondo to przesadziliście na grubo.
    Można było przecież uciec choćby do Williamsa czy Lyn’a, którzy mieli sezony dalekie od udanych i nikt nie podejrzewa, że będą grać lepiej. A że Rondo jumpera nie ma? Przy waszym wyściskiwanym Rubio, Rajon to rasowy snajper.

    Kwiatkowski zatwierdzał to 5na5, czy “dawajcie wrzucamy póki Maćka przy kompie nie ma” :D?

    0
  6. Też wydaje mi się, że w kategorii najbardziej niedocenianego wygrywa Tony Parker. Wymieniając najlepszych rozgrywających nikt nie ma oporów żeby w top5 umieszczać takiego Derona, który ostatnio rewelacyjnie nie grał, czy Rose’a, który od 500 dni nie grał w ogóle, a ciągle każdy kto wybiera Parkera do takiego grona czuje konieczność dodatkowego argumentowania tego, jakby usprawiedliwiania się. A przecież jego gra w ostatnich kilku sezonach (z zwłaszcza ostatnim, i w playoff) broni się sama.

    0