Moja Lakers-obsesja trwa w najlepsze. W tym tygodniu kupiłem piżamę z żółtymi, przepraszam, złotymi wstawkami, by oglądać w niej weekendowe mecze. Wieść niesie, że Kobe Bryant prawdopodobnie opuści inaugurację sezonu, choć mocno stara się, by to się nie wydarzyło. Nic się nie stało moi drodzy wspólnicy w naszej “purpurowo-złotej miłości”. Nawet jeśli Kobe nie zagra, nie oznacza wcale, że mięknie na starość. Kto jak kto, ale menadżerowie drużyn NBA nie mogą się mylić i w dorocznej sondzie po raz kolejny wskazali go jako najtwardszego gracza ligi. Byłby nim nawet gdyby karnie z listy usunąć głosy Joe Dumarsa i gościa, który najlepszym koszykarzem grającym poza NBA uznał Frana Vazqueza. Serio? Jeśli naprawdę znasz tylko cztery nazwiska spoza Stanów, to przynajmniej wybierz bezpiecznie. Kilku gości w Chinach ucieszyłoby się, że ktoś w NBA jeszcze o nich pamięta.
Do niespodzianki doszło w innej kategorii pasjami wygrywanej przez Bryanta. Komu oddasz w ręce swój ostatni rzut? W poprzednich latach menadżerowie – na przekór wszelkim liczbom – tak uparcie stawiali na niego (teraz z pamięci – kiedy ostatni raz trafił game-winnera?), że można by pomyśleć, że sam Kobe przed sondą wysyłał im groźby – tak bardzo chcąc oddać nawet ten wirtualny rzut. Tym razem presja spadła na plecy Kevina Duranta, któremu na papierze, podobnie jak ustępującemu królowi, brakuje trochę do najlepszych. Biorąc pod uwagę True Shooting Percentage (w którym zawierają się wymuszane w końcówkach rzuty wolne) najlepszymi closerami w ostatnich 3 latach byli Chauncey Billups, Steve Nash, Jason Terry i Manu Ginobili. Rzecz w tym, że nie robili tego z zaciśniętą szczęką, która symbolizuję psychiczną twardość.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Bardzo dobry tekst ;)
Nie żeby coś miało do tego to że jestem fanem bułki z masłem (tzn Kobiego )
widzę, że jeszcze coś pamiętasz z psychologii społecznej;)
no no…analiza crunch time’u kobasa poprzez analogię bułki z masłem – szacun:)
Wreszcie jakiś fan LA (jednak nie jestem sam).
Nawet haterów nie ma w komentarzach.. a no tak oni w ogóle nie czytali tego arta :)
mi sie w kazdym razie podoba +1 (i więcej o LA proszę) ;)
Brown jest chyba w najtrudniejszej sytuacji pośród trenerów NBA. Z jednej strony wygranie konferencji to jest niejako obowiązek LAL, zwłaszcza po tym, jak OKC się osłabiło, a z drugiej pokonać Miami jest chyba niemożliwe bez, odpukać we wszystko co się da, kontuzji kogoś z Big3. Ciężko mu będzie to wszystko dobrze poustawiać, sądzę, że Nash z Kobe będą grali ze sobą niewiele minut i drużyna będzie grała dwu-biegunowo zależnie od tego, kto będzie na parkiecie.
czy Brązowy odważy się dać piłkę Nashowi? Oczywiście że nie, Kobe robi w Jezioranach co chce i z kim chce więc poleci trenejro. Brown nie ma jaj, udowodnił to w Cavs gdzie LeBron też robił co chciał.
Witaj Phil. Ale czy stary buddysta poczuje zew krwi? Kolejny raz?