Flesz: Wszystko układa się po myśli Knicks. Ale czy na pewno?

4
fot. x.com/Bucks

Nawet najgłośniejsi prześmiewcy Knicks nie są już w stanie powstrzymać się od okrzyków “autostrada!”, gdy myślą o przyszłym sezonie w Konferencji Wschodniej i szansach Da (freaking) Knicks. Po przedłużeniu kontraktu Mikala Bridgesa, które pomaga Knicks finansowo, wygląda na to, że wszystko układa się po myśli drużyny (cały czas) Jamesa Dolana.

Pomyślałbyś – pisałem o tym we wtorek – że najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem sprawy Giannisa Antetokounmpo wydaje się teraz zabawa z kolegami z kadry na EuroBaskecie, dobre, szczęśliwe czasy i przygotowania w Grecji, może nawet we wrześniu walka o medal mistrzostw Europy – Francja i Niemcy nie wyglądają aż tak dobrze – a potem powrót do Milwaukee i rozpoczęcie sezonu w koszulce Bucks. I dopiero wtedy, po kilku miesiącach, on i Bucks mogliby dojść do wniosku, że to nie działa. Że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. A Giannis – który wciąż miałby sezon i pół do czasu możliwości zrezygnowania z opcji gracza – trafiłby na rynek przed “trade deadline”. Do tego czasu minie półroczne ograniczenie związane z nową umową Bridgesa i Knicks mogliby go uwzględnić w wymianie z Milwaukee.

Myślę, że nawet to przedłużenie – solidne-do-dobre, jeśli chodzi o wartość Bridgesa dla klubu NBA – wygląda atrakcyjnie z perspektywy samego Milwaukee. Nie sądzę, żeby Bucks chcieli tankować w swoim ewentualnym przebudowywaniu się. Omawialiśmy to przy okazji Warriors i tematu Giannisa: Bucks raczej woleliby Draymonda Greena niż toksycznego Jimmy’ego Butlera, prędzej chcieliby już jakiś fundament przebudowy, niż pikować z wszystkim do poziomu 15 zwycięstw. Dlaczego? To proste: pierwszy pick Bucks, który na dziś na pewno należał będzie do Bucks, to 2031 rok. Do tego czasu oddają wszystko – picki i swapy – do Hawks, Pelicans i Blazers.

Nie wydaje mi się cały czas, że wszyscy rozumieją, jak źle wygląda sytuacja Milwaukee. To po pierwsze nie jest dobry team koszykówki. Brakuje mu wybitnie kreatywności na pozycjach 1-2-3, a zbyt miękki schemat defensywny jest niedopasowany do talentu najlepszego gracza, podobnie, jak i to, że tak dużo gra jeszcze na czwórce, a tak mało jako niski center. A to wszystko już działo się w sezonie regularnym, zanim Bucks wylecieli z playoffów szybko w pierwszej rundzie, następnie dołożyli sobie na 5 kolejnych sezonów 20+ milionów dolarów rocznie pieniędzy z wykupienia kontraktu Damiana Lillarda i wzięli w zamian Mylesa Turnera, którego, przynajmniej z punktu widzenia Pacers, przepłacili. To powoli zamienia się w cmentarz.

Bucks testują lojalność Giannisa, ale liczą na to, że może Giannis nie będzie się tym wszystkim przejmował wczesną jesienią. Myślę, że Knicks kombinują nieźle.

A Knicks mają Bridgesa na niezłym kontrakcie. On i Jalen Brunson wzięli mniej w swoich przedłużeniach. Sytuacja z “salary cap” daje Knicks dziś 18 milionów buforu do drugiego “apron” w sezonie 2026-27. Mają pięciu najlepszych graczy – i Milesa McBride’a – na umowach jeszcze przez dwa lata. To są dwa sezony, by spróbować zdobyć mistrzostwo.

Jest też druga strona medalu: Knicks byli wyraźnie słabsi od Pacers w Finałach Konferencji. Złożoność gry, ruch piłki, graczy, tempo – wszystko: cała cyrkulacja, koronkowość; po prostu poziom – Pacers grali lepiej jako zespół. Więc trzeba się zastanowić: czy ten skład, ta piątka czy szóstka najlepszych graczy, czy ten skład ma jeszcze jeden, jak nie dwa poziomy wyżej? I te poziomy odkryje Mike Brown? Pamiętajmy: nie mówimy wcale o finalistach NBA. Są dwa progi, które Knicks muszą przeskoczyć. Trzeci, gdy liczyć to, że Oklahoma City Thunder powinni  na wiosnę być lepsi, bo ich gracze są młodzi. Ci w Knicks to natomiast nie są 23-25-letni gracze – jak Evan Mobley – którzy powinni się jeszcze rozwijać i którzy cały czas to robią. To zawodnicy w swoim “prime” jak Brunson i Bridges, czy gracze trzymający się tego “prime”, jak OG Anunoby i Karl-Anthony Towns. To koszykarze, którzy będą po latach grania dużych minut u Toma Thibodeau. Tu chodzi bardziej o utrzymanie zdrowia i indywidualnego poziomu. I ci gracze nie wchodzą teraz w matrix ofensywnych schematów żadnego geniusza.

Ale wyraźnie widać, że wszystko idzie po myśli Knicks. Między kontuzjami Tyrese’a Haliburtona i Jaysona Tatuma, poziom rywalizacji na Wschodzie spada, a Knicks – razem z Cavaliers – są dziś faworytami do wygrania konferencji.

Trzeba jednak – cóż – pamiętać – bo trudno zapomnieć – jak rzadko wcześniej coś się Knicks układało: Carmelo skonfliktowany z Jeremy’m Linem, era Isaiah Thomasa, nieudana próba ściągnięcia LeBrona, czy Durant i Kyrie wybierający Brooklyn, nie Knicks, w 2019 roku – to kilka przykładów. 1973 do teraz  to ktoś powie: jeden duży przykład.

A teraz wyobraźmy sobie taki: Giannis wraca z EuroBasketu, spotyka się z Bucks. I zostaje wymieniony jeszcze przed sezonem.

Powiedzmy też, że zostaje wymieniony do innej drużyny ze Wschodu.

Powiedzmy, że zostaje wymieniony do Cleveland, gładko, bo w wymianie z udziałem Evana Mobleya.

Powiedzmy, że Knicks grają potem z Cavaliers finał konferencji i powiedzmy, że Giannis jest nie do zatrzymania.

Nie, to się dla Knicks nie wydarzy.

To niemożliwe, żeby to miało akurat przytrafić się Knicks.

4 KOMENTARZE

  1. Do czego to doszło, żebym się zgadzał z tym, że lepszy Green niż Butler bo to ten drugi potrafi zrobić większą kupę prosto w środek team spirit drużyny :D

    Myślałem, że ta chwila jednak nigdy nie nastąpi, ale (mimo mojej całej dotychczasowej nie małej sympatii do niego) po tym co kolejny raz odwalił w Miami przeniosło go w tym rankingu wyżej niż Greena

    6