Mecz nr 3 Finałów: Gary Neal i Danny Green ośmieszyli Miami

32
fot. AP Photo

Gary “The Microwave 2” Neal, Danny Green i San Antonio Spurs odpowiedzieli na serię 33-5 Miami jeszcze większym blowoutem. Przy stanie 44:44 Spurs zakończyli pierwszą połowę dwoma rzutami za trzy, pobili rekord Finałów trafiając 16 w całym meczu i jeszcze bardziej niż w dwóch poprzednich meczach zapraszali LeBrona Jamesa i Dwyane’a Wade’a do rzutów z daleka, zamieniając liderów Heat w głębokich myślicieli.

SAN ANTONIO 113, MIAMI 77 (2-1)

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykuł4-na-3: Nowi trenerzy, mecz nr 3 Finałów
Następny artykuł3-na-3: Po meczu nr 3 Finałów

32 KOMENTARZE

  1. Horror jednym słowem. W drugiej połowie, a już zwłaszcza w trzeciej kwarcie, Heat wyglądali jakby z filmu Space Jam :) Piłka ciągle tracona, rzuty wymuszone, brak startu do niczyich piłek, zbiórek, żal to było oglądać. Generalnie SA chciało się dwa razy bardziej, zjedli ich na tablicach, w obronie, a Green i Neal to chyba zarżnęli jakąś kozę dla koszykarskiego boga trójek :) Mam nadzieję, że wszystko dobrze z Jamesem, bo ostatnie dwa mecze w ofensywie dziwnie to wygląda i z pewnością nie chodzi tylko o obronę SA. No nic, spinać poślady i gotować się na mecz 4 panowie z Florydy.

    Jakby mój trener z liceum zobaczył to co Spo w pierwsze 8 minut trzeciej kwarty zrobiłby swój “signature move”: Time out i tekst “Pierwsza piątka wszyscy siadać, komu naprawdę chce się i potrafi grać proszę wstawać i zapraszam na parkiet” :))

    Go Heat!

    0
  2. BTW … Załóżmy, że w serii niewiele się zmienia i wygrywają Spurs. Kto mógłby dostać na obecna chwilę MVP Finałów? Manu na 100% nie, Tony raczej też nie, Tim .. chyba za zasługi i robienie team spirit. Więc pozostają Green (No1), Neal i Leonard (ex-aequo). Chyba powinni dać Popovi za stworzenie tego „tworu” ;-).
    W Heat na przestrzeni trzech meczów na razie zdecydowania najlepiej wygląda Miller.
    Dziwny jest ten świat.

    0
    • Podobno kontuzja Parkera nie jest na tyle poważna, aby uniemożliwić mu granie.
      Ale jak dla mnie, w tym momencie kluczową sprawą dla serii jest postawa LeBrona, który nie gra kompletnie nic. Ma zamknięte pomalowane, a z półdystansu nie trafia, jeśli taka tendencja się utrzyma, a LeBron w dalszym ciągu w pierwszych 2 kwartach będzie pasywny, to Miami nie ma najmniejszych szans.
      Game 4 będzie dla LeBrona takim samym wyzwaniem, a nawet i większym, niż G6 sprzed roku w Bostonie. Jeśli się podniesie i Miami wygra, to nie widzę innej opcji, jak tytuł dla Miami. Jeśli natomiast będzie kolejny collapse LeBrona, to Spurs skończą w 5, a LeBron chyba będzie mógł zapomnieć o tym, żeby wdrapać się na poziom GOAT… Szkoda, ale Miami jak nikt pokazało w tych PO, jak potrafią się podnieść, z tą różnicą, że teraz mają na przeciw siebie najlepiej poukładaną drużynę w lidze, z Popem na ławce i ogromnym doświadczeniem.
      BTW, myślałem, że po przejściu Indiany, Miami będzie miało łatwiej, ale dopiero teraz widać, że Spurs to potencjał może i podobny do S5 Pacers, ale doświadczenie i ogranie to kolosalna przewaga na korzyść SAS.

      0
      • Potencjał S5 jest po stronie Indiany w tym porównaniu, ale kluczem dla Spurs są ich role players i ławka.

        I tutaj jest problem dla Miami – skoro Gary Neal rzuca więcej punktów niż LBJ, to trzeba go zamknąć, proste. Ale wtedy nagle Danny Green może mieć hero-game. To jego też zamkniemy. To wtedy nagle Manu może eksplodować (on w tej serii akurat poniżej poziomu swojego gra), a jeszcze jest Parker, Timmy + genialny w tej serii Leonard. Miami potrzebuje LeBrona i Wade’a, którzy będą trafiali z mid-range. Inaczej dalej się będą męczyć

        0
        • Dokładnie tak.
          Ale właśnie po to są rolesi- żeby w tych decydujących momentach jeden z nich trafiał i miał dzień konia, kiedy wpadać będzie wszystko. Wczoraj w SAS taki dzień miał Green i Neal i nikt by wczoraj San Antonio nie zatrzymał.
          Dlatego też Indiana musiała polec z Heat- bo nie mieli ognia z ławki i kogoś, kto w pewnym momencie mógłby pociągnąć.
          I tak jak piszesz, kluczem są trafienia LeBrona i Wade’a z mid range. Inaczej Miami nie ma czego szukać w tej serii.

          0
    • Parker jest kluczowy zgadzam się, ale jak pokazało to spotkanie niekoniecznie niezbędny. On praktycznie w tym meczu nie zrobił nic szczególnego, poza kilkoma drive&kick. Choć przyznam, ten mecz nie był do końca “normalny” kiedy Neal i Green są tacy, i tu paradoks, white hot.

      0
    • Ja T-Macowi nigdy nie wybaczę czasów w HOU. Mimo to, jak go widzę spokojnego, pogodzonego ze swoją rolą “Juwana Howarda SAS” i kreującego kolegów to aż mu życzę happy endu.

      Czy tylko dla mnie jest coś magicznie urzekającego w tej kumplowsko-rodzinnej atmosferze SAS?

      Druga rzecz, którą mi imponują, jest fakt, że SAS robią zdecydowanie mniej groźnych min. Wszyscy zachowują chłód – nie ma tyle zderzania się klatami, groźnych min po dunkach/blokach etc. (oczywiście poza Corym i jego fikuśnym ręczniczkiem ;)

      0
      • w Teksasie od zawsze jak w rodzinie. Tu nie pierwszy lepszy gracz będzie dołączony do składu, nie zrobi się tu ruchu, który może potencjalnie zabić team-spirit. Od niepamiętnych czasów tu nie używa się popychania przeciwnika czy ciężkich, brzydkich fauli by wymierzyć sprawiedliwość. Nie znaczy to, że są słabi czy miękcy. Spójrz do czego doszli w ostatniej dekadzie i spróbuj powiedzieć, że są słabi ;-)

        Tu wszystko ma swój ład i porządek. Ziemia kręci się wokół słońca, Patty Mills kręci ręcznikiem, Tim Duncan zmienia dietę, jak to Maciek napisał, rzeczy się dzieją a Spurs walczą o kolejne mistrzostwo. Wszystko się zgadza.

        0
    • Bez atletyzmu nie masz czego szukać w sporcie.

      Z poważniejszą kontuzją to ani LBJ, ani KD, Kobe, MJ czy ktokolwiek nie będzie w top 30 ligi. Pozostaje wszystkim życzyć zdrowia – może jakiś toast na działce u Sebastiana?

      0
  3. To co mnie uderza, to fakt jak bardzo zmieniła się (stanęła na głowie?) NBA na przestrzeni kilkunastu miesięcy.

    Jeszcze w 2011 wielu z nas (w tym oczywiście ja) twierdziło, że tytułu nie da się zdobyć jump shooting offense + odpalaniem 25 – 30 trójek na mecz. A teraz? SAS tylko w jednej akcji oddało bodaj 4 (5?) trójki pod rząd na przestrzeni kilku sekund – napieprzali do skutku ;)

    Czy tylko ja mam wrażenie, że jeszcze 2-3 lata temu dinozaury takie jak KG, Gasol, Bynum, DH “robiły” circa 60% gry, a teraz ich rola (zwłaszcza w ataku) jest coraz bardziej marginalna?

    0
    • Mówiło się kiedyś, że trójkami mistrzostwa się nie wygrywa;-) Obecnie w finale NBA Danny Green broni Lebrona grając momentami jako “czwórka” obok rzucających za trzy Ginobiliego, Neala oraz z 5-6 metra Parkera. Mistrzowie NBA odpowiadają świetnie rzucającymi Millerem, Allenem oraz Chalmersem co daje łącznie 50 rzutów za 3 w meczu. Widać jak zmienia się tendencja oddawania rzutów co wynika głownie z grania small ballem. Chociaż jeśli do finałów udało by się wejść Indianie i Memphis to inaczej byśmy rozmawiali;-)

      0
    • aaa tam. Jak siedzi, to siedzi. Dzisiaj Nealowi i Greenowi siedziały takie rzuty, że mała głowa, a np. Bonnerowi nic nie siedziało nawet z czystych pozycji. To jest 7 meczów. Nie można zakładać, że cały czas będzie siedziało. Spójrz na grę NYK. jak siedziało – gromili Miami w RS. Jak przestało – d… zbita.
      3 SAS wynikały z dobrej gry podkoszowej tego zespołu. Penetracje Parkera i oddawanie na obwód, czy ponawianie po zbiórkach ofensywnych. Do tego jeszcze Neal i Green mieli dzień konia. Siedziało to rzucali, ale system gry SAS nie jest w odróżnieniu od Knicks oparty tylko na 3 (oczywiście poza Melo-ISO).
      O tym jak ważni są podkoszowi pokazali Grizlies i Pacers.
      Miami nie ma dobrego podkoszowego (Birdman gra za mało) to muszą zagęszczać obronę pod koszem, żeby pilnować Duncana, Splittera oraz wchodzących Parkera i Ginobiliego .

      W sezonie regularnym tylko w 2 przegranych meczach Miami pozwalali przeciwnikom na mniej niż 7 celnych rzutów za 3 punkty (Bulls i Bos).
      Co prawda już w PO Indiana w wygranych nie trafiała aż tyle razy za 3 ale dlatego, ze Hibbert rozgrywał świetną serię.

      0
    • Gdyby finały się skończyły po drugim meczu, a decydowałaby różnica punktów, MVP byłby LeBron, a gdyby finał miał jeden mecz byłby nim Parker, a gdyby nie rozgrywano w ogóle finałów, a rzut kośćmi decydował o wygranym, to co roku MVP byłby Stern. Bang bang.
      Wyjmij Parkera i Duncana ze Spurs, a kończy się Green i Neal:-) System systemem, ale to obecność liderów i ich indywidualne umiejętności pozwalają tak właśnie grać tym role playerom.
      Znaj proporcje mocium panie.

      0
  4. pwoloszun, chodzi mi o to, ze Wade opiera swoje gre do tego stopnia na atletyzmie, ze gdy mu go choc troche brakuje nie jest juz tak produktywny jakby moglo sie wydawac. Wiadoma sprawa, ze w sporcie – kontuzjowany Kobe czy LBJ nie rzucaliby po 30pkt na mecz. Spojrz jednak na takiego Tony Parkera. Gosc ma w granicach 1,85m. Zarowno on i Manu nie wygladaja na ludzi, ktorzy spedzaja polowe swoich treningow na silowni (w przeciwienstwie od chlopakow z Florydy) – a jednak potrafia konczyc pod koszem nawet lapiac kontakt z bardzo silnym, atletycznym obronca.

    0
    • Bo mają zdrowe nogi kolego. Grałeś kiedyś na poważnie w kosza? Jak nie zgina się Twoje kolano (a widać, że próbuję cały czas biegać/kozłować na prostej nodze) to:

      a) nie masz rzutu, nawet z miejsca (nie wspominając o jump shotach), bo do tego potrzeba zdrowych nóg i to o wiele bardziej niż się wydaje
      b) nie masz kozła, bo nie da się dryblować (mijać) na wyprostowanej nodze
      c) jesteś cieniem w zbiórkach i obronie

      Gdyby Wade miał zdrowe nogi, widziałbyś grę z grubsza jak zwykle, nawet gdyby odjąć jego “fizyczność”. Jego atletyzm (bo rozumiem, że pijesz do jego budowy) pomaga się zastawić, ewentualnie powalczyć w post up, ale jego gra polega generalnie na błyskawicznym minięciu (z piłką i bez), świetnym koźle (jak np. firmowe zagranie splita obrony przy podwojeniu, którego chyba nikt tak nie gra jak on) i niezłym jumpie, a to wszystko jest w nogach, więc jak niby ma grać bez kolana? W tym nie pomaga 5kg mięśni na ramionach i klacie. Jak rozgrywałby, mijał i rzucał Parker mając jedną nogę cały czas wyprostowaną?

      Pozdrawiam

      0
      • Co nie zmienia faktu, że Dwyane kiedys niszczył rzutami z 5 m jak nikt w lidze, później “poszedł” w kontuzjogenne pump-fake i próby wymuszania fauli, co powoduje, że:
        1)sam jest sobie poniekąd winny swoim kontuzjom, bo nie grał zbyt rozważnie (to zreszta bardzo delikatnie powiedziane,)
        2)zatracił, raczej bezpowrotnie łatwośc rzutu z półdychy i nawet przed kontuzja kolana było to widać.
        3) stracił tym samym jakakolwiek alternatywę, dla poziomu który powinien reprezentować.

        PS. Ale LeBron z tym D.Wadem, w jego penultimate/last-dance dzisiaj rozwalą Spurs ;)

        0
        • W tym sezonie ma drugi wskaźnik z kariery pod względem trafień w zakresie 15-20 stóp, choć fakt, że oddał tych rzutów około połowę lub mniej w porównaniu z niektórymi sezonami ;)

          Czy sam jest sobie winien? Ciężko tak powiedzieć, zostawiał całe zdrowie i serce na parkiecie, grał bez cofania głowy tam, gdzie niektórzy nogi nie wsadzą. Niestety okazało się o kontuzję za dużo, potem noga już nie ta. Pump fake nie jest aż tak kontuzjogenny, robisz tylko naskok (jak każdy gracz), a nawet robisz go z miejsca (jak często Wade), czy po piwocie, czy jak sobie zażyczysz. Nie trzeba zatrzymywać się skacząc jak rozpędzony słoń z metra na parkiet. Chyba że jako kontuzjogenne masz na myśli spadające na Ciebie 100+ kg nabranych na fake obrońców :)

          Pozdrowionka!

          0