Gary “The Microwave 2” Neal, Danny Green i San Antonio Spurs odpowiedzieli na serię 33-5 Miami jeszcze większym blowoutem. Przy stanie 44:44 Spurs zakończyli pierwszą połowę dwoma rzutami za trzy, pobili rekord Finałów trafiając 16 w całym meczu i jeszcze bardziej niż w dwóch poprzednich meczach zapraszali LeBrona Jamesa i Dwyane’a Wade’a do rzutów z daleka, zamieniając liderów Heat w głębokich myślicieli.
SAN ANTONIO 113, MIAMI 77 (2-1)
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Zaloguj się jeśli masz już abonament
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
4 słowa:
Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną …
Horror jednym słowem. W drugiej połowie, a już zwłaszcza w trzeciej kwarcie, Heat wyglądali jakby z filmu Space Jam :) Piłka ciągle tracona, rzuty wymuszone, brak startu do niczyich piłek, zbiórek, żal to było oglądać. Generalnie SA chciało się dwa razy bardziej, zjedli ich na tablicach, w obronie, a Green i Neal to chyba zarżnęli jakąś kozę dla koszykarskiego boga trójek :) Mam nadzieję, że wszystko dobrze z Jamesem, bo ostatnie dwa mecze w ofensywie dziwnie to wygląda i z pewnością nie chodzi tylko o obronę SA. No nic, spinać poślady i gotować się na mecz 4 panowie z Florydy.
Jakby mój trener z liceum zobaczył to co Spo w pierwsze 8 minut trzeciej kwarty zrobiłby swój “signature move”: Time out i tekst “Pierwsza piątka wszyscy siadać, komu naprawdę chce się i potrafi grać proszę wstawać i zapraszam na parkiet” :))
Go Heat!
BTW … Załóżmy, że w serii niewiele się zmienia i wygrywają Spurs. Kto mógłby dostać na obecna chwilę MVP Finałów? Manu na 100% nie, Tony raczej też nie, Tim .. chyba za zasługi i robienie team spirit. Więc pozostają Green (No1), Neal i Leonard (ex-aequo). Chyba powinni dać Popovi za stworzenie tego „tworu” ;-).
W Heat na przestrzeni trzech meczów na razie zdecydowania najlepiej wygląda Miller.
Dziwny jest ten świat.
Neal odpalający trójkę z 8 metrów sprzed twarzy Birdmana – aż się dziwię, że Pop mu pozwolił na takie cuda:)
Brawo Spurs!
Teraz pytanie nr 1, co ze ścięgnem Parkera?
Bo obecnie, te zagadnienie jest kluczowe dla tej serii.
Parker out (oby nie), Spurs definitywnie out.
Podobno kontuzja Parkera nie jest na tyle poważna, aby uniemożliwić mu granie.
Ale jak dla mnie, w tym momencie kluczową sprawą dla serii jest postawa LeBrona, który nie gra kompletnie nic. Ma zamknięte pomalowane, a z półdystansu nie trafia, jeśli taka tendencja się utrzyma, a LeBron w dalszym ciągu w pierwszych 2 kwartach będzie pasywny, to Miami nie ma najmniejszych szans.
Game 4 będzie dla LeBrona takim samym wyzwaniem, a nawet i większym, niż G6 sprzed roku w Bostonie. Jeśli się podniesie i Miami wygra, to nie widzę innej opcji, jak tytuł dla Miami. Jeśli natomiast będzie kolejny collapse LeBrona, to Spurs skończą w 5, a LeBron chyba będzie mógł zapomnieć o tym, żeby wdrapać się na poziom GOAT… Szkoda, ale Miami jak nikt pokazało w tych PO, jak potrafią się podnieść, z tą różnicą, że teraz mają na przeciw siebie najlepiej poukładaną drużynę w lidze, z Popem na ławce i ogromnym doświadczeniem.
BTW, myślałem, że po przejściu Indiany, Miami będzie miało łatwiej, ale dopiero teraz widać, że Spurs to potencjał może i podobny do S5 Pacers, ale doświadczenie i ogranie to kolosalna przewaga na korzyść SAS.
Potencjał S5 jest po stronie Indiany w tym porównaniu, ale kluczem dla Spurs są ich role players i ławka.
I tutaj jest problem dla Miami – skoro Gary Neal rzuca więcej punktów niż LBJ, to trzeba go zamknąć, proste. Ale wtedy nagle Danny Green może mieć hero-game. To jego też zamkniemy. To wtedy nagle Manu może eksplodować (on w tej serii akurat poniżej poziomu swojego gra), a jeszcze jest Parker, Timmy + genialny w tej serii Leonard. Miami potrzebuje LeBrona i Wade’a, którzy będą trafiali z mid-range. Inaczej dalej się będą męczyć
Dokładnie tak.
Ale właśnie po to są rolesi- żeby w tych decydujących momentach jeden z nich trafiał i miał dzień konia, kiedy wpadać będzie wszystko. Wczoraj w SAS taki dzień miał Green i Neal i nikt by wczoraj San Antonio nie zatrzymał.
Dlatego też Indiana musiała polec z Heat- bo nie mieli ognia z ławki i kogoś, kto w pewnym momencie mógłby pociągnąć.
I tak jak piszesz, kluczem są trafienia LeBrona i Wade’a z mid range. Inaczej Miami nie ma czego szukać w tej serii.
Parker jest kluczowy zgadzam się, ale jak pokazało to spotkanie niekoniecznie niezbędny. On praktycznie w tym meczu nie zrobił nic szczególnego, poza kilkoma drive&kick. Choć przyznam, ten mecz nie był do końca “normalny” kiedy Neal i Green są tacy, i tu paradoks, white hot.
Zapomnieliście skończyć tekst wzmianką: Tracy McGrady nie zdobył punktów.
Ja T-Macowi nigdy nie wybaczę czasów w HOU. Mimo to, jak go widzę spokojnego, pogodzonego ze swoją rolą “Juwana Howarda SAS” i kreującego kolegów to aż mu życzę happy endu.
Czy tylko dla mnie jest coś magicznie urzekającego w tej kumplowsko-rodzinnej atmosferze SAS?
Druga rzecz, którą mi imponują, jest fakt, że SAS robią zdecydowanie mniej groźnych min. Wszyscy zachowują chłód – nie ma tyle zderzania się klatami, groźnych min po dunkach/blokach etc. (oczywiście poza Corym i jego fikuśnym ręczniczkiem ;)
w Teksasie od zawsze jak w rodzinie. Tu nie pierwszy lepszy gracz będzie dołączony do składu, nie zrobi się tu ruchu, który może potencjalnie zabić team-spirit. Od niepamiętnych czasów tu nie używa się popychania przeciwnika czy ciężkich, brzydkich fauli by wymierzyć sprawiedliwość. Nie znaczy to, że są słabi czy miękcy. Spójrz do czego doszli w ostatniej dekadzie i spróbuj powiedzieć, że są słabi ;-)
Tu wszystko ma swój ład i porządek. Ziemia kręci się wokół słońca, Patty Mills kręci ręcznikiem, Tim Duncan zmienia dietę, jak to Maciek napisał, rzeczy się dzieją a Spurs walczą o kolejne mistrzostwo. Wszystko się zgadza.
ręcznikiem wywija Mills ;)
Mam nadzieję, że lebron przegra swoje 3 z 4 finałów, co zakończy bezsensowne porównania do MJ na zawsze :p
Te PO pokazuja niestety jak mocno gra Wade’a i Jamesa jest zbudowana na ich atletyzmie. Gdy Wade nie jest w pelni zdrowy nie jest nawet w top30 ligi.
Bez atletyzmu nie masz czego szukać w sporcie.
Z poważniejszą kontuzją to ani LBJ, ani KD, Kobe, MJ czy ktokolwiek nie będzie w top 30 ligi. Pozostaje wszystkim życzyć zdrowia – może jakiś toast na działce u Sebastiana?
To co mnie uderza, to fakt jak bardzo zmieniła się (stanęła na głowie?) NBA na przestrzeni kilkunastu miesięcy.
Jeszcze w 2011 wielu z nas (w tym oczywiście ja) twierdziło, że tytułu nie da się zdobyć jump shooting offense + odpalaniem 25 – 30 trójek na mecz. A teraz? SAS tylko w jednej akcji oddało bodaj 4 (5?) trójki pod rząd na przestrzeni kilku sekund – napieprzali do skutku ;)
Czy tylko ja mam wrażenie, że jeszcze 2-3 lata temu dinozaury takie jak KG, Gasol, Bynum, DH “robiły” circa 60% gry, a teraz ich rola (zwłaszcza w ataku) jest coraz bardziej marginalna?
Mówiło się kiedyś, że trójkami mistrzostwa się nie wygrywa;-) Obecnie w finale NBA Danny Green broni Lebrona grając momentami jako “czwórka” obok rzucających za trzy Ginobiliego, Neala oraz z 5-6 metra Parkera. Mistrzowie NBA odpowiadają świetnie rzucającymi Millerem, Allenem oraz Chalmersem co daje łącznie 50 rzutów za 3 w meczu. Widać jak zmienia się tendencja oddawania rzutów co wynika głownie z grania small ballem. Chociaż jeśli do finałów udało by się wejść Indianie i Memphis to inaczej byśmy rozmawiali;-)
Jest wiele głosów, że MEM i IND właśnie ZABRAKŁO strzelców za 3, żeby zrobić kolejny krok.
Ale racja, że tam o sile stanowią podkoszowi, więc może za bardzo dramatyzuję ;)
aaa tam. Jak siedzi, to siedzi. Dzisiaj Nealowi i Greenowi siedziały takie rzuty, że mała głowa, a np. Bonnerowi nic nie siedziało nawet z czystych pozycji. To jest 7 meczów. Nie można zakładać, że cały czas będzie siedziało. Spójrz na grę NYK. jak siedziało – gromili Miami w RS. Jak przestało – d… zbita.
3 SAS wynikały z dobrej gry podkoszowej tego zespołu. Penetracje Parkera i oddawanie na obwód, czy ponawianie po zbiórkach ofensywnych. Do tego jeszcze Neal i Green mieli dzień konia. Siedziało to rzucali, ale system gry SAS nie jest w odróżnieniu od Knicks oparty tylko na 3 (oczywiście poza Melo-ISO).
O tym jak ważni są podkoszowi pokazali Grizlies i Pacers.
Miami nie ma dobrego podkoszowego (Birdman gra za mało) to muszą zagęszczać obronę pod koszem, żeby pilnować Duncana, Splittera oraz wchodzących Parkera i Ginobiliego .
W sezonie regularnym tylko w 2 przegranych meczach Miami pozwalali przeciwnikom na mniej niż 7 celnych rzutów za 3 punkty (Bulls i Bos).
Co prawda już w PO Indiana w wygranych nie trafiała aż tyle razy za 3 ale dlatego, ze Hibbert rozgrywał świetną serię.
Gdyby finały skończyły się po tym meczu to MVP musieli by dać Greenowi:) Genialny jest system gry SAS w którym role player może zostać MVP.
Gdyby finały się skończyły po drugim meczu, a decydowałaby różnica punktów, MVP byłby LeBron, a gdyby finał miał jeden mecz byłby nim Parker, a gdyby nie rozgrywano w ogóle finałów, a rzut kośćmi decydował o wygranym, to co roku MVP byłby Stern. Bang bang.
Wyjmij Parkera i Duncana ze Spurs, a kończy się Green i Neal:-) System systemem, ale to obecność liderów i ich indywidualne umiejętności pozwalają tak właśnie grać tym role playerom.
Znaj proporcje mocium panie.
pwoloszun, chodzi mi o to, ze Wade opiera swoje gre do tego stopnia na atletyzmie, ze gdy mu go choc troche brakuje nie jest juz tak produktywny jakby moglo sie wydawac. Wiadoma sprawa, ze w sporcie – kontuzjowany Kobe czy LBJ nie rzucaliby po 30pkt na mecz. Spojrz jednak na takiego Tony Parkera. Gosc ma w granicach 1,85m. Zarowno on i Manu nie wygladaja na ludzi, ktorzy spedzaja polowe swoich treningow na silowni (w przeciwienstwie od chlopakow z Florydy) – a jednak potrafia konczyc pod koszem nawet lapiac kontakt z bardzo silnym, atletycznym obronca.
Bo mają zdrowe nogi kolego. Grałeś kiedyś na poważnie w kosza? Jak nie zgina się Twoje kolano (a widać, że próbuję cały czas biegać/kozłować na prostej nodze) to:
a) nie masz rzutu, nawet z miejsca (nie wspominając o jump shotach), bo do tego potrzeba zdrowych nóg i to o wiele bardziej niż się wydaje
b) nie masz kozła, bo nie da się dryblować (mijać) na wyprostowanej nodze
c) jesteś cieniem w zbiórkach i obronie
Gdyby Wade miał zdrowe nogi, widziałbyś grę z grubsza jak zwykle, nawet gdyby odjąć jego “fizyczność”. Jego atletyzm (bo rozumiem, że pijesz do jego budowy) pomaga się zastawić, ewentualnie powalczyć w post up, ale jego gra polega generalnie na błyskawicznym minięciu (z piłką i bez), świetnym koźle (jak np. firmowe zagranie splita obrony przy podwojeniu, którego chyba nikt tak nie gra jak on) i niezłym jumpie, a to wszystko jest w nogach, więc jak niby ma grać bez kolana? W tym nie pomaga 5kg mięśni na ramionach i klacie. Jak rozgrywałby, mijał i rzucał Parker mając jedną nogę cały czas wyprostowaną?
Pozdrawiam
Co nie zmienia faktu, że Dwyane kiedys niszczył rzutami z 5 m jak nikt w lidze, później “poszedł” w kontuzjogenne pump-fake i próby wymuszania fauli, co powoduje, że:
1)sam jest sobie poniekąd winny swoim kontuzjom, bo nie grał zbyt rozważnie (to zreszta bardzo delikatnie powiedziane,)
2)zatracił, raczej bezpowrotnie łatwośc rzutu z półdychy i nawet przed kontuzja kolana było to widać.
3) stracił tym samym jakakolwiek alternatywę, dla poziomu który powinien reprezentować.
PS. Ale LeBron z tym D.Wadem, w jego penultimate/last-dance dzisiaj rozwalą Spurs ;)
W tym sezonie ma drugi wskaźnik z kariery pod względem trafień w zakresie 15-20 stóp, choć fakt, że oddał tych rzutów około połowę lub mniej w porównaniu z niektórymi sezonami ;)
Czy sam jest sobie winien? Ciężko tak powiedzieć, zostawiał całe zdrowie i serce na parkiecie, grał bez cofania głowy tam, gdzie niektórzy nogi nie wsadzą. Niestety okazało się o kontuzję za dużo, potem noga już nie ta. Pump fake nie jest aż tak kontuzjogenny, robisz tylko naskok (jak każdy gracz), a nawet robisz go z miejsca (jak często Wade), czy po piwocie, czy jak sobie zażyczysz. Nie trzeba zatrzymywać się skacząc jak rozpędzony słoń z metra na parkiet. Chyba że jako kontuzjogenne masz na myśli spadające na Ciebie 100+ kg nabranych na fake obrońców :)
Pozdrowionka!
ekscytujące finał, play – offs
I Love NBA
historycznie
1.Chicago 90′
2.Lakers 80′
3.Boston 80′
4.Spurs 99′-13′
5.Lakers 00
Znakomity występ Spurs + fatalny Miami=pogrom
Takiego meczu w finałach nikt się nie spodziewał.
ULTRA MEGA HIPER SUPER BLOWOUT ;) Go Spurs !
38%, 23%, 16.7. Michael Jordan pewnie nie miał wielu meczów w karierze z podobnymi liczbami, a to są staty z trzech spotkań NBA finals. Gdzie jest król?
Król śpi , ale obudzi sie na game 4 , bądź pewien :)
Jordan? To ten baseballista? :-)
Michael z finałów z Sonics:
41% z gry w całych finałach w tym takie kwiaty jak:
Game4: 6-19 + 4 straty
Game6: 5-19 + 5 strat
Każdemu się zdarza zaszaleć jak widać, a pamięć ludzka ulotną jest :P