Wszyscy dobrze pamiętamy Linsanity. Kilka magicznych tygodni w Nowym Jorku, kiedy cały koszykarski świat oszalał na punkcie Jeremy’ego Lina. To było coś naprawdę niesamowitego, co na dobre zapisało się w historii ligi… ale to już nie wróci. Lin nie jest zawodnikiem, który może stale grać na tak wysokim poziomie. Może być bardzo dobrym graczem, ale nie będzie wielką gwiazdą jaką na chwilę stał się w lutym 2012. Niektórzy jednak oczekiwali, że to co pokazywał w koszulce Knicks, zaprezentuje również w barwach Houston Rockets, dlatego też w minionym sezonie bardzo często był krytykowany. Mieliśmy co prawda przebłyski jak 38 punktów przeciwko San Antonio Spurs czy jego powrót do MSG, ale to było za mało. Jego 13.6 punktów i 6.1 asyst odbiegało od 20.9 i 8.4, które notował w czasie Linsanity. Dlatego mimo że na przestrzeni całych rozgrywek miał całkiem dobry sezon, to z perspektywy hype’u jaki się wokół niego utworzył, było to znacznie poniżej ogromnych oczekiwań.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.