No i tyle było gadania o cierpliwości. Mike Brown, który cieszył się “pełnym zaufaniem” Kobego Bryanta i “dostał czas” od Mitcha Kuptchaka wyleciał po 5 spotkaniach. Tym samym Lakers wcisnęli wielki przycisk z napisem “panika”. Z jednej strony nie ma się czemu dziwić. W momencie zwolnienia swojego trenera klub legitymował się jednym zwycięstwem na Rodneyem Stuckeyem i jego Detroit Pistons. Ktoś musiał się zirytować. Tym kimś był najprawdopodobniej Jerry Buss, który wciąż nie potrafi oddać synowi wszystkich zabawek i od czasu do czasu przychodzi, żeby przestawić szyny w kolejce. Z drugiej strony zwolnienie Browna było – jak na organizację Lakers – ruchem bardzo nerwowym. Tak nerwowym, że może było w tym dużo więcej niż zirytowany właściciel klubu.
Na 7 minut przed końcem przegranego meczu z Utah Darius Morris dostał piłkę w narożniku i niepilnowany oddał rzut za trzy. Odgłos cegłówki obijanej od obręczy rozległ się na tyle głośno, że uderzył mnie po uszach nawet na wyjątkowo marnej ostatnio jakości mojego League Passa (sąsiedzi kradną mi Internet?). Chwilę później Randy Foye rzucił swoją trzecią trójkę z rzędu, a kamera pokazała, czekającego na zmianę, Kobego Bryanta, który wpatruję się w parkiet. Pomyślałem sobie w tym momencie, że Mike Brown ma kłopoty. Ta scena powróciła do mnie, jako pierwsza myśl, gdy dowiedziałem się, że Brown został zwolniony.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
no a skończyło się z Mike O’Antonim. Będzie śmiechu pełno i łez…