Zima w pełni, do drzwi zaczyna nieśmiało pukać wiosna, a Amar’e rzuca punkty dla Knicks już od prawie dwóch miesięcy. Jak szybko o tym zapominamy. On jeszcze nie tak dawno temu grzał ławę, a perspektywy wejścia na boisko były nijakie. Pogłoski o jego powrocie dementowano, terminy przesuwano niczym dzisiaj daty comebacków Derricka Rose’a oraz Andrew Bynama.
Jeszcze przed ponownym założenie trykotu Knickerbockers Amar’e zadeklarował, że zrobi wszystko to, czego wymagać będzie interes drużyny. Nie dał się wyrugować ze składu Knicks, w czym oczywiście spora zasługa jego monstrualnego kontraktu. Jak zadeklarował, tak zrobił. Dzisiaj Amar’e stanowi solidne wsparcie z ławki i poczyna sobie coraz lepiej. Początkowo zagubiony, szukający swojego miejsca wśród „nowych” Knicks. Królem NY jest teraz Carmelo, który dość nieoczekiwanie wskoczył w tym sezonie na poziom MVP. Tu mała dygresja: wciąż mam w pamięci jaką fajną ekipę stanowili Knicks pod przewodnictwem Amar’e i Feltona. Tych dwóch zawodników jest ponownie razem w Big Apple, jednak już realia nie te.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.