
W niedzielę przeznaczenie powiedziało do Pacers, żeby grać lepiej, ale nadal przegrywać do przerwy osiemnastoma punktami, o i z tego próbować wrócić.
No bueno, Indiana.
Chet Holmgren zrobił jeden fejk, dwie trójki, jeden drive i na końcu pierwszej kwarty szybko rzucił osiem punktów, i w gruncie rzeczy bez poważniejszych usprawnień Thunder raz jeszcze, tym razem pięć minut później niż w pierwszym meczu, objęli wysokie prowadzenie w Finałach. Nie podkręcili presji, nie wysłali Bóg wie czego wyżej, Pacers brali i trafiali wcześnie znowu swoje trójki z rogów, bo jak za starych czasów Thunder, wszyscy schodzili jedną nogą w pomalowane. Pacers mieli zero punktów w paint w pierwszej kwarcie. Mecz miał zaraz się skończyć, lecz tym razem już nie wrócić w ostatnich minutach.
To prowadzenie urosło bowiem w połowie drugiej kwarty już do osiemnastu punktów. Po dwóch trójkach z kozła Aarona Wigginsa było już 52-29 i kończyła się seria 19-2. Przez kilka dobrych minut Shai, Wiggins i OKC zdobywali punkty w każdym posiadaniu, Pacers wyglądali na przytłumionych – nagle ten film nie był wcale o nich. Benny Mathurin i Aaron Nesmith nie mogli zobaczyć obręczy, i nie zobaczyliby jej nawet gdyby jeden stanął drugiemu na ramiona.
Ale nadal nie jestem pewien czy niegranie na dwóch dużych to dalej dobry pomysł. Można wystawić Hartensteina na Siakama, Holmgrenowi oddać krycie przestrzeni. Ta zmiana piątki, to póki co jak jakaś klubowa blizna – Isiah Thomas twierdzi, że to red-flag i powinno dać wszystkim do zastanowienia (mi przypomniało się to jak #1 Mavericks już przed pierwszym meczem zmienili-obniżyli piątkę na smallball #8 We-Believe Warriors; przegrali ten pierwszy mecz i przegrali serię) – blizna, po tym jak Generał grał Perkiem w Finałach NBA z Heat, Shane Battier mordował za trzy, cały Twitter pohukiwał na Generała, w zasadzie ciągnął z niego, ale Scott Brooks krnąbrnie i spokojnie nie słuchał. Generał! Nie jestem też pewien dlaczego NBA nie miała tego meczu nr 2 o dzień szybciej – to nie tak, że czekaliśmy na Bulls 96′ vs Lakers 2000 – bo po trzech dniach przerwy wszystkim co na pewno chcieliśmy zobaczyć było dwudziestopunktowe prowadzenie faworyta w połowie drugiej kwarty. Tak sobie tu prywatnie tęskniłem za 11-meczową sobotą poprzedzoną przez 13-meczowy piątek. Ten rytm NBA jest nonszalancki. To znaczy, w tym momencie zupełnie go nie ma. Skończyłem przez weekend dwie rosyjskie powieści i myślałem o napisaniu profilu Jordana Otta.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Ain’t No Love In Oklahoma
Po prostu OKC wrócili do swojej gry z tegorocznych playoffs, kiedy zamiatają przeciwnika jak oklahomski twister
#Carushow
Trzymaj się Indianko, nie daj się zdmuchnąć!
https://youtu.be/J6YlaeACE4E?si=EJlovSKh5F7LXM9V
😴
Przyłączam sie do krytyki parkietu. Puchar pucharem,ale naprawdę nie dało sie zrobić chociaż tego OKC FINALS?
to, jak NBA w ostatnich latach olała medialny obrazek przy okazji pokazywania Finałów NBA (celowo z dużej), to jest materiał na jakieś dziennikarskie śledztwo