W moim obsesyjnym poszukiwaniu naszych tropów w historii dalekiej i bliskiej, odkrywaniu tego widomego znaku przewodnictwa wśród narodów, służącego udowodnieniu, że to Polacy rządzą światem, a nie jakoby górale z wzgórz Golan, natrafiłem na postać, która łączy w sobie większość wątków poruszonych do tej pory w mojej powieści epistolarnej na 6G. Są tacy ludzie. Amalgamaty. Lepiszcze. Otoczaki. Którzy są spoiwem zdarzeń, miejsc i czasu. I są nasi. Nadwiślańscy. Przaśni.
Naszemu bohaterowi przyszło się na świat w 1927 r. we Wschodnim Chicago… tyle, że w stanie Indiana… Myślę, że miał z tego powodu wiele intrygujących konwersacji w swoim życiu. O które Chicago chodzi? Na chrzcie dano mu na imię Vincent. Ale wołano na niego Vinny. Nie był jednak Włochem. Jadł śląskie i dożylnie dostawał zasmażkę, bo urodził się w domu imigrantów z Polski – z ojca murarza i matki, o której profesji annały milczą. Po ojcu było mu Boryla (Baryła? Goryla?). Żeby tymi narodowymi wątkami jeszcze zamieszać, w sezonie 1944-45 ten center, o wzroście 6’5” został Ajriszem, przywdziewając opaskę kapitana drużyny koszykarskiej uczelni Notre Dame. I byłoby pewnie wszystko pięknie sobie szło, gdyby nie służby mundurowe. Oni zawsze potrafią poplątać ludzkie losy.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Chłopie … masz genialne pióro… kolejny tekst ZAJEBIŚCIE napisany. Dzięki. I proszę o więcej :)
świetny tekst, a te różnorodne wstawki to mistrzostwo, czekam na więcej. peace
brawo zNYKający :)