Dniówka: Co oznacza dla Lakers pojawienie się nowego właściciela?

1
fot. YouTube

Cztery lata temu Alex Caruso wchodząc na rynek wolnych agentów bardzo chciał pozostać w Los Angeles Lakers, z którymi sezon wcześniej sięgnął po mistrzowski puchar. Dlatego kiedy Chicago Bulls złożyli mu ofertę, zanim zdecydować się ją podpisać, najpierw jeszcze odezwał się do Lakers. Dał im szansę wyrównania kontraktu. Był nawet gotów zgodzić się na nieco mniej, żeby tylko zostać w LA. Lakers jednak nie skorzystali z okazji. Ich początkowa propozycja była znacznie niższa i nie zamierzali dawać więcej. Z obawy przed rosnącymi kosztami podatku, ostatecznie zdecydowali się zatrzymać tylko jednego ze swoich dwóch rezerwowych i postawili na Talena Hortona-Tuckera. Szybo okazało się, że to nie był dobry wybór, mówiąc delikatnie.

Teraz Caruso jest już o krok od sięgnięcia po swój drugi tytuł, będąc kluczową postacią ławki Oklahomy City Thunder, natomiast jego historia jest w ostatnich dniach często przypominania w kontekście sprzedaży Lakers, jako jeden z przykładów funkcjonowania klubu pod wodzą Bussów. Bo mimo że są chyba najbardziej znanymi właścicielami NBA, na tle pozostałych wyglądali raczej jak ubodzy krewni.

Obecnie większość właścicieli to miliarderzy, biznesmeni, który dorobili się gdzieś indziej i kupują sobie drużynę jako intratną inwestycję, a zarazem luksusową zabawkę, na którą są skłonni wydawać mnóstwo pieniędzy. Tymczasem Lakers to był dotychczas rodzinny biznes, przekazany dzieciom przez Jerry’ego Buss i będący głównym źródłem ich dochodów, dlatego bardzo ostrożnie liczyli pieniądze. Za fasadą wielkich Lakers, drużyny pełnej przechyłu i blichtru, grającej w światłach Hollywood, kryje się stosunkowo niewielka organizacja. Organizacja, która gdzie się da, musiała szukać oszczędności. Oczywiście, żeby biznes się kręcił potrzebowali wyników i płacili podatek ze swój zespół, ale ograniczali wydatki na management, sztab treningowy, skauting czy generalnie klubową infrastrukturę. W ich biurze pracuje 56 osób odpowiedzialnych za sprawy koszykarskie. Dla porównania, Sam Presti ma do dyspozycji 88 takich pracowników, a przecież to tylko klub z małej Oklahomy. Albo przykład podawany przez Tima Bontempsa i Dave’a McMenamina z ESPN – “Asystent trenera nie dostał pozwolenia na pobyt w tym samym hotelu, co zawodnik, z którym podróżował na treningi w offseason, ponieważ cena pokoju była zbyt wysoka.”

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

1 KOMENTARZ

  1. chętnie bym poczytał o tym jak wyglądaj wpływy Np takich LAL jak rozkłada to się na pracowników itd i ile zostaje właścicielowi. Chciałbym takiej analizy :D, bo wyłożenie 10 mld musi przynieść tez dochód no chyba ze robią to tylko dla prestiżu.

    1