Cud Św. Antoniego: Tam gdzie A.Wojnarowski spotyka Boba Hurleya, a sport spotyka życie

3
Walter Ioos jr

“Sport to skondensowane życie. Wszystkie te dramaty, cała ta walka, złamane serca i zwycięstwa streszczone w sztucznie stworzonej rywalizacji. Aby być dobrym w tę grę, wymagany jest niekończący się trening, dokładnie tak, jak w życiu. Sport zawsze pełen jest niespodziewanego – piłek, które powinny były zostać złapane, lecz złapane nie zostały, poprzeczek, które nie powinny zostać podniesione, a podniesione zostały. Na podobieństwo życia – chaos wkraczający w uporządkowane wzory cywilizacji. Sport może przynosić łzy i śmiech w zadziwieniu jego – czasami – absurdem”.

Powyższe słowa to moje bardzo wolne tłumaczenie akapitu z autobiografii Roone Arledge’a – człowieka, którego możemy nazwać ojcem chrzestnym współczesnych relacji sportowych. Gdy w latach 60. Arledge stawiał swoje pierwsze kroki w produkcji telewizyjnych programów sportowych, wśród “wielkich” ówczesnego sportu zawodowego i uniwersyteckiego w USA wciąż panowało przekonanie, że widz przed telewizorem powinien mieć widok w najlepszym wypadku taki, jak kibic z najtańszych miejscówek. W innym wypadku – sądzono – ludzie przestaną przychodzić na stadiony. To Arledge był jednym z tych wizjonerów, który dostrzegł potencjał telewizji w relacjach sportowych. “Uwolnił kamery”, pozwalając im zaglądać w miejsca wcześniej dostępne jedynie zawodnikom, zaczął eksperymentować z mikrofonami (skąd już tylko kilkadziesiąt lat do naszego “wired”), wpadł na pomysł powtórek w zwolnionym tempie i telewizyjnych “double headerów”.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

3 KOMENTARZE